Od autorek

Od autorek

Drodzy Czytelnicy! Zapraszamy na epilog Doriana. Dziękujemy wszystkim,
którzy komentarzami dawali nam znać, że nasza powieść nie znika bezowocnie
w głębinach Internetu. Zapraszamy także na Szczyptę magii.
Pozdrawiamy i czekamy na Wasze opinie;)

24.04.2016

Rozdział XIII. Część 2

 ***Sheila***

    Obudziłam się dość wcześnie jak na porę, o której położyłam się spać. Przewracałam się z boku na bok, walcząc z natłokiem myśli. Wiedziałam, że Leanne jest już bezpieczna, ale ta świadomość jeszcze nie zagnieździła się w mojej głowie. Dlatego ubrałam się pospiesznie, zgarnęłam z kuchni dwie miski płatków z mlekiem i ruszyłam na skraj lasu. Nie dostrzegłam Leanne, więc musiała jeszcze spać w drzewie. Postawiłam miski na płaskim kamieniu i rozłożyłam sobie koc; tego dnia było zbyt chłodno, by siadać na gołej ziemi. Trawa też zdążyła się już bardzo przerzedzić, więc przed wyjściem włożyłam sportowe buty. Dopiero teraz pochyliłam się, by zawiązać sznurówki.
    Podniosłam głowę, słysząc szelest. Leśne nimfy zwykle poruszają się bezszelestnie, więc Leanne chciała, bym ją usłyszała. Uśmiechnęłam się i wskazałam jej miskę ze śniadaniem.
    - Pomyślałam, że możesz być głodna – wyjaśniłam.
    Usiadła obok mnie i wzięła miskę, z ciekawością zaglądając do środka. Potem posłała mi pytające spojrzenie.
    - To płatki miodowe, zalane mlekiem. Są przepyszne, spróbuj – zachęciłam ją.
    Powąchała zawartość miski, najwyraźniej nie wyczuła niczego, co mogłoby jej się nie spodobać, bo zanurzyła palec w mleku, a potem dotknęła nim języka. Zachichotałam i zaczęłam jeść swoją porcję. Leanne przeżuła pierwszy płatek i dopiero wtedy chwyciła za łyżkę, pałaszując zawartość miski. Zjadłyśmy w ciszy, dopiero gdy skończyłyśmy, postanowiłam wypytać ją o samopoczucie i podzielić się dobrą nowiną.
    - Więc teraz to drzewo należy do ciebie?
    Przytaknęła z radosnym uśmiechem, jej twarz wprost promieniała szczęściem. Czule dotknęła pnia w miejscu, gdzie przechodził w korzeń. Poklepała go jak starego przyjaciela.
    - Tak samo jak ja należę do niego. Nie mogę uwierzyć, że mnie przyjęło, to naprawdę właściwie się nie zdarza. Jest takie wspaniałe, silne, pełne życia. I tak blisko ciebie. Gdzieś tu jest twoje jezioro, prawda?
    Skinęłam głową i potarłam dłońmi ramiona. Nadchodząca jesień dawała już o sobie znać, poranki były coraz chłodniejsze. Rozważałam nawet powrót po swetry dla siebie i Leanne.
    - I to jest ten temat, na który chciałam z tobą porozmawiać. Mam tu jezioro, w którym spędzam wiele czasu, ale mieszkam w zamku, razem z moim mężem. Naprawdę dobrze jest mieć miękkie łóżko i ciepły posiłek, kiedy tylko ma się ochotę. Rozmawiałam z Dorianem i chcemy, żebyś u nas zamieszkała.
    - Znaczy się... proponujesz mi trójkąt? - Zamrugała, a ja parsknęłam śmiechem.
    - Na boginkę, nie! Polubiłam cię, ale z nikim nie będę dzielić się mężem. Proponuję ci dom, który będziesz mogła uznać za swój. Własny pokój, ciepłe ubrania, salę z jacuzzi...
    - Też cię polubiłam. I tego mężczyznę z blizną, Varysa. Ale twój mąż... Już raz spalił moje drzewo. Cały las. Och, zające! Gdzie one są?
    Dotknęłam jej ramienia uspokajającym gestem.
    - Nie martw się, są w zamku, w tym samym pokoju, w którym spałaś. Mają tam sianko, marchewki, pietruszkę i karmę dla królików. Możesz ze mną po nie pójść lub sama je przyniosę.
    - Pójdę – zdecydowała, zrywając się na równe nogi. - Nie będą się tak bały, gdy mnie zobaczą.
