***Ezekiel***
Moc pulsowała wokół mnie, napierała, lecz nie atakowała. Czekała. Spirale magii łączyły się i przenikały, drażniąc moją własną. Więc odpowiedziałem. Opuściłem zasłony więżące chłód w moim ciele i pozwoliłem, by uleciał, mrożąc wszystko na swej drodze. Pożerał, karmiąc mnie ciepłem dnia. Mój lód pochłaniał otaczającą mnie magię, czerpał z niej siłę. Znałem te siły, nie pamiętałem skąd, ale nie były mi obce. Chciałem je zmiażdżyć, wściekły, że niepokoją mnie w czasie snu. Wtedy je rozpoznałem. Mężczyzna, którego niegdyś nazywałem przyjacielem. I ona. Vi. Moja. Zatrzymałem lód, nim wgryzł się w skórę i otworzyłem oczy. Przebudziłem się.
Nad sobą ujrzałem znajomą twarz. Nie należała do niej.
- Dorian – przywitałem się sztywno, siadając.
- Witaj we współczesnym świecie, Ezekielu. - Posłał mi uśmiech, wpatrując się we mnie. - Wyspany?
- Brzmisz zbyt radośnie, przyjacielu. Zupełnie jakbyśmy nie przegrali tej przeklętej wojny...
Spojrzałem na swoje ciało pokryte ziemią i brudem. Natomiast nie zakryte tym, co spodziewałem się ujrzeć. Ubraniem. Zatem moja nieskończoność wcale nie była wymysłem wściekłego umysłu.
Dorian odrobinę spoważniał i skinął głową.
- Przegraliśmy wojnę. Cztery tysiące lat temu. Teraz wszystko się zmieniło. Nowy świat, nowe możliwości... Wojna to już przeszłość.
Cztery tysiąclecia. Mój lud poległ cztery tysiąclecia temu, a ja leżałem tu, dręczony jedną myślą... Uniosłem wzrok. Stała tam. Kilka kroków dalej, na tle dziennego światła, którego promienie jakimś cudem odnalazły drogę do jaskini. Żywa. Przeżyła, pomimo że ją wtedy zostawiłem. Piękna, silna, prawdziwa. Musiałem mieć pewność, że jest prawdziwa.
Poderwałem się na nogi i doskoczyłem do niej jednym susem. Cofnęła się zaskoczona i zachwiała na nierównym, skalnym podłożu. Chwyciłem ją, chroniąc przez upadkiem, a jednocześnie sprawdzając, czy na pewno jest realna. Moja dłoń chwyciła jej nadgarstek, który wcale nie rozpłynął się w powietrzu. Pociągnąłem i znalazła się w moich ramionach. Ciepła, żywa, moja. Wpiłem się w jej usta, spragniony ich smaku.
Co prawda oczekiwałem żywszej reakcji, niż nagłe zesztywnienie ciała, ale musiałem to zrozumieć. Była w szoku. Minie jej. Smakowałem jej usta, chłonąłem zapach, nie wierząc własnemu szczęściu. Vi ocalała i była tu, przy mnie. Tam, gdzie jej miejsce.
Przerwałem pocałunek i odsunąłem się o krok, chcąc uważnie się jej przyjrzeć. Wyglądała wspaniale. Nawet zdumienie malujące się na jej twarzy nie ukryło siły, którą wyrażały jej oczy.
- Żyjesz.
- Czego nie będzie można powiedzieć o tobie, jeśli się nie odsuniesz. - Odepchnęła mnie. Zamrugałem z zaskoczenia. - Tam – wskazała dziwny rodzaj tobołka – masz ubrania. I, z łaski swojej, przestań świecić nam po oczach tym i owym.
No tak. Miała prawo się wściekać, zostawiłem ją. Odkupię winy później. Sięgnąłem po spodnie i włożyłem je na siebie. Miały dziwne zapięcie, którego rozpracowanie chwilę mi zajęło.
- Więc cztery tysiąclecia? Co przegapiłem?
- Całkiem sporo, szczególnie przez ostatnie tygodnie – rozpoczął wyjaśnienia Dorian, opierając się lekko o ścianę jaskini. - A tak w skrócie: świat się zmienił, ludzie namnożyli się aż do przesady, a ja się ożeniłem i dziś, jak tylko się umyjesz i wystroisz, poznasz moją żonę.
- Żonę? - To akurat była dobra nowina. Wciąż pozostało nas tyle, by wybredny Dorian znalazł żonę. Dlaczego tyle czekał z odkopaniem mnie, będzie musiał wyjaśnić potem.
- Tak. - Skinął głową. - Długa historia.
- Chyba nie skąpisz przyjacielowi informacji? Przypominam, że spałem cztery tysiące lat.
Włożyłem koszulę i zebrałem włosy w kucyk. Potrzebowałem balii z wodą.
