***Sheila***
Obudziło mnie pukanie. Jęknęłam z
niezadowoleniem, przecierając oczy i wyplątując się z ramion Doriana.
Przeciągnęłam się i rozejrzałam, poszukując czegoś, w co mogłabym się ubrać.
Pokój uległ wielu zmianom, odkąd oglądaliśmy go z Dorianem. W miejscu, gdzie
poprzednio były drzwi, stała teraz szafa. Natomiast jej stare miejsce...
Zamrugałam. Czy to normalne, by zasłaniać drzwi meblami? Drugie drzwi bowiem
znajdowały się tam, gdzie uprzednio ustawiono szafę. Były większe, rzeźbione i
dwuskrzydłowe. Na szafce nocnej przy łóżku ktoś położył książkę, którą ostatnio
czytałam. Szafka po stronie Doriana poza lampką nocną wydawała się pusta; nie
chciałam zaglądać do szuflady. Świece porozstawiano na komodzie, pomiędzy
wazonami z kwiatami. Uśmiechnęłam się, wdychając zapach lilii.
Na krześle przy stoliku przewieszono
dwa szlafroki. Wstałam, popędzona kolejnym pukaniem i chwyciłam miękki
materiał. Szlafrok miał śliczny, jasnozielony kolor i przyjemnie ocierał się o
skórę. Poprawiłam włosy i podeszłam do drzwi, zerkając za siebie. Dorian wciąż
spał, nie chciałam go budzić. Zmarszczyłam brwi i cofnęłam się, sięgając po koc
leżący w nogach łóżka. Rozłożyłam go i nakryłam nim Doriana. Nie chciałam, by
służba oglądała go nago.
Mój mąż drgnął i otworzył oczy.
Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i przeciągnął leniwie.
- Dzień dobry – powitałam go, w
chwili, gdy pukanie rozległo się po raz trzeci. Westchnęłam i podeszłam do
drzwi. Chwyciłam obie klamki i równocześnie je pchnęłam.
O dziwo, nie ujrzałam korytarza,
lecz drugi pokój. Duży, przestronny salon. Przymknęłam drzwi za sobą. Trzy
pokojówki skłoniły się nisko, po czym najstarsza z nich oznajmiła, że już czas,
bym przygotowała się do drugiego dnia ceremoniałów. Przygotowały trzy wspaniałe
suknie, które ułożono obok siebie na kanapie. Najwyraźniej miałam wybrać jedną
z nich.
Usłyszałam szelest ubrania i po
chwili Dorian, w spodniach i rozpiętej koszuli, wszedł do salonu. Pocałował
mnie w policzek i spojrzał na suknie, potem na mnie.
- Dzień dobry, Sheilo.
Czeka nas dzisiaj kolejny ciekawy dzień.
Uśmiechnęłam się i skinęłam głową.
Dzień może i będzie ciekawy, natomiast na pewno będzie długi. Nie przepadałam
za przyjęciami, wiedziałam, że znów otoczy mnie tłum gości, będę musiała się
uśmiechać, pozdrawiać ich i mieć nadzieję, że to wszystko jak najszybciej się
skończy. Dzień drugi, przyjmowanie darów.
Zerknęłam na służki, które z kolei
kłaniały się teraz Dorianowi.
- Chyba będę musiała na jakiś czas
cię zostawić – odezwałam się, odwracając do męża.
- Zobaczymy się później, gdy
będziesz już gotowa – odparł Dorian i pocałował mnie lekko. - Mam nadzieję, że
już się nie stresujesz, moje pisklątko?
- Nie. Stres mam już za sobą. -
Pocałowałam go jeszcze raz i spojrzałam na przygotowane dla mnie stroje.
Czerwień, błękit i zieleń. Posłałam Dorianowi pytające spojrzenie.
- Wybierz tę, która najbardziej ci
się podoba – powiedział, zerkając na suknie. Najdłużej przyglądał się
czerwonej. Miała prosty krój: obcisła góra z długimi rękawami, a mimo to
odsłaniająca ramiona i rozszerzający się dół obsypany lśniącym, o ton
jaśniejszym brokatem układającym się w niesamowite wzory. Pomyślałam, że
przypomina nieco płomienie.
- Wszystkie uszyto tak, by
odsłaniały znamię – zauważyłam. - To ślubna tradycja, czy wasze kobiety zawsze
tak się ubierały?
Podeszłam do kanapy i dotknęłam
czerwonego materiału. Miękki i trochę śliski, z pewnością bardzo wygodny.
- Tylko te zamężne – odparł Dorian.
- Krępuje cię to, Sheilo?
Pokręciłam głową, prostując się. Na
dywanie, pod każdą z sukni, stały po trzy pary butów. Pantofelki i dwie pary
delikatnych szpilek, jedne bardzo wysokie, drugie z niewielkim obcasem.
- Nie, po prostu staram się w tym
wszystkim odnaleźć. - Spojrzałam na Doriana. - Chcesz, abym zawsze się tak
ubierała?
- Myślę, że taki strój pasowałby w
razie przyjmowania gości. Na co dzień natomiast, jak zechcesz. To już zależy od
ciebie, moja śliczna żono. - Uśmiechnął się.
Przytaknęłam i wskazałam służkom
czerwoną suknię oraz niższe szpilki. Natychmiast schowały pozostałe, a na
stoliku postawiły szkatułkę z biżuterią. Jedna ze służek otworzyła ją, by
zaprezentować mi zawartość. Oniemiałam, spoglądając na wypełniające ozdobne
pudełko klejnoty.