    Pomogła mi złożyć koc i razem ruszyłyśmy w stronę zamku. Zanim zaprowadziłam Leanne do pokoju, oprowadziłam ją po zamku, wyjaśniając, co gdzie jest. Miałam nadzieję, że zechce z nami zostać, brakowało mi kobiecego towarzystwa, a nikt nie zrozumie mnie lepiej, niż kolejna nimfa. Pokazałam jej salon, pokoje i łazienki, ale to w kuchni Leanne przeżyła kolejną chwilę niewypowiedzianej radości. Wszystkiemu temu winien był Varys jedzący śniadanie w towarzystwie V'lane'a i dwóch innych wojowników. Gdy tylko Leanne go zobaczyła, dopadła do w kilku susach i zarzuciła mu ramiona na szyję. Stłumiłam śmiech, widząc jego zdumioną minę. Sprawiał wrażenie zagubionego, jakby nie do końca rozumiał, co się dzieje. W końcu ostrożnie objął dziewczynę ramieniem.
    - Jestem następny w kolejce – zgłosił się V'lane i wtedy już musiałam się roześmiać.
    Leanne odsunęła się i zarumieniona spojrzała na wojownika.
    - No bo... tego... ja tak z wdzięczności... - Zerknęła na Varysa. - Uratowałeś mi życie, a ja nie miałam okazji podziękować... Powinnam wczoraj, ale...
    - Wszystko w porządku, cieszę się, że mogłem pomóc.
    Varys uśmiechnął się nieznacznie do Leanne, starając się nie naciągać za mocno blizny. Wciąż nie przywykł, że tutaj nikogo nie obchodzi jego wygląd.
    - Leanne z nami zostanie – poinformowałam wszystkich, zerkając na dziewczynę.
    - Tak, chyba tak.
    - Świetnie, pięknych kobiet nigdy dość. - V'lane wstał od stołu i ucałował dłoń Leanne. Mogłam tylko pokręcić głową.
    - Dobrze, wystarczy tego. Ktoś z was wie, czy mój mąż już wstał?
    - Minąłem go kilka minut temu, gdy szedł do jadalni. - V'lane znów zajął swoje miejsce i wrócił do śniadania. - Jeśli chcesz do niego iść, to my z Varysem chętnie zajmiemy się nową lokatorką.
    Leanne posłała mi błagalne spojrzenie. Rozumiałam ją, ja również nie czułam się dobrze wśród tylu mężczyzn, kiedy tu zamieszkałam. Dlatego wzięłam ją pod ramię i pożegnałam panów, zabierając Leanne ze sobą. Zabrałam ją do zajączków, które na jej widok wyszły spod łóżka. Uklękła koło nich i drapała oba, cicho tłumacząc im nową sytuację. Tak ich zostawiłam, wiedziałam, że Leanne sobie poradzi, a gdy zechce wrócić do lasu, Varys ją tam zaprowadzi.
    Doriana znalazłam, tak jak przypuszczał V'lane, w jadalni. Siedział nad talerzem pełnym kiełbasek i właśnie kończył jeść jajko na miękko, a gdy mnie zauważył, uśmiechnął się lekko. Usiadłam na wprost niego i nalałam sobie kakao.
    - Dobrze spałeś? - zagadnęłam.
    - Nieszczególnie, brakowało mi mojej ślicznej żony obok mnie... - odparł, upijając łyk kakao ze swojego kubka.
    - Może to się niedługo zmieni. - Sięgnęłam po jedno z czekoladowych ciastek.
    Humor wyraźnie mu się poprawił. Zerknął na mnie.
    - To świetnie. A jakie masz plany na dzisiaj, moje pisklątko?
    - Chcę dopilnować, by Leanne się u nas zaaklimatyzowała. Poza tym Varys obiecał mi kolejną wycieczkę po Piekle. - Przełamałam ciastko na pół, a potem jeszcze na pół i kawałek włożyłam do ust. - A ty?
    - Pójdę dziś odwiedzić grób rodziców, może chciałabyś wybrać się tam ze mną? - zapytał.
    - Oczywiście – zapewniłam. Nie miałam zamiaru puszczać go tam samego. Niedawno odnalazł to miejsce i z pewnością wciąż odczuwał w związku z tym silne emocje. Chciałam być przy nim, dać mu moją miłość i wsparcie. No i przypilnować, by znów go nie poniosło.
    - Po śniadaniu? - zaproponował.
    Skinęłam głową na znak zgody i skończyłam ciastko.
    - Mówiłeś wczoraj poważnie? Że chcesz przywyknąć do ludzi?
    - Chyba nie mam wyjścia, prawda? - Wzruszył ramionami. - Świat jest teraz pełen ludzi.
    - Nie są tacy okropni, jak myślisz. Przekonasz się. No i cieszę się, że naprawdę tego chcesz, to duża zmiana.
    - Dla ciebie, Sheilo – powiedział, dotykając mojej dłoni.