- Ja też, ale po przebudzeniu nie trafiłem na przyjaciół. - Skrzywił się. - To może trochę się wykąpiesz, a potem porozmawiamy? - zaproponował. - Jesteśmy nad morzem, a pogoda jest idealna.
Nie musiał dawać mi do zrozumienia, że cuchnę. Sam to czułem. Skinąłem więc głową i skierowałem się do wyjścia z jaskini. Kiedy mijałem Genevieve, odwróciła wzrok. Zatem nie było sensu pytać, czy zechce wykąpać się ze mną. A więc później, postanowiłem i wyszedłem na światło słoneczne. Tam ponownie zrzuciłem z siebie ubranie i zanurkowałem w spienionych wodach. Były ciepłe, nagrzane słońcem. Miła odmiana po czterech tysiącach z lodem mrożącym moje żyły. Nie miałem ochoty na długie pluskanie się w wodzie. Chciałem czym prędzej zmyć z siebie brud i dowiedzieć się, jakie zmiany czekały mnie w nowym świecie. Czas na relaksującą kąpiel będzie później, najpierw obowiązki. Dorian wspominał o nadmiarze ludzi. O tym też trzeba będzie pomyśleć.
Gdy się już wyszorowałem i jedynym zapachem, który od siebie czułem, było morze, ponownie założyłem ubrania przyniesione mi przez Genevieve. Tym razem poszło sprawniej. Nawet przyjemnie pachniały.
Dorian i Genevieve siedzieli z przodu jaskini, rozmawiając. Ucichli na mój widok, co sprawiło, że się uśmiechnąłem.
- Wiem, wyglądam zniewalająco. Czy teraz możecie wprowadzić mnie do nowego świata?
- Siadaj zatem – zwrócił się do mnie Dorian. - Hm, od czego by tu zacząć... może od tego, że z naszej rasy zostało nas troje. Ale głowa do góry, kiedy ja się przebudziłem, byłem pewien, że jestem sam.
Troje? Spojrzałem na Vi, jednak ona unikała mojego spojrzenia. Nie, to niemożliwe, tylko troje? Pokręciłem głową i skorzystałem z rady – zdecydowanie wolałem słuchać tego na siedząco.
- Przecież masz żonę – przypomniałem Dorianowi jego własne słowa.
- Nie jest z naszej rasy, ale jest dla mnie idealna. - Uśmiechnął się. - Ma na imię Sheila i jest przyjaciółką Genevieve.
Skinąłem głową, przyjmując to do wiadomości.
- Kim jest?
- Ma w sobie krew aniołów i nimf. Polubisz ją. Szkoda, że ominęła cię moja ceremonia ślubna, ale o miejscu twojego snu dowiedziałem się dopiero przedwczoraj od Baśniarza – wyjaśnił.
Baśniarz. Uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że mogę na nim polegać. Pozostawiłem go ze specjalnym zadaniem, miał ujawnić miejsce mojego spoczynku, kiedy znajdzie osobę godną zaufania. I zrobił to, gdy trafił w ręce Doriana. Będę musiał mu podziękować, był lepszym sługą niż mogłem przypuszczać, pełnił swą rolę przez cztery tysiąclecia.
Co do żony mojego przyjaciela... nefilim i nimfa. Jednak wcale nie był tak wybredny jak sądziłem, skoro wybrał kogoś takiego. Oczywiście nie mogłem powiedzieć na głos, że nie podoba mi się pochodzenie jego żony.
- Świetnie. Chętnie ją poznam. Musi być piękna.
Skinął głową.
- Oczywiście, sam zobaczysz. Jest wyjątkowa. Co do reszty zmian... Dużym plusem jest jedzenie. Zdecydowanie lepsze, niż w naszych czasach.
- Polują na nas? - chciałem wiedzieć.
- Tylko na ciebie, nie lubią zarozumialców – padła odpowiedź. Posłałem Vi ironiczny uśmiech.
- Na razie nie, ale ostatnio anioły postraszyły mi żonę wojną, jeśli będę zabijał ludzi. - Skrzywił się. - A zginęła tylko niewielka grupka. W porównaniu z ich ilością na świecie, to tyle, co nic. Tak czy inaczej, trzeba uważać.
Ludzie. Małe, paskudne, nierozumne istoty, które tak łatwo było zmiażdżyć butem. Rozprzestrzenili się na naszych ziemiach niczym plaga, a ci przeklęci pierzaści traktowali je jak ukochane, rozpieszczone dzieci. Nie, to musiało się zmienić.
- Nie będę się uginał pod bezwłosą małpą – zaprotestowałem.
- Mówiłam ci, Dorianie. - Genevieve posłała bratu złe spojrzenie, na mnie nawet nie spojrzała. Była aż tak obrażona?
