***Sheila***
Kolacja była wyśmienita. Cały
wieczór był wspaniały, Wenecja, gondole, te piękne stare budynki. I on. Dorian
przeszedł samego siebie. Zabrał mnie w miejsce, które sama wybrałam i zadbał,
bym zobaczyła wszystko, co mogłoby mnie interesować. Słuchał mnie, przez cały
czas słuchał tego, co mówiłam i wiedziałam, że był zainteresowany. I patrzył na
mnie tym dziwnym wzrokiem, od którego dostawałam dreszczy. Nazywał to
pragnieniem. W dodatku wyglądał jak marzenie. Elegancki, szykowny, seksowny. Do
twarzy mu było w garniturze. Do tego stopnia, że nie mogłam oderwać od niego
wzroku. Zastanawiałam się, jak to byłoby poczuć pod palcami to twarde,
umięśnione ciało. Zarumieniłam się na samą myśl.
Spojrzał na mnie pomiędzy kęsami,
więc szybko wróciłam do jedzenia. Kiedy na niego zerknęłam, wciąż na mnie
patrzył. I uśmiechał się w ten niezrozumiały dla mnie sposób.
- No co?
- Rumienisz się.
- Gorąco tu – mruknęłam, pocierając
policzki.
Uśmiechnął się nieznacznie, upijając
łyk wina zamówionego do kolacji. Wciąż mi się przyglądał.
- Chcesz usiąść bliżej
okna, Sheilo?
Pokręciłam głową. Nasz stolik
ustawiono w rogu sali, może nie mieliśmy widoków na ulicę, ale za to zapewniono
nam najwięcej intymności. Z daleka od wścibskich spojrzeń. Przez to jeszcze
silniej czułam bliskość Doriana.
- Tu jest dobrze. Tylko odrobinę za
gorąco.
- Może chcesz zamówić lody na deser?
- zaproponował, sięgając po kęs potrawy.
Nie potrzebowałam lodów.
Wystarczyło, by przestał patrzeć na mnie w ten sposób. Albo coś, co pozwoli mi
oderwać myśli. Wytarłam usta serwetką.
- Mogę cię na chwilę przeprosić?
Pójdę do łazienki.
- Oczywiście, moje pisklątko. -
Uśmiechnął się, pochylił i pocałował mnie w usta.
O mamusiu. Na boginkę, miał takie
cudowne usta. I tak wspaniale pachniał. Zakochałaś się, głupia nimfo, skarciłam
się w myślach, odpowiadając na pocałunek. Zapomniałam o łazience. Całował mnie
przez chwilę, delikatnie przesuwając palcami po moim policzku. Mruknęłam cicho
coś, czego sama nie mogłam zrozumieć. Kiedy przerwał pocałunek, nie pamiętałam,
gdzie jestem. Patrzył przez chwilę w moje oczy.
- Myślę, że powinniśmy
częściej razem wychodzić – stwierdził.
Zamrugałam.
- Co?
- Na kolację, spacery... zwiedzać
świat... gdzie tylko zechcesz. - Ponownie mnie pocałował. Byłam skłonna się
zgodzić. Mogliśmy wychodzić gdziekolwiek, byle nadal mnie tak całował.
Odsunęłam się, zdając sobie sprawę z
tej myśli. Tak nie myślą grzeczne nimfy. Dobra boginko, jak ja się stoczyłam.
- Wracaj szybko z tej łazienki. -
Uśmiechnął się i oparł na krześle, nie spuszczając ze mnie wzroku. Przytaknęłam
i umknęłam czym prędzej.
Gdy zamykałam za sobą drzwi
łazienki, moje serce biło jak szalone. Podeszłam do umywalki i opłukałam twarz
zimną wodą. Jak to możliwe, że tak na mnie działał? Przyjrzałam się swojemu
odbiciu. Roziskrzone oczy, zarumienione policzki. Musiałby być ślepy, by nie
widzieć, że to wszystko za jego sprawą.
Niedorzeczność. Jak mogłam tak
zgłupieć? Dla kogo? Dla mężczyzny, który mnie więził, groził śmiercią,
odpowiadał za ból i pragnął zabić mojego ojca. Zmusił mnie do przyjęcia
oświadczyn. Co mi się w nim podobało? Był zarozumiały. Złośliwy i uparty. Nie
lubił mojej rodziny i nie przyjmował odmowy. Potrafił mnie rozbawić. Spełniał
moje marzenia, nim zdawałam sobie z nich sprawę. Potrafił być ciepły, czuły i
troskliwy. Odetchnęłam.
