***Sheila***
Stało się. To już, myślałam,
spoglądając na tłumy gości. Wpatrywali się we mnie szepcząc między sobą, a ja
czułam się, jakbym była manekinem na wystawie sklepowej. Bardzo drogim i
niespotykanym manekinem, drogocennym okazem, który każdy chciał zobaczyć z
bliska. Tak więc patrzyli, siedząc na tyle blisko, na ile pozwalało im
ustawienie stołów i czujne spojrzenie mojego małżonka. Wciąż nie docierało do
mnie, że główna część ceremonii dobiegła końca. Zostałam mężatką i choć byłam
zakochana w Dorianie, a sam ślub dawał mi wiele przywilejów, wciąż czułam, jak
strach ściska mi gardło. Jego zimne macki obejmowały mnie, wprawiając moje
ciało w drżenie. Nie tak wyobrażałam sobie dzień zaślubin. Odetchnęłam głęboko
i drgnęłam, czując dłoń Doriana, która spoczęła na moim kolanie.
- Tęskniłaś? - Usiadł przy mnie,
uśmiechając się połowicznie. Odnalazł moją dłoń i splótł nasze palce.
- Gdzie byłeś? - szepnęłam, czując
ulgę. Jeśli oczekiwałam przeprosin i długich wyjaśnień, to się pomyliłam.
Powiedział tylko, że musiał czegoś dopilnować, po czym sięgnął po kielich z
winem, kończąc temat.
Przewróciłam oczami. Piękny początek
małżeństwa. Dostrzegłam Varysa przemierzającego tłum. Może to jego powinnam
zapytać? Jeśli raczy mi cokolwiek powiedzieć... Pokręciłam głową, na razie
rezygnując z tego pomysłu. Sięgnęłam po szklankę wypełnioną wodą i upiłam łyk.
Salę wypełniali goście, część przeniosła się do ogrodu poprzez wysokie, szklane
drzwi. Niebo zdążyło ściemnieć, poza gwiazdami i świecami płonącymi w
kandelabrach zawieszonych na każdej ze ścian, jedynym źródłem światła były
błękitne ogniki. Zapewne byłabym nimi zachwycona, gdyby wszystko tak mnie nie
przytłaczało.
Wciąż nie docierało do mnie, że
jestem mężatką. Że wypowiedziałam te wszystkie niewiarygodnie przysięgi, które
równie dobrze mogłyby czynić mnie jego niewolnicą. Głupia, tak przecież nie
będzie. Zostałam jego żoną, a więc moje prawa były równe tym, które
przysługiwały jemu. Od teraz byłam panią tego miejsca, a to dawało mi
przywileje. Mogłam zadbać o to, by nikt więcej nie ucierpiał z ręki Doriana i
jego sług. Mogłam zadbać o bezpieczeństwo moich bliskich. Mogłam zapobiec
wojnie, którą groziły anioły. Myślałam o tym wiele razy i miałam zamiar
wykorzystać przysługujące mi przywileje.
Zerknęłam na Doriana. Podczas jego
nieobecności miałam okazję poukładać sobie wszystko, czego dziś doświadczyłam.
Męki, jakim poddawały mnie stylistki, kojący głos Genevieve, która w końcu je
odesłała i postanowiła zająć się mną sama. Zadbała o wszystko, a potem
zostawiła mnie, bym miała czas się uspokoić i wyciszyć, nim nadejdzie czas
ceremonii. Chwile samotności zaowocowały paniką, która przytłoczyła mnie do
tego stopnia, że zapragnęłam wyrwać się z zamku, zedrzeć z siebie tę
nieprzyzwoicie drogą suknię i wskoczyć do jeziora. Właśnie wtedy zapukał Varys.
Wpuściłam go niechętnie, zbyt podenerwowana, by z kimś rozmawiać, jednak był
nieustępliwy.
- Trzęsiesz się, dziewczyno. I
ciągle chodzisz – zauważył po jakiejś minucie przyglądania się moim
poczynaniom.
- Och, jesteś bardzo spostrzegawczy
– mruknęłam, nie przestając krążyć.
- Cenię sobie zdolność obserwacji –
przyznał powoli, siadając na moim łóżku. - I jako zarządca jestem zobowiązany
nakłonić cię, byś usiadła, inaczej wydepczesz dziurę w podłodze.
Zatrzymałam się i posłałam mu
gniewne spojrzenie.
- Żartujesz sobie ze mnie? Właśnie
teraz? - Podeszłam do niego i dźgnęłam go palcem w pierś, na co uśmiechnął się
z rozbawieniem. - Oświadczam ci, że za kilka godzin będę panią tego domu i za
takie zachowanie będę mogła kazać ci szorować podłogi.
- Jestem na twe rozkazy, pani. -
Uśmiechnął się szerzej. Bezczelny typ. - Co potem? Powinienem nauczyć się
żonglować, podając do stołu?
Parsknęłam i odwróciłam się, znów
przemierzając pokój. Dopiero przy oknie pomyślałam, jak głupio musi to
wyglądać. Zatrzymałam się i westchnęłam, spoglądając w dal. Widziałam już
schodzących się gości.