- Przygotowania do ceremonii zawsze
tak wyglądają?
- Masz na myśli klejnoty? Jesteś
moją żoną, powinnaś nosić to, co najlepsze i najpiękniejsze.
- Wiesz, że wystarczy mi sukienka,
którą sama mogę stworzyć z wody – przypomniałam, przyglądając się biżuterii. -
Naprawdę uważasz, że powinnam coś włożyć?
- Nic ci się nie podoba? - Podszedł
bliżej, stanął za mną, objął mnie w pasie i zajrzał mi przez ramię.
- Skąd! Są piękne, ale takie...
drogie i… i strasznie marudzę, przepraszam. - Wskazałam drobny naszyjnik
zrobiony z maleńkich rubinów. Krótki i delikatny, nie konkurował z krzykliwym
dołem sukni. - Może to?
- Bardzo ładne i pasuje do sukienki
– zgodził się Dorian. Wtuliłam się w jego ramiona, niechętnie myśląc o
rozstaniu z mężem.
- A ty? Też będą cię tak stroić?
- Nie sądzę, żeby pasowały mi
naszyjniki – stwierdził z rozbawieniem, przyciągając mnie bliżej.
- I na pewno nie każą ci wbijać się
w gorset – dodałam, przykrywając jego dłonie swoimi.
Służące milczały, posłusznie
czekając, aż wydam im jakieś polecenie, przez co poczułam się głupio.
Marudziłam, podczas gdy to one usługiwały mnie, a stroje, które dla mnie
przygotowały, były naprawdę piękne.
- Niechby spróbowali. - Zaśmiał się,
odwrócił mnie ku sobie i pocałował w usta. Objęłam go za szyję, odpowiadając na
pocałunek.
- Chyba powinnam już iść, jeśli mam
zdążyć na ceremonię.
- Chyba tak – zgodził się, ponownie
mnie całując. Zaśmiałam się i poddałam pieszczocie, na moment zapominając o
obserwujących nas pokojówkach, obowiązkach i gościach, którzy pewnie kręcą się
już po zamku. Dorian chyba również zapomniał o tym wszystkim, bo przyciągnął
mnie bliżej, nie przestając całować.
- Muszę iść – szepnęłam, przerywając
pocałunek. Skinął głową.
- W
takim razie widzimy się tuż przed zejściem do sali – powiedział, przenosząc
wzrok z moich ust na oczy.
Przytaknęłam,
pocałowałam go szybko i odwróciłam się do służących, by poinformować je, że
najpierw wezmę prysznic, a potem jestem do ich dyspozycji. Mniej więcej.
Zakręciłam wodę i osuszyłam się
ręcznikiem. Wspomnienie dłoni Doriana poznających najintymniejsze części mojego
ciała wciąż było we mnie żywe. Wciąż wywoływało rumieńce na mojej twarzy.
Jeszcze niedawno uważałam, że pożądanie nie jest właściwe dla nimf, że nie po
to nas stworzono, a jednak... Dorian obudził we mnie pragnienia, o których
istnieniu nie miałam nawet pojęcia. O dziwo, podobało mi się to. Kiedy patrzył
na mnie tym głodnym wzrokiem, czułam przyjemne dreszcze przebiegające po całym
ciele. A kiedy mnie dotykał, całował... te uczucia nie miały nic wspólnego z
opowieściami innych nimf. Były... cudowne. Uśmiechnęłam się do własnych
wspomnień. Tak, to było cudowne. Wszystko, co ze mną robił, każde muśnięcie
skóry i...
Przygryzłam wargę, kiedy rumieńce na
mojej twarzy stały się ciemniejsze. Wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tej nocy.
Jego czułości, delikatności, mojego pragnienia.
Musnęłam palcami znamię, które
ściemniało i sprawiało wrażenie być ze mną od zawsze, i uśmiechnęłam się do
własnych wspomnień. Byłam mężatką i choć ceremoniały nie dobiegły jeszcze
końca, stanowiły dla mnie tylko formalność. Złożyłam przysięgę, przyrzekając
Dorianowi nie tylko bycie z nim na zawsze. Obiecałam mu posłuszeństwo, co nie
do końca mi się podobało, jednak wiedziałam, że zależy mu na utrzymaniu dawnej
formy przysięgi. Dlatego się zgodziłam. Znalazł się w obcym sobie świecie, w
którym wszystko co znał było tylko zatartym wspomnieniem, nie mogłam odmówić mu
tej ostatniej rzeczy, jaka wiązała go z jego rodem. Wiedział, że kwestię
posłuszeństwa będę negocjować.
Spojrzałam w wielkie lustro, kiedy
włożyłam już na siebie suknię. Drzwi do łazienki otworzyły się, jakby służące
dokładnie wiedziały, kiedy wejść. Annie, najmłodsza z kobiet, popędziła w moją
stronę i pomogła mi z zapięciem sukni. Klęknęła przede mną, poprawiając
ułożenie materiału. Pozostałe służki zajęły się sprzątaniem łazienki i naszej
małżeńskiej sypialni. Westchnęłam. Nagle poczułam, że już nigdy nie odzyskam
dawnej prywatności.
- Ośmielę się powiedzieć, że
wyglądasz olśniewająco, pani – usłyszałam cichy głos Annie, która posadziła
mnie przed lustrem i zajęła moimi włosami.