    Uśmiechnęłam się i splotłam palce z jego palcami.
    - A Leanne? Ją też tu zabrałeś dla mnie?
    - Właściwie to tak – przyznał po chwili. - Jest nimfą, tak jak ty, więc gdy zobaczyłem, że jest ranna i umierająca, pomyślałem o tobie.
    - Nie jestem pewna czy to dobrze, że wszystko, co w sobie zmieniasz, jest ze względu na mnie. Nie czujesz, że to właściwe? Choć trochę?
    Westchnął.
    - Mówiłem ci, Sheilo. Mogę zmienić swoje zachowanie, ale nie zmienię tego, kim jestem.
    - Czyli robisz to wszystko, bo ja cię prosiłam?
    Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Z jednej strony cieszyło mnie, że jestem powodem, dla którego się zmienia. Że tyle dla niego znaczę. Ale myśl, że chciałby zachować się inaczej... Że kiedyś może zmienić zdanie... Nie, nie chciałam o tym myśleć.
    - A to nie wystarczający powód? Jesteś moją żoną, starasz się, robisz rzeczy, których wcześniej nie robiłaś. Czy kiedykolwiek miałaś ochotę odwiedzić Piekło? Albo uczyć się walczyć? Oglądać potępione dusze? A jednak robisz to. Zatem ja też powinienem zmienić niektóre rzeczy dla ciebie. - Spojrzał mi w oczy. - I to jest właściwe.
    Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie inaczej niż zwykle. Jakbym była czymś cennym. Jego słowa także były odpowiednie. Nawet ton głosu świadczył o jego przekonaniu co do wypowiedzianych słów. I właśnie wtedy pomyślałam, że może nam się udać. Bo on pragnął tego równie mocno jak ja. Wreszcie wszystko w naszym małżeństwie zaczęło działać.
    - Bo jesteś mój, a ja jestem twoja.
    - Dokładnie. - Uśmiechnął się i podniósł moją dłoń do ust. Odpowiedziałam uśmiechem.
    - Dokończ śniadanie i możemy iść.
    Kiedy Dorian opróżnił talerz, wstaliśmy od stołu. Podałam mu rękę i w następnej chwili znaleźliśmy się przed grobowcem rodziców mojego męża. Był duży, wyrzeźbiony w kamieniu z wielką starannością. I miłością. Otaczające go kolczaste krzewy rozsunęły się, gdy podeszłam bliżej i dotknęłam wyrytych w kamieniu znaków. Wśród nich rozpoznałam ten zdobiący mój pierścień. Claddagh.
    - Jest piękny – odezwałam się cicho, nie chcąc zakłócać spokoju tego miejsca.
    - Wejdźmy – powiedział równie cicho Dorian, przepuszczając mnie pierwszą.
    Napisy na płycie nagrobnej miały kolor krwistej czerwieni. Nie znałam języka, w jakim były zapisane, ale domyśliłam się, że to ich imiona. Wzięłam Doriana pod ramię, żałując, że wcześniej nie pomyślałam o kwiatach. Obiecałam sobie, że będę pamiętać kolejnym razem.
    - Mój ojciec, Scrymgeour – wskazał na jeden napis – i matka, Crona.
    - Na pewno byliby dumni, gdyby mogli cię teraz zobaczyć.
    Zastanawiał się przez chwilę.
    - Nie wiem, możliwe, w końcu przeżyłem.
    - Masz wielki zamek, kochającą żonę, wiernych przyjaciół. Zyskałeś lojalnych podwładnych, a w przyszłości będziesz miał piękne dzieci. To sporo powodów do dumy. - Objęłam go w pasie.
    - Moi rodzice mieli trochę inne poglądy na życie, ale gdyby obudzili się w tym świecie, też pewnie by je odpowiednio zweryfikowali – stwierdził po chwili.
    Nie odpowiedziałam, wpatrując się w nagrobki. Może rodzice Doriana patrzyli na świat inaczej, może nie byliby teściami roku, ale niezaprzeczalnie uczynili coś wspaniałego. Dali mi Doriana, a on był najlepszą częścią mojego życia.
    - Jacy oni byli?
    - Ojciec był surowy, wybuchowy, był też najlepszym wojownikiem w osadzie, każdy się z nim liczył. To on nauczył mnie walczyć, polować i wiele innych rzeczy. A matka... była stanowcza i rzadko okazywała emocje. Silna i zdecydowana. Pasowali do siebie – dodał po chwili namysłu.
