Od autorek

Od autorek

Drodzy Czytelnicy! Zapraszamy na epilog Doriana. Dziękujemy wszystkim,
którzy komentarzami dawali nam znać, że nasza powieść nie znika bezowocnie
w głębinach Internetu. Zapraszamy także na Szczyptę magii.
Pozdrawiamy i czekamy na Wasze opinie;)

23.08.2015

Rozdział XVIII. Część 2



***Sheila***
            Obudziło mnie pukanie. Jęknęłam z niezadowoleniem, przecierając oczy i wyplątując się z ramion Doriana. Przeciągnęłam się i rozejrzałam, poszukując czegoś, w co mogłabym się ubrać. Pokój uległ wielu zmianom, odkąd oglądaliśmy go z Dorianem. W miejscu, gdzie poprzednio były drzwi, stała teraz szafa. Natomiast jej stare miejsce... Zamrugałam. Czy to normalne, by zasłaniać drzwi meblami? Drugie drzwi bowiem znajdowały się tam, gdzie uprzednio ustawiono szafę. Były większe, rzeźbione i dwuskrzydłowe. Na szafce nocnej przy łóżku ktoś położył książkę, którą ostatnio czytałam. Szafka po stronie Doriana poza lampką nocną wydawała się pusta; nie chciałam zaglądać do szuflady. Świece porozstawiano na komodzie, pomiędzy wazonami z kwiatami. Uśmiechnęłam się, wdychając zapach lilii.
            Na krześle przy stoliku przewieszono dwa szlafroki. Wstałam, popędzona kolejnym pukaniem i chwyciłam miękki materiał. Szlafrok miał śliczny, jasnozielony kolor i przyjemnie ocierał się o skórę. Poprawiłam włosy i podeszłam do drzwi, zerkając za siebie. Dorian wciąż spał, nie chciałam go budzić. Zmarszczyłam brwi i cofnęłam się, sięgając po koc leżący w nogach łóżka. Rozłożyłam go i nakryłam nim Doriana. Nie chciałam, by służba oglądała go nago.
            Mój mąż drgnął i otworzył oczy. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i przeciągnął leniwie.
            - Dzień dobry – powitałam go, w chwili, gdy pukanie rozległo się po raz trzeci. Westchnęłam i podeszłam do drzwi. Chwyciłam obie klamki i równocześnie je pchnęłam.
            O dziwo, nie ujrzałam korytarza, lecz drugi pokój. Duży, przestronny salon. Przymknęłam drzwi za sobą. Trzy pokojówki skłoniły się nisko, po czym najstarsza z nich oznajmiła, że już czas, bym przygotowała się do drugiego dnia ceremoniałów. Przygotowały trzy wspaniałe suknie, które ułożono obok siebie na kanapie. Najwyraźniej miałam wybrać jedną z nich.
            Usłyszałam szelest ubrania i po chwili Dorian, w spodniach i rozpiętej koszuli, wszedł do salonu. Pocałował mnie w policzek i spojrzał na suknie, potem na mnie.
            - Dzień dobry, Sheilo. Czeka nas dzisiaj kolejny ciekawy dzień.
            Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Dzień może i będzie ciekawy, natomiast na pewno będzie długi. Nie przepadałam za przyjęciami, wiedziałam, że znów otoczy mnie tłum gości, będę musiała się uśmiechać, pozdrawiać ich i mieć nadzieję, że to wszystko jak najszybciej się skończy. Dzień drugi, przyjmowanie darów.
            Zerknęłam na służki, które z kolei kłaniały się teraz Dorianowi.
            - Chyba będę musiała na jakiś czas cię zostawić – odezwałam się, odwracając do męża.
            - Zobaczymy się później, gdy będziesz już gotowa – odparł Dorian i pocałował mnie lekko. - Mam nadzieję, że już się nie stresujesz, moje pisklątko?
            - Nie. Stres mam już za sobą. - Pocałowałam go jeszcze raz i spojrzałam na przygotowane dla mnie stroje. Czerwień, błękit i zieleń. Posłałam Dorianowi pytające spojrzenie.
            - Wybierz tę, która najbardziej ci się podoba – powiedział, zerkając na suknie. Najdłużej przyglądał się czerwonej. Miała prosty krój: obcisła góra z długimi rękawami, a mimo to odsłaniająca ramiona i rozszerzający się dół obsypany lśniącym, o ton jaśniejszym brokatem układającym się w niesamowite wzory. Pomyślałam, że przypomina nieco płomienie.
            - Wszystkie uszyto tak, by odsłaniały znamię – zauważyłam. - To ślubna tradycja, czy wasze kobiety zawsze tak się ubierały?
            Podeszłam do kanapy i dotknęłam czerwonego materiału. Miękki i trochę śliski, z pewnością bardzo wygodny.
            - Tylko te zamężne – odparł Dorian. - Krępuje cię to, Sheilo?
            Pokręciłam głową, prostując się. Na dywanie, pod każdą z sukni, stały po trzy pary butów. Pantofelki i dwie pary delikatnych szpilek, jedne bardzo wysokie, drugie z niewielkim obcasem.
            - Nie, po prostu staram się w tym wszystkim odnaleźć. - Spojrzałam na Doriana. - Chcesz, abym zawsze się tak ubierała?
            - Myślę, że taki strój pasowałby w razie przyjmowania gości. Na co dzień natomiast, jak zechcesz. To już zależy od ciebie, moja śliczna żono. - Uśmiechnął się.
            Przytaknęłam i wskazałam służkom czerwoną suknię oraz niższe szpilki. Natychmiast schowały pozostałe, a na stoliku postawiły szkatułkę z biżuterią. Jedna ze służek otworzyła ją, by zaprezentować mi zawartość. Oniemiałam, spoglądając na wypełniające ozdobne pudełko klejnoty.
