***Dorian***
Dowiedziałem się dziś całkiem sporo
o Azazealu – upadłym aniele. Zdaje się, że zależało mu na tej małej nimfie. To
była dobra wiadomość. Między zdaniami też całkiem sporo można się było
domyślić. Nurtowało mnie trochę ostatnie pytanie. Byłem pewien, że dziewczyna
próbuje coś ukryć, albo po prostu bała się, jak wykorzystam jej odpowiedź.
Dowiem się, prędzej czy później. Od niej lub od kogoś innego. Jeśli Azazeal ma
kogoś zaufanego, w kogo można uderzyć, zanim dojdzie do bezpośredniego starcia
– wkrótce będę o tym wiedział.
Przenosiłem się kilka razy, zanim
udało mi się znaleźć właściwe miejsce. Ogromna łąka, otoczona lasami. Brak
śladów człowieka. Skoro nie zmieniałem się przez cztery tysiące lat, wolałem,
by nikt mi w tym nie przeszkadzał.
Choć wydawało mi się, że jeszcze
wczoraj latałem w przestworzach, od tego czasu minęły tysiąclecia i moje ciało
to czuło. Domagało się przemiany, czułem to w każdym mięśniu, każdej kości, w
szumie krwi przepływającej przez mózg. Najpierw zdjąłem ubranie i powiesiłem je
na drzewie. Mogłem bez problemu sprawić, że zniknie tuż przed zmianą, ale na
razie wolałem skupić się na procesie.
Blask księżyca rozjaśniał nieco mrok
nocy. Łąka, na której stałem, pokryta była gęsto usianymi kwiatami, trwającymi
w nocnym uśpieniu oraz trawą, szeleszczącą pod moimi stopami. Powietrze było
czyste, nieskażone, jak tam, gdzie mieszkali ludzie. Zamknąłem oczy, zbierając
w sobie ogień, źródło mojej mocy.
Istniało wiele gatunków smoków,
jednak te najliczniejsze były powiązane z ogniem. Najliczniejsze i
najsilniejsze. To zawsze one rządziły gromadą. Były także smoki władające
lodem. Przebiegłe i tajemnicze, sam nie wiedziałem, do czego tak naprawdę
zdolne były lodowe smoki, jednak jedno pozostawało niezmienne. Zawsze odgrywały
ważną rolę i darzone były szacunkiem. Ogniste smoki często korzystały z ich
rad. Pozostałe gatunki nie miały ani tyle siły, ani poważania, choć także były
potężne. Jeden z gatunków ział trującym gazem, inny pluł jadem niczym wąż.
Wreszcie istniały smoki skaliste, zabijające swym rykiem, od którego pękały
skały. Moją naturą był ogień. Odziedziczyłem ten dar po ojcu.
Przemiana się zaczęła. Najpierw
pojawił się niewielki płomień gdzieś w mózgu. Potem drugi, tuż przy sercu.
Kiedy się połączyły, ciało stało się giętkie, sprężyste, a skóra rozciągliwa.
Poczułem, że moja twarz się zmienia, wydłuża, oczy stają się większe, głowa
przyjmuje odpowiedni kształt. Ręce i nogi zmieniają się, rosną. Wyłonił się
długi, ostro zakończony ogon. Zamiast rąk miałem już łapy, potem pazury,
wielkie i ostre. Czekała mnie jeszcze najgorsza część.
Przemiana nigdy nie była przyjemna,
ale gdy się nad nią panowało, gdy odbywała się w całkowitym skupieniu, ból
można było ograniczyć do minimum. Czułem każdą część swojego ciała, czasem
lekki ból lub pieczenie. Gdy wyrastały skrzydła, nacisk był największy.
Kręgosłup kształcił się powoli, wyginał się, rósł, coraz wyżej i wyżej... Ból
się nasilał, w końcu usłyszałem zgrzyt kości, ostre, gwałtowne szarpnięcie i w
tym momencie ból zaczął maleć, odpływać. Ostatnie części ciała dopasowywały się
do reszty. Chwilę później byłem już smokiem.
Wspaniałe uczucie,
nieporównywalne do niczego innego. Świat widziany w tej postaci był zupełnie
inny. Wyraźniejszy, wspanialszy. Rozwinąłem skrzydła i
ruszyłem powoli przed siebie. Gdy wzbiłem się w powietrze, wszystko wydawało
się takie małe, niepozorne, bezbronne. Zerknąłem na drzewa i łąki, malejące w
oddali. Leciałem nad lądem i wodą, nad polami, lasami, łąkami, górami... Jak za
dawnych czasów.
Leciałem dość długo.
Zwolniłem nieco, słysząc w oddali szum. W moją stronę kierowało się coś dużego
i bardzo dziwnego. Z pewnością nie był to ptak, choć miało coś na kształt
wielkich, rozłożystych skrzydeł po bokach. Poznałem, że była to maszyna. Gdy
podleciała bliżej, w środku dostrzegłem ludzi. Potrząsnąłem głową. Ludzie nie
potrafią latać. To przecież niemożliwe. Cztery tysiące lat i marny człowiek
wznosi się do chmur?! Podleciałem bliżej. Ludzie nie wyglądali na
przestraszonych. Pokazywali na mnie, widziałem zdumienie w ich oczach. Uznałem,
że jeśli ich zostawię, wieść o mnie za szybko się rozniesie. Lepiej, by tak się
nie stało. Jeszcze nie.