    Nie brzmiało to jak kochająca rodzina, tego jednak nie zamierzałam mówić. Mocniej przytuliłam się do Doriana.
    - Zginęli w trakcie wojny, prawda?
    - Tak, kilka tygodni przed zakończeniem wojny. Po ich śmierci było już coraz gorzej, przegrywaliśmy.
    - Nie dopuścimy, by to się powtórzyło – szepnęłam, całując go w policzek.
    - Oczywiście, Sheilo – zgodził się.
    - I nikt mi cię nie zabierze – zapewniłam, tak samo jego, jak i siebie. - Opowiedz mi coś, jakieś wspomnienie o nich – poprosiłam, zmieniając temat.
    Zastanawiał się przez chwilę.
    - Pamiętam swój pierwszy publiczny pojedynek. To taka tradycja, co roku dziesięcioletni chłopcy mierzyli się ze starszymi od siebie. W ten sposób mieli stać się wojownikami, poprzez zmierzenie się z silniejszym od siebie przeciwnikiem. Zwykle przegrywali. Ojciec był w Radzie Trzech, to oni dobierali, kto ma z kim walczyć. Dla mnie wybrali Cathala, jednego z najlepszych. Wiedziałem, że ojciec nie podsunie mi nikogo słabszego. I nie liczył na to, że przegram, jeszcze przed walką powiedział mi, że nie ma wątpliwości co do mojego zwycięstwa. Udało mi się. - Uśmiechnął się. - Widziałem, że był ze mnie dumny.
    Zamrugałam. Kazano walczyć dziesięcioletnim chłopcom? W dodatku jego własny ojciec wybrał mu najgroźniejszego przeciwnika. To wcale nie brzmiało jak szczęśliwe wspomnienie. Nie to oczekiwałam usłyszeć.
    - Byłeś dzieckiem.
    - Po pierwszej walce przestawaliśmy być dziećmi. - Zerknął na mnie. - Nie były takie krwawe jak walki dorosłych. Ale chodziło mi o to, że ojciec zawsze we mnie wierzył, nie miał wątpliwości, że zwyciężę. Od samego początku. I pewnie by się nie zdziwił, że to właśnie ja przeżyłem.
    - Wiedział, że jesteś wyjątkowy – przyznałam. - I miał rację.
    - Szkoda, że nie dostrzegał tego u Genie – powiedział cicho Dorian.
    - Może nie umiał tego pokazać – podsunęłam myśl.
    Wzruszył ramionami.
    - Gdyby zobaczył ją teraz, silną, walczącą, pewną siebie... na pewno by poczuł dumę. Matka też. Genie zawsze była bliżej z matką niż z ojcem, szczególnie, gdy była młodsza.
    - Kobiety zwykle wolą swoje towarzystwo. - Uśmiechnęłam się i splotłam palce z jego palcami.
    - Pewnie tak. A twoja matka? Jaka była? - Zerknął na mnie.
    - Wspaniała. Miała w sobie tak wiele miłości i ciepła. Gdy byłam mała, śpiewała mi kołysanki, a gdy dorosłam, wspierała każdą moją decyzję. Lubiła siadać przy mnie i zaplatać mi warkocz. Czasem nuciła romantyczne ballady, gdy myślała, że jest sama. - Spojrzałam na niego. - Pokochałaby cię.
    - Szkoda, że jej nie poznam – stwierdził Dorian. - Co jej się stało?
    - Uratowała tonącego mężczyznę, a on ją skrzywdził. - Spuściłam wzrok. - Nie umiała się potem pozbierać, coraz częściej łączyła się z wodą. Pewnego dnia nie wróciła.
    - Przykro mi. - Przytulił mnie do siebie. - Mam nadzieję, że dusza tego człowieka trafi do Piekła.
    - Nie chciałabym go oglądać. Poza tym moja mama nie umiała żywić nienawiści, ja także. - Objęłam go w pasie. - Nic nam ich nie zwróci, ale mamy też rodzinę, która żyje. I mamy siebie.
    Pokiwał głową w zamyśleniu.
    - Czy twoja mama ma jakiś nagrobek?
    - Nie, kiedy umieramy, łączymy się z jeziorem, rzeką czy innym naturalnym zbiornikiem wodnym. Wtedy cząstka nas żyje w tej wodzie, stajemy się jej częścią. Wiem, że moja mama tam jest. Ale jej jezioro jest daleko, więc zabrałam trochę wody w mały flakonik. Dzięki temu czuję, że jest przy mnie. - Uśmiechnęłam się.
    - Wszystkie nimfy umierają w ten sposób? - zdziwił się.