- Stawką jest nasze życie, Ezekielu – zwrócił się do mnie Dorian. - Sam pomyśl, tyle nas było na ziemi i przegraliśmy wojnę. Jakie szanse mamy teraz, we troje?
- Gdyby twój ojciec mnie posłuchał i zachował się bardziej strategicznie, to my moglibyśmy wygrać – wypomniałem.
- Ale nie posłuchał. A teraz za późno. - Wzruszył ramionami. - Czasu nie cofniemy. Lepiej pomyśleć o przyszłości.
- Więc mamy się schować i udawać, że nie istniejemy?
Nie mówił poważnie. On? Dorian, ten wybuchowy, impulsywny Dorian? Spojrzałem na Genevieve. Ją mogłem zrozumieć, nigdy nie chciała walczyć, pragnęła żyć w pokoju nawet z ludźmi. Mimo to wojna prawie mi ją zabrała. Pokręciłem głową, chowając twarz w dłoniach.
Wojsko. Potrzebowaliśmy armii. Pod tym względem Dorian miał rację, nasza trójka przegra. A wojna nastąpi. Skoro już go ostrzeżono, nie miałem wątpliwości, że anioły w końcu zaatakują. Mógł sobie mówić, że musimy być ostrożni, znałem go zbyt dobrze. Prędzej czy później zrobi coś, co zachęci pierzastych do natarcia, a wojna dotknie nas wszystkich. Musiałem zdobyć armię.
- Nie możemy walczyć z aniołami, Ezekielu. - Podniosłem głowę, słysząc głos Vi. Patrzyła na mnie z powagą. Westchnąłem. Nie pozwolę, by ją zabili, sam również nie miałem ochoty wracać do ziemi, w dodatku na stałe.
- W porządku. Żadnych wyskoków. Zatem jak obecnie wygląda wasze życie?
- Ja mieszkam w zamku z żoną, mam służbę, którą sam stworzyłem, władam jedną czwartą Piekła, po tym, jak zabiłem władcę owej części i ogólnie... nie jest tak źle. - Wzruszył ramionami.
Czwarta część Piekła. Zawsze jakiś początek, choć wciąż za mało. O wiele za mało.
- Świetnie. Vi? Co z tobą? Tęskniłaś?
- Chciałbyś – mruknęła, po czym wstała i skierowała się ku klifom. Musiała być bardzo obrażona. Była piękna, kiedy się złościła.
- Super. Co ty na to, by opowiedzieć mi resztę przy posiłku?
- Zdecydowanie dobry pomysł. Na pewno padasz z głodu. - Dorian wstał i zerknął na Genie. - Znasz jakieś dobre miejsce z najlepszymi posiłkami, siostrzyczko?
Skinęła głową. Wiatr rozwiał jej włosy, gdy ruszyła przodem skalnym zboczem. Nie mieliśmy nnego wyboru niż pójść za nią.
- Jest na mnie aż tak zła?
- A jak myślisz? Przez cztery tysiące lat myślała, że nie żyję, bo nie uświadomiłeś jej, że jest inaczej i na koniec ją zostawiłeś... - Spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Uparła się! Nie chciała ze mną iść, co miałem robić? Zabrać ją siłą?
Niemniej zostawiłem ją. Tę, którą powinienem chronić. Kilka dni przed ślubem, kiedy miałem obiecać jej ochronę, zostawiłem ją. Zacisnąłem pięści. Następnym razem nie zapytam o jej zdanie.
Spojrzałem na nią. Prezentowała się naprawdę dobrze w obcisłej, błękitnej bluzeczce i spodniach. Uśmiechnąłem się. Kobieta w spodniach, niecodzienny widok, bardzo ekstrawagancki, a jednak, jej to pasowało. Podobnie jak wysokie buty na cieniutkiej, kilkunastocentymetrowej szpileczce. Musiałem przyznać, że pomimo niekorzystnego podłoża nawet się nie zachwiała.
- Może trzeba było. A teraz już za późno – mruknął Dorian. - Przez to, że ją zostawiłeś, wiesz, kto ją ocalił? Azazeal.
Zatrzymałem się, pewien, że słuch mnie zwodzi. Nic dziwnego po tylu latach snu. Azazeal? Nasz wróg, dowódca armii, która starła nas na proch? Niemożliwe.
- Nie mam nastroju na żarty, Dorianie.
- To nie żarty, niestety. Azazeal wybronił ją przed resztą aniołów, ponieważ nie zabijała ludzi i w efekcie zostali przyjaciółmi. - Rzucił mi ponure spojrzenie. - A kiedy upadł, stanęła po jego stronie i w efekcie Azazeal włada teraz połową Piekła.
- Chwila... Azazeal w Piekle... przyjaźni się z Vi? Moją Vi?
To musiał być jakiś chory żart. Jak Genevieve mogłaby... nie, to nieprawda.