- Dlaczego przyszedłeś? - zapytałam
cicho.
Pomyślałam, że nie odpowie, kiedy
nie zrobił tego od razu. Wystraszyłam się nawet, że byłam niemiła i sobie poszedł,
ale chwilę później poczułam na ramieniu jego dłoń. Odwróciłam się powoli,
spoglądając w twarz demona strachu.
- Pomyślałem, że będziesz
potrzebowała paru słów otuchy. Czuję twoje przerażenie na kilometr, dziewczyno.
- Przyjrzał mi się uważnie. - Czego się boisz?
- Wszystkiego. Niczego. Nie wiem. -
Posłałam mu rozpaczliwe spojrzenie. - Dlaczego ja to robię?- zapytałam głupio,
nim zdołałam ugryźć się w język.
- Zastanówmy się... - Oparł ręce na
moich ramionach. - Może dlatego, że jesteś zakochana? Albo... - Zerknął na mnie.
- Chronisz bliskich. Trafiłem?
Zamrugałam z przerażeniem i cofnęłam
się gwałtownie, odwracając się do niego plecami. Wiedział? Wiedział o groźbach,
które zmusiły mnie... no jasne, że się domyślił, nie był idiotą! Zacisnęłam
pięści, oddychając gwałtownie.
- Myślę, że jedno i drugie. I wiesz
co, dziewczyno? - usłyszałam jego głos i objęłam się ramionami, nie mając
odwagi na niego spojrzeć. - Myślę też, że po prostu tego chcesz. Oczarował cię
mimo całej tej powierzchowności dzikusa, a może właśnie dzięki niej. I nie ma w
tym nic złego.
- Jaka córka zakochuje się w kimś,
kto chce skrzywdzić jej ojca? - usłyszałam swój szept. Aż do tej pory nie
przypuszczałam, że właśnie to tak mnie martwi.
- Myślę, że tylko bardzo kochająca
córka poświęciłaby swoją wolność, by ratować ojca. Masz prawo odnaleźć w tym
szczęście, Sheilo. - Drgnęłam, słysząc moje imię. Tak rzadko go używał. -
Będziesz potrzebowała prawdziwej siły, by dać sobie z tym wszystkim radę. Ale
udźwigniesz to.
Spojrzałam na niego przez ramię.
Wydawało się, że wierzy w to, co mówi. Powoli skinęłam głową. Poradzę sobie.
- Naprawdę jestem w nim zakochana.
Przytaknął.
- Wiem. - Podszedł i poprawił diadem
na mojej głowie. - To twój dzień. Jesteś piękna, a tam na dole czekają setki gości,
którzy pragną choć przez chwilę na ciebie spojrzeć. - Dotknął mojego policzka.
- Odwagi. Walcz o swoje szczęście, dziewczyno.
Pochylił się i złożył
pocałunek na mojej skroni. Nim odzyskałam zdolność oddechu, wyszedł,
zostawiając mnie samą. Zdecydowaną.
Odetchnęłam, odstawiając szklankę i
spoglądając na gości wirujących w tańcu. Z trudem powstrzymałam się, by nie
podrapać nowo nabytego znamienia. Dokuczało mi słabym pieczeniem.
- Mam wrażenie, jakbym znalazła się
w jakiejś innej rzeczywistości i tylko oglądała to wszystko – powiedziałam
cicho do mojego małżonka. Spojrzał na mnie i objął ramieniem.
- Nadal się stresujesz, moje śliczne
pisklątko?
- Nie wierzę, że to już... Nie czuję
żadnej zmiany, a wiem, że zmieniło się wszystko – wyjaśniłam, na ile umiałam.
- Zostałaś moją żoną, a ja twoim
mężem, to wiele zmienia w naszym życiu. Na lepsze. - Uśmiechnął się. Miałam
nadzieję, że tak właśnie będzie. Lepiej.
- To wypada, żeby pan młody do tej
pory nie poprosił żony do tańca? - zmieniłam temat, mając nadzieję, że nogi
nagle się pode mną nie ugną.
- Wybacz mi takie uchybienie, moja
piękna żono. - Dorian upił łyk wina i wyciągnął rękę w moja stronę. - Z
przyjemnością je naprawię.
Podałam mu dłoń i pozwoliłam
poprowadzić się na parkiet, pomiędzy inne pary kołyszące się w rytm muzyki.
Ogniki zawirowały nad nami. Dorian objął mnie, spoglądając mi w oczy; chwilę
później i my wirowaliśmy w tańcu. Moja suknia doskonale dopasowywała się do
każdego ruchu, a blask ogników odbijał się w zdobiących ją klejnotach.
Zadziwiające, jak lekka była, pomimo wszystkiego, co zostało w nią wszyte.
Obróciłam się, powracając w ramiona Doriana. Był dobrym tancerzem, ani razu nie
pomylił kroków, prowadząc mnie pewnie, jakby robił to od zawsze.
Czy równie pewnie poprowadzi mnie przez
życie? Przysunęłam się do niego, gdy muzyka zwolniła.