            - Przygotowania do ceremonii zawsze tak wyglądają?
            - Masz na myśli klejnoty? Jesteś moją żoną, powinnaś nosić to, co najlepsze i najpiękniejsze.
            - Wiesz, że wystarczy mi sukienka, którą sama mogę stworzyć z wody – przypomniałam, przyglądając się biżuterii. - Naprawdę uważasz, że powinnam coś włożyć?
            - Nic ci się nie podoba? - Podszedł bliżej, stanął za mną, objął mnie w pasie i zajrzał mi przez ramię.
            - Skąd! Są piękne, ale takie... drogie i… i strasznie marudzę, przepraszam. - Wskazałam drobny naszyjnik zrobiony z maleńkich rubinów. Krótki i delikatny, nie konkurował z krzykliwym dołem sukni. - Może to?
            - Bardzo ładne i pasuje do sukienki – zgodził się Dorian. Wtuliłam się w jego ramiona, niechętnie myśląc o rozstaniu z mężem.
            - A ty? Też będą cię tak stroić?
            - Nie sądzę, żeby pasowały mi naszyjniki – stwierdził z rozbawieniem, przyciągając mnie bliżej.
            - I na pewno nie każą ci wbijać się w gorset – dodałam, przykrywając jego dłonie swoimi.
            Służące milczały, posłusznie czekając, aż wydam im jakieś polecenie, przez co poczułam się głupio. Marudziłam, podczas gdy to one usługiwały mnie, a stroje, które dla mnie przygotowały, były naprawdę piękne.
            - Niechby spróbowali. - Zaśmiał się, odwrócił mnie ku sobie i pocałował w usta. Objęłam go za szyję, odpowiadając na pocałunek.
            - Chyba powinnam już iść, jeśli mam zdążyć na ceremonię.
            - Chyba tak – zgodził się, ponownie mnie całując. Zaśmiałam się i poddałam pieszczocie, na moment zapominając o obserwujących nas pokojówkach, obowiązkach i gościach, którzy pewnie kręcą się już po zamku. Dorian chyba również zapomniał o tym wszystkim, bo przyciągnął mnie bliżej, nie przestając całować.
            - Muszę iść – szepnęłam, przerywając pocałunek. Skinął głową.
            - W takim razie widzimy się tuż przed zejściem do sali – powiedział, przenosząc wzrok z moich ust na oczy.
            Przytaknęłam, pocałowałam go szybko i odwróciłam się do służących, by poinformować je, że najpierw wezmę prysznic, a potem jestem do ich dyspozycji. Mniej więcej.
            Zakręciłam wodę i osuszyłam się ręcznikiem. Wspomnienie dłoni Doriana poznających najintymniejsze części mojego ciała wciąż było we mnie żywe. Wciąż wywoływało rumieńce na mojej twarzy. Jeszcze niedawno uważałam, że pożądanie nie jest właściwe dla nimf, że nie po to nas stworzono, a jednak... Dorian obudził we mnie pragnienia, o których istnieniu nie miałam nawet pojęcia. O dziwo, podobało mi się to. Kiedy patrzył na mnie tym głodnym wzrokiem, czułam przyjemne dreszcze przebiegające po całym ciele. A kiedy mnie dotykał, całował... te uczucia nie miały nic wspólnego z opowieściami innych nimf. Były... cudowne. Uśmiechnęłam się do własnych wspomnień. Tak, to było cudowne. Wszystko, co ze mną robił, każde muśnięcie skóry i...
            Przygryzłam wargę, kiedy rumieńce na mojej twarzy stały się ciemniejsze. Wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tej nocy. Jego czułości, delikatności, mojego pragnienia.
            Musnęłam palcami znamię, które ściemniało i sprawiało wrażenie być ze mną od zawsze, i uśmiechnęłam się do własnych wspomnień. Byłam mężatką i choć ceremoniały nie dobiegły jeszcze końca, stanowiły dla mnie tylko formalność. Złożyłam przysięgę, przyrzekając Dorianowi nie tylko bycie z nim na zawsze. Obiecałam mu posłuszeństwo, co nie do końca mi się podobało, jednak wiedziałam, że zależy mu na utrzymaniu dawnej formy przysięgi. Dlatego się zgodziłam. Znalazł się w obcym sobie świecie, w którym wszystko co znał było tylko zatartym wspomnieniem, nie mogłam odmówić mu tej ostatniej rzeczy, jaka wiązała go z jego rodem. Wiedział, że kwestię posłuszeństwa będę negocjować.
            Spojrzałam w wielkie lustro, kiedy włożyłam już na siebie suknię. Drzwi do łazienki otworzyły się, jakby służące dokładnie wiedziały, kiedy wejść. Annie, najmłodsza z kobiet, popędziła w moją stronę i pomogła mi z zapięciem sukni. Klęknęła przede mną, poprawiając ułożenie materiału. Pozostałe służki zajęły się sprzątaniem łazienki i naszej małżeńskiej sypialni. Westchnęłam. Nagle poczułam, że już nigdy nie odzyskam dawnej prywatności.
            - Ośmielę się powiedzieć, że wyglądasz olśniewająco, pani – usłyszałam cichy głos Annie, która posadziła mnie przed lustrem i zajęła moimi włosami.
            - Dziękuję, Annie. I nie musisz nazywać mnie tak oficjalnie – przypomniałam jej. Nie chciałam być panią, byłam Sheilą. Tylko Sheilą, nawet jeśli mój mąż władał teraz jedną z części Piekła.
            - Oczywiście, pani.