    - W większości, o ile ta śmierć jest naturalna. Jeśli jezioro zostanie zanieczyszczone, wyschniemy lub zostaniemy otrute, nie zostanie z nas nic. W normalnych okolicznościach po prostu czujemy, że nadchodzi nasz czas i łączymy się z wodą. Czasem, gdy nimfa nie umie dalej żyć, jak mama, sama decyduje o czasie. - Przycisnęłam jego dłoń do ust. Powinnam wyjaśnić mu to, co wiedziałam od zawsze, a czego nie brał pod uwagę. - Ja kiedyś też to poczuję, ten zew i niechęć do dalszego życia. Dawniej, za czasów boginek trwało to dłużej, ale w obecnym świecie przeciętne życie nimfy wodnej to dwieście, góra dwieście pięćdziesiąt lat. - Zerknęłam na niego.
    - Ale dzięki naszej więzi małżeńskiej ty będziesz żyć tak długo, jak nasza rasa. To jedna z zalet. - Uśmiechnął się. - Więc nigdy nie poczujesz się stara i zmęczona życiem, zapewniam cię, moje pisklątko.
    Zamrugałam, zdumiona tą niespodziewaną nowiną. Dorian był właściwie nieśmiertelny, mógł żyć wiecznie. Czy to znaczyło, że ja także? Że miałam oglądać zmieniający się świat, pozostając taka sama? Jak Genevieve? Czy znalazłabym w sobie tyle siły? Tak, patrząc na uśmiech Doriana i czując jego objęcia, miałam wrażenie, że tak. Że mogłabym, o ile on spędzi tę wieczność przy mnie.
    - To dość długo – przyznałam.
    - Nieskończenie długo. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej i pocałował mnie lekko.
    - I co my będziemy robić przez ten nieskończony czas, co? - mruknęłam przekornie, przytulając policzek do jego piersi.
    - Mam kilka pomysłów. - Uśmiechnął się znacząco.
    Parsknęłam i szturchnęłam go lekko.
    - No wiesz? Twoi rodzice słuchają.
    - Na pewno nie mają nic przeciwko – stwierdził i pocałował mnie w policzek. - Wracamy?
    - Mój ojciec zszedłby na zawał, gdyby usłyszał jeden z twoich pomysłów – zaśmiałam się. - Możemy wracać, następnym razem przyjdziemy z kwiatami.
    - Wątpię, żeby miał takie słabe serce – odparł Dorian i przepuścił mnie przodem. Kiedy wyszliśmy, ciernie oplotły wejście do grobowca.
    - Cóż, wciąż uważa mnie za swoją małą córeczkę. - Sięgnęłam po jego dłoń.
    - Małą? - zdziwił się mój mąż. - Chyba poznaliście się, kiedy byłaś już dorosła?
    - I to bawi mnie najbardziej. Ale byłam wtedy bardziej niewinna. W każdym aspekcie. Poza tym myślę, że nie może przeboleć, że nagle ma córkę i nie widział nawet, jak dorastam.
    Świat wokół nas rozmył się i nagle szliśmy różaną alejką. Chyba nigdy do tego nie przywyknę.
    - Czemu w takim razie twoja matka nie powiedziała ojcu o tobie? - zapytał Dorian.
    - Bała się. Nefilim nie są mile widziane na tym świecie. Wiele razy urządzano polowania na takich jak ja. Dlatego mama uznała, że najbezpieczniejsza będę, jeśli nikt nie dowie się, że jestem kimś więcej niż nimfą. Nawet ja sama.
    - A jednak odważyłaś się zaryzykować i odnaleźć ojca – stwierdził. - Nie bałaś się?
    - Bardziej bałam się samotności. I chciałam go poznać. Mama tak bardzo go kochała.
    - Rozumiem. Od razu z nim zamieszkałaś?
    Skinęłam głową.
    - Genevieve kazała przygotować mi pokój, jak tylko się dowiedziała.
    Uśmiechnął się.
    - Wcale mnie to nie dziwi.
    Spojrzałam na nasze splecione dłonie, potem na zamek.
    - Więc... obiecujesz, że nie będziesz już niczego przede mną ukrywał?
    Również spojrzał w stronę zamku i zatrzymał się nagle. Zamrugał, jakby sobie o czymś przypomniał i spojrzał na mnie. Potem uniósł moją dłoń do ust, pocałował i patrzył na mnie przez chwilę. Jego mina wyrażała konsternację.
    - No właśnie – odezwał się w końcu. -  W nawale ostatnich zdarzeń zapomniałem ci o czymś wspomnieć. Mamy w lochu więźnia. Wie, gdzie ukrywa się Belial, ale jak na razie nic nie powiedział. I tak, obiecuję, że nie będę już niczego przed tobą ukrywał. Masz moje słowo. - Odetchnął i spojrzał na mnie.