- Zaskakujesz mnie. Kobiety musiały
zabijać się o taniec z tobą.
Roześmiał się.
- Cóż, w moich czasach
walki kobiet nie były zbyt popularne, ale zdarzało się...
- Walki kobiet? - zdziwiłam się.
- O mężczyzn. To mężczyźni wybierają
kobiety, a nie odwrotnie, więc takie walki zwykle są bezcelowe, chyba, że
mężczyzna lubił agresywne kobiety.
Posłałam mu zdumione spojrzenie. W
ich czasach kobiety naprawdę walczyły o mężczyzn? To wydawało się nie do
pomyślenia.
- Ale... było was za mało czy jak?
- Może za mało tych przystojnych? -
Wzruszył ramionami. - Nie wnikałem.
- Daj spokój, przecież to nie uroda
jest najważniejsza – zaoponowałam, a potem przyjrzałam mu się uważnie. - Biły
się o ciebie? - zniżyłam głos.
- Zdarzyło się – mruknął. - Choć dla
mnie to bezsensowne. I tak żadna nie była w moim typie.
- Bo wolisz te, które się opierają.
- Uśmiechnęłam się, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Wolę takie jak ty, wcale nie
dlatego, że się opierałaś – zaprotestował Dorian, zerkając na mnie z lekkim
uśmiechem.
Przyjęłam to skinieniem głowy i
skupiłam się na tańcu. Nie byłam pewna, czy jesteśmy na parkiecie kilka minut,
czy kilka godzin, jednak z każdą chwilą czułam coraz silniejsze zawroty głowy.
Było mi gorąco i duszno, nie przywykłam do tłumów, a goście przybyli setkami.
- Muszę odpocząć – szepnęłam.
- W porządku. Usiądziemy, czy chcesz
wyjść na zewnątrz? - Spojrzał na mnie uważniej. - Źle się czujesz?
- Strasznie tu duszno. Muszę
odetchnąć świeżym powietrzem choć przez chwilę.
- W takim razie przejdźmy się, moje
pisklątko. - Objął mnie w pasie i ruszyliśmy w stronę drzwi. Wsparłam się na
nim, szukając oparcia, które chętnie mi zapewnił. Minęliśmy spoglądające na nas
demony i wyszliśmy do ogrodu. Dorian poprowadził mnie na różaną ścieżkę, jak
lubiłam nazywać alejki, cały czas mnie obejmował.
- Przepraszam, to wszystko mnie
przytłoczyło, te tłumy, zapachy...
- Pewnie nigdy nie byłaś na takim
przyjęciu, prawda? A jak dodać, że to nasz ślub, nic dziwnego, że czujesz się
przytłoczona. - Pocałował mnie w policzek.
- Nie, ojciec nie lubi organizować
przyjęć, Genie raz go namówiła, ale zaraz po tym, jak przywitałam się ze
wszystkimi, uciekłam do jeziora. Marna ze mnie dusza towarzystwa. - Odetchnęłam
głęboko. Powietrze było rześkie, chłodne, jak to nocą, ale nie zimne. Poczułam
się znacznie lepiej, mogąc rozkoszować się czystym zapachem nocy, a nie
mieszanką perfum i potraw.
- Genie zawsze lubiła przyjęcia. -
Uśmiechnął się. - Jest świetną organizatorką.
- To prawda, wszystko co dla nas
zorganizowała, jest niesamowite – zgodziłam się, idąc powoli. Czułam wodę
przyzywającą mnie z oddali.
- Sam ślub również. - Zerknął na
moją łopatkę. - Doskonale sobie poradziłaś. - Uśmiechnął się.
- Trochę piecze – poskarżyłam się. O
tym nie wspomniał. - Ale to nic.
Oddaliliśmy się na tyle, że muzyka
była tylko cichym przypomnieniem, że w zamku wciąż świętują nasze małżeństwo.
- Naprawdę? - Z niepokojem przyjrzał
się znakowi. - Wygląda tak, jak powinien...
- To nic, nie przejmuj się. Bardziej
irytuje, niż boli. Myślę, że niedługo to minie.
- Mam nadzieję. Jeśli nie,
spróbujemy coś na to zaradzić.
- Nic mi nie będzie – zapewniłam go.
Czułam, że każdym krokiem zbliżamy się do jeziora. - Nie musisz się martwić.
- Ale gdyby coś się działo, mów od
razu. - Pochylił się i pocałował mnie w szyję.
Uśmiechnęłam się i ścisnęłam jego
dłoń. Minęliśmy jeszcze kilka krzewów i przed nami zalśniła tafla jeziora.
Odetchnęłam, rozkoszując się zapachem wody. Nic nie uspokajało mnie tak, jak
odgłosy małego wodospadu i plusk podpływających do brzegu ryb.
- Dasz mi chwilę? Zanim wrócimy do
gości?
- Pewnie. Właściwie to nie musimy
tak szybko wracać, ceremonia trwa trzy dni, więc nie mamy obowiązku ich dzisiaj
żegnać. - Usiadł na jednym z głazów i zrobił miejsce obok siebie.