            Skrzywiłam się, ale już jej nie poprawiłam. Wielokrotnie próbowałam zaprzyjaźnić się ze służbą Doriana i nakłaniałam ich, by używali mojego imienia – daremnie. Nowa służba traktowała swoje obowiązki bardzo poważnie i nie wychodzili poza ich granice. Nie byli tam, by się ze mną przyjaźnić. Wszyscy poza Varysem.
            Przyglądałam się odbiciu, podczas gdy Annie skręcała i splatała moje włosy. Tym razem splotła je w coś, co nazywała koszyczkiem. Fryzura na wpół przypominała szeroki kok, choć Annie stworzyła ją na bazie warkocza. Nigdy nie czesałam się w ten sposób, ale bardzo mi się spodobało. Następnie młoda służka wpięła pomiędzy moje włosy małe, czerwone klejnoty, takie jak te w wybranym przeze mnie naszyjniku.
            - Do twarzy ci w rubinach, pani – pochwaliła Annie, zapinając naszyjnik. - Nic dziwnego, że pan jest taki szczęśliwy, skoro ma tak piękną żonę.
            Jest szczęśliwy? Nie zastanawiałam się nad tym, czy Dorian jest ze mną szczęśliwy. Zadowolony z pewnością, bardzo zależało mu na tym małżeństwie, ale szczęśliwy? Uśmiechnęłam się. Chciałam dać mu szczęście.
            - Postaram się być dobrą żoną, Annie – obiecałam i podniosłam się z krzesła. Kobieta nie nalegała na makijaż, uznała, że moja cera nie wymaga poprawek, a rzęsy mam tak ciemne i gęste, że nie trzeba ich malować. Po namyśle namalowała kreski na moich powiekach, które podkreśliły kształt oczu, a usta pociągnęła bezbarwnym błyszczykiem.
            Podziękowałam, podziwiając efekt końcowy, a Annie jeszcze raz poprawiła materiał, by znamię było bardziej widoczne. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam w stronę korytarza, gdzie czekał na mnie Dorian.
            Właśnie podszedł do schodów i uśmiechnął się na mój widok. Dygnęłam wytwornie, jak przystało na damę noszącą taką suknię i podeszłam do męża, przyjmując wyciągniętą ku mnie dłoń.
            - Wyglądasz niesamowicie – stwierdził, lustrując mnie wzrokiem. - Wspaniale. Gotowa na drugi dzień ceremonii?
            - Jak najbardziej – odparłam, również oglądając sobie mojego męża. Miał na sobie jasnobrązową koszulę i beżową kamizelkę, zdobioną złotymi wzorami przypominającymi nieco te na mojej sukni. Czarne spodnie i długie do łydek, jasne buty dopełniały całości, tworząc wzór niedbałej elegancji. Włosy związał w ten sam sposób, co wczoraj i musiałam przyznać, że wyglądał zniewalająco. - Jakiś ty przystojny. - Posłałam mu uśmiech.
            Uśmiechnął się jeszcze szerzej, wyraźnie zadowolony.
            - Od początku mówiłem, że do siebie pasujemy, moje pisklątko. - Skierowaliśmy się do wyjścia.
            - Pod względem wyglądu czy charakteru? - Uniosłam brwi rozbawiona.
            - Jedno i drugie. Wyglądem olśniewamy, a charakterem się uzupełniamy. - Roześmiał się cicho. Pokręciłam głową na te słowa. Zarozumiałe, choć również bardzo miłe.
            Dorian poprowadził mnie do ogromnej sali, jednej z tych, których nie miałam okazji wcześniej oglądać. Widok zastawionego stołu z boku sali i dwóch tronów zdziwił mnie tylko odrobinę mniej od tłumów czekających w głównym wejściu.
            - Widzę, że to z darami to na poważnie...
            - Tradycja – wyjaśnił krótko Dorian i ruszyliśmy powoli przez salę. - Jesteś głodna, Sheilo?
            - Prawdę mówiąc miałam powiedzieć, że nie, ale... dobra boginko, nie mam nawet pojęcia jak nazywa się połowa tych potraw!
            - Wyglądają zachęcająco – stwierdził mój mąż i ruszyliśmy w stronę stołu.
            - To wypada, żeby oni czekali...? - Zerknęłam przez ramię na powiększający się tłum, ale posłusznie usiadłam, gdy odsunięto mi krzesło.
            - Oczywiście, państwo młodzi nie będą przyjmować darów na pusty żołądek – stwierdził Dorian, siadając obok mnie.
            - Czy oni naprawdę będą podchodzić po kolei i pokazywać, co takiego nam przynieśli? To trochę wyniosłe z naszej strony – zauważyłam, nalewając mężowi wina. Kolejna tradycja jego rodu.
            - To naturalne. Jak inaczej mamy przyjmować dary? - Zerknął na potrawy stojące na stole.
            Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po półmisek z kolorową sałatką. Spojrzałam pytająco na Doriana.
            - Zwyczajnie, bez tych wszystkich ceremoniałów. Masz ochotę? - Wskazałam sałatkę.
            - Może odrobinę. - Sięgnął po duży kawałek mięsa zapiekanego z pieczarkami. - Ta potrawa wygląda pysznie.
            Dołożyłam mu trochę sałatki, po czym zajęłam się własnym talerzem.
            - Jak wszystkie potrawy na tym stole. - Posłałam mu uśmiech, po czym zdecydowałam się na roladę z mięsa, sera i szpinaku.
            Dorian próbował kilku potraw po kolei, popijając winem. W końcu odsunął talerz, najwyraźniej najedzony. Ja skończyłam jeść już jakiś czas temu i popijałam tylko wodę. Sięgnęłam po dłoń Doriana. Posłał mi uśmiech i wstaliśmy razem, ruszając w stronę tronów. Usiadłam na swoim i zerknęłam na męża. Ponownie wyciągnęłam do niego rękę.
