Od autorek

Od autorek

Drodzy Czytelnicy! Zapraszamy na epilog Doriana. Dziękujemy wszystkim,
którzy komentarzami dawali nam znać, że nasza powieść nie znika bezowocnie
w głębinach Internetu. Zapraszamy także na Szczyptę magii.
Pozdrawiamy i czekamy na Wasze opinie;)

9.07.2016

Rozdział XVI

***Jasmiel***

    Stało się. Wybuchła wojna.
    Zaczynałam właśnie trening z innymi wojownikami, gdy otrzymaliśmy wezwanie. Pojawiliśmy się w sali wyjściowej. Archanioł Michał był już w pełnym uzbrojeniu, gotowy do walki. Obok niego zatrzymali się Gabriel i Rafael. Za nimi stał Uriel, by swoją obecnością przypominać, że również należy do osób decyzyjnych. Choć wątpiłam, żeby brał udział w głosowaniu.
    - Bracia, popełniamy błąd – mówił przejęty Rafael. - To przecież nie oni zaczęli, to ludzie na nich polowali, tym razem Dorian i jego przyjaciel tylko się bronili!
    - Nie musieli przy tym niszczyć całej wioski. Ostatnim razem też tylko się bronili, w efekcie spalili cały klub, mimo to czekaliśmy z decyzją. Ale teraz koniec z czekaniem. Decyzja została podjęta – uciął rozmowę Michał. - Zostałeś przegłosowany, Rafaelu.
    - W tym wypadku Michał ma rację, bracie. - Gabriel rozłożył ręce. - Nic innego ich nie powstrzyma.
    Rafael westchnął. Wiedział, że jest w mniejszości. Do końca nie chciał wojny, ale było już jasne, że nie mamy innego wyboru.
    - Możemy zaproponować im, by się poddali, a w zamian nikt inny nie ucierpi – zaproponował Gabriel po chwili namysłu. Michał zgodził się bez wahania.
    Wiedziałam, że mieli na myśli przede wszystkim Sheilę, żonę ognistego smoka. Całkowicie się z nimi zgadzałam, była niewinna. Nikogo nie zabiła, jej serce było czyste. Próbowała go zmienić. Niestety, nie udało jej się.
    Tak dużo ofiar zginęło przez smoki. A napaść w Grenlandii przechyliła szalę. Spalone domy, poparzeni ludzie, zamrożeni, cała wioska została zniszczona. Ocalało niewiele osób, niektórych nadal nie udało się odnaleźć pod gruzami. Mężczyźni, kobiety, dzieci. Starzy i młodzi. Tak wiele żyć.
    Ale koniec ze śmiercią. Nadeszła nasza pora działania. Poczułam dreszcz emocji. Czekała nas walka, może śmierć, lecz najważniejsze, by zniszczyć zło, które zagrażało ludziom.
    Ustawiliśmy się w szeregach, Michał objaśnił strategię i dodał odwagi. Potem jako pierwszy wyszedł i wzbił się do lotu, podążyliśmy za nim, każdy utrzymywał swoją pozycję. Jak za dawnych czasów. Co prawda byłam wtedy pod dowództwem Azazeala, ale poza tym podobieństwo było ogromne. Ruszyliśmy na wojnę.