Wtedy zobaczyłam odbicie w lustrze.
Zajmowało całą ścianę, bez trudu pomieściło ich sylwetki. Stojącego pomiędzy
dwoma demonami Samaela rozpoznałam natychmiast. Nie panikuj, powtarzałam sobie,
powoli się odwracając. Nie wyglądali na skorych do przyjacielskiej pogawędki.
- Męska drzwi obok – spróbowałam.
Musiałam tylko koło nich przejść i
dostać się do drzwi. Na sali był Dorian, gdy tylko znajdę się w zasięgu jego
wzroku, będę bezpieczna. Chyba, że o to im chodzi. Czy Samael byłby zdolny
zastawić na niego pułapkę? Plan pozbycia się mojego ojca spalił na panewce.
Przełknęłam ślinę.
- Pokrzyżowałaś mi plany, moja
droga. - Diabeł ruszył w moją stronę, podczas gdy jego podwładni nie zrobili
nawet kroku. - Bardzo tego nie lubię.
- Cóż, każdy z nas ma wzloty i
upadki. Trzeba z tym żyć. A teraz przepraszam, ale czeka na mnie... - Urwałam,
gdy zastąpił mi drogę. Widziałam gniew w jego oczach. Cofnęłam się.
- Obawiam się, że nie możesz wyjść –
poinformował mnie. W tej samej chwili usłyszałam trzask zamków. Drzwi i okna
były szczelnie zamknięte. Dobra boginko.
- To nie jest konieczne, wiesz, że
nie mogę ci zagrozić...
- Wiem. Nie obawiam się tego, moja
droga. Ale ktoś musi zapłacić za moje nerwy. - Uśmiechnął się paskudnie,
wykrzywiając twarz w taki sposób, że nagle poczułam mdłości. - Padło na ciebie,
moja śliczna.
Niewidzialna siła pchnęła mnie z
ogłuszającą siłą. Uderzyłam o lustro, czując, że rozbija się pod moim ciężarem
na drobne kawałeczki. Krzyknęłam, kiedy szkło rozorało moje ramiona i plecy.
Ból był nagły i silny, ostre krawędzie zagłębiły się w moje ciało, odbierając
mi oddech. Czułam szkło w plecach, ramionach, nawet jeden w udzie. Świat zaczął
wirować, jedyne czego byłam pewna, to ból. I krew sącząca się z ran.
Wydałam z siebie cichy jęk, tylko na
tyle było mnie stać, gdy czyjaś dłoń zacisnęła się na moim gardle i podniosła
nad ziemię. Uniosłam ręce, próbując rozewrzeć duszące mnie palce. Nie chciałam
umierać. Nie teraz, nie z jego ręki, nie bez walki. Brakowało mi tchu, chciałam
kopnąć napastnika, ale nie byłam w stanie ruszyć nogą. Traciłam władzę nad
ciałem...
I wtedy puścił. Upadłam na zimną
posadzkę, a szkło głębiej wbiło się w moje ciało. Słodka boginko, miej nade mną
litość...
Dwa demony stojące za Samaelem
wydały okrzyk przerażenia. Kątem oka dostrzegłam, że został z nich szary
popiół. A na samym środku łazienki stał Dorian. Dzięki ci, dobra boginko.
Najpierw
spojrzał na mnie. Jego oczy jakby lekko pociemniały.
-
Sheilo... jesteś ranna... - powiedział cicho. Spojrzał na Samaela, który
właśnie podnosił się z podłogi. W jego wzroku zdążyłam dostrzec gniew, który
tak dobrze znałam, który zawsze mnie przerażał. Nie był skierowany w moją
stronę, a mimo to poczułam lęk. Instynktownie się skuliłam. - Naprawdę
myślałeś, że możesz tutaj przyjść i skrzywdzić moją narzeczoną? - zapytał. Głos
miał zimny, wzrok utkwiony w diable, którego nagle odrzuciło na ścianę tak
mocno, że w płytkach powstało pęknięcie.
Przeturlałam się na brzuch i
spróbowałam podnieść. Chciałam, żeby Dorian zabrał mnie do domu. Chciałam
znaleźć się jak najdalej od tego miejsca i chciałam, by ból minął.