- Dziękuję, Annie. I nie musisz nazywać
mnie tak oficjalnie – przypomniałam jej. Nie chciałam być panią, byłam Sheilą.
Tylko Sheilą, nawet jeśli mój mąż władał teraz jedną z części Piekła.
- Oczywiście, pani.
Skrzywiłam się, ale już jej nie
poprawiłam. Wielokrotnie próbowałam zaprzyjaźnić się ze służbą Doriana i
nakłaniałam ich, by używali mojego imienia – daremnie. Nowa służba traktowała
swoje obowiązki bardzo poważnie i nie wychodzili poza ich granice. Nie byli
tam, by się ze mną przyjaźnić. Wszyscy poza Varysem.
Przyglądałam się odbiciu, podczas
gdy Annie skręcała i splatała moje włosy. Tym razem splotła je w coś, co
nazywała koszyczkiem. Fryzura na wpół przypominała szeroki kok, choć Annie
stworzyła ją na bazie warkocza. Nigdy nie czesałam się w ten sposób, ale bardzo
mi się spodobało. Następnie młoda służka wpięła pomiędzy moje włosy małe,
czerwone klejnoty, takie jak te w wybranym przeze mnie naszyjniku.
- Do twarzy ci w rubinach, pani –
pochwaliła Annie, zapinając naszyjnik. - Nic dziwnego, że pan jest taki
szczęśliwy, skoro ma tak piękną żonę.
Jest szczęśliwy? Nie zastanawiałam
się nad tym, czy Dorian jest ze mną szczęśliwy. Zadowolony z pewnością, bardzo
zależało mu na tym małżeństwie, ale szczęśliwy? Uśmiechnęłam się. Chciałam dać
mu szczęście.
- Postaram się być dobrą żoną, Annie
– obiecałam i podniosłam się z krzesła. Kobieta nie nalegała na makijaż,
uznała, że moja cera nie wymaga poprawek, a rzęsy mam tak ciemne i gęste, że
nie trzeba ich malować. Po namyśle namalowała kreski na moich powiekach, które
podkreśliły kształt oczu, a usta pociągnęła bezbarwnym błyszczykiem.
Podziękowałam, podziwiając efekt
końcowy, a Annie jeszcze raz poprawiła materiał, by znamię było bardziej
widoczne. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam w stronę korytarza, gdzie czekał na
mnie Dorian.
Właśnie podszedł do schodów i
uśmiechnął się na mój widok. Dygnęłam wytwornie, jak przystało na damę noszącą
taką suknię i podeszłam do męża, przyjmując wyciągniętą ku mnie dłoń.
- Wyglądasz niesamowicie –
stwierdził, lustrując mnie wzrokiem. - Wspaniale. Gotowa na drugi dzień
ceremonii?
- Jak najbardziej – odparłam,
również oglądając sobie mojego męża. Miał na sobie jasnobrązową koszulę i
beżową kamizelkę, zdobioną złotymi wzorami przypominającymi nieco te na mojej
sukni. Czarne spodnie i długie do łydek, jasne buty dopełniały całości, tworząc
wzór niedbałej elegancji. Włosy związał w ten sam sposób, co wczoraj i musiałam
przyznać, że wyglądał zniewalająco. - Jakiś ty przystojny. - Posłałam mu
uśmiech.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej,
wyraźnie zadowolony.
- Od
początku mówiłem, że do siebie pasujemy, moje pisklątko. - Skierowaliśmy się do
wyjścia.
- Pod względem wyglądu czy
charakteru? - Uniosłam brwi rozbawiona.
- Jedno i drugie. Wyglądem
olśniewamy, a charakterem się uzupełniamy. - Roześmiał się cicho. Pokręciłam głową
na te słowa. Zarozumiałe, choć również bardzo miłe.
Dorian poprowadził mnie do ogromnej
sali, jednej z tych, których nie miałam okazji wcześniej oglądać. Widok
zastawionego stołu z boku sali i dwóch tronów zdziwił mnie tylko odrobinę mniej
od tłumów czekających w głównym wejściu.
- Widzę, że to z darami to na
poważnie...
- Tradycja – wyjaśnił krótko Dorian
i ruszyliśmy powoli przez salę. - Jesteś głodna, Sheilo?
- Prawdę mówiąc miałam powiedzieć,
że nie, ale... dobra boginko, nie mam nawet pojęcia jak nazywa się połowa tych
potraw!
- Wyglądają zachęcająco –
stwierdził mój mąż i ruszyliśmy w stronę stołu.
- To wypada, żeby oni czekali...? -
Zerknęłam przez ramię na powiększający się tłum, ale posłusznie usiadłam, gdy
odsunięto mi krzesło.
- Oczywiście, państwo młodzi nie
będą przyjmować darów na pusty żołądek – stwierdził Dorian, siadając obok mnie.
- Czy oni naprawdę będą podchodzić
po kolei i pokazywać, co takiego nam przynieśli? To trochę wyniosłe z naszej
strony – zauważyłam, nalewając mężowi wina. Kolejna tradycja jego rodu.
- To naturalne. Jak inaczej mamy
przyjmować dary? - Zerknął na potrawy stojące na stole.
Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po
półmisek z kolorową sałatką. Spojrzałam pytająco na Doriana.