    Naszą przewagą było zaskoczenie i liczebność. Wszyscy troje znajdowali się w zamku ognistego smoka. Celem był Dorian i nowo obudzony smok o imieniu Ezekiel. Genevieve mieliśmy zabić, jeśli stawi opór, co było oczywiste. Dlatego zebranie ich w jednym miejscu ułatwiło wybór. Skierowaliśmy się do zamku Doriana.
    Bariera ustanowiona przez ognistego smoka nie stanowiła dla nas żadnej przeszkody. Jedynym minusem było to, że nie mogliśmy się przenieść od razu do zamku, zatem mieli kilka minut na przygotowanie. Za mało, by zorganizować skuteczną obronę. Tak przynajmniej przypuszczaliśmy.
    Michał wiedział, że nie będzie łatwo. Zabrał ze sobą jedną trzecią wszystkich anielskich wojowników. Ja i Glorianna, wojowniczka z którą się przyjaźniłam, leciałyśmy obok siebie, tuż przy naszym dowódcy. Spojrzałam na nią. Dołączyła do nas długo po upadku Azazeala, nie walczyła pod jego przywództwem tak jak ja, nie miała żadnego doświadczenia w walce z rasą Panów. Mimo to byłam pewna, że sobie poradzi.
    Cel był coraz bliżej. Moja wojownicza natura sprawiła, że byłam gotowa na tę walkę. Wiedziałam, że będę musiała zgładzić wiele istnień, w końcu Dorian posiadał część Piekła, a co się z tym wiązało, demony. Nasi wrogowie, wojownicy, kusiciele, a także ci, którzy torturowali nieszczęsne dusze w Piekle. Będzie ich mnóstwo, każdy z zamiarem wbicia we mnie miecza. I każdego z nich pokonam, tak jak to robiłam od tysięcy lat. Oczywiście liczyłam się też z tym, że mogę zginąć, ale byłam na to gotowa.
    Mieliśmy zatrzymać się tuż przed zamkiem, żądając poddania się smoków. Nie sądziłam, by któryś z nich się na to zgodził. Dorian nie kochał Sheili, nie odda za nią życia. Lodowy smok też pewnie będzie wolał zginąć w walce.
    Zdziwiła mnie bariera z pnączy otaczająca zamek. Oprócz magii smoków do walki dołączyła też magia ziemi. Słyszałam ostatnio, że w ich zamku zamieszkała druga nimfa, leśna. Czyżby to było jej dzieło? Nie miałam jednak czasu się nad tym zastanawiać. Zanim Michał dał nam znak do zatrzymania się, by złożyć propozycję, od strony zamku poleciała strzała. Przebiła jednego z wojowników lecącego w pierwszych rzędach. Przesłanie było jasne, nie będzie żadnych negocjacji. Archanioł uniósł się wyżej, nadzorując nasz atak. Razem z innymi rzuciłam się w wir walki.
    Demony walczyły zaciekle, ale głównie broniły swojego życia, a umierając starały się zabrać ze sobą jak najwięcej z nas. Zabijałam je kolejno, po mojej prawej to samo robiła Glorianna. Znałam niemal każdy rodzaj demona, wiedziałam, kiedy mam unikać trujących macek, a kiedy dotyku czy zatrutych sztyletów. Mój miecz ociekał ich krwią, a z tego co zdołałam dostrzec między jednym, a drugim przeciwnikiem, smoki nadal były całe.
    Dostrzegłam jednego z demonów, dowódcę. Wysoki, szczupły, o ciemnych kręconych włosach, wyróżniał się z tłumu zwyczajnych wojowników. Wydawał rozkazy i walczył lepiej, niż jakikolwiek inny demon. Kim on mógł być? Przyszło mi do głowy, że jeśli padnie, nasi przeciwnicy rozproszą się i uda nam się zgładzić smoki. Wojna się skończy po jednym dniu, ludzie będą bezpieczni, nikt więcej nie zginie.
    Oczywiście było to zbyt idealne zakończenie, by mogło się sprawdzić, ale warto spróbować.
    Glorianna szybko pojęła moje zamiary i pomogła mi utorować drogę do dowódcy wrogiej armii. Swoją drogą, dziwne było, że to nie ognisty smok im przewodził. Kawałek dalej ten drugi, lodowy, wydawał rozkazy swojej magicznej armii. Widocznie Dorian był za bardzo zajęty mordowaniem i napawaniem się swoimi czynami, by zapoznać się z własną armią.
    Zabiłam jeszcze trzy wrogie demony i stanęłam oko w oko z ich dowódcą. Sprawiał wrażenie doskonałego wojownika. Nadal nie miałam pojęcia, z jakim rodzajem demona miałam do czynienia, musiałam być gotowa na wszystko.
    Zamachnął się, bez problemu się uchyliłam. Przez chwilę walczyliśmy bez słowa. Był szybki, doskonale władał mieczem i niełatwo było go zaskoczyć. W końcu w oczach przeciwnika błysnęło zainteresowanie.
    - Widziałem, jak idziesz w moją stronę – odezwał się, atakując. - To dlatego, że jestem dowódcą czy to przez mój urok osobisty?