    Zamrugałam, zdumiona nagłym obrotem wypadków. Przez chwilę zastanawiałam się, czy naprawdę zapomniał. Powoli skinęłam głową.
    - Mamy więźnia. Cóż. I co zaproponowałeś mu w zamian za informacje?
    Jego spojrzenie powędrowało gdzieś w bok.
    - Co zaproponowałem? Hm... Najpierw poszedłem do jego domu, ale drań uparcie zaprzeczał, że ma kontakty z Belialem. To demon z kręgu Lucyfera, a on potwierdził, że Mizkun szpiegował dla niego. Podwójny agent, który przeszedł na stronę wroga. Pewnie pracował dla Beliala, może nawet był zamieszany w tamten zamach na mnie? Tak czy inaczej, do tej pory milczy. Pamiętasz, jak w czasie wesela musiałem wyjść? Próbował uciec.
    - I mówisz mi to dopiero teraz?
    - Przepraszam. - Spojrzał na mnie ze skruchą. - Na początku nie chciałem cię w to mieszać, ale obiecałem, że będę ci mówił o wszystkim, więc mówię. Masz prawo być zła, ale zapewniam, że to ostatnia tajemnica. Nie mam już nic więcej do ukrycia przed tobą, Sheilo.
    Skrzyżowałam ramiona na piersi.
    - W jakich warunkach go przetrzymujesz?
    - Warunkach? Siedzi w lochu. Zasłużył sobie, skoro nie może mi podać prostej informacji.
    - Więc może ja z nim porozmawiam?
    - Porozmawiasz? Sheilo, próbowałem różnych środków, także takich, których byś nie pochwaliła, ale to demon amuletów, dzięki jednemu z nich jest w znacznej mierze odporny na ból. Drań jest naprawdę uparty...
    Zaniemówiłam. Czyżby naprawdę powiedział to, co mi się wydawało? Sprawdzał odporność na ból tego demona?
    - Co mu zrobiłeś? - zapytałam cicho.
    - Próbowałem wydobyć z niego informacje różnymi sposobami. Nie chcesz znać szczegółów, Sheilo. - Zerknął na mnie. - A potem był nasz ślub, wesele, Ezekiel i w ogóle to całe zamieszanie, więc na razie demon siedzi w lochu.
    - Nie możesz go torturować, Dorianie. To nieludzkie. Poza tym on nic ci nie zrobił, masz tylko podejrzenia, że coś wie!
    - Nie tylko podejrzenia, potwierdzone informacje – zaprotestował.
    - Bo Lucyfer je potwierdził? Przecież to kłamca.
    - Jaki miałby w tym interes? - Pokręcił głową. - Jeśli byłby dobrym szpiegiem i lojalnym poddanym, to po co miałby go wrabiać? Poza tym, skoro szpiegował Beliala, mógł dać nam jakąkolwiek informację, prawda? A on po prostu się zaparł i milczy.
    - Więc go torturujesz?! - Pokręciłam głową i odwróciłam się do niego plecami. - I pewnie powiedziałeś mu, że i tak go zabijesz?
    - Nie pytał o to. W ogóle mało mówi.
    - Dorian, nie zgadzam się, byś to dalej ciągnął.
    - A masz inny pomysł, jak wyciągnąć z niego informacje? - Obszedł mnie dookoła i stanął przede mną. Zastanowiłam się przez chwilę.
    - Tak. Obiecajmy mu wolność. I że nie będziesz go ścigał, by się mścić. Ja mogę z nim porozmawiać, uwierzy mi prędzej niż tobie. I, na boginkę, zapewnijmy mu choć minimalne warunki.
    Milczał przez chwilę.
    - Myślisz, że by ci uwierzył? Nie zna cię. Wie tylko, że jesteś moją żoną.
    Wzięłam jego dłoń w swoje obie i spojrzałam mu w oczy.
    - Pozwól mi spróbować, proszę. Daj mi kilka dni, jeśli się nie uda, to ci nie zaszkodzi.
    - A jeśli on po uwolnieniu będzie chciał się na nas mścić? To demon amuletów, wiesz, że związał swoje życie z innym demonem, który był zmuszony spróbować go uratować, bo wraz z jego śmiercią też by umarł? Poświęcił jego życie i jakoś go to nie ruszyło. Nie wiem, czy wypuszczenie go byłoby dla nas bezpieczne, Sheilo.