- Zwyczajnie, bez tych wszystkich
ceremoniałów. Masz ochotę? - Wskazałam sałatkę.
- Może odrobinę. - Sięgnął po duży
kawałek mięsa zapiekanego z pieczarkami. - Ta potrawa wygląda pysznie.
Dołożyłam mu trochę sałatki, po czym
zajęłam się własnym talerzem.
- Jak wszystkie potrawy na tym
stole. - Posłałam mu uśmiech, po czym zdecydowałam się na roladę z mięsa, sera
i szpinaku.
Dorian próbował kilku potraw po
kolei, popijając winem. W końcu odsunął talerz, najwyraźniej najedzony. Ja
skończyłam jeść już jakiś czas temu i popijałam tylko wodę. Sięgnęłam po dłoń
Doriana. Posłał mi uśmiech i wstaliśmy razem, ruszając w stronę tronów.
Usiadłam na swoim i zerknęłam na męża. Ponownie wyciągnęłam do niego rękę.
- Czy powinnam zwracać się do ciebie
mój królu? - zapytałam z niewinnym uśmiechem.
- Hm... tytuł nawet niezły, ale
chyba wolałbym mój panie i władco. - Spojrzał na mnie z rozbawieniem, biorąc
mnie za rękę i zajmując miejsce na tronie.
- Ach tak? Mam również klękać, panie
mój i władco? - podjęłam jego grę.
- Nie, łaskawie zwalniam cię z
klękania, moja żono. - Zerknął na mnie, starając się utrzymać poważną minę.
- Dziękuję ci zatem za twą
łaskawość, panie mój i władco.
Dorian najwyraźniej miał zamiar coś
odpowiedzieć, jednak zrezygnował, gdy zbliżył się pierwszy z gości. Mój ojciec.
Schylił lekko głowę w geście szacunku, choć jego spojrzenie zdawało się
świadczyć o czymś całkiem przeciwnym.
- Cieszę się, że widzę cię w dobrym
zdrowiu, córko – odezwał się, posyłając Dorianowi krótkie spojrzenie.
- Cześć, tato. Ciebie też dobrze
widzieć. - Uśmiechnęłam się.
- Szczególnie w tak świetnym
humorze, teściu – odezwał się Dorian. - Oby nic go nie zepsuło przez resztę
dnia.
- Oby – potwierdził mój ojciec, po
czym skinął na jakiegoś demona, który podszedł do niego w pośpiechu i wręczył
mu średnich rozmiarów, wysadzaną drogimi kamieniami szkatułkę. - Przypuszczam,
iż powinienem złożyć to w twoje ręce... zięciu?
- Słusznie. - Dorian skinął głową i
zerknął zaciekawiony na szkatułkę.
Patrzyłam, jak ojciec podchodzi i
wręcza Dorianowi podarunek. Według Genevieve protokół wymagał, by pokazać
dar i pozostawić go na podłodze, skąd
zabierali go służący, ale nie mogłam dziwić się ojcu, że zdecydował się zrobić
to po swojemu. Nie był przypadkowym gościem.
- Strzeż go, bo to towar deficytowy.
Dorian wpatrywał się przez chwilę w
zdumieniu w zawartość szkatułki, po czym spojrzał na mojego ojca.
-
Anielski pył? To faktycznie rzadki towar... i ma niemal nieograniczone
właściwości lecznicze...
Z ciekawością zajrzałam przez ramię
męża. Pył był biały, ale lśnił wieloma kolorami. Nie widziałam nic równie
pięknego.
- Azz, dlaczego ta szkatułka wygląda
identycznie jak ta, którą Gabriel trzyma w swoim gabinecie? Pod kluczem? -
usłyszałam głos Rafaela, a chwilę później, archanioł stanął obok mojego ojca,
trzymając się pod boki. - Jeśli okradłeś archanioła...
- Nie wiem, o czym mówisz – zbył go
krótko mój ojciec. Zdezorientowana podążałam wzrokiem od jednego do drugiego.
- Wiesz doskonale, okradłeś
Gabriela! Wiesz, co on zrobi?!
- Wysmarka się w swoją haftowaną
chusteczkę. Nie psuj dzieciom radości. Mógłbyś się nawet dołożyć... - To
mówiąc, ojciec sięgnął do piór Rafaela, jednak ten odskoczył z oburzoną miną.
Niestety, jedno pióro pozostało w dłoni taty. Wujek gwałtownie wciągnął
powietrze.
- Barbarzyńca! Będziesz się za to
smażył w... - urwał, zdając sobie sprawę z nietrafności słów. - Wezmą cię do
Nieba!
Uśmiechnęłam się. Zawsze tacy byli.
Tata wyciągnął rękę i podał mi piórko, po czym mrugnął i oddalił się wraz ze
swym posłańcem. Skruszona wyciągnęłam niespodziewany podarek w stronę Rafaela.
- Przepraszam, wujku...
On jednak machnął ręką i otrzepał
swą długą, białą szatę.
- Zatrzymaj to, dziecko.- Uśmiechnął
się, po czym wyjął zza pleców spore zawiniątko. - Przyjmijcie prezent i ode
mnie. Niech wam się wiedzie na nowej drodze życia.
Dorian spojrzał na dary od
archanioła i zamrugał zdziwiony.
- Biblia – przeczytał na okładce. -
Hm... księga pewnie się przyda, ale te koraliki dziwnie wyglądają... Mają
jakieś właściwości?