    - Nie pochlebiaj sobie – odparłam, blokując cios i gładko przechodząc do ataku. Nie wdawaj się w żadne rozmowy, skarciłam się. To oczywiste, że chce cię rozproszyć.
    Jakiś demon próbował zaatakować mnie od tyłu, ale Glorianna skutecznie się go pozbyła. Wiedziała, jak ważne jest zabicie dowódcy armii demonów.
    - Nieźle walczysz – pochwalił, gdy po raz kolejny nie udało mu się mnie zranić. - Chyba musisz być bardzo stara.
    - Ten komplement zdecydowanie ci nie wyszedł – stwierdziłam, zanim zdołałam ugryźć się w język. Stanowczo zbyt wiele czasu spędziłam wśród ludzi. Powinnam udawać, że odpowiadanie demonom jest poniżej mojej godności, może by się zniechęcił do dalszej konwersacji. Czasem może warto wziąć przykład z Gabriela.
    Demon parsknął śmiechem, ani na chwilę nie tracąc koncentracji. W międzyczasie wydawał też rozkazy, utrzymując wojsko w ryzach. Wyglądał, jakby urodził się do walki. Pod tym względem przypominał mi Azazeala. Ale ja musiałam być lepsza. Inaczej zginę.
    Próbowałam kolejno różnych manewrów, ale wyglądało na to, że tak łatwo nie uda mi się go pokonać. Zaczęłam odczuwać irytację, nie spodziewałam się takiego oporu z jego strony. Ujęłam mocniej swój miecz, broń, która stawała się przedłużeniem mojej ręki, wiedziałam, że mogę zwyciężyć, będąc szybka, zaskakująca i nieprzewidywalna. W następnej chwili udało mi się go drasnąć w bok. Dosłownie drasnąć, nie była to żadna groźna rana, ale wyraźnie go zdenerwowałam. Nie powstrzymałam uśmiechu. W efekcie ledwo uniknęłam obcięcia skrzydła. Kilka piór wylądowało na ziemi. Byłam na siebie wściekła za taki głupi błąd. Co prawda moja rana była niewielka, ale wystarczyło uchylić się o sekundę później...
    - Jeden: jeden – podsumował demon. Prychnęłam.
    - Chciałeś powiedzieć: jeden martwy demon więcej? - Zamachnęłam się, ale udało mu się zablokować cios.
    - Możesz sobie pomarzyć, blondasku.
    Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zdałam sobie sprawę, że coś się zmieniło. Demonów było więcej, znacznie więcej. Pojawiły się znienacka, a anioły wokół mnie zaczęły ginąć. Sparowałam cios dowódcy, jednocześnie spoglądając w kierunku, z którego przyszły. I nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
    Azazeal. Dołączył do bitwy. Moją pierwszą myślą było to, że nie chcę walczyć z Azaealem. Nie po tym, jak walczyliśmy kiedyś ramię w ramię. Wiedziałam, że zrobię to, jeśli będę zmuszona i możliwe, że zginę. Dam z siebie wszystko, ale czy mogłam się równać mojemu niegdysiejszemu dowódcy?
    Ten ułamek sekundy, gdy dostrzegłam, kto włączył się do bitwy, o mało nie kosztował mnie życia. Na szczęście Glorianna odbiła za mnie cios demona, a gdy skierował się przeciwko niej, zaatakowałam gwałtownie. Nawet walka z dwiema przeciwniczkami zdawała się nie sprawiać mu o wiele większego problemu. Nie mogłam pozwolić, by przyjaciółka zginęła przeze mnie. Przez jedno rozkojarzenie. Azazeal był teraz naszym wrogiem i musiałam o tym pamiętać. Nie był tym samym aniołem o błękitnych skrzydłach i dobrym sercu, którego znałam i uwielbiałam. Nie, był upadłym. I właśnie włączył się do wojny po stronie tych, przeciwko którym kiedyś walczył. Po stronie morderców.
    Kiedy tylko Upadły się pojawił, archanioł skierował się w jego stronę. Walczyli krotko, ale zawzięcie, w końcu jednak usłyszałyśmy rozkaz Michała, który kazał nam się wycofać. Nie mieliśmy już szans na wygraną, nie dzisiaj. Jednocześnie z moją przyjaciółką wzbiłyśmy się w powietrze. Zerknęłam jeszcze na dowódcę demonów, miał triumfalną minę. Poczułam złość, przede wszystkim na siebie, bo gdybym lepiej walczyła, udałoby mi się go pokonać, a tak... odnieśliśmy porażkę. Z drugiej strony, musiałam przyznać, że był dobry. Nie mógł być zwyczajnym demonem. Ale mimo wszystko powinnam być lepsza. I będę, postanowiłam. Jeśli dostanę następną szansę na zakończenie wojny, tym razem jej nie zmarnuję.
    Wycofaliśmy się z powodu Azazeala. Michał zaproponował poddanie, ale żaden ze smoków nie wziął tego pod uwagę. Zatem zabrał ciała poległych – tylko on potrafił je przenieść jednym skinieniem dłoni – a potem poprowadził nas do domu. Zanim wróciliśmy do Nieba, zapadł już zmrok.