            - Czy powinnam zwracać się do ciebie mój królu? - zapytałam z niewinnym uśmiechem.
            - Hm... tytuł nawet niezły, ale chyba wolałbym mój panie i władco. - Spojrzał na mnie z rozbawieniem, biorąc mnie za rękę i zajmując miejsce na tronie.
            - Ach tak? Mam również klękać, panie mój i władco? - podjęłam jego grę.
            - Nie, łaskawie zwalniam cię z klękania, moja żono. - Zerknął na mnie, starając się utrzymać poważną minę.
            - Dziękuję ci zatem za twą łaskawość, panie mój i władco.
            Dorian najwyraźniej miał zamiar coś odpowiedzieć, jednak zrezygnował, gdy zbliżył się pierwszy z gości. Mój ojciec. Schylił lekko głowę w geście szacunku, choć jego spojrzenie zdawało się świadczyć o czymś całkiem przeciwnym.
            - Cieszę się, że widzę cię w dobrym zdrowiu, córko – odezwał się, posyłając Dorianowi krótkie spojrzenie.
            - Cześć, tato. Ciebie też dobrze widzieć. - Uśmiechnęłam się.
            - Szczególnie w tak świetnym humorze, teściu – odezwał się Dorian. - Oby nic go nie zepsuło przez resztę dnia.
            - Oby – potwierdził mój ojciec, po czym skinął na jakiegoś demona, który podszedł do niego w pośpiechu i wręczył mu średnich rozmiarów, wysadzaną drogimi kamieniami szkatułkę. - Przypuszczam, iż powinienem złożyć to w twoje ręce... zięciu?
            - Słusznie. - Dorian skinął głową i zerknął zaciekawiony na szkatułkę.
            Patrzyłam, jak ojciec podchodzi i wręcza Dorianowi podarunek. Według Genevieve protokół wymagał, by pokazać dar  i pozostawić go na podłodze, skąd zabierali go służący, ale nie mogłam dziwić się ojcu, że zdecydował się zrobić to po swojemu. Nie był przypadkowym gościem.
            - Strzeż go, bo to towar deficytowy.
            Dorian wpatrywał się przez chwilę w zdumieniu w zawartość szkatułki, po czym spojrzał na mojego ojca.
            - Anielski pył? To faktycznie rzadki towar... i ma niemal nieograniczone właściwości lecznicze...
            Z ciekawością zajrzałam przez ramię męża. Pył był biały, ale lśnił wieloma kolorami. Nie widziałam nic równie pięknego.
            - Azz, dlaczego ta szkatułka wygląda identycznie jak ta, którą Gabriel trzyma w swoim gabinecie? Pod kluczem? - usłyszałam głos Rafaela, a chwilę później, archanioł stanął obok mojego ojca, trzymając się pod boki. - Jeśli okradłeś archanioła...
            - Nie wiem, o czym mówisz – zbył go krótko mój ojciec. Zdezorientowana podążałam wzrokiem od jednego do drugiego.
            - Wiesz doskonale, okradłeś Gabriela! Wiesz, co on zrobi?!
            - Wysmarka się w swoją haftowaną chusteczkę. Nie psuj dzieciom radości. Mógłbyś się nawet dołożyć... - To mówiąc, ojciec sięgnął do piór Rafaela, jednak ten odskoczył z oburzoną miną. Niestety, jedno pióro pozostało w dłoni taty. Wujek gwałtownie wciągnął powietrze.
            - Barbarzyńca! Będziesz się za to smażył w... - urwał, zdając sobie sprawę z nietrafności słów. - Wezmą cię do Nieba!
            Uśmiechnęłam się. Zawsze tacy byli. Tata wyciągnął rękę i podał mi piórko, po czym mrugnął i oddalił się wraz ze swym posłańcem. Skruszona wyciągnęłam niespodziewany podarek w stronę Rafaela.
            - Przepraszam, wujku...
            On jednak machnął ręką i otrzepał swą długą, białą szatę.
            - Zatrzymaj to, dziecko.- Uśmiechnął się, po czym wyjął zza pleców spore zawiniątko. - Przyjmijcie prezent i ode mnie. Niech wam się wiedzie na nowej drodze życia.
            Dorian spojrzał na dary od archanioła i zamrugał zdziwiony.
            - Biblia – przeczytał na okładce. - Hm... księga pewnie się przyda, ale te koraliki dziwnie wyglądają... Mają jakieś właściwości?
            - To różaniec, mój drogi. Do modlitwy – wyjaśnił ochoczo Rafael. Omal nie parsknęłam śmiechem.
            - To wspaniałe prezenty, wujku.
            - Ach, różaniec. - Mój mąż najwyraźniej miał ochotę zapytać o szczegóły, ale skinął tylko głową. Zadowolony z siebie Rafael odszedł, uśmiechając się do wszystkich zebranych. Za nim stała Genevieve, przygryzała wargę, by się nie roześmiać.
            - Mój bracie, siostro – przywitała nas spokojnym głosem.
            - Genevieve. - Dorian uśmiechnął się szeroko.
            - Obawiam się, że nie przebiję tych wspaniałych prezentów. A jednak spróbuję. - Odsunęła się na bok i wskazała drzwi. Pierwszy wszedł Lex, prowadząc za sobą dwa piękne konie. Były wyższe i smuklejsze niż każda rasa, jaką dotąd spotkałam, a ich sierść lśniła szarością morskiej toni. Wiedziałam, czym były te zwierzęta, choć nigdy wcześniej ich nie spotkałam. Były bardzo rzadkie, częściej pojawiały się w legendach niż prawdziwym świecie. - To kelpie, morskie konie. Bez zbiornika wodnego wytrzymują nawet kilka dni, jeśli są często pojone. Szybsze i zwinniejsze od zwykłych koni.