- Też na początku nie mogłem w to uwierzyć. - Dorian westchnął z rezygnacją.
Zatem to prawda, pomyślałem, spoglądając na idącą przed nami kobietę. Jej ojciec ciągle powtarzał, że nie jest jedną z nas, że zhańbi naszą rasę i odwróci się od nas. Był tego jeszcze bardziej pewien, kiedy odmówiła wzięcia udziału w wojnie. Nigdy w to nie wierzyłem.
- Zdradziłaś nas, Vi?
Odwróciła się jak rażona piorunem, a jej spojrzenie naprawdę mogłoby ciskać gromy.
- Oszalałeś?! Po co miałabym to robić? Straciłam wszystko i zrobiłam to specjalnie?
Patrzyłem na nią, słuchając gniewu w głosie i rozważałem wypowiedziane słowa.
- Żyjesz, chociaż zostałaś tam, sama. Bez szans na wygraną. Przyjaźnisz się z naszym wrogiem, pomagasz mu zdobyć Piekło... to bardzo prawdopodobna opcja.
- Nie gadaj bzdur, Ezekielu – wtrącił Dorian. - Zaprzyjaźniła się z nim dopiero po wojnie. Kiedy została sama. Całkiem sama. - Zerknął na mnie z gniewem. - Pomyśl następnym razem, zanim palniesz coś głupiego.
Cały czas myślałem. Właśnie tym byłem, kłębowiskiem nieustających myśli. Genevieve po stronie wroga? Dlatego nie chciała ze mną uciec? Pozostawał Dorian, jej brat, którego wtedy skazałaby na śmierć. Przyjrzałem się jej. Nie, nie była na tyle perfidna. Ani na tyle bystra, by wymyślić taki przekręt.
- Wybacz, Vi. Musiałem zapytać.
Posłała mi złe spojrzenie i znów ruszyła przodem. Wykorzystałem tę chwilę, by pochylić się ku Dorianowi.
- Jak bliska jest ta... przyjaźń?
Skrzywił się.
- Sam ją o to spytaj. Ja wiem tylko, że kiedyś bywała... zbyt bliska.
Zakląłem. Świetnie, a zatem moja narzeczona nie tylko brata się z wrogiem, ale także wdaje się z nim w romanse. Będę musiał się tym zająć, im szybciej, tym lepiej.
- Już nie będzie – oświadczyłem. - Wróciłem.
Jedzenie w tych czasach istotnie różniło się od tego, co pamiętałem. Nawet najprostsze potrawy miały inny smak, a wszystko to dzięki przyprawom. Mięso wciąż było popularne, ale przyrządzano także warzywa i owoce. Napoje natomiast miały bąbelki i wyróżniały się wieloma smakami. Wszystko było wyborne.
Odstawiłem szklankę, obserwując tłumy przemierzające ulice. Wszędzie byli ludzie, tłoczyli się jak mrówki, śmiali się, dyskutowali, obściskiwali. Wszystko to w całkowitej nieświadomości tego, co czaiło się w mroku. Ci głupcy sądzili, że w obecnym świecie to oni są drapieżnikami, nie mając pojęcia, że prawdziwy drapieżnik siedzi przy oknie w jednym z ich lokali i czeka.
- To wszystko niedorzeczne – oceniłem. - Kim jesteśmy, że mamy ukrywać nasze istnienie? To oni powinni się chować, nie my.
- Mieliśmy już swoją szansę i prawie wszystko zniszczyliśmy. Teraz świat rozkwita. Zastanów się, czy gdyby ludzie zniknęli, mielibyśmy tak dobre jedzenie? Technologię? No dalej, nie mów, że nie jesteś nią zainteresowany. - Genevieve podsunęła sobie półmisek czegoś, co nazywała krabowymi koreczkami i wyjęła jeden.
- Może i ta technologia jest interesująca, ale nasz świat przynajmniej był prawdziwy. Każdy wiedział, kim jest lodowy smok.
- A teraz o smokach opowiadają bajki dla dzieci – dodał ponuro Dorian, opróżniając swój talerz. Zerknął na stojące przed nim potrawy. A sądziłem, że to ja byłem głodny. Uśmiechnąłem się, kiedy przyjaciel nałożył sobie dużą porcję ryżu z owocami morza. Dobrze, że chociaż to się nie zmieniło.
- To całkiem pomysłowe bajki. Może niedługo ty będziesz takie opowiadał. - Vi uśmiechnęła się do brata. Uniosłem brew.
- Czyżby twoja żona już była w ciąży?
- Nic o tym nie wiem. - Dorian pokręcił głową. - Na dzieci mamy jeszcze sporo czasu.
Przynajmniej jedna dobra wiadomość. Dolałem sobie napoju z butelki przyniesionej przez służącego. Kelnera, poprawiłem się w myślach, przypominając sobie upomnienia Vi.