    - Chyba nie stanowi zagrożenia dla ciebie, co? To tylko demon amuletów, nie jest tak silny jak ty. - Tym razem zerknęłam na niego spod rzęs. - Poza tym chcesz, by zaczął mówić, prawda?
    - Służka nefilim też nie stanowiła zagrożenia, póki nie wkradła się do mojej sypialni ze sztyletem – zwrócił mi uwagę.
    - Ale on nie przedrze się przez bariery, a anielskiego sztyletu nie dotknie. Poza tym Marie nie wiedziała, w co się pakuje.
    - A jeśli zaszkodzi tobie? By się na mnie zemścić? Nie darowałbym sobie, że go wypuściłem...
    - Więc zwiąż go przysięgą, że tego nie zrobi. Tata jest specjalistą od paktów, mógłby pomóc.
    Zastanawiał się przez chwilę.
    - Może faktycznie w ten sposób dowiemy się, gdzie ukrywa się Belial. Zgoda – powiedział w końcu – ale wypuścimy go dopiero, gdy znajdziemy i unieszkodliwimy diabła.
    - Oczywiście, jeśli będzie lepiej traktowany – zgodziłam się.
    - Jeśli zacznie mówić, dostanie nawet łóżko.
    Uśmiechnęłam się zadowolona.
    - Zatem mamy umowę.
    - Mamy – zgodził się, obejmując mnie w pasie.
    - Ale nadal nie podoba mi się to, co zrobiłeś. Doceniam szczerość, ale... - pokręciłam głową.
    - Wiem, mówiłem, że ci się to nie spodoba – odparł. - Ale rozwiązaliśmy problem, udało nam się znaleźć kompromis i to najważniejsze, prawda? - Zerknął na mnie. Westchnęłam.
    - Tak, chyba tak. Nie zaprzeczę, że robisz duże postępy, nie mogę ci zarzucić, że się nie starasz.
    Uśmiechnął się zadowolony.
    - Wracamy? Chyba zbliża się pora obiadu.
    Przytaknęłam i w końcu weszliśmy do zamku. Dorian nadal mnie obejmował, a ja zastanawiałam się, czy na pewno powinnam wrócić już do sypialni. Nie podobało mi się, że mój mąż kogoś torturował. Z drugiej strony, zgodził się wypróbować moją metodę. Skierowaliśmy się do jadalni. Służba zaczynała już wnosić posiłek. Dorian odsunął mi krzesło, a gdy usiadłam, zajął miejsce obok mnie.
    - Myślę, że zaprowadzę dziś Genie na grób rodziców – powiedział.
    - To dobry pomysł. Na pewno chętnie pójdzie. - Upiłam łyk wody.
    - Oczywiście. A nasz gość nie jada obiadów?
    - Jada z pewnością. Chcesz, żebym po nią poszła?
    Wzruszył ramionami.
    - Naprawdę sama nie przyjdzie? Niech zgadnę, jej zające boją się wielkiego, groźnego smoka?
    - I wcale im się nie dziwię, jesteś przecież taki duży i straszny. - Uśmiechnęłam się. - A Leanne nie przywykła do takiego jedzenia, pamiętaj, że mieszkała w lesie. Jadła to, co zebrała, nikt dla niej nie gotował i nie wyznaczał stałych pór posiłków. Możliwe też, że Varys i V'lane zabrali ją do kuchni.
    - Możliwe. - Zerknął na służącą, która skinęła głową i wyszła. - Jeśli będzie chciała przyjść i jeszcze nie jadła, to do nas dołączy. Skoro ma tutaj mieszkać, jej zające powinny chyba nabrać trochę odwagi, nie sądzisz?
    - Zające z natury nie są odważne. - Zaczęłam napełnić swój talerz. - Ale za to ciekawskie.
    - Nie wątpię. - Sięgnął po pierwsze danie.
    - Leanne także przywyknie, na razie wszystko jest dla niej nowe. Do ciebie też się przyzwyczai – zapewniłam go.
    - Będzie musiała – stwierdził, sięgając po pieczywo.
    - Da sobie radę. - Uśmiechnęłam się. - Nie wiem, jak zające.
    - Możesz je zapewnić, że nie zrobię z nich pieczeni.
    - Tak zrobię. - Przysunęłam się i pocałowałam go w policzek.
    Leanne nie dołączyła do nas podczas obiadu, co ostatecznie okazało się dobre dla naszego małżeństwa. Rozmawialiśmy i wreszcie miałam poczucie, że Dorian jest ze mną całkowicie szczery. Czułam, że tym razem naprawdę się postara. A to dawało mi szczęście.
    Zostawiłam Doriana z V'lanem, który zdawał mu raport z ostatnich wydarzeń w Piekle. Ja sama udałam się sprawdzić to osobiście. No, mniej więcej.
 