            - I o wiele bardziej niebezpieczne – dodał Lex, podprowadzając stworzenia bliżej. Były piękne. - Same decydują, kogo chcą słuchać, na ich lojalność trzeba zasłużyć. Jednak potem nie znajdziecie wierniejszych stworzeń. - Poklepał bok jednego ze zwierząt.
            - Są niesamowite. - Dorian wpatrywał się w zwierzęta z zachwytem. - I tak cenne, jak niegdyś jednorożce. Genie, to wspaniały prezent.
            Genevieve skinęła głową z uśmiechem.
            - Prawdę mówiąc, Lex bardzo mi pomógł. Zaprowadzimy je do stajni. Później powinniście nadać im imiona.
            - Dobrze. - Dorian uśmiechnął się i zerknął na mnie.
            - Są piękne – powiedziałam cicho, patrząc za odchodzącymi zwierzętami.
            Kolejne demony pochodziły pojedynczo lub parami. Wszyscy kłaniali się nisko i zgodnie z protokołem okazywali swoje dary później zabierane przez służbę. Zapamiętałam parę wysokich i niezwykle szczupłych demonów o niebieskawej skórze, którzy nazywali siebie mistrzami trucizn. Nietrudno odgadnąć, co nam podarowali. Wielu poddanych Doriana – i teraz moich – przynosiło nam skrzynie pełne klejnotów, niezwykłe suknie, broń. Zdarzały się jednak bardziej wyszukane dary, magiczne, takie jak sztylet z kości jednorożca, który podobno był w stanie przeciąć wszystko, nawet głaz; buty ze skóry legendarnych, wymarłych wieki temu zwierząt, mieniące się wszystkimi kolorami tęczy; zaklęte kryształy, które świeciły własnym światłem, a nawet – o zgrozo – klatkę pełną maleńkich wróżek. Postanowiłam, że porozmawiam z Dorianem na temat ich wypuszczenia. Jednym z ciekawszych podarków okazała się księga. Duża, oprawiona w ciemną skórę. Okładkę zdobił złoty napis w języku Panów. Zaciekawiona pochyliłam się do Doriana.
            - Co to znaczy?
            Dzień chylił się już ku zachodowi, a ostatni gość przed chwilą opuścił salę, mogłam więc pozwolić sobie na większą swobodę. Z chęcią przyjęłam kieliszek wina, które przyniosła nam jedna ze służących.
            - To znaczy Baśniarz. - Zerknął z ciekawością na księgę. - Czyżby pochodziła z moich czasów?
            - Wydaje się bardzo stara – zgodziłam się, upijając łyk wina.
            - Zobaczmy. - Otworzył na pierwszej stronie, która okazała się pusta. Przejrzał resztę przelotnie; na żadnej stronie niczego nie było. Uśmiechnął się. - Miałem rację. - Wrócił do pierwszej strony.
            - Pusta książka? - Uniosłam brwi. A wydawała się taka ciekawa...
            - Nie jest pusta. - Spojrzał ponownie na księgę. - Baśniarzu?
            Zerknęłam na księgę. Nic się nie stało.
            - Spodziewasz się, że ci odpowie?
            - Cierpliwości. Baśniarzu, pokaż mojej żonie, jaka inteligentna z ciebie książka.
            Nagle na stronie zaczęły pojawiać się litery. Zamrugałam zdumiona i przysunęłam się bliżej, nie chcąc przegapić ani słowa.
            Moje kondolencje. Mimo to nie mam zamiaru toczyć dysput ani tym bardziej opowiadać waszym rozwydrzonym dzieciom bajek. A teraz bądź tak dobry i odłóż mnie na półkę, przeczytałam pojawiające się znikąd litery. Do widzenia.
            Dorian uśmiechnął się.
            - Jeszcze nie mamy dzieci, ale w przyszłości z pewnością skorzystamy z twojej propozycji. Chyba nie za dobrze dogadywałeś się z poprzednim właścicielem, skoro cię oddał...
            Plugawe stworzenia! Myśleli, że codziennie będę opowiadał im te głupie historie, jakbym był jakąś bajką!
            - Czy... - zawahałam się, spoglądając na księgę. - Czy ta książka ma świadomość?
            A jakże, panienko. Jestem geniuszem wśród książek. Pamiętam każde zapisane we mnie słowo! I nie nazywaj mnie książką. Jestem Baśniarzem.
            Zamrugałam i bąknęłam ciche przepraszam.
            - Nie lubisz opowiadać historii? Wolisz stać na półce i porastać kurzem? - spytał Dorian, unosząc brwi.
            Nie znoszę kurzu, niszczy papier. Jednak jestem zbyt inteligentny na opowiadanie bajek dla dzieci. Nie po to mnie stworzono, pojawiły się kolejne słowa.
            - A po co zostałeś stworzony? - pytał dalej mój mąż.
            Głupie pytanie, odparł Baśniarz, a ja ukryłam uśmiech.
            - Założę się, że to twoja kara – stwierdził Dorian. - Być książką i opowiadać bajki dzieciom.
            Inteligencją nie grzeszysz, odparowała książka. Czy teraz mnie spalisz i pozwolisz odejść w spokoju?
            Pokręciłam głową i upiłam większy łyk wina. Podeszłam do stołu i nałożyłam sobie kilka pasztecików, mając nadzieję, że w tym czasie Dorian nie postanowi wrzucić Baśniarza do kominka.
            - Chcesz umrzeć? - Dorian również sięgnął po kieliszek z winem, które służąca trzymała na tacy i upił łyk.
            Dlaczego nie? Mam długie i nudne życie.
            Na powrót usiadłam obok Doriana i podsunęłam mu talerz z pasztecikami.