- Zatem... jak nazywa się ten trunek? - Uniosłem szklankę.
- Piwo – odpowiedziała mi Genevieve, wybierając sobie kolejny koreczek. - Również wymyślone przez ludzi. To jak, odroczysz masową egzekucję?
Uśmiechnąłem się i upiłem łyk. Odroczenie było idealnym określeniem. Nadal potrzebowałem armii.
- Tak chyba będzie słusznie – odpowiedziałem.
Zerknąłem na leżący przede mną notes, kupiony po drodze do restauracji. Umieściłem w nim wszystkie niezbędne notatki podsumowujące zdobytą dziś wiedzę. Wszystko uległo zmianie, a to był dopiero początek. Wiele mi opowiedzieli, jednak musiałem to zobaczyć, doświadczyć i zbadać. Dopiero wtedy będę mógł zdecydować, co począć dalej.
- W obliczu całej tej technologii... ostały się jeszcze jakieś księgi? - chciałem wiedzieć.
- W moim zamku jest ich mnóstwo – odpowiedział mi Dorian. - Cała duża biblioteka.
Świetnie. Będę musiał jakoś nadrobić te cztery tysiąclecia. Byłoby też dobrze odbyć małą wycieczkę krajoznawczą. Zerknąłem na Vi, zastanawiając się, czy zgodziłaby się wyruszyć ze mną. Musiałem ją odzyskać, odciągnąć od Azazeala. Przekonać się, że nie zapomniała o danym mi słowie.
- W takim razie chyba pozostaje, byś przedstawił mi swoją żonę.
Uśmiechnął się i skinął głową.
- Naturalnie. A potem wybierzesz sobie pokój w zamku. Jesteś naszym gościem.
- Vi również tam mieszka? - To ułatwiłoby sprawę.
Odpowiedziała śmiechem. Zatem trudniejsza droga.
- Kocham mojego brata, ale chyba nie wytrzymalibyśmy, mieszkając pod jednym dachem.
- Nie, Genie mieszka... w innym zamku. - Przechylił szklankę, dopijając napój.
Nie tak powinno być. Zgodnie z naszym prawem kobieta mieszkała z rodziną do dnia swego ślubu. Nie dostrzegłem znaku rodowego na jej ciele, zatem nie była zamężna. Oczywiście nie mogła, przyrzeczono ją mnie.
Kiedy tylko znajdę odpowiedni dworek, zabiorę ją do siebie.
- Powinienem wiedzieć coś jeszcze, nim stąd pójdziemy?
- Hm. - Dorian zerknął na mnie. - Wspominałem ci już, że Sheila jest w połowie nefilim. Tak się składa, że jej ojcem jest Azazeal.
Ostawiłem szklankę, czując, że trunek staje mi w gardle. Zdecydowanie musiałem coś źle usłyszeć, po Vi można było spodziewać się naprawdę wiele, ale Dorian... nie mógł przecież poślubić córki tego, który niemal go zabił.
- Kiepski żart.
- On nie żartował. - Genevieve posłała mi zadowolony uśmiech. Znów spojrzałem na Doriana, szukając oznak, że jednak próbują mnie wykiwać. Nie znalazłem ich.
- Rozumiem, odebrałeś mu córkę w akcie zemsty? Trzymasz ją w lochach? Uczyniłeś z niej niewolnicę?
- Na początku dostałem ją od diabłów, które mnie przebudziły i... tak, miałem zamiar posłużyć się nią, by dokonać zemsty, ale moje plany uległy zmianie. Obecnie jest moją żoną, mimo gwałtownych protestów jej ojca - tu Dorian uniósł lekko głowę, a w jego oczach dostrzegłem przebłysk zadowolenia - i wiem, że podjąłem słuszną decyzję. Sheila to kobieta idealna dla mnie. A nasze dzieci zapoczątkują potężny ród.
- Chcesz mieć dzieci, w których żyłach będzie płynęła krew Azazeala? - nie dowierzałem.
Wzruszył ramionami.
- Panów już nie ma, zostało nas troje. A anioły wciąż istnieją. Trzeba dostosować się do nowych warunków życia. Poza tym... - urwał i miałem wrażenie, że chce powiedzieć coś innego, ale w końcu dodał tylko – kto nie chciałby mieć dzieci?
Posiadanie dzieci jak najbardziej było pożądane, tym bardziej, że zostało nas tak mało, jednak córka wroga?
- To córka Azazeala – przypomniałem na wypadek, gdyby to do niego nie dotarło.
- Jesteś męczący. - Genevieve pochyliła się nad stołem. - A teraz posłuchaj. Sheila jest wspaniałą kobietą, ma tak dobry wpływ na Doriana, jak nikt inny. Nie będziesz mieszał w ich życiu, jasne?
