***Sheila***
Kiedy odzyskiwałam
przytomność, wciąż kręciło mi się w głowie. Zimna posadzka przenosiła swój
chłód w moje ciało, ale bałam się ruszyć. Nie pamiętałam, jak znalazłam się w
tym miejscu, ani nawet, gdzie to miejsce jest. Przypuszczalnie znalazłam się w
jakiejś piwnicy, pod palcami czułam kamień, a wszechobecna ciemność nie
pozwalała moim oczom niczego dostrzec. Wciąż czułam zapach chloru i
przeklinałam moje słabe ciało. Gdybym nie była tak wrażliwa, nie udałoby im się
mnie porwać. Zamknęłam oczy, zbierając w sobie całą odwagę jaką posiadałam.
Zebrałam ją i... doszłam do wniosku, że chyba jednak jestem tchórzem. Nie
podobało mi się błądzenie po ciemku w zupełnie nieznanym mi miejscu. Byłam
niemal pewna, że ten, który napadł na mnie, gdy wracałam ze spaceru, czaił się
gdzieś w pobliżu. Nie liczyłam na to, że przeprosi mnie za grubiańskie
zachowanie i wypuści do domu.
Powoli usiadłam i
mrużąc oczy, próbowałam dostrzec coś w ciemności. Wstałam powoli, cały czas
przytrzymywałam się ściany. Ją również wykonano z kamienia, czy piwnica nie
powinna być z cegły? Kto teraz budował w kamieniu? Nagle to do mnie dotarło.
Byłam w lochu. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o zimny kamień. Wspomnienia
powracały do mnie jedno po drugim, wskakiwały na swoje miejsce jak elementy
układanki.
Spotkałam się z
przyjacielem, zjedliśmy razem kolację, ale potem musiał pilnie wyjść. Zanosiło
się na deszcz, więc zdecydowałam się na spacer. Kochałam deszcz, jak każda
wodna istota. Nie sądziłam jednak, że przyjdzie mi za to zapłacić. Gdyby nie
spacer, albo gdybym wybrała bardziej uczęszczaną uliczkę, może nikt nie skryłby
się w cieniu i nie podążał za mną. Tymczasem ktoś zaszedł mnie od tyłu, chwycił
w pasie, a drugą ręką przyłożył do ust chusteczkę. Do tej pory czułam silny
zapach chloru, wciąż na mnie działał. Nadal byłam słaba i nie mogłam korzystać
z umiejętności właściwych każdej nimfie. Nie miałam niczego, co mogłoby pomóc
mi wydostać się w tego miejsca.
Chciało
mi się płakać. Bałam się tego, co mogło mnie spotkać, tego, co ze mną zrobią.
Przecież nie porwano mnie, bym siedziała gdzieś w lochu. W czyim lochu?
Osunęłam się na podłogę, czując drżenie nóg. Dygotałam cała, nie wiedziałam, z
zimna czy ze strachu. Czułam, że to nie skończy się dobrze. Nie dla mnie.
Mogłam tylko zgadywać,
ile czasu spędziłam w lochu, nim usłyszałam szczęk zamka. Podciągnęłam kolana
pod brodę i czekałam, obserwując powiększającą się smugę światła. Nie było
silne, ale gdy padło na mnie, moje oczy zaczęły łzawić. Zbyt długo siedziałam w
ciemności, musiałam kilka razy zamrugać, by dostrzec cokolwiek.
Światło pochodziło od
pochodni, rozjaśniało pomieszczenie lekkim blaskiem, upewniając mnie, że
istotnie znalazłam się w lochu. I wtedy po mnie przyszli, trzech postawnych
mężczyzn. Jeden z nich uśmiechnął się paskudnie i poderwał mnie na nogi.
Jęknęłam, gdy jego palce zacisnęły się na moim ramieniu. Przytrzymał mnie,
podczas gdy drugi wyjął sznur i ciasno związał mi nadgarstki. Skrzywiłam się,
czując, jak boleśnie ociera się o moją skórę, wbija się w ciało, pozbawiając
dłonie dopływu krwi.
- To nie było
konieczne, niby jak mogłabym uciec? Ledwie trzymam się na nogach.
Nie wspominając, że nie
miałabym siły, żeby się bronić. Chlor i zamknięcie niemal pozbawiły mnie wody.
Tak bardzo chciało mi się pić.