            - Z pewnością nie jest nudne – stwierdził Dorian, częstując się pasztecikiem.
            - Co z nim zrobimy? - zapytałam, spoglądając na księgę i odgryzając kawałek pasztecika.
            - Jeszcze nie wiem, a co proponujesz? - Zerknął na mnie.
            - Jest trochę złośliwy, ale mogłabym go polubić – odparłam po namyśle. - Poza tym, skoro jest tak stary, jak twierdzisz i nie przechwala się, mówiąc o pamięci... mógłby być przydatnym źródłem informacji.
            I tak nic wam nie powiem.
            - A czego nam nie powiesz? - Dorian spojrzał na książkę, również odgryzając kęs pasztecika.
            Absolutnie niczego.
            Westchnęłam i dojadłam pasztecik, przyglądając się Baśniarzowi. Ciekawił mnie, mimo nieprzyjaznego stosunku do każdego.
            - Jestem zmęczona, Dorianie. Ceremonie Panów okropnie się dłużą. Zostawmy go, może jutro zmieni zdanie... - zaproponowałam.
            Na moje słowa księga jakby ożyła. Kilka stron przewróciło się samoistnie, co równie dobrze mogłabym uznać za przejaw entuzjazmu. W końcu to tylko książka.
            Kim jesteś? Ty, który mnie trzymasz? Znasz moje imię, a swojego nie podałeś.
            - O, wykazał zainteresowanie – mruknął mój mąż i spojrzał na księgę. - Jestem Dorian, ostatni mężczyzna z rasy Panów.
            A tu byś się zdziwił, pojawiły się litery. Ale bardzo się cieszę, że mogę cię poznać. To naprawdę miła odmiana przy tej bandzie pchlarzy, która przekazywała mnie sobie przez ostatnie cztery tysiąclecia.
            - To chyba znaczy, że jesteś godny z nim rozmawiać – zachichotałam.
            Dorian zmarszczył brwi, odłożył niedojedzony pasztecik i spojrzał na księgę.
            - Czemu twierdzisz, że bym się zdziwił?
            Bo ten, któremu pozwalałem zapisywać moje strony, nie zginął. Zasnął. Coś jak Śpiąca królewna, tylko nie tak uroczo. Opowiedzieć ci o Śpiącej królewnie?
            - Kto zapisywał twoje strony, Baśniarzu? - zapytał Dorian, nie spuszczając wzroku ze stron księgi.
            Tylko jeden rodzaj miał taki przywilej. Lodowe smoki.
            Spojrzałam na księgę, potem na Doriana. Czy to możliwe, że ktoś jeszcze przetrwał wojnę? Ktoś, kogo Dorian znał? Smok z lodu?
            - Jednego z nich znałem bardzo dobrze, miał na imię Ezekiel – powiedział powoli Dorian, a w jego głosie wyczułam nutę nadziei.
            W istocie, jeden z nich nosił takie imię, odparł Baśniarz.
            Położyłam dłoń na ramieniu Doriana. Pamiętałam Ezekiela z mojej przeprawy przez wodę życia. Nie zyskał mojej sympatii, ale był najlepszym przyjacielem Doriana. Czy to możliwe, że Baśniarz mówił o nim?
            - Wiesz, co się z nim stało? - Głos Doriana był spokojny i opanowany, ale wciąż z napięciem wpatrywał się w księgę.
            Na kartce pojawiło się tylko jedno słowo. Tak. Miałam ochotę podrzeć tę książkę na małe świstki.
            - Powiesz nam?
            Może. A co zrobicie z tą wiedzą?
            - On nie zginął, prawda? To dlatego stwierdziłeś, że bym się zdziwił. Nie jestem ostatni.
            Nie jesteś.
            Twarz Doriana rozpogodziła się. Oparł się wygodnie w swoim tronie.
            - Wskażesz nam miejsce, gdzie się ukrył i zasnął, bym mógł go obudzić?
            Ostatecznie mogę zdobyć się na takie poświęcenie.
            Nagle kartki znów zaczęły się przewracać, wpatrywałam się w nie zdumiona. Wciąż trzymałam dłonie na ramionach Doriana, zastanawiając się, do czego doprowadzi nas rozmowa z Baśniarzem.
            Księga znieruchomiała, kiedy dotarła do połowy stron, spod kartek zaczął wylewać się kolorowy atrament. Wchłaniał się w papier, tworząc rysunek. Brąz skał i piasków, zieleń trawy, błękit nieba. Baśniarz pokazał nam miejsce ukrycia się Ezekiela.
            - Wiem, gdzie to jest. - Dorian uśmiechnął się szeroko. - Wiedziałem, że Ezekiel potrafi o siebie zadbać. Z pewnością się zdziwi długością swojego snu.
            - Zatem wyruszymy po niego? Kiedy? - Objęłam Doriana, stojąc za nim i przytuliłam policzek do jego policzka. Patrzyłam na rysunek, który powoli zanikał.
            - Niedługo. - Spojrzał na mnie, zastanawiając się przez chwilę. - Nie jestem pewien, czy powinnaś przy tym być. Pamiętasz moje przebudzenie?
            - Nie byłeś zbyt miły. Znów będzie potrzeba tyle ofiar?
            - Nie, wystarczy odrobina mojej krwi. Cóż, nie wiem, jak zareaguje Ezekiel tuż po przebudzeniu.
            - Zatem wolisz, żebym została – odgadłam. Odsunęłam się i usiadłam na sąsiednim tronie.
            - Naprawdę nie sądzę, żebyś chciała to ponownie oglądać – mruknął Dorian. - A kiedy wszystko pójdzie dobrze, przyprowadzę go i przedstawię mu moją śliczną żonę. - Posłał mi uśmiech.
            - Zabierzesz Varysa? - chciałam wiedzieć. Nie podobał mi się pomysł puszczenia Doriana samego.