Jakbym mógł coś poradzić po złożonej przysiędze. Westchnąłem i dopiłem piwo.
- Jasne, Vi.
Uśmiechnęła się zadowolona i podniosła się, patrząc na nas z góry.
- W takim razie pójdę uprzedzić Sheilę, że za chwilę może spodziewać się waszego powrotu. - To powiedziawszy wyszła z lokalu. Obserwowałem ją, kiedy mieszała się z tłumem, aż do chwili, gdy po prostu zniknęła.
- Tak szybko jej do siebie nie przekonasz – stwierdził Dorian, zerkając w stronę, gdzie zniknęła jego siostra.
- Jesteśmy zaręczeni – przypomniałem mu.
- Byliście. Cztery tysiące lat temu. Świat się zmienił, Genevieve też.
Rozłożyłem ręce, prezentując swoją aparycję. Aż tak trudno było zauważyć, że nie wyglądam na mężczyznę, któremu się odmawia?
- Spójrz na mnie. Mnie nie można nie chcieć.
- Bez urazy, ale ja bym cię nie chciał. Wolę kobiety. - Na ustach Doriana pojawił się lekki uśmiech.
- Nefilim – zagaiłem.
- Właściwie jej uroda nie tyle przypomina anioła, co nimfę – odparł, opierając się wygodnie. - Na szczęście nie jest podobna do ojca.
Parsknąłem śmiechem.
- Więc wybrałeś ją dla urody?
- To duży atut, ale nie przesadzajmy. - Pokręcił głową. - Nie mogłem zabić Azazeala, bo straciłbym siostrę. Jest w niego zapatrzona i uważa go za najlepszego przyjaciela. Na szczęście miałem jego córkę. Genie zażądała, bym ją natychmiast wypuścił. Zamiast tego, oświadczyłem się jej. Azazeal wygrał życie, ale przegrał swoje jedyne dziecko i musiał się z tym pogodzić. - Uśmiechnął się szeroko.
- A teraz ty musisz troszczyć się o jego córkę, cóż za zemsta – odparłem ironicznie.
Ten ród naprawdę nie mógł sobie poradzić bez lodowego smoka. Chwila nieobecności i ożenił się z córką wroga. Pokręciłem głową.
- To żaden problem. - Wzruszył ramionami. - Lubię ją, a w przyszłości nasze dzieci będą potężniejsze od aniołów, od demonów i od wszystkich innych stworzeń. Potem wnuki i prawnuki, coraz więcej, gdyż w przeciwieństwie do naszej rasy, nimfy i diabły mogą mieć wiele dzieci. Powstanie silny ród, którego nie zniszczy żadna wojna.
- Nie wiesz, jakie odziedziczą cechy, czyja krew zadecyduje – wyjaśniłem spokojnie. - Poza tym, naprawdę nie było żadnej innej niż córka Azazeala? Omal cię nie zabił.
- A ja omal nie zabiłem jego. Gdyby nie Genie, która pojawiła się tam niespodziewanie... - Pokręcił głową. - Wiesz, gdy poznasz Sheilę, myślę, że zrozumiesz mój wybór. Połączenie nimfy i nefilim w tym przypadku okazało się idealne.
- Mówisz, jakbyś miał słabość do tej kobiety. Pomimo jej pochodzenia.
Ciekawe, bardzo ciekawe. Coraz bardziej chciałem ją poznać. Co takiego mogło być w kobiecie, która zawróciła w głowie Dorianowi?
Zastanawiał się przez chwilę.
- Chyba po prostu jest mi z nią... dobrze. Pasuje do mnie. Pomimo jej pochodzenia.
- W takim razie musi być interesującą kobietą. Będzie bardzo rozpaczać, gdy już pozbędziemy się jej ojca?
- Masz jakiś plan? Taki, który pozwoli ci go zabić i nikt nie dowie się, że to ty? - Dorian uniósł brwi. - Póki co, Azazeal nam nie zagraża. Jest inny diabeł, ukrywający się przed pozostałymi. Belial. Planuje zjeść serce Pana. Trudno go znaleźć.
Zjeść serce. Uśmiechnąłem się na tę nowinę. No proszę, a więc znalazł się jakiś marny diabełek, który zamarzył o byciu kimś. Bez trudu domyśliłem się, czego oczekiwał, poszukując serca jednego z nas. Nie sądziłem jednak, by mógł nam zagrozić, bez względu na to, co wymyśli.
Azazeal również nie był problemem, ale miałem z nim dawne zatargi, o których nie chciałem zapominać. Nie tylko poprowadził wojska, które zniszczyły mój lud, doprowadziły do zagłady Panów. Mało tego, próbował odebrać mi moją kobietę.
- Zatem ktoś wreszcie zapragnął twego zepsutego serca?