- Ale czy to nie będzie niestosowne?
To nasze wesele...
Spojrzałam na głaz, zastanawiając
się, czy nie pobrudzę sukni. Po namyśle uznałam, że lepiej, jeśli postoję.
Podeszłam do jeziora i kucnęłam, zanurzając dłoń w wodzie. Ostrożnie
przemyłam piekącą skórę.
- Nie, nie będzie. Wątpię, żeby ktoś
o tej porze miał pretensje, że nas nie ma.
O tej porze? Spojrzałam w niebo,
zastanawiając się, która może być godzina.
- Jakaś kolejna tradycja? Zniknięcie
pary młodej? - zagadnęłam, wstając. Podeszłam do Doriana, spoglądając na zamek
pełen światełek. Nawet tutaj, nad jeziorem, błąkało się kilka ogników. Mogłam
się domyślić, że będą próbowały numerów.
- Zawsze możemy ustalić nową. -
Spojrzał na mnie z błyskiem w oku. - To nawet ciekawy pomysł.
- Taką jak spędzanie nocy nad
jeziorem? - Uśmiechnęłam się. - A może pływanie nago przy świetle księżyca? -
zażartowałam. Jego uśmiech się poszerzył.
- Nie mam nic przeciwko.
- Oczywiście, mężczyźni nigdy nie
mają nic przeciwko, gdy chodzi o rozbieranie – uznałam i przycupnęłam na skraju
głazu. Westchnęłam cicho. - Jak tu spokojnie.
- Spokojnie, cicho i bardzo
przyjemnie. - Objął mnie ramieniem.
- O wiele bardziej lubię taką ciszę
niż gwar przyjęć. Ale postaram się przywyknąć. - Zerknęłam na niego. - Wciąż
nie wierzę, że to się stało.
- To pora uwierzyć. - Pocałował mnie
w policzek. Skinęłam głową i zachichotałam, wtulając się w jego ramiona.
- Wujek Rafael płakał podczas
ceremonii. Starałam się nie zwracać uwagi, ale... - Znów się zaśmiałam.
- Też to zauważyłem. On zawsze taki
płaczliwy? - Pocałował mnie w czubek nosa.
- Nie, tylko czasem, jeśli bardzo
się wzruszy. Jestem jedyną żywą nefilim, jaką zna, poza tym przyjaźni się z
moim ojcem... No i on naprawdę wierzy w miłość i szczęśliwe zakończenia. Widzi
świat inaczej niż większość z nas.
Pokiwał głową.
-
Nietrudno zauważyć. - Zerknął na moje włosy. - Skoro już nie wracamy... mogę je
rozpuścić?
Zamrugałam. Nie wracamy? Czyżby miał
dość tłumów tak samo jak ja? Skinęłam głową, dając mu moje pozwolenie.
Uśmiechnął się, sięgnął do moich
włosów, zdjął diadem razem z welonem i odłożył na bok. Ostrożnie wyjął z włosów
spinki, a kiedy skończył, ciężkie loki opadły mi na ramiona. Przyglądał mi się
przez chwilę.
- Idealne piękno – stwierdził.
Odwróciłam wzrok zarumieniona.
- Cieszę się, że ci się podoba.
Naprawdę długo się dziś szykowałam.
- Oczywiście, że mi się podobasz. -
Dotknął dłonią mojego policzka i pocałował mnie w usta. Lubiłam jego pocałunki.
Ten moment, kiedy nasze oddechy stawały się jednym. Objęłam go za szyję,
poddając się pieszczocie.
- To dobrze – szepnęłam. - Nie
uwzględniam reklamacji.
Zaśmiał się cicho i kontynuował
pocałunek, jedną ręką trzymając mnie w pasie, a drugą wsuwając w moje włosy.
Nie zaoponowałam, kiedy przysunął mnie bliżej. Zamiast tego westchnęłam cicho,
delektując się pocałunkiem, szumem wody i zapachem mojego małżonka. Pocałunek
stał się bardziej namiętny, a jego dłoń błądziła po moich plecach. Nagle
odczułam, jak wiele odsłaniał taki krój sukni. Zadrżałam, czując dotyk na
nagiej skórze pod obojczykiem.
- To też tradycja? - szepnęłam, przy
przesunął ustami po mojej szyi.
Zamrugał i zerknął na mnie.
- Co masz na myśli, moje
pisklątko?
- Obcałowywanie panny młodej pod
gołym niebem – odpowiedziałam cicho.
- Niezupełnie. - Uśmiechnął się,
zastanawiając się nad czymś, po czym wstał i wziął mnie na ręce. Obok jeziorka
pojawił się duży koc. - Noc jest ciepła, ale możemy przejść do sypialni, jeśli
wolisz, moja śliczna żono. - Spojrzał na mnie tym swoim szczególnym wzrokiem.
Przełknęłam ślinę, rozumiejąc, co miał na myśli. To już. Ojej. Poczułam, że
moje serce przyspiesza do szaleńczego rytmu.
- Ale... - Litościwa boginko! -
To... przecież tutaj każdy może... goście... - jąkałam się bez ładu i składu.