Barczysty mężczyzna,
który dotąd mnie przytrzymywał, obrócił mnie ku sobie, boleśnie ściskając moje
ramiona. Nie zaprotestowałam tylko dlatego, że wtedy zapewne chwyciłby mocniej.
- Nie jesteś tu
gościem, nie chcemy, byś się tak poczuła. Żyjesz tylko dlatego, że nasz pan
chce cię wykorzystać. - Uśmiechnął się paskudnie, a ja zbladłam jeszcze
bardziej, o ile to w ogóle możliwe. - Przygotuj się na ból, ślicznotko, bo
wkrótce stanie się on twoim jedynym przyjacielem.
Chwycił sznur i wyszedł
z pomieszczenia, ciągnąć mnie za sobą. Omal nie upadłam, ale drugi mężczyzna
chwycił mnie za włosy. Tym razem nie zdołałam powstrzymać okrzyku bólu.
Poderwał mnie na nogi i pchnął, bym szła dalej. Nie pozostało mi nic innego,
jak posłuchać. Nie wiedziałam, dokąd mnie prowadzą, nie znałam tej drogi i
byłam zbyt przerażona, by teraz próbować ją zapamiętać. Doprowadzili mnie do
okrągłej sali oświetlonej blaskiem wielu pochodni. Z każdej strony do ścian
przykuci byli ludzie. Ludzie, albo raczej demony, zrozumiałam, gdy tylko im się
przyjrzałam.
Nie wiem jak, ale
wiedziałam, że wszyscy dziś zginą. Oni też to wiedzieli, dostrzegłam to w ich
oczach. Nie wiedziałam, czy bardziej przeraża mnie, że w tym miejscu rozegra
się najprawdziwsza rzeź, czy fakt, że oni byli z tym pogodzeni.
Ja nie byłam. Nie
chciałam umierać. Mój wzrok padł na kamienne wzniesienie i leżącą na nim
postać. Mężczyzna. I dwa diabły stojące po obu jego stronach. Strach sprawił,
że nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Tym razem nikt nie zmusił mnie, bym znów
wstała. Strażnicy stali za mną, odcinając jedyną drogę ucieczki. Chwilowo nie
byłam już ważna.
Bycie świadkiem rytuału
mogłoby być interesującym doświadczeniem, gdyby emitowano go w telewizji. Jako
horror. Nigdy nie oglądałam horrorów, nie lubiłam się bać. Słuchanie
tajemniczych inkantacji wypowiadanych przez Lucyfera i Samaela w nieznanym mi
języku ani trochę nie poprawiało mojego samopoczucia. Kiedy diabeł odprawia
rytuał, pewne jest tylko jedno: to coś złego, bardzo złego. Mimo to nie mogłam
oderwać oczu od sztyletu nakreślającego w powietrzu kształty, których nie
potrafiłam zidentyfikować. Nie wiem wiele o magii, ani rytuałach. Gdybym
chciała być dokładna, musiałabym przyznać, że nie wiem nic.
Do czego byłam potrzebna?
Nie skuto mnie z innymi. Musiałam pełnić inną rolę, tylko jaką?
Czułam zbliżającą się
burzę. Zawsze wyczuwałam deszcz, jednak tym razem było w tym coś
nienaturalnego. To nie była zwykła burza, zbyt ciężka, mroczna i
obezwładniająca. Efekt czarnej magii.
Zaabsorbowałam się
wyładowaniami atmosferycznymi do tego stopnia, że nie zauważyłam, kiedy
inkantacje dobiegły końca. Może zagłuszyły je krzyki, wiele różnych głosów, a
wśród nich mój. Nie wiem, kiedy zaczęłam krzyczeć, może gdy krew demona
poplamiła moją sukienkę, a może gdy dotknęła nagiej skóry. Nagle stałam w
pomieszczeniu pełnym trupów, wyrywałam się, a dwaj strażniczy przytrzymywali
mnie z brutalną siłą. Chyba płakałam. Byłam tak przerażona, że nawet tego nie
wiedziałam na pewno. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje, gdzie jestem, co
widzę i słyszę. Znałam tylko strach i chyba wciąż krzyczałam, bo jeden z
demonów uderzył mnie w twarz i kazał mi się zamknąć.