- To różaniec, mój drogi. Do modlitwy
– wyjaśnił ochoczo Rafael. Omal nie parsknęłam śmiechem.
- To wspaniałe prezenty, wujku.
- Ach, różaniec. - Mój mąż
najwyraźniej miał ochotę zapytać o szczegóły, ale skinął tylko głową.
Zadowolony z siebie Rafael odszedł, uśmiechając się do wszystkich zebranych. Za
nim stała Genevieve, przygryzała wargę, by się nie roześmiać.
- Mój bracie, siostro – przywitała
nas spokojnym głosem.
- Genevieve. - Dorian uśmiechnął się
szeroko.
- Obawiam się, że nie przebiję tych
wspaniałych prezentów. A jednak spróbuję. - Odsunęła się na bok i wskazała
drzwi. Pierwszy wszedł Lex, prowadząc za sobą dwa piękne konie. Były wyższe i
smuklejsze niż każda rasa, jaką dotąd spotkałam, a ich sierść lśniła szarością
morskiej toni. Wiedziałam, czym były te zwierzęta, choć nigdy wcześniej ich nie
spotkałam. Były bardzo rzadkie, częściej pojawiały się w legendach niż
prawdziwym świecie. - To kelpie, morskie konie. Bez zbiornika wodnego
wytrzymują nawet kilka dni, jeśli są często pojone. Szybsze i zwinniejsze od
zwykłych koni.
- I o wiele bardziej niebezpieczne –
dodał Lex, podprowadzając stworzenia bliżej. Były piękne. - Same decydują, kogo
chcą słuchać, na ich lojalność trzeba zasłużyć. Jednak potem nie znajdziecie
wierniejszych stworzeń. - Poklepał bok jednego ze zwierząt.
- Są niesamowite. - Dorian wpatrywał
się w zwierzęta z zachwytem. - I tak cenne, jak niegdyś jednorożce. Genie, to
wspaniały prezent.
Genevieve skinęła głową z uśmiechem.
- Prawdę mówiąc, Lex bardzo mi
pomógł. Zaprowadzimy je do stajni. Później powinniście nadać im imiona.
- Dobrze. - Dorian uśmiechnął się i
zerknął na mnie.
- Są piękne – powiedziałam cicho,
patrząc za odchodzącymi zwierzętami.
Kolejne demony pochodziły pojedynczo
lub parami. Wszyscy kłaniali się nisko i zgodnie z protokołem okazywali swoje
dary później zabierane przez służbę. Zapamiętałam parę wysokich i niezwykle
szczupłych demonów o niebieskawej skórze, którzy nazywali siebie mistrzami
trucizn. Nietrudno odgadnąć, co nam podarowali. Wielu poddanych Doriana – i
teraz moich – przynosiło nam skrzynie pełne klejnotów, niezwykłe suknie, broń.
Zdarzały się jednak bardziej wyszukane dary, magiczne, takie jak sztylet z
kości jednorożca, który podobno był w stanie przeciąć wszystko, nawet głaz;
buty ze skóry legendarnych, wymarłych wieki temu zwierząt, mieniące się
wszystkimi kolorami tęczy; zaklęte kryształy, które świeciły własnym światłem,
a nawet – o zgrozo – klatkę pełną maleńkich wróżek. Postanowiłam, że
porozmawiam z Dorianem na temat ich wypuszczenia. Jednym z ciekawszych podarków
okazała się księga. Duża, oprawiona w ciemną skórę. Okładkę zdobił złoty napis
w języku Panów. Zaciekawiona pochyliłam się do Doriana.
- Co to znaczy?
Dzień chylił się już ku zachodowi, a
ostatni gość przed chwilą opuścił salę, mogłam więc pozwolić sobie na większą
swobodę. Z chęcią przyjęłam kieliszek wina, które przyniosła nam jedna ze
służących.
- To znaczy Baśniarz. - Zerknął z
ciekawością na księgę. - Czyżby pochodziła z moich czasów?
- Wydaje się bardzo stara –
zgodziłam się, upijając łyk wina.
- Zobaczmy. - Otworzył na pierwszej
stronie, która okazała się pusta. Przejrzał resztę przelotnie; na żadnej
stronie niczego nie było. Uśmiechnął się. - Miałem rację. - Wrócił do pierwszej
strony.
- Pusta książka? - Uniosłam brwi. A
wydawała się taka ciekawa...
- Nie jest pusta. - Spojrzał
ponownie na księgę. - Baśniarzu?
Zerknęłam na księgę. Nic się nie
stało.
- Spodziewasz się, że ci odpowie?
- Cierpliwości. Baśniarzu, pokaż
mojej żonie, jaka inteligentna z ciebie książka.
Nagle na stronie zaczęły pojawiać się
litery. Zamrugałam zdumiona i przysunęłam się bliżej, nie chcąc przegapić ani
słowa.
Moje kondolencje. Mimo to nie mam
zamiaru toczyć dysput ani tym bardziej opowiadać waszym rozwydrzonym dzieciom
bajek. A teraz bądź tak dobry i odłóż mnie na półkę, przeczytałam
pojawiające się znikąd litery. Do widzenia.
Dorian uśmiechnął się.
-
Jeszcze nie mamy dzieci, ale w przyszłości z pewnością skorzystamy z twojej
propozycji. Chyba nie za dobrze dogadywałeś się z poprzednim właścicielem,
skoro cię oddał...