- Najwyraźniej. I to diabeł, który sądził, że posiądzie moją moc. - Dorian pokręcił głową. - Może upadając, uderzył się w głowę i stąd jego dziwne upodobanie kulinarne. Podesłał jedną ze służek, która okazała się nefilim, by podczas snu wycięła mi serce. Gdyby nie Sheila, mógłbym się nie obudzić.
A więc o to chodziło. Ta kobieta ocaliła mu życie, dlatego jej zapragnął. Zamówiłem butelkę wody i wypiłem spory łyk, zanim ponownie się odezwałem. Oczywiście, ignorancja mojego przyjaciela była ogromna.
- Jedna nefilim próbuje cię zabić, druga ci pomaga i bierzesz ją za żonę. Uroczo. Co do diabła, Belial, tak? No cóż, to oczywiście bzdura. Nie może posiąść naszej mocy. Nie zyska też władzy nad demonami, zjadając twoje serce, choć zapewne właśnie na to liczy.
- Ja to wiem, ale on zdaje się, że nie. Mam więźnia, który wie, gdzie przebywa Belial, ale to demon amuletów i tortury nie robią na nim większego wrażenia. - Skrzywił się.
- Coś wymyślimy. - Odstawiłem szklankę. - Nie rozumiem jak można być takim idiotą i myśleć, że serce zawsze załatwia sprawę. - Pokręciłem głową. - Ludzie wierzą, że odpowiada za uczucia, diabły, że w nim kryje się moc... a tymczasem ono tylko pompuje krew. To tak jakby nasza magia za każdym razem przechodziła przez serce...
- Pewnie gdyby nie udało mu się z sercem, spróbowałby pić krew – stwierdził Dorian. - Tak czy inaczej, trzeba złapać tego idiotę.
- Krew – prychnąłem. - Gdyby chciał zyskać władzę nad demonami, którą ma twój ród, musiałby zjeść całe twoje ciało, bo ono całe jest nośnikiem magii. I musiałby zjeść cię żywcem, bo trupy są bezużyteczne. Pogratulować pomyślunku. - Dopiłem wodę, czując, że pora się zbierać.
- To by mogło być ciekawe doświadczenie, być zjadanym po kawałku. - Uśmiechnął się i pokręcił głową. - Marzyciel z niego. - Wstał. - Gotowy na poznanie mojej żony?
- Jak najbardziej – potwierdziłem i również podniosłem się z miejsca. Byłem naprawdę ciekaw tej kobiety.
Dorian skinął głową i niespodziewanie przenieśliśmy się na tereny jego zamku.
Budynek był okazały, pełen luksusu, jak lubił Dorian. Nie wątpiłem, że znajdę w nim również rozległe lochy. Zaskoczyły mnie natomiast kwiaty otaczające zamek. Aleja otulona różami, krzewy, klomby. Zapewne na życzenie jego żony. Pokręciłem głową. Zatem ten głupiec naprawdę stracił głowę dla kobiety. Nefilim. Co z nim było nie tak?
Wnętrze zamku również ozdobiono kwiatami. Ich zapach drażnił moje nozdrza. Musiałem znaleźć sobie własne miejsce, jak najszybciej. Poza tym było całkiem ładnie. Wysokie sufity, przestronne sale, ciepłe kolory. Nie przepadałem za ciepłymi kolorami.
Miałem właśnie zamiar wyrazić swoje zdanie o tym miejscu, kiedy u szczytu schodów pojawiła się ona. Suknia odsłaniała znamię, jasno dając do zrozumienia, że kobieta jest własnością Doriana. Zwiewny, srebrzysty materiał otaczał ją jak mgła. Jak pajęczyna utkana na jej ciele, doskonale dopasowując się do figury kobiety. Ciasno opinała jej piersi i luźno spływała wokół długich, zgrabnych nóg. Były takie bez wątpienia, mogłem dostrzec to nawet przez ten cienki materiał. Niezbyt wysoka, średniego wzrostu miarą ludzi, u boku męża raczej niska, szczupła o nieskazitelnej cerze, wielkich oczach i kuszących ustach. Ciemne włosy falami opadały na jej ramiona. Była piękna, jak kwiat, który rozkwita o poranku, przyćmiewając blask słońca. Zbrukana krwią naszego wroga, słaba jak gatunek jej matki. I niezwykle piękna.
Uśmiechnąłem się, przypominając sobie rozmowę sprzed setek lat, kiedy Dorian szukał właśnie kogoś takiego.
- Chyba rozumiem, dlaczego wybrałeś ją – odezwałem się do przyjaciela. - O ile ograniczysz ją do sypialni i chwalenia się podczas przyjęć.