- Dorian... - udało mi się powiedzieć,
ale kolejne słowa utknęły mi w gardle.
- Nikt nie ma prawa podnieść na nią
ręki. - W dłoni Doriana pojawił się miecz, którego ostrze wbił w brzuch
Samaela, po czym zatrzymał. - I nikt po tobie już się nie odważy. - Nie wbił
miecza głębiej, a mimo to diabeł jęknął przeraźliwie. Jego skóra zaczęła lekko
czerwienieć, gdy wydał z siebie krzyk. Dopiero wtedy Dorian wbił miecz nieco
głębiej, ale ponownie się zatrzymał. Z rany trysnęła krew. Zebrało mi się na
mdłości. To nie miecz był główną bronią, zrozumiałam. To była magia, bardzo
okrutna magia.
- Dorian, proszę...
Chyba mnie nie słyszał, nie
zareagował. Zamiast tego poruszył mieczem w brzuchu Samaela, tnąc jeszcze
wyżej, a skóra rannego pokryła się bąblami.
-
Jesteś niczym i zginiesz tu, jakbyś nic nie znaczył. Ani ty, ani twoja mała
część Piekła - syknął Dorian, wpatrując się w krzyczącego diabła.
- Dorian, przestań! - krzyknęłam.
Nie poznawałam mężczyzny, który stał przede mną. Nie w takim się zakochałam. On
znów stał się bestią. Wszystkim, co mnie przerażało. Niepewnie stanęłam na
nogach. - Proszę, nie jesteś jak on, po prostu zabierz mnie stąd...
Zamrugał, jakby w końcu dotarło do
niego to, co mówię. A jednak się nie odwrócił.
-
Sheilo, nie pozwolę, by to się powtórzyło. - Jego głos brzmiał przerażająco,
ale jeszcze gorsze było to, co stało się potem. Dorian przesunął miecz wyżej,
prawie do samej piersi, a skóra Samaela zaczęła pękać i odrywać się od ciała
całymi płatami. Przy tym nieustannie słyszałam jego krzyk. Ten dźwięk sprawił,
że pociemniało mi przed oczami. Zatoczyłam się i przytknęłam dłoń do ust i
nosa. Odór palącego się mięsa mimo to nie dawał mi spokoju. Zaczęłam się
krztusić.
Odwróciłam wzrok od diabła, jednak
mój wybór nie należał do mądrych. Dorian przerażał mnie równie mocno. Widziałam...
satysfakcję na jego twarzy. To co robił, sprawiało mu przyjemność. Bestia.
Bezwzględny potwór. Jak mogłam się w nim zakochać? Zadrżałam i cofnęłam się o
krok. Zachwiałam się, ale myślałam tylko o tym, że muszę się stamtąd wydostać.
Uciec jak najdalej od niego. Od tej bestii. Poślizgnęłam się, być może na
własnej krwi i prawie upadłam. Chwyciłam się klamki i tylko to ocaliło mnie
przez zderzeniem z podłogą. Pociągnęłam, ale były zamknięte. Błagam, nie...
Samael wydał ostatni krzyk, gdy
spojrzałam w jego stronę, miecz dosięgnął już serca. Jego ciało rozpadało się,
płonąc od środka, gdy jeszcze żył. Dorian cofnął się o krok, miecz zniknął, a
martwe ciało diabła, czy raczej to, co z niego zostało, upadło na podłogę
łazienki. Tego było dla mnie za wiele. Wszystko wokół nagle się rozmyło,
zastąpione przez ciemne plamy, a ciało po raz kolejny odmówiło mi
posłuszeństwa.
Kiedy ponownie otworzyłam oczy,
leżałam na dywanie w salonie, w zamku Doriana, a on sam siedział obok mnie i
patrzył na moje plecy. Podparłam się ramionami i odsunęłam gwałtownie. Jego
koszulę pokrywały krew i dziwna maź. Gdyby tego było mało, wciąż miałam go
przed oczami, mordującego Samaela. Zadrżałam.
- Masz szkło w plecach –
poinformował mnie Dorian, jakbym sama tego nie czuła, a jego wzrok powędrował w
ślad za moim, na koszulę. Mruknął coś niewyraźnie, zdjął ją i założył inną,
czystą, która pojawiła się w jego dłoni. Następnie przysunął się w moją stronę.