     Następnego dnia, z samego rana nasz dowódca zwołał zebranie, by wydać kolejne rozkazy. Najpierw wspomnieliśmy tych, którzy polegli podczas walki z wrogiem. Wielu z nich znałam i choć wiedziałam, że na wojnie zawsze są ofiary, za każdym razem czułam ogromny smutek, że nie ma ich już wśród nas.
    Dostałam własny oddział, miałam za zadanie go wyszkolić. Znalazła się tam Glorianna, co bardzo mnie ucieszyło. Choć miałam poczucie klęski po tym, jak nie udało mi się pokonać demona, przyznanie dowództwa znacznie podniosło mnie na duchu. Miałam ważne zadanie i na tym mogłam się skupić, dać z siebie wszystko.
    Tuż przed wyjściem razem z moimi wojownikami, zatrzymał mnie Michał.
    - Jasmiel, jesteś mi potrzebna. Znasz Azazeala, walczyliście razem, zanim upadł.
    - Tak, to prawda. - Spojrzałam na archanioła. Wydawał się zdecydowany, pełen energii, jak zawsze, gdy dowodził zastępami aniołów w walce przeciwko złu. Jednak tym razem miał do czynienia z rasą Panów, równie groźną, co okrutną. Jak każdy najlepszy dowódca, chciał uniknąć strat w wojownikach. Dlatego domyślałam się, o co zechce mnie poprosić.
    - Pójdziesz do niego. Zaproponujesz mu układ. Zapewnij go, że jego córka będzie całkowicie bezpieczna, jeśli zrezygnuje z udziału w wojnie.
    - Kobieta z rasy Panów jest jego przyjaciółką – zauważyłam. - Czy mam obiecać, że oszczędzimy także i ją?
    Archanioł zastanawiał się przez chwilę.
    - Jeśli nie zaatakuje nas pierwsza, nikt jej nie zabije. Spróbuj go przekonać, Jasmiel. - Michał położył dłoń na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową.
    - Zrobię, co w mojej mocy, dowódco.
    Pół godziny później udałam się do zamku Azazeala z nadzieją, że były anioł nie jest przywiązany do swojego zięcia i uda mi się go skłonić do odwołania swoich wojsk. Zatrzymałam się przed granicą wyznaczającą jego posiadłości i czekałam.
    W końcu pojawił się demon, zapewne strażnik. Był średniego wzrostu, barczysty i najwyraźniej jego mocną stroną było odstraszanie intruzów ponurym spojrzeniem.
    - Czego chcesz? - warknął w moją stronę. Cóż, nie powinnam spodziewać się przesadnej uprzejmości, byliśmy ich wrogami.
    - Jestem posłańcem, przysyła mnie archanioł Michał – odpowiedziałam spokojnie.
    - Po co? - padło pytanie.
    - W celu rozmowy z twoim panem.
    - Powiedz, o co chodzi, przekażę mu.
    Westchnęłam.
    - Chodzi o wojnę. To bardzo ważna sprawa, zabierz mnie do Azazeala.
    Po chwili wahania demon przeniósł nas do zamku.
    Znaleźliśmy się w dużym salonie urządzonym w ciemnej tonacji. Azazeal siedział w fotelu, w ręku trzymał kieliszek z winem. Z jego miny trudno było cokolwiek wyczytać. Patrząc na niego, nie poznawałam już tego samego anioła o błękitnych skrzydłach. Mimo to, choć tak bardzo się zmienił, wciąż był tą samą osobą, która walczyła ze mną ramię przy ramieniu. Musiałam o tym pamiętać, jeśli chciałam go przekonać.
    Skinął mi głową i wskazał fotel naprzeciwko siebie.
    - Usiądź, Jasmiel, poczęstuj się. - Podsunął mi kieliszek z winem. - Wiem, po co przyszłaś. Ale mów, dam ci szansę, jakbyś chciała mnie zaskoczyć. - Oparł się wygodniej w fotelu. Usiadłam więc, patrząc na byłego anioła z powagą.