Uśmiechnął się nieznacznie, nic nie mówiąc. Nie było takiej potrzeby. Kobieta zeszła po schodach, muskając dłonią poręcz. Jej spojrzenie przemknęło między nami, przez chwilę zatrzymało się na Dorianie i ujrzałem ciepło wypełniające jej oczy. Potem spojrzała na mnie i uśmiechnęła się uroczo. W jej spojrzeniu nie było już ciepła. Mimowolnie uniosłem kąciki ust. Mała nimfa się mnie bała.
- To przyjemność, poznać cię, piękna pani – odezwałem się, zrobiwszy ukłon i uniosłem jej dłoń do ust. Panika w jej oczach była taka zabawna. - Mam nadzieję, że ten bestialski drań nie opowiadał ci żadnych bzdur na mój temat.
- Mówił same dobre rzeczy – odpowiedziała powoli.
Uśmiechnąłem się i wyprostowałem, puszczając jej dłoń.
- Zatem kłamał – zerknąłem na Doriana, który uniósł brew. W końcu przejrzał moje zamiary i objął żonę w talii.
- Wydaje mu się, że jest intrygujący. To tylko takie gierki – uspokoił ją.
- Bynajmniej – zaprotestowałem z udawanym oburzeniem. - Jestem czarujący.
- Czarujący jak komary podczas wakacji – usłyszałem sprostowanie. Podniosłem wzrok na Genevieve, która właśnie pojawiła się u szczytu schodów. - W każdym razie to Ezekiel. Nie zwracaj na niego uwagi, a może sobie pójdzie. Jego ego nie znosi bycia ignorowanym.
Prawda. Dlatego nikt mnie nie ignoruje.
- Mam na imię Sheila – usłyszałem słodki głos małżonki Doriana. - I mimo wszystko bardzo miło mi cię poznać.
Kłamczucha.
Skinąłem głową, przyzwalając jej na to drobne kłamstewko i pozwoliłem, by Dorian poprowadził nas do salonu. Usiadłem w fotelu, biorąc od przyjaciela kieliszek wina. Jeszcze tylko jakieś dwie godziny bezwartościowych, grzecznościowych rozmów i będę mógł pomówić z Baśniarzem, który wyjaśni mi wszystko, co przegapiłem w czasie snu. Przywołałem więc swoją cierpliwość i uśmiechnąłem się do Sheili, która próbowała zabawić mnie rozmową. Przespałem cztery tysiące lat, zniosę i to.
Zeke ma jakiś plan, a Baśniarz pomaga mu w jego realizacji, sprytnie.;)
OdpowiedzUsuńEzekiel niemal zawsze ma jakiś plan.;)
UsuńCiekawe w takim razie, kiedy go nie ma. xD
UsuńKiedy jeszcze planuje^^
UsuńHehe, to wszystko wyjaśnia^^
UsuńMam nadzieję, że Ezekiel nie zepsuje wszystkiego i nie będzie wojny :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
Wszystkiego na pewno nie zepsuje.^^
UsuńEzekiel szybciej się przyzwyczaił do nowych czasów niż Dorian.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale Ezekiel jest inny niż Dorian i też inaczej patrzy na świat.
UsuńCóż... Ezekiel jest bardzo interesująca postacią. Wywnioskowałam, że tak łatwo nie zapomina i będzie chciał zemścić się na aniołach i odzyskać Genie (jeśliby mu się udało, to może by go zmieniła na lepsze ale jakoś mi się nie wydaje). Jestem bardzo zaintrygowana jego rozmową z Baśniarzem. Wydaje mi się, że jego brak sympatii do Sheili może spowodować jakąś kłótnie z Dorianem. Podsumowując świetny rozdział! 😉
OdpowiedzUsuńDorian na pewno nie pozwalałby obrażać żony;p
Usuńdziekuje , jaki arogancki, szkoda mi Gene , on bedzie próbował ja odzyskac a nie widac by miał w planach zmiane swego charakteru, on sprawi im kłopoty,planuje wojne :)
OdpowiedzUsuńEzekiel zawsze coś planuje:p I na pewno nie jest to zmiana charakteru^^
UsuńEzekiel narobi problemów, niech ktoś mu wytłumaczy, że jest niegrzeczny ;) I nie lubi Sheili, no cóż, przynajmniej nie ma chęci jej zabić, dobre i tyle :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że stwierdzenie niegrzeczny mogłoby go rozbawić^^ Zabić żonę przyjaciela?:P
UsuńDlatego użyłam tego słowa :D
UsuńNo wiesz, 4 tysiączki lat, narzeczoną odebrał mu anioł, upadły, ale zawsze anioł, a najlepszy kumpel na żonę zamiast jakąś z Panów to bierze wystarchaną nimfę. Mogło mu to pogorszyć humor ^^
Ezekiel może nie jest fanem nimf, ale to nadal żona przyjaciela, życie jej daruje.^^ Bardziej drażni go Azazeal, ale w obecnej chwili jego też nie może zabić. Tak, to mu humoru nie poprawia. :P
Usuń