- Nikt tu nie przyjdzie, jeśli
otoczę ogród osłoną. Nikt nie wejdzie, nie zobaczy ani nie usłyszy. - Pocałował
mnie w szyję. - Wybierz tylko miejsce, moja Sheilo.
Ojej do potęgi! Mruknęłam, oblewając
się rumieńcem. W końcu skinęłam głową.
- Możemy zostać.
Posadził mnie na kocu, a sam usiadł
obok. Przesunął dłonią po moim policzku, potem szyi i ramionach. Spojrzał na
mnie.
-
Drżysz, pisklątko?
- Co? - Zamrugałam. Miał rację,
drżałam. Och, ogarnij się, głupia nimfo, jesteś mężatką. I przecież on ci się
podoba, prawda? Prawda. - Trema – odparłam cicho.
Odgarnął kosmyk moich włosów do tyłu
i pocałował mnie w usta.
-
Zaraz zapomnisz o tremie. - Przysunął się jeszcze bliżej, masował palcami moje
plecy, cały czas mnie całując.
Oby się nie mylił, pomyślałam, lekko
uginając nogi w kolanach. Wyciągnęłam ramiona za plecy, podpierając się, by nie
upaść. Poddałam się pocałunkom. Po chwili przerwał pieszczotę i odsunął się na
tyle, by na mnie spojrzeć. Zadrżałam.
- Pewnie za chwilę pożałuję tego, co
powiem, ale... nie chcę cię zmuszać. Jeśli potrzebujesz czasu, dam ci go. Ile
zechcesz. - Dotknął mojego policzka. - Możesz odmówić.
Przyglądałam mu się zdumiona. Nie
spodziewałam się, że zachowa się w ten sposób. Uśmiechnęłam się kładąc dłoń na
jego dłoni, te kilka słów dało mi więcej siły niż wszystko inne. Czekał na moją
odpowiedź i widziałam, że naprawdę go obchodzi, że w tej chwili pozwolił mi
stawiać warunki.
- Mam się odsunąć? - zapytał cicho.
Przygryzłam wargę i pokręciłam głową.
- Ani się waż – odparłam, przyciągając
go do siebie. Mruknął z zadowoleniem, wracając do całowania.
Całował mnie po szyi, muskał ustami
ucho, potem ramię i dekolt. Omijał jedynie lewą łopatkę, pamiętając pewnie, co
mówiłam o pieczeniu. Jego dłoń, głaszcząca moje plecy, powędrowała do przodu,
przesuwając się moim brzuchu w górę. Sapnęłam, kiedy jego palce musnęły moją
skórę nad krawędzią stanika. Uniosłam prawą rękę i położyłam ją na piersi
Doriana, lewą wciąż się podpierając.
Uśmiechnął się i pocałował mnie w
usta, tym razem intensywniej. Jego dłoń wciąż błądziła po moim dekolcie, poczułam,
jak delikatnie i powoli muska palcami moją skórę. Miałam wrażenie, że płonie
pod jego dotykiem, że drobne muśnięcie wywołuje ogromną reakcję. Nasze oddechy
mieszały się, przyspieszając, a moje serce chyba właśnie pobiło rekord,
szykując się do wyskoczenia z piersi.
Kiedy na chwilę przerwaliśmy
pocałunek, by złapać oddech, przesunął językiem po mojej szyi, potem niżej,
zatrzymując się tuż nad krawędzią stanika. Natomiast jego dłoń przesunęła się
na moje biodro, masując je delikatnie. Usiadłam wygodniej i powoli zsunęłam
frak z jego ramion, po czym niepewnie sięgnęłam do guzików koszuli. Uśmiechnął
się zachęcająco, sprawnie rozwiązał mój gorset, pocałował mnie czule i zsunął
go w dół. Jego wzrok zatrzymał się na moich piersiach. Zarumieniłam się mimo
świadomości, że wciąż mam na sobie halkę. Przełknęłam ślinę, odpinając ostatni
guzik jego koszuli. Pocałował mnie ponownie, jednym ruchem zdjął koszulę i
sięgnął do mojej spódnicy, szukając zapięcia.
Cóż, najwyraźniej fakt, że
odmawiałam mu przez cały tydzień narzeczeństwa, uczynił go niecierpliwym.
Chrząknęłam i sama sięgnęłam ku dwóm niewielkim zapięciom. Podniosłam się na
kolana, a gdy to zrobiłam, suknia opadła w dół. Spojrzałam na Doriana. Patrzył
na mnie przez chwilę z wyraźnym zachwytem, po czym przyciągnął mnie do siebie i
pocałował. Posadził mnie na kolanie, ściągając suknię z nóg i odsuwając gdzieś
na bok. Drugą dłoń wsunął powoli pod moją halkę. Przez cały czas nie przestawał
mnie całować. Jęknęłam, czując gorąco rozchodzące się po moim ciele. Dreszcze
przebiegały po skórze w ślad za jego dłońmi. A może torowały mu drogę? Niczego
nie byłam już pewna, poddałam się Dorianowi całkowicie. Ściągnął ze mnie halkę
i spojrzał na moje nagie od pasa w górę ciało. Potem jego dłonie powędrowały w
ślad za wzrokiem. Wstrzymałam na chwilę oddech, gdy poczułam jego palce,
zataczające kręgi coraz bliżej najwrażliwszych miejsc. Łaskawa boginko, co on
ze mną robił! Miałam wrażenie, że moje serce stanęło, a krew na dłużej
zatrzymała się na policzkach. Pocałował mnie ponownie w usta, po czym zszedł
niżej, na dekolt i coraz niżej, przesuwając końcem języka po mojej skórze.