    - Wiem, dlaczego im pomogłeś – zaczęłam. - Ze względu na Sheilę i Genevieve. To zrozumiałe. Michał zaproponował, że nikt nie skrzywdzi twojej córki, podobnie jak przyjaciółki, o ile Genevieve pierwsza nie zaatakuje. Wiem też, czemu masz zamiar odrzucić tę propozycję. Nie rób tego. - Pokręciłam głową. - Pomyśl, Azazealu. Genevieve żyła cztery tysiące lat bez brata i było dobrze, nic jej nie groziło, pogodziła się z jego śmiercią. Teraz, kiedy powrócił, wciąż się zamartwia, nie jest szczęśliwa i może zginąć. A Sheila? Kocha Doriana, oczywiście. Rozmawiałam z nią kilka razy, to wspaniała dziewczyna. Pełna dobra, ciepła i miłości, o szlachetnym i współczującym sercu. Ona cierpi przez niego, Azazealu – uświadomiłam go. - Twoja córka cierpi, bo jej mąż ją okłamuje. Manipuluje nią. Zabił ludzi, okłamał, że żałuje, a ona pobiegła do Rafaela, by się za nim wstawić. Kiedy poznała prawdę, była zdruzgotana. Jak możesz pozwalać, by tak ją krzywdził? - Poczułam smutek, przypominając sobie cierpienie Sheili. - Tak, będzie po nim płakać, będzie rozpaczać, a potem, gdy żałoba minie, z każdym dniem, z każdym rokiem będzie coraz lepiej. W końcu odnajdzie swoje szczęście, kogoś, kto będzie ją szanował i kochał. Zasłużyła na to. Dorian nigdy jej nie pokocha. Nie potrafi, dobrze o tym wiesz. Zniszczy jej życie. Chyba, że uda ci się temu zapobiec. Odwołaj swoje wojska, pozwól nam ich schwytać. One ci wybaczą. To najlepsze, co możesz dla nich zrobić. - Spojrzałam prosto w jego brązowe oczy, by wiedział, że dokładnie tak właśnie myślę.
    Pochylił się w moją stronę, odstawiając kieliszek.
    - Zdaje mi się, że próbujesz wejść w moją rolę, Jassie. Zwątpienie i wystawianie bliskich jest jak najbardziej piekielną domeną. A gdzie anielska wiara, gdzie ta słynna miłość?
    - Czy Dorian jest dla ciebie bliską osobą? Mimo tego, jak traktuje Sheilę? - Uniosłam brwi. - Dla mnie miłość jest najważniejsza, ale on jej nie kocha. Wiara, ale nawet Sheila przestała w pewnym momencie w niego wierzyć. Miała nadzieję, że go zmieni, ale okazała się płonna. Dlaczego chcesz go bronić?
    - Dlatego, że kochają go dwie najważniejsze dla mnie kobiety. I chcę czy nie, jest rodziną.
    - I przez niego mogą zginąć – podkreśliłam. - Czy on jest tego wart?
    - Dla mnie nie, ale dla nich tak. Genevieve nigdy nie przestanie o niego walczyć, nie jestem w stanie jej od tego odwieść. A Sheila... ona go kocha, Jasmiel. A ty nie masz pojęcia, co to znaczy kochać kogoś w taki sposób.
    - Masz rację, nie doświadczyłam tego osobiście, ale przez pewien czas mieszkałam wśród ludzi, widziałam wiele miłości i tyle samo rozpaczy – powiedziałam cicho. - Miłość jest najcenniejsza, ale czy nieodwzajemniona również? Ciężko jest kochać kogoś, kto nie odwzajemnia tych uczuć. - Pokręciłam głową. - Co według ciebie jest gorsze, stracić swoją miłość czy żyć ze świadomością, że nigdy nie zostanie odwzajemniona?
    - A kim jesteś, by mówić, że on nie odwzajemni uczuć Sheili? - Uniósł brew i ponownie sięgnął po wino. - Albo, że utrata go nie zniszczyłaby jej?
    Westchnęłam. Azazeal był wyjątkowo uparty.
    - A skąd wiesz, że on potrafi kochać? - zapytałam. - Podobno oni nie potrafią, nie w ten sposób. Przemyśl to. Wiesz, że nie uda wam się pokonać Nieba. Chcesz stracić córkę? Sheila jest silna, przeżyje utratę Doriana. A czy ty pogodzisz się z jej stratą?