Plugawe stworzenia! Myśleli, że
codziennie będę opowiadał im te głupie historie, jakbym był jakąś bajką!
- Czy... - zawahałam się,
spoglądając na księgę. - Czy ta książka ma świadomość?
A jakże, panienko. Jestem
geniuszem wśród książek. Pamiętam każde zapisane we mnie słowo! I nie nazywaj
mnie książką. Jestem Baśniarzem.
Zamrugałam i bąknęłam ciche
przepraszam.
- Nie lubisz opowiadać historii?
Wolisz stać na półce i porastać kurzem? - spytał Dorian, unosząc brwi.
Nie znoszę kurzu, niszczy papier.
Jednak jestem zbyt inteligentny na opowiadanie bajek dla dzieci. Nie po to mnie
stworzono, pojawiły się kolejne słowa.
- A po co zostałeś stworzony? - pytał
dalej mój mąż.
Głupie pytanie, odparł Baśniarz,
a ja ukryłam uśmiech.
- Założę się, że to twoja kara –
stwierdził Dorian. - Być książką i opowiadać bajki dzieciom.
Inteligencją nie grzeszysz,
odparowała książka. Czy teraz mnie spalisz i pozwolisz odejść w spokoju?
Pokręciłam głową i upiłam większy
łyk wina. Podeszłam do stołu i nałożyłam sobie kilka pasztecików, mając
nadzieję, że w tym czasie Dorian nie postanowi wrzucić Baśniarza do kominka.
- Chcesz umrzeć? - Dorian również
sięgnął po kieliszek z winem, które służąca trzymała na tacy i upił łyk.
Dlaczego nie? Mam długie i nudne
życie.
Na powrót usiadłam obok Doriana i
podsunęłam mu talerz z pasztecikami.
- Z pewnością nie jest nudne –
stwierdził Dorian, częstując się pasztecikiem.
- Co z nim zrobimy? - zapytałam,
spoglądając na księgę i odgryzając kawałek pasztecika.
- Jeszcze nie wiem, a co proponujesz?
- Zerknął na mnie.
- Jest trochę złośliwy, ale mogłabym
go polubić – odparłam po namyśle. - Poza tym, skoro jest tak stary, jak
twierdzisz i nie przechwala się, mówiąc o pamięci... mógłby być przydatnym
źródłem informacji.
I tak nic wam nie powiem.
- A czego nam nie powiesz? - Dorian
spojrzał na książkę, również odgryzając kęs pasztecika.
Absolutnie niczego.
Westchnęłam i dojadłam pasztecik,
przyglądając się Baśniarzowi. Ciekawił mnie, mimo nieprzyjaznego stosunku do
każdego.
- Jestem zmęczona, Dorianie.
Ceremonie Panów okropnie się dłużą. Zostawmy go, może jutro zmieni zdanie... -
zaproponowałam.
Na moje słowa księga jakby ożyła.
Kilka stron przewróciło się samoistnie, co równie dobrze mogłabym uznać za
przejaw entuzjazmu. W końcu to tylko książka.
Kim jesteś? Ty, który mnie trzymasz?
Znasz moje imię, a swojego nie podałeś.
- O, wykazał zainteresowanie –
mruknął mój mąż i spojrzał na księgę. - Jestem Dorian, ostatni mężczyzna z rasy
Panów.
A tu byś się zdziwił,
pojawiły się litery. Ale bardzo się cieszę, że mogę cię poznać. To naprawdę
miła odmiana przy tej bandzie pchlarzy, która przekazywała mnie sobie przez
ostatnie cztery tysiąclecia.
- To chyba znaczy, że jesteś godny z
nim rozmawiać – zachichotałam.
Dorian zmarszczył brwi, odłożył
niedojedzony pasztecik i spojrzał na księgę.
- Czemu twierdzisz, że
bym się zdziwił?
Bo ten, któremu pozwalałem
zapisywać moje strony, nie zginął. Zasnął. Coś jak Śpiąca królewna, tylko nie
tak uroczo. Opowiedzieć ci o Śpiącej królewnie?
- Kto zapisywał twoje strony,
Baśniarzu? - zapytał Dorian, nie spuszczając wzroku ze stron księgi.
Tylko jeden rodzaj miał taki
przywilej. Lodowe smoki.
Spojrzałam na księgę, potem na
Doriana. Czy to możliwe, że ktoś jeszcze przetrwał wojnę? Ktoś, kogo Dorian
znał? Smok z lodu?
- Jednego z nich znałem bardzo
dobrze, miał na imię Ezekiel – powiedział powoli Dorian, a w jego głosie
wyczułam nutę nadziei.
W istocie, jeden z nich nosił
takie imię, odparł Baśniarz.
Położyłam dłoń na ramieniu Doriana.
Pamiętałam Ezekiela z mojej przeprawy przez wodę życia. Nie zyskał mojej
sympatii, ale był najlepszym przyjacielem Doriana. Czy to możliwe, że Baśniarz
mówił o nim?
- Wiesz, co się z nim stało? - Głos
Doriana był spokojny i opanowany, ale wciąż z napięciem wpatrywał się w księgę.
Na kartce pojawiło się tylko jedno
słowo. Tak. Miałam ochotę podrzeć tę książkę na małe świstki.
- Powiesz nam?
Może. A co zrobicie z tą wiedzą?