            - Raczej Genie. Ezekiel na pewno się ucieszy z jej obecności – stwierdził.
            No tak, byli zaręczeni. Kiwnęłam głową.
            - Dobrze. - Dotknęłam policzka męża. - Cieszę się, że odzyskasz przyjaciela.
            Wziął mnie za rękę i pocałował.
            - Ja też. A teraz chodźmy odpocząć, jutro czeka nas kolejny dzień ceremonii.
            Kolejny długi dzień. Wstałam posłusznie i pozwoliłam, by Dorian objął mnie ramieniem, nim ruszyliśmy w stronę naszej sypialni.
            - Podoba mi się salon, który dołączono do naszej sypialni – oznajmiłam po drodze. Oczywiście Dorian zabrał Baśniarza, nie dziwiłam się, że nie chce umieszczać go w bibliotece.
            - Tak myślałem, że to dobry pomysł. - Posłał mi uśmiech. Kiedy weszliśmy od strony salonu, zatrzymał się przed regałem. Na środkowej półce, gdzie nie było jeszcze książek, stworzył niewielką podstawkę i tam umieścił Baśniarza.
            - Nawet nie wiedzieli, co nam dają. - Uśmiechnęłam się, otwierając drzwi do sypialni. - Jeśli wie o Ezekielu, może znać wszystkie sekrety twojego ludu.
            Obejrzałam się na Doriana, po czym weszłam do sypialni. Na szafce nocnej po mojej stronie stał już dzbanek z wodą. Tym razem nikt nie zapalił świec, ale mimo to zapach lilii przyjemnie unosił się w powietrzu.
            - Mógłbyś pomóc mi z zapięciem? - zapytałam, słysząc, że Dorian zamyka za sobą drzwi do sypialni.
            - Oczywiście, moje pisklątko. - Podszedł, pocałował mnie w szyję i powoli odsunął suwak sukienki. Zadrżałam, czując jego dotyk na skórze.
            - Dziękuję – odparłam cicho i zdjęłam sukienkę, wciąż stojąc plecami do męża. Nie było to przypadkowe, bowiem miałam na sobie tylko koronkowe majtki. Sięgnęłam po koszulę nocną na grubych ramiączkach i włożyłam ją na siebie. Dopiero wtedy pochyliłam się po suknię.
            Dorian patrzył na mnie przez chwilę, po czym również zaczął się rozbierać. Zdjął kamizelkę i zabrał się za rozpinanie koszuli. Weszłam na łóżko, rozsiadłam się wygodnie wśród poduszek i patrzyłam, jak mój mąż ściąga z siebie kolejne ubrania.
            Kiedy został w samej bieliźnie, usiadł obok mnie i popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem.
            - Widziałem niedawno taką ładną koszulkę nocną... dużo krótszą. Pasowałaby na ciebie idealnie.
            - W tej mi wygodnie – odparłam z uśmiechem. - Chcesz, żebym marzła, panie mój i władco?
            - Bez obaw, przy mnie nie zmarzniesz, dokładnie cię ogrzeję, moja żono – odparł z rozbawieniem.
            Zaśmiałam się i ułożyłam po swojej stronie łóżka. Obróciłam się w stronę Doriana, muskając palcami jego ramię.
            - Wierzę ci – zapewniłam cicho.
            - Jakżeby inaczej. - Położył się obok mnie, również na boku, twarzą w moją stronę.
            - O ile krótsza miałaby być na koszulka...?
            - A jak krótką jesteś w stanie założyć? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie.
            Uśmiechnęłam się sennie i przysunęłam bliżej, tak, że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
            - Zależy, kto by patrzył.
            - Ja. I tylko ja. - Spojrzał mi w oczy, potem jego wzrok powędrował na moje usta.
            - Więc mogłaby być bardzo krótka. Choć takie są po prostu niewygodne. - Dotknęłam jego policzka.
            - Kwestia przyzwyczajenia. - Uśmiechnął się, dotykając moich włosów. - Poza tym, nie musiałabyś w niej spać...
            - Nie? A w czym? - zaciekawiłam się, czując napływającą powoli senność.
            - W tym samym, co wczorajszej nocy – odparł z uśmiechem.
            Zmarszczyłam brwi i przymknęłam oczy.
            - Przecież wczoraj nic nie miałam – mruknęłam sennie, pewna, że coś mu się pomyliło.
            - Uhm – mruknął, kładąc się na plecach i przytulając mnie do siebie.
            - Chcesz, żebym sypiała nago? - zapytałam z niedowierzaniem, jednocześnie walcząc ze snem.
            - Czasami, czemu nie? Ciało wtedy odpoczywa od ściskających go ubrań – stwierdził.
            - Wariat – mruknęłam, wtulając się w jego ramiona. - Sam się rozbierz.
            - Żaden problem, ja mógłbym stale spać bez bielizny.
            Uśmiechnęłam się i ucałowałam jego pierś. Nie wątpiłam, że mój mąż nie miałby z tym najmniejszego problemu.
            - Zastanowię się – obiecałam.
            Uśmiechnął się zadowolony, głaszcząc mnie delikatnie po włosach. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po łóżku. Wypatrzyłam koc i podciągnęłam go, przykrywając nas. Przez jakiś czas po prostu tak leżeliśmy, przytuleni do siebie. Nie rozmawiając, nawet się nie ruszając. Słuchałam jego oddechu i tuliłam się do ciepłego, męskiego ciała. Zamążpójście podobało mi się coraz bardziej.
 