    - Nie stracę jej. Zabiję każdego, kto się do niej zbliży. I ochronię tego chłopaka. Poza tym, nie obrażaj mnie. Ja nigdy nie przegrywam – odparł pewnym siebie głosem.
    Zmarszczyłam brwi.
    - Może kiedyś, gdy byłeś aniołem. Wtedy byłam pewna, że zwyciężysz zawsze i każdego. Ale dziś? - Wstałam. - Stajesz po stronie ognistego smoka, potwora, który czerpie sadystyczną przyjemność z zabijania i wykorzystuje twoją córkę, by zyskać twoje poparcie. Gdybyśmy wiedzieli, że jest dla niego nadzieja, nie byłoby tej wojny. Ale sam zabijałeś takich jak on, wiesz, jacy są. On nie jest taki jak jego siostra. Jeśli chcesz, dostaniesz czas do namysłu, wyjaśnię Michałowi, że musisz się zastanowić – dodałam pojednawczo. - Pamiętaj, że drugiej takiej szansy już nie dostaniesz.
    - Zapewniam, że nadal jestem w formie, odeszły tylko ograniczenia, jakim wtedy podlegałem. Wciąż mówisz do mnie jak do anioła, a zapominasz, że teraz jestem jednym z tych potworów, przed którymi próbujecie ocalić ludzi. A ten, w imieniu którego tu przyszłaś, wyparł się mnie cztery tysiąclecia temu, teraz zaś chce, bym go poparł. Zabawna ironia losu, co?
    - Owszem, nie jesteś już aniołem, ale wciąż potrafisz kochać – zaprotestowałam. - Michał chce, żebyś się nie mieszał. To wszystko. Przemyślisz to? - Skrzyżowałam ręce, przyglądając mu się.
    - Już przemyślałem. Jeśli im nie pomogę, to będzie rzeź. A Genevieve umrze razem z nimi.
    - Oszczędzilibyśmy ją – podkreśliłam. - Rzeź i tak będzie. Pytanie tylko, kto w niej zginie. Popełniasz błąd, Azazealu.
    - Nie Michał, Jass. On zawsze chciał jej śmierci, musiałaby wyrzec się brata i przyjaciela, schować się w naszym Kręgu i czekać na koniec wojny. Nie zrobiłaby tego, walczyłaby u ich boku, a wtedy nie byłoby żadnej łaski, oboje o tym wiemy. A Sheila nie przetrwałaby straty ukochanego.
    Zastanawiałam się przez chwilę. Jeśli Genevieve stanęłaby po stronie brata – a co do tego nie miałam wątpliwości – Michał nie wahałby się jej zabić. Rozumiałam to, była niebezpieczna i mogła wymordować mnóstwo aniołów w obronie mężczyzn ze swojej rasy. Gdyby chodziło tylko o Sheilę, może mogłabym przekonać Azazeala, ale wiedziałam, że nie byłby w stanie powstrzymać przyjaciółki, by wycofała się z wojny.
    - A tak mogą zginąć wszyscy – powiedziałam tylko. - Przez ognistego smoka. Szkoda mi Sheili, ale to twoja decyzja.
    - To nie ja wywołałem wojnę. Wbrew pozorom ta dwójka też nie. A jednak, skoro już mamy tę wojnę, zamierzam ją wygrać. Nie wracaj tu, Jasmiel. Niech nikt z was nie wraca. - Skinął na mężczyznę stojącego w drzwiach. Nie miałam pojęcia, jak długo tu był. - Lex, wyprowadź stąd naszego gościa.
    Mężczyzna skłonił się lekko i otworzył drzwi, dając mi znak, bym z nim poszła.
    - Tkwisz w błędnych przekonaniach, Azazealu – mruknęłam. - Z pewnością nie mam tu już po co wracać. - Odwróciłam się i podążyłam za demonem zwanym Lexem. Rozpoznałam Legiona, którego stworzył Azazeal po swoim upadku.
    Musiałam przyznać, że wyglądał imponująco. Wysoki i barczysty o czarnych jak noc włosach lekko opadających na czoło. Przez cały czas zachowywał wyprostowaną, żołnierską wręcz postawę. Nic nie mówił, nie patrzył nawet, czy za nim idę, a mimo to miałam wrażenie, że widzi każdy mój ruch.
    Zatrzymał się przy granicy i spojrzał oczekująco. Skinęłam mu uprzejmie głową, przekroczyłam granicę posiadłości i przeniosłam się do Nieba.