 

10 komentarzy:

  1. Krótki coś ten rozdział.:P
    Sheila podjęła się nowego i trudnego zadania, ciekawe, czy jej się uda.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótki?^^
      A jak myślisz, uda się?;p

      Usuń
    2. Jak na dwa tygodnie czekania, to ta część 2 za długa nie była.xD
      Oczywiście, że tak, w końcu to wasza bohaterka.^^

      Usuń
    3. Części mają po ok 10 stron w Wordzie, więc są takie raczej optymalne. Początkowo starałyśmy się, żeby rozdziały były mniej więcej takiej długości, bo potem, gdy fabuła się rozrasta to w rozdziałach wychodzi więcej.:)

      Usuń
  2. Dziękuję za kolejny rozdział.Myślę,że powinna już wrócić do wspólnej sypialni.Dorian tak bardzo się stara i tęskni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za Sheilą w sypialni to już niesamowicie tęskni. xD

      Usuń
  3. Chcę zobaczyć minę Varysa na żywo jak nimfa leśna rzuca mu się w ramiona :D Nimfy to w ogóle jakoś tak lgną do niebezpiecznych diabłów, zero rozsądku no ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nimfy żyją w przekonaniu, że świat jest dobry. I to chyba ich problem. ^^ A co do Varysa, to on akurat jest na tyle solidny, że można lgnąć. xD

      Usuń
    2. Problem i atut jednocześnie, kwestia na kogo akurat trafiają ;)
      W ogóle Varys jest taką sympatyczną postacią, jeśli można tak nazwać demona :)

      I przepiękny szablon!!

      Usuń
  4. dziekuje , mozna powiedziec sielanka, bardzo duzo rozmawiali, ciekawa jestem czy jej sie uda namówic tego demona na rozmowe , no i ciekawi mnie watek Leanne , czy Varys skorzysta z jej zaproszenia, bo on jej się podoba

    OdpowiedzUsuń