- O rany – wyrwało mi się.
Chwyciłam mocniej ramiona Doriana,
bojąc się, że lada moment rozpłynę się w jego objęciach. Zamknęłam oczy,
odchylając głowę do tyłu, podczas gdy moje palce bezwolnie zaczęły błądzić po
nagich plecach mojego mężczyzny. Czułam jego oddech na skórze, jego język,
rozpalający moje zmysły, usta, pieszczące moje ciało... Jego dłoń, głaszcząca
mój brzuch, zsunęła się nieco niżej, pozbawiając mnie resztek bielizny.
Zostałam całkiem naga. Otworzyłam oczy i napotkałam jego spojrzenie, pożądliwie
przesuwające się po moim ciele. Przełknęłam ślinę i zsunęłam się z jego kolan.
Tylko nie panikuj, nakazałam sobie,
klękając i sięgając do zapięcia jego spodni. Spojrzał w moje oczy i uśmiechnął
się zachęcająco. Kiedy udało mi się uporać z zapięciem, ściągnął spodnie,
zostając w samej bieliźnie. Położył mnie powoli na kocu, całując namiętnie, z
coraz większą pasją. Jego dłonie ponowiły wędrówkę po moim ciele.
- Dobra boginko – mruknęłam, kiedy
te dłonie zaczęły poczynać sobie śmielej. Nie przypuszczałam, że dotyk Doriana
może być choć w połowie tak... zniewalający.
Objęłam go, pragnąć znaleźć się jak
najbliżej tego ciepłego, twardego ciała. Wsunęłam dłonie między nasze ciała,
dotykając jego torsu. Usta Doriana ponownie zsunęły się na moją szyję, a jego
dłoń przesuwała się powoli po moim brzuchu, coraz niżej i niżej... Każdy jego
dotyk rozpalał moje ciało coraz bardziej, a to co przy tym czułam, było
zaskakujące nawet dla mnie samej. Bliskość Doriana okazała się przyjemniejsza,
niż mogłam sobie wyobrazić. Jęknęłam, poddając się wszystkiemu, co miał mi do
zaoferowania. Jednocześnie przesunęłam dłonie na jego plecy, gładząc rozpaloną
skórę.
- Moja śliczna Sheila – szepnął mi
do ucha, muskając je ustami. Gładził dłońmi moje biodra, uda, przesuwając jedną
dłoń ku wewnętrznej ich stronie.
Pragnęłam jego dotyku, czułam
płonący we mnie ogień, a to jednocześnie podsycało moje pragnienie, jak i
skrępowanie. Nigdy nie przypuszczałam, że będę z mężczyzną w taki sposób. Że
pozwolę mu patrzeć na moje nagie ciało, a tym bardziej dotykać. Najdziwniejsze,
że chciałam tego. Chciałam czuć go wszędzie. Sapnęłam, gdy jego dłoń odkryła
najbardziej intymne miejsce mojego ciała. Dobra boginko!
- Jeszcze – poprosiłam, zapominając
o granicach przyzwoitości. Mogłam myśleć tylko o Dorianie, o jego dłoniach i
ustach. Zacisnęłam palce na jego ramionach i przesunęłam ustami po jego szyi.
Nagle bardzo zapragnęłam poczuć smak jego skóry.
Gdy to zrobiłam, westchnął, nie
przestając pieścić mojego ciała. Drugą ręką sięgnął po swoją bieliznę i
sprawnie się jej pozbył. Zamarłam, spoglądając na niego, po czym szybko
odwróciłam wzrok. Na morskie głębiny, nigdy dotąd nie widziałam nagiego
mężczyzny. Odetchnęłam głęboko, czując powracające rumieńce. A potem spojrzałam
ponownie.
Uśmiechnął się, dotknął mojego
policzka i pocałował mnie czule. Następnie jego dłonie i usta powróciły do
pieszczenia mojego ciała. Przyciągnęłam go bliżej i pocałowałam. Jednocześnie
moje palce obrysowały każdy mięsień jego piersi i brzucha. Zsunęłam się niżej i
musnęłam ustami bliznę, którą miał pod sercem.
Zatrzymał się na sekundę jakby
zaskoczony, spojrzał w moją twarz, przyciągnął nieco wyżej i pocałował, długo,
powoli i z czułością. Mruknęłam cicho, wtulając się w jego ramiona. Czułam, jak
jego ciało ociera się o moje i było to cudowne uczucie. Właściwe. Nagle
zapragnęłam, by ta noc trwała wiecznie. Usiane gwiazdami niebo, koc na miękkiej
trawie, krążące nad nami ogniki i my spleceni w uścisku. Przesunęłam dłonią po
jego plecach, nie przerywając pocałunku. Potem zsunęłam ją niżej, chcąc poznać
jego ciało. A potem nauczyć się go na pamięć.