    Archanioł Michał szkolił właśnie grupę aniołów. Wróg posiadał różne umiejętności, aby skutecznie walczyć, musieliśmy znać ich słabości. Nadal nie miałam pojęcia, jaka mogłaby być słabość dowódcy demonów, ale miałam nadzieję, że uda mi się ją znaleźć, jeśli następnym razem stanie mi na drodze.
    Na mój widok Michał przerwał trening i ogłosił przerwę.
    - Jak ci poszło, Jasmiel? - zapytał mnie. Pokręciłam głową.
    - Azazeal jest uparty i pewny swoich racji. Nie odmówi pomocy bratu swojej przyjaciółki i mężowi córki. Gdyby nie Genevieve, która na pewno będzie walczyć po stronie brata, może dotarłyby do niego nasze argumenty, a tak... będzie walczył po ich stronie.
    Archanioł zmarszczył brwi i powoli pokiwał głową.
    - Sam wybrał taką drogę poprzednim razem i dokonuje wyboru teraz. Dobrze, niech tak będzie. Daliśmy mu szansę, nie skorzystał, my nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Myśli, że pokona Niebo? - Odwrócił się i spojrzał na wojowników. - Niebiańskich zastępów nikt nie pokona. - W jego głosie słychać było dumę i pewność. - Wypocznij, Jasmiel – zwrócił się do mnie – a potem wróć do swojej armii i czekajcie na rozkazy. Niebawem uderzymy ponownie, tym razem skuteczniej.
    - Dobrze, dowódco.
    Odwróciłam się i wyszłam, słysząc za sobą, jak archanioł wznawia trening. Czekało nas wiele pracy, ale robiliśmy to dla ludzi. Naszym zadaniem była ich ochrona przed takimi bestiami jak smoki. Ludzie sami nie są w stanie bronić się przed magią, zatem my, ryzykując własnym życiem, usuniemy zagrożenie, by żaden człowiek nigdy więcej nie cierpiał z rąk Panów.


9 komentarzy:

  1. Abra-Cadabra9 lipca 2016 21:00

    A zatem nici z negocjacji - wojna to wojna. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje pięknie.Mamy wojnę.Ale podobał mi się nieugięty w swej decyzji Azazeal.Będzie bronił córki,jej męża i przyjaciółkę.I zdenerwowała mnie Jasmiel tym stwierdzeniem,że Dorian nigdy nie pokocha Sheili,kiedy on już gotowy jej nieba przychylić.Pozdrawiam i życzę miłego wypoczynku.

    OdpowiedzUsuń
  3. I po negocjacjach, szybko poszło ;) Ale się akcji zaczęło, no, no :D
    Niestety, kolejny rozdział też przeczytam z opóźnieniem, pewnie dopiero w sierpniu. Ale Wy wiecie, że ja przeczytam zawsze, prędzej czy później :)

    OdpowiedzUsuń
  4. dziekuje , Jasmiel dostała zadanie nie do wykonania, to jasne że Az nie zostawi córki i ziecia samych, podobnie i Genie,ale rozkazy trzeba wykonywac wiec spóbowała:)

    OdpowiedzUsuń