- On nie zginął, prawda? To dlatego
stwierdziłeś, że bym się zdziwił. Nie jestem ostatni.
Nie jesteś.
Twarz Doriana rozpogodziła się.
Oparł się wygodnie w swoim tronie.
- Wskażesz nam miejsce,
gdzie się ukrył i zasnął, bym mógł go obudzić?
Ostatecznie mogę zdobyć się na
takie poświęcenie.
Nagle kartki znów zaczęły się
przewracać, wpatrywałam się w nie zdumiona. Wciąż trzymałam dłonie na ramionach
Doriana, zastanawiając się, do czego doprowadzi nas rozmowa z Baśniarzem.
Księga znieruchomiała, kiedy dotarła
do połowy stron, spod kartek zaczął wylewać się kolorowy atrament. Wchłaniał
się w papier, tworząc rysunek. Brąz skał i piasków, zieleń trawy, błękit nieba.
Baśniarz pokazał nam miejsce ukrycia się Ezekiela.
- Wiem, gdzie to jest. - Dorian
uśmiechnął się szeroko. - Wiedziałem, że Ezekiel potrafi o siebie zadbać. Z
pewnością się zdziwi długością swojego snu.
- Zatem wyruszymy po niego? Kiedy? -
Objęłam Doriana, stojąc za nim i przytuliłam policzek do jego policzka.
Patrzyłam na rysunek, który powoli zanikał.
- Niedługo. - Spojrzał na mnie,
zastanawiając się przez chwilę. - Nie jestem pewien, czy powinnaś przy tym być.
Pamiętasz moje przebudzenie?
- Nie byłeś zbyt miły. Znów będzie
potrzeba tyle ofiar?
- Nie, wystarczy odrobina mojej
krwi. Cóż, nie wiem, jak zareaguje Ezekiel tuż po przebudzeniu.
- Zatem wolisz, żebym została –
odgadłam. Odsunęłam się i usiadłam na sąsiednim tronie.
- Naprawdę nie sądzę, żebyś chciała
to ponownie oglądać – mruknął Dorian. - A kiedy wszystko pójdzie dobrze,
przyprowadzę go i przedstawię mu moją śliczną żonę. - Posłał mi uśmiech.
- Zabierzesz Varysa? - chciałam
wiedzieć. Nie podobał mi się pomysł puszczenia Doriana samego.
- Raczej Genie. Ezekiel na pewno się
ucieszy z jej obecności – stwierdził.
No tak, byli zaręczeni. Kiwnęłam
głową.
- Dobrze. - Dotknęłam policzka męża.
- Cieszę się, że odzyskasz przyjaciela.
Wziął mnie za rękę i pocałował.
- Ja
też. A teraz chodźmy odpocząć, jutro czeka nas kolejny dzień ceremonii.
Kolejny długi dzień. Wstałam
posłusznie i pozwoliłam, by Dorian objął mnie ramieniem, nim ruszyliśmy w
stronę naszej sypialni.
- Podoba mi się salon, który
dołączono do naszej sypialni – oznajmiłam po drodze. Oczywiście Dorian zabrał
Baśniarza, nie dziwiłam się, że nie chce umieszczać go w bibliotece.
- Tak myślałem, że to dobry pomysł.
- Posłał mi uśmiech. Kiedy weszliśmy od strony salonu, zatrzymał się przed
regałem. Na środkowej półce, gdzie nie było jeszcze książek, stworzył niewielką
podstawkę i tam umieścił Baśniarza.
- Nawet nie wiedzieli, co nam dają.
- Uśmiechnęłam się, otwierając drzwi do sypialni. - Jeśli wie o Ezekielu, może
znać wszystkie sekrety twojego ludu.
Obejrzałam się na Doriana, po czym
weszłam do sypialni. Na szafce nocnej po mojej stronie stał już dzbanek z wodą.
Tym razem nikt nie zapalił świec, ale mimo to zapach lilii przyjemnie unosił
się w powietrzu.
- Mógłbyś pomóc mi z zapięciem? -
zapytałam, słysząc, że Dorian zamyka za sobą drzwi do sypialni.
- Oczywiście, moje pisklątko. -
Podszedł, pocałował mnie w szyję i powoli odsunął suwak sukienki. Zadrżałam,
czując jego dotyk na skórze.
- Dziękuję – odparłam cicho i
zdjęłam sukienkę, wciąż stojąc plecami do męża. Nie było to przypadkowe, bowiem
miałam na sobie tylko koronkowe majtki. Sięgnęłam po koszulę nocną na grubych
ramiączkach i włożyłam ją na siebie. Dopiero wtedy pochyliłam się po suknię.
Dorian patrzył na mnie przez chwilę,
po czym również zaczął się rozbierać. Zdjął kamizelkę i zabrał się za
rozpinanie koszuli. Weszłam na łóżko, rozsiadłam się wygodnie wśród poduszek i
patrzyłam, jak mój mąż ściąga z siebie kolejne ubrania.
Kiedy został w samej bieliźnie,
usiadł obok mnie i popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem.
- Widziałem niedawno taką ładną
koszulkę nocną... dużo krótszą. Pasowałaby na ciebie idealnie.
- W tej mi wygodnie – odparłam z
uśmiechem. - Chcesz, żebym marzła, panie mój i władco?
- Bez obaw, przy mnie nie zmarzniesz,
dokładnie cię ogrzeję, moja żono – odparł z rozbawieniem.