Poznawałam jego ciało coraz
dokładniej, a on moje. Chciałam mieć go coraz bliżej i bliżej. Ten dotyk
uzależniał, sprawiał, że płonęłam od wewnątrz, a skóra mrowiła, domagając się
jego dotyku. Myśli odeszły, a z nimi obawy, które dręczyły mnie przez te
wszystkie dni. Nie bałam się już, nie zastanawiałam, pozwoliłam, by moje ciało
przejęło kontrolę.
Dłonie Doriana zacisnęły się na
moich biodrach, kiedy mnie całował. Rozluźnił uścisk, powoli sunąc w dół,
wzdłuż moich łydek. Podciągnął moje kolana ku górze, nakłaniając mnie do
ugięcia nóg, a potem jego dłonie znów powędrowały ku górze, rozchylając moje
uda. Zadrżałam, kiedy otarł się o mnie w najbardziej intymnym miejscu. Przerwał
pocałunek, spoglądając mi w oczy, kiedy nie zaprotestowałam, przesunął ustami
po moim policzku, szepcząc moje imię.
Krzyknęłam cicho, kiedy naparł na
mnie i wypełnił sobą. Ukłucie bólu nie było jednak tak silne, jak sądziłam.
Usta Doriana odnalazły moje, a dłoń musnęła policzek.
- W porządku? - szepnął. Skinęłam
głową, uspokajając oddech. Uśmiechnął się nieznacznie i poruszył się we mnie,
obserwując moją reakcję. W końcu znów mnie pocałował, a jego ruchy stały się
płynne. Poddałam się temu, podczas gdy dyskomfort, który odczułam na początku,
zaczął przeradzać się w coś przyjemnego.
Zamknęłam oczy, obejmując go, gdy
wtulił twarz w zagłębienie przy mojej szyi i westchnęłam, dopasowując się do
jego rytmu. Dobra boginko, a zatem to było to uczucie, kiedy dwoje ludzi
łączyło się w jedno. Inne niż wszystko, czego doświadczyłam w całym moim życiu,
w niczym nie przypominało zespolenia z wodą, co często robiły nimfy.
Niesamowite. Doznania były tym silniejsze, im pełniej się im oddawałam. Nie,
oddawałam się mężczyźnie. Mężczyźnie, którego poślubiłam. Przesunęłam dłońmi po
jego ramionach i zacisnęłam na nich palce. Wciąż odczuwałam lekki ból
towarzyszący ruchom Doriana, jednak w gamie wszystkich doznań, jakich
doświadczałam, wydawał się niknąć. To naprawdę było miłe. Przyjemniejsze niż
mogłam przypuszczać.
Kiedy otworzyłam oczy,
odniosłam wrażenie, że wszystko wokół wiruje. Zacisnęłam mocniej palce na
ramionach Doriana. Nie potrafiłam już odróżnić gwiazd od ogników. Mogłam tylko
czuć.
Przewróciłam się na bok, szukając
najwygodniejszej pozycji. Zorientowałam się, że chłód, który zaczął mi
doskwierać, jakiś czas temu zniknął, a posłanie jest o wiele bardziej miękkie
niż poprzednio. Otworzyłam oczy, czując na skórze dotyk satyny. Nade mną
dostrzegłam biały baldachim opadający po obu stronach wysokiego i niezwykle
miękkiego łóżka. Wokół mojej głowy leżały stosy poduszek różnych rozmiarów,
jednak wszystkie były białe. Poszewki z satyny lśniły w świetle ustawionych w
całym pokoju świec. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to nasza sypialnia.
Służba bardzo się postarała, szykując ją na dzisiejszą noc.
Przekręciłam się i napotkałam
spojrzenie Doriana leżącego tuż obok. Uśmiechnął się i sięgnął do mojego
policzka, odgarniając kilka kosmyków, które opadły mi na twarz. Przebiegł
wzrokiem po moim nagim ciele, a w jego oczach ponownie ujrzałam zachwyt.
- Mógłbym patrzeć na
ciebie całymi godzinami – powiedział cicho. - Moja piękna żono.
Przysunęłam sobie jedną z poduszek i
położyłam na niej głowę, nie spuszczając wzroku z twarzy męża. Skromność kazała
mi sięgnąć po leżący w nogach łóżka koc i okryć się nim, jednak moje ciało
oponowało przeciwko wszelkiemu ruchowi.
- Sądziłam, że widziałeś już
wszystko – odpowiedziałam cicho.
- Ciebie dopiero dzisiaj. - Znów się
uśmiechnął, nie przestając na mnie patrzeć. - Na taki widok warto było poczekać
te cztery tysiące lat. - Uśmiech się poszerzył.