 

13 komentarzy:

  1. Ale ten Dorian ma dobrze - nie dość, że w końcu powziął Sheilę za żonę i otrzymał fajne prezenty, to jeszcze wkrótce odzyska dawnego przyjaciela.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie dobrze mu się układa, to prawda.;)

      Usuń
    2. To "na razie" brzmi w Twych ustach (metaforycznie) tak przewrotnie.:P

      Usuń
  2. Bardzo dziękuję za rozdział. Coś m się wydaje, że nic dobrego nie będzie z tego, że Dorian odzyska swojego przyjaciela. Będą z tego same kłopoty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie sądzę, aby siostra Doriana była zachwycona rychłym powrotem narzeczonego. Oj, wynikną pewnie z tego same kłopoty. Po 2 dniach małżeństwa niewiele jeszcze można powiedzieć, jednakże na razie Dorian zachowuje się wzorcowo. Oby jak najdłużej, by nie przysparzać Sheili zmartwień. A Baśniarz wydaje się skrywać jeszcze sporo sekretów. Dziękuję za rozdział. Pozdrawiam Agnieszka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baśniarz posiada ogromną wiedzę, tylko nie lubi się nią dzielić. Obrażanie ludzi lepiej mu wychodzi.;)

      Usuń
  4. dziekuje , prawdziwa sielanka, , mam nadzieje ze jeszcze długo potrwa, a co do rezentu-basniarza to przydatna ksiazka, ale boje sie az pomyslec co zrobia anioły gdy on obudzi Doraiana, napewno beda zaniepokojone czy nie spi ich jeszcze wiecej:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Baśniarz przypomina mi dziennik Riddle'a ;) Oby nie był równie morderczy :D
    Sheila niech się nie zastanawia ;)
    Ciekawy ceremoniał, ale faktycznie trochę "nadęty", ale Dorian raczej to lubi ;) A Ezekiel nie sądzę, aby był szczęśliwy zobaczywszy ten świat i jego przyjaciela ożenionego z jakąś tam nimfą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z HP? Coś mi się kojarzy, ale nie pamiętam tego dziennika, a gdzie tkwi podobieństwo?
      Co do Ezekiela, to faktycznie może mieć pewne uwagi co do tego ożenku^^

      Usuń
    2. Harry Potter i Komnata Tajemnic. Dziennik Riddle'a, który na zapisane w nim pytania odpowiadał również pisemnie :)

      Pytanie brzmi jak bardzo "żywe" będą te uwagi ;)

      Usuń
  6. Prezent w formie Baśniarza był wg mnie genialnym pomysłem :). Główni bohaterowie będą mieli możliwość zaczepniecia świerzej wiedzy o uśpionych pobratyncach, a co za tym idzie będą mogli odbudować swoją potęgę Panów :)

    OdpowiedzUsuń