Nie podeszłam do
Lucyfera o własnych siłach, zaciągnęli mnie tam. Gdy diabeł ujął moje dłonie i
za pomocą sztyletu zrobił na jednej z nich głębokie nacięcie, wciąż mnie
trzymali. Sądzę, że gdyby puścili, osunęłabym się bezwładnie na posadzkę. Coś
mokrego spływało po moim policzku. Być może była to łza, a może krew. Myślę, że
jednak krew, byłam zbyt wysuszona na łzy. Moje ciało domagało się wody, ale
nawet gdybym o tym powiedziała, nikt by nie słuchał. Chcieli mojej śmierci. Nie
liczyło się, czy zabiją mnie sami, czy umrę z odwodnienia. Odwodnienie jest
straszną śmiercią dla nimfy. Marzyłam o deszczu, choć nie pogardziłabym nawet
kroplą wody.
- Ciesz się, to już
prawie koniec – odezwał się Lucyfer, trzymając kielich pod moimi dłońmi.
Słyszałam, jak krew uderza o jego brzegi. Czułam ból w dłoni, który wydawał się
coraz dotkliwszy. - Jeszcze parę chwil i zajmiemy się tobą.
Odwrócił się do mnie
plecami i zanurzył sztylet w pucharze wypełnionym po brzegi krwią. Zamknęłam
oczy, nie chcąc widzieć, co nastąpi za chwilę. Strażnicy musieli mnie puścić,
bo upadłam. Klęczałam, wtulając twarz w ramiona i zaciskając powieki. Proszę,
niech to się skończy, myślałam.
Wtedy usłyszałam ten nieludzki wrzask, który zmusił mnie do otworzenia oczu. Przypominał ryk dzikiej bestii, nie krzyk człowieka. Zobaczyłam oczy lśniące złotym blaskiem i wokół mnie zapadła ciemność.
Jaka spokojna muzyka do takiego krwawego w sumie rozdziału :) Ale przyznam szczerze, że czekam na kilka kolejnych ;) Gdy poznaję coś nowego, to najchętniej przeczytałabym kilka pierwszych rozdziałów na raz, by wczuć się w historię :)
OdpowiedzUsuńMuzyka to moja wina, bo jest moim głównym dostawcą weny i jeszcze parę razy ją tu wrzucę.:) A czy rozdział krwawy... może troszkę... jeszcześmy nie skończyły.:D
UsuńHm. Pomyślimy o tym.
Spokojnie, nie domagam się kilku rozdziałów na raz :) Bardziej miałam na myśli, że jakiś bardziej sensowny komentarz dam, gdy będę już bardziej zorientowana o kim w ogóle piszę i co różne ludki mają ze sobą wspólnego :P
UsuńMy publikujemy jeszcze na chomikuj, tam mamy większe fragmenty, ale rzadziej, więc jeśli Ci zależy, to podeślemy linka. Co do komentarzy - przyjmiemy każdy, nie oczekujemy esejów.;)
UsuńMuzyka jest jak dla mnie taka pasująca do Sheili :). Dobry wybór, Iara. Też bym przeczytała więcej, ale cóż... Ale wiesz, że lud się domaga... znaczy ładnie prosi o jeszcze :P.
OdpowiedzUsuńMuzyka jest dla mnie właśnie takim motywem Sheili, jeśli pasuje, to bardzo się cieszę.:)
UsuńLud się domaga, ale my już mamy wpisane terminy, poza tym, jeśli damy więcej, to zapas nam się uszczupli i co wtedy będzie?:)
Witam,
OdpowiedzUsuńkomentuje dopiero pod 3. notką, gdyż dopiero teraz tutaj zajrzałam.
Historia zapowiada się całkiem ciekawie, dlatego też z miłą chęcią będę nadal czytać to opowiadanie :D
A więc: czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam :)
Witaj, cieszę się, że Ci się podoba, zapraszamy zatem na kolejne rozdziały:)
UsuńWitam :) Tematyka aniołów, należy do jednej z moich ulubionych.Po wspaniałym prologu, tak się rozpędziłam że...ech. Szkoda że tak malutko (jak na dwa rozdziały). Nic to, trzeba się dostosować i uzbroić w "anielską" cierpliwość" :D Będę zaglądała, bo zapowiada się naprawdę interesująco. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMaju, na Ailes jest jeszcze jeden rozdział, który tutaj wstawimy w niedzielę:) :) Pozdrawiam;)
Usuń