- Które przespałeś – przypomniałam
mu. - Jak dostaliśmy się do sypialni? - Podciągnęłam pod siebie nogi, szukając
wygodnej pozycji.
- Przeniosłem nas – wyjaśnił. No
tak, od razu powinnam była o tym pomyśleć.
Przeciągnęłam się i zarumieniłam,
widząc jego spojrzenie. Przyglądał mi się z wyraźną przyjemnością, przesuwając
wzrokiem wzdłuż całego mojego ciała i zatrzymując go na dłużej w niektórych
miejscach. Chrząknęłam, mając nadzieję, że zrozumie, ale tylko się uśmiechnął.
Westchnęłam i przewróciłam się na brzuch, wtulając twarz w poduszkę. Najwyraźniej
również w tej pozycji stanowiłam fascynujący widok. Poczułam dłoń przesuwającą
się po moich plecach. Ledwie muśnięcie, nic nachalnego. Mruknęłam i przymknęłam
oczy.
Usłyszałam cichy śmiech, a potem
jego dłoń znalazła się w moich włosach. Najwyraźniej postanowił pobawić się
moimi lokami.
- Zdaje się, że bardzo ci wesoło –
zerknęłam na niego. - I wciąż jesteś pełen energii.
- To źle? - zapytał, układając moje
loki na karku i cofając rękę.
- Nie. Ale kiedy tak się wiercisz,
jestem zmuszona przytulać się do poduszki...
- Ja leżałem przez cały czas w tej
samej pozycji – zaoponował Dorian, ale przewrócił się na plecy. - Chodź tu do
mnie, moje pisklątko.
Uśmiechnęłam się i
wypełniłam żądanie, z przyjemnością wtulając się w ramiona męża. Pocałowałam go
krótko i ułożyłam głowę na jego piersi, po czym westchnęłam zadowolona. Czułam
dłoń Doriana, która gładziła moje plecy powolnymi ruchami. Zamknęłam oczy,
poddając się tej leniwej pieszczocie. Palce muskały moją skórę, wędrując do
karku i z powrotem – w dół, zatrzymując się nad pośladkami. Mruknęłam cicho,
wsłuchując się w oddech męża. Jego spokojny rytm w dziwny sposób sprawiał, że
czułam się bezpiecznie. Zapach świec dodatkowo koił moje zmysły.
Bardzo dziękuję za rozdział i info. Jak na razie obydwoje są szczęśliwi, ciekawe jak długo?
OdpowiedzUsuńSię okaże.;)
UsuńZaczynam się zastanawiać, jak wygląda u was wersja ocenzurowana, skoro ta jest niby bez cenzury.^^
OdpowiedzUsuńA jaki dobry sługa z tego Varysa, pomógł odpowiednio nastawić Sheilę do tego, co ją czeka, Dorian powinien być mu wdzięczny.;)
Jeszcze jedna uwaga: Sheila sięgnęła raczej po koc, a nie po noc.^^
UsuńDzięki za zwrócenie uwagi, już poprawione;)
UsuńA co do cenzury, czyżbyś spodziewał się jakiegoś porno?:P
Varys myślał przede wszystkim o Sheili, a co do sceny erotycznej, to nie wiem czego Ty oczekiwałeś.:p
UsuńW komentarzu poniżej jest mowa o stylu dosadnym - takiego się po waszym pytaniu o preferowaną wersję właśnie spodziewałem. Inaczej nie miałbym żadnych uwag co do stylu zgrabnego, a tak to się po prostu zastanawiam, jak by to wyglądało w wersji ocenzurowanej, skoro ta mi się taka już wydała.xD
UsuńOpis miłosnych uniesień Doriana i Sheili wyszedł Wam bardzo zgrabnie. Podoba mi się, że nie jest taki dosadny, w stylu tych wszystkich dzisiejszych erotyków. Jak widać na razie Sheila z pożycia małżeńskiego jest zadowolona. Dorian taki czuły, taki układny... Istna sielanka. Zobaczymy jak długo to potrwa. Varys po raz kolejny pokazał swoje dobre serce i myślę, że Sheila będzie miała w nim silnego sprzymierzeńca w razie kłopotów. Dziękuję za rozdział. Pozdrawiam, Agnieszka :)
OdpowiedzUsuńTaki miałyśmy zamiar, więc cieszymy się, że wyszło. :)
UsuńVarys wspiera Sheilę jak może.;)
Sheila tak się zamartwiała a tu nagle wszystko jej się podoba 😃 A Varys .. No cóż jak zwykle przyjacielski ale myślę że może z tej jego sympatii może coś więcej być 😈
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie wam wyszła wiadoma scena, tak nienachalnie i realistycznie :)
OdpowiedzUsuńA teraz pytanie jak Sheila wykorzysta swoje przywileje i na ile jej Dorian pozwoli ;)
dziekuje za rozdziały, jak widac ceremonia slubna sie udała, Dorian wspaniale wprowadził ja w arkana miłosci, był bardzo delikatny dla niej ,teraz jest sielanka , jak długo potrwa?ona jest bardzo zakochana, on dba o nia i jej uczucia, co moze to zmienic?
OdpowiedzUsuń