Zaśmiałam się i ułożyłam po swojej
stronie łóżka. Obróciłam się w stronę Doriana, muskając palcami jego ramię.
- Wierzę ci – zapewniłam cicho.
- Jakżeby inaczej. - Położył się
obok mnie, również na boku, twarzą w moją stronę.
- O ile krótsza miałaby być na
koszulka...?
- A jak krótką jesteś w stanie
założyć? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie.
Uśmiechnęłam się sennie i
przysunęłam bliżej, tak, że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
- Zależy, kto by patrzył.
- Ja. I tylko ja. - Spojrzał mi w
oczy, potem jego wzrok powędrował na moje usta.
- Więc mogłaby być bardzo krótka.
Choć takie są po prostu niewygodne. - Dotknęłam jego policzka.
- Kwestia przyzwyczajenia. -
Uśmiechnął się, dotykając moich włosów. - Poza tym, nie musiałabyś w niej
spać...
- Nie? A w czym? - zaciekawiłam się,
czując napływającą powoli senność.
- W tym samym, co wczorajszej nocy –
odparł z uśmiechem.
Zmarszczyłam brwi i przymknęłam
oczy.
- Przecież wczoraj nic nie miałam –
mruknęłam sennie, pewna, że coś mu się pomyliło.
- Uhm – mruknął, kładąc się na
plecach i przytulając mnie do siebie.
- Chcesz, żebym sypiała nago? -
zapytałam z niedowierzaniem, jednocześnie walcząc ze snem.
- Czasami, czemu nie? Ciało wtedy
odpoczywa od ściskających go ubrań – stwierdził.
- Wariat – mruknęłam, wtulając się w
jego ramiona. - Sam się rozbierz.
- Żaden problem, ja mógłbym stale
spać bez bielizny.
Uśmiechnęłam się i ucałowałam jego
pierś. Nie wątpiłam, że mój mąż nie miałby z tym najmniejszego problemu.
- Zastanowię się – obiecałam.
Uśmiechnął się zadowolony, głaszcząc
mnie delikatnie po włosach. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po łóżku.
Wypatrzyłam koc i podciągnęłam go, przykrywając nas. Przez jakiś czas po prostu
tak leżeliśmy, przytuleni do siebie. Nie rozmawiając, nawet się nie ruszając.
Słuchałam jego oddechu i tuliłam się do ciepłego, męskiego ciała. Zamążpójście
podobało mi się coraz bardziej.
Ale ten Dorian ma dobrze - nie dość, że w końcu powziął Sheilę za żonę i otrzymał fajne prezenty, to jeszcze wkrótce odzyska dawnego przyjaciela.;)
OdpowiedzUsuńNa razie dobrze mu się układa, to prawda.;)
UsuńTo "na razie" brzmi w Twych ustach (metaforycznie) tak przewrotnie.:P
UsuńBardzo dziękuję za rozdział. Coś m się wydaje, że nic dobrego nie będzie z tego, że Dorian odzyska swojego przyjaciela. Będą z tego same kłopoty.
OdpowiedzUsuńPewnym osobom na pewno to się nie spodoba.
UsuńNie sądzę, aby siostra Doriana była zachwycona rychłym powrotem narzeczonego. Oj, wynikną pewnie z tego same kłopoty. Po 2 dniach małżeństwa niewiele jeszcze można powiedzieć, jednakże na razie Dorian zachowuje się wzorcowo. Oby jak najdłużej, by nie przysparzać Sheili zmartwień. A Baśniarz wydaje się skrywać jeszcze sporo sekretów. Dziękuję za rozdział. Pozdrawiam Agnieszka :)
OdpowiedzUsuńBaśniarz posiada ogromną wiedzę, tylko nie lubi się nią dzielić. Obrażanie ludzi lepiej mu wychodzi.;)
Usuńdziekuje , prawdziwa sielanka, , mam nadzieje ze jeszcze długo potrwa, a co do rezentu-basniarza to przydatna ksiazka, ale boje sie az pomyslec co zrobia anioły gdy on obudzi Doraiana, napewno beda zaniepokojone czy nie spi ich jeszcze wiecej:)
OdpowiedzUsuńMożliwe, że będą się nad tym zastanawiać;)
UsuńBaśniarz przypomina mi dziennik Riddle'a ;) Oby nie był równie morderczy :D
OdpowiedzUsuńSheila niech się nie zastanawia ;)
Ciekawy ceremoniał, ale faktycznie trochę "nadęty", ale Dorian raczej to lubi ;) A Ezekiel nie sądzę, aby był szczęśliwy zobaczywszy ten świat i jego przyjaciela ożenionego z jakąś tam nimfą ;)
Z HP? Coś mi się kojarzy, ale nie pamiętam tego dziennika, a gdzie tkwi podobieństwo?
UsuńCo do Ezekiela, to faktycznie może mieć pewne uwagi co do tego ożenku^^
Harry Potter i Komnata Tajemnic. Dziennik Riddle'a, który na zapisane w nim pytania odpowiadał również pisemnie :)
UsuńPytanie brzmi jak bardzo "żywe" będą te uwagi ;)
Prezent w formie Baśniarza był wg mnie genialnym pomysłem :). Główni bohaterowie będą mieli możliwość zaczepniecia świerzej wiedzy o uśpionych pobratyncach, a co za tym idzie będą mogli odbudować swoją potęgę Panów :)
OdpowiedzUsuń