Zebrałem swój
wewnętrzny ogień, który przemieścił się przez gardło do paszczy. Chwila
skupienia i... jest. Dmuchnąłem w maszynę gorejącym płomieniem. Zatonęła w nim
cała, wybuchając podobnie, jak wcześniej pojazdy w mieście. Z podziwem
oglądałem swoje dzieło, po czym zawróciłem. Wystarczy na dziś. Pora wracać,
wkrótce skończy się noc, a czekał mnie jeszcze powrót do mojej postaci.
Usłyszałem trzask latającej maszyny, gdy spadła na ziemię, dopalając się
ostatecznie.
Zadowolony z siebie,
poleciałem w stronę łąki, na której się zmieniłem. Nie odczuwałem skutków tak
długiej przerwy; być może dlatego, że spędziłem ją na śnie. Nadal trudno mi
było w to uwierzyć, ale fakty mówiły same za siebie. Kiedy Ezekiel mnie zakopał
i uśpił zaklęciem, zginął. Czy zdążył dotrzeć do Genevieve? Ostrzec ją? Jak
długo żyła po moim zaśnięciu? Prawdopodobnie zginęła od razu, inaczej wróciłaby
po mnie. Nie miałem co do tego wątpliwości. Nawet jeśli mój przyjaciel wolałby
nie ryzykować i zostawić mnie zakopanego, to ona by wróciła. A już na pewno
żadne z nich nie czekałoby czterech tysięcy lat.
Stąd wniosek, że oboje
nie żyli.
Starałem się nie myśleć
o Genevieve. Kiedy stanę oko w oko z Azazealem, wtedy jej wspomnienie pomoże mi
w zemście. Na razie cały gniew i ogarniającą mnie furię zatrzymałem w sobie, by
wydobyć je w odpowiednim momencie. Musiałem być cierpliwy, a ten drań w końcu
zapłaci za wszystko, co nam zrobił.
Poczucie, że coś jest
nie tak, wyrwało mnie z ponurych myśli. Granica. Ktoś wyraźnie zbliżał się do
granicy mojego zamku. Przyspieszyłem i wylądowałem na trawie. Skupiłem się i
gdyby nie to, że jako smok nie mogłem mówić, a jedynie przekazywać myśli i je
odbierać, pewnie posypałaby się ostra wiązanka przekleństw.
Sheila! Ta mała,
drażniąca nimfa jakimś cudem ominęła służbę i pędziła teraz w stronę granicy.
Zdałem sobie sprawę, że zabezpieczyłem ją głównie przed ludźmi, demonami i
diabłami. Nawet jeśli się zatrzyma, bo jest nefilim, mogła znaleźć sposób jako
nimfa. Nie znałem nigdy żadnej nimfy, ale to było możliwe.
Zacisnąłem zęby i
pochyliłem głowę. Nie mogę tam polecieć jako smok. Przecież jej nie zjem ani
nie podpalę. Była mi potrzebna. Ale jeśli ucieknie, moje plany wezmą w łeb.
Zostawało jedno wyjście. Nieco bolesne, ale nie takie rzeczy już przechodziłem.
Przemiana w minutę.
Czułem się, jakby miażdżyła mnie ogromna skała, od zewnątrz i od środka. Ciągła
myśl o tym, że muszę się spieszyć, nie pozwalała mi się skupić. Kiedy znów
byłem człowiekiem, ból nie ustąpił. Wiedziałem, że będzie mi towarzyszył przez
kilkanaście najbliższych minut. Tylko raz zmieniałem się w pośpiechu i
postanowiłem nigdy więcej tego nie robić. Aż do dziś.
Przeklęta córka
Azazeala!
Właśnie przekraczała
granicę. W ostatniej chwili przypomniałem sobie o ubraniu i w sekundę miałem je
na sobie. Następnie zniknąłem i pojawiłem się tuż przed uciekinierką, która na
mój widok zatrzymała się i pisnęła głośno. Zacisnąłem dłonie w pięści,
powstrzymując chęć rozerwania jej na strzępy. Spokojnie. Jest mi potrzebna.
Żywa. Martwa na nic mi się nie przyda.
- Słyszałaś bajkę o pisklątku, które wyfrunęło z gniazda? - spytałem, robiąc krok w jej stronę. - Tę, w której poleciało za nisko i wpadło między pazury dzikiego kota? Nie? Będziesz miała okazję poznać ją na własnej skórze, pechowe pisklątko.
- Słyszałaś bajkę o pisklątku, które wyfrunęło z gniazda? - spytałem, robiąc krok w jej stronę. - Tę, w której poleciało za nisko i wpadło między pazury dzikiego kota? Nie? Będziesz miała okazję poznać ją na własnej skórze, pechowe pisklątko.
Dorian jako smok - cudo! A to jego zdziwienie wobec dokonań słabego, w jego mniemaniu, ludzkiego gatunku i następnie drobny pokaz swojej siły, po prostu miodzio :D Choć prawdziwym zaskoczeniem było dla niego co innego, ciekawe jak Sheili udało się prawie uciec, a przynajmniej uciec z zamku. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńNo, zrehabilitowałeś się. ^^
UsuńWielka ucieczka małej nimfy już w niedzielę. xD
Albo w sobotę:)
Usuńcudo !!! nie moge doczekać sie kolejnego rozdziału! życze dużżżoooo weny ;)
OdpowiedzUsuńDziękujemy:)
UsuńOo, nie sądziłam, że tak szybko doczekam się przemiany! To było coś, ta zmiana :) A w ogóle od razu pomyślałam jak tylko wzleciał, że ciekawe czy zderzy się z samolotem. Powinnam przewidzieć, że to znowu samolot oberwie :)
OdpowiedzUsuńI także czekam jak to nasza niewinna nimfa zdołała uciec! :)
Samolot nie miał z nim szans:D
UsuńA za chwilę nn;)