- Muszę je wyciągnąć...
- Nie zbliżaj się – zaprotestowałam
słabo. Nie miałam siły znów się odsunąć. Bałam się go. Gniew z jego oczu
całkiem nie zniknął.
Zamrugał, wyraźnie zdziwiony.
- Już dobrze, moje pisklątko, jesteś
bezpieczna. Nikt cię nie skrzywdzi. Pozwól mi cię opatrzyć. Wiem, że boli, ale
inaczej się nie zagoi – mówił powoli, przesuwając się w stronę moich pleców.
- Bezpieczna? Póki znów nie wyjdzie
z ciebie bestia?
Uniósł brwi.
- Wtedy biada tym, którzy zechcą cię
skrzywdzić. Naprawdę chcesz chodzić ze szkłem w plecach, Sheilo?
- Nie chcę, byś się zbliżał.
Przerażasz mnie.
W odpowiedzi przewrócił oczami.
- Myślałem, że czas, gdy się mnie
bałaś, mamy już za sobą. Odwróć się.
- Nie sądziłam, że jesteś tak
okrutny... - Cofnęłam się, a wtedy pojedynczy odłamek szkła wbił się głębiej w
moje udo. Pociągnęłam nogę, chcąc go wyrwać. Po policzku spłynęła mi łza bólu.
- Nie ruszaj się, bo wszystko
pogorszysz. Ja to wyciągnę, ale musisz odsłonić nogę. I owszem, jestem okrutny
dla tych, którzy na to zasługują. - Sięgnął do mojej sukienki.
To było więcej niż okrucieństwo.
Zamknęłam oczy, nie chcąc patrzeć na gniew Doriana. Było gorzej, znów
zobaczyłam go mordującego Samaela. Spojrzałam w te gniewie oczy i zrozumiałam,
że walka z nim nie ma sensu. Nie wygram. Powoli podciągnęłam sukienkę, ciesząc
się, że mam na sobie bieliznę. Jej dolną część.
Wyjął odłamek jednym, sprawnym
ruchem, obok nas zmaterializowała się apteczka. Otworzył ją i przemył ostrożnie
ranę na udzie, podczas gdy ja starałam się za bardzo nie krzywić. I nie płakać.
To zadziwiające, jak wiele spotkało mnie bólu od naszego poznania. Zerknęłam na
Doriana, który owinął moje udo bandażem i przerwał go, nawet nie oglądając się
za nożyczkami. Zawiązał zgrabny supełek i spojrzał na mnie.
- Teraz plecy.
Odwróciłam się niechętnie. Nawet to
sprawiło mi ból.
- Co ze mną zrobisz, gdy ci się
znudzę?- zapytałam cicho. Gdy mówiłam, wciąż bolało mnie gardło. Samael miał
silne palce.
- Znudzisz? - Wyjął największy
kawałek szkła z moich pleców. Zacisnęłam zęby z bólu. - Poważnie? Zachowujesz
się teraz jak dziecko! Masz pretensje za to, że cię uratowałem! Miałem przyjść
i grzecznie poprosić Samaela, żeby cię nie krzywdził? - Wyjął kolejny odłamek.
- Masz pretensje nawet za to, kim jestem! Tak, jestem potworem, bestią, ale
twoja bestią, Sheilo. Pogódź się z tym.
Jęknęłam, gdy wyjął następny kawałek
lustra. Dorian nie miał pojęcia, czym jest delikatność. Na boginkę, byłam
nimfą! W dodatku powiedział moja bestia. A kiedy to ja składałam zamówienie na
własną bestię?!
- Nie mam wyboru, prawda?
Westchnął i kolejny kawałek wyjął
już ostrożniej.
-
Powiedzmy, że byłoby odwrotnie. Pozwoliłabyś, żeby mnie zabił, Sheilo? Stałabyś
i się przyglądała, jak, powiedzmy, nefilim Samaela wbija mi anielski sztylet w
serce? Wtedy byś była wolna, wróciłabyś do ojca i mogła wyjść za mąż z miłości
– zakończył cicho. Brzmiał jak zbity pies i poczułam wyrzuty sumienia. Ale nie
powinnam. Nie musiał zachowywać się jak bestia, by mi pomóc. To nie mną zajął
się najpierw, lecz porachunkami z Samaelem. Bo nie zależało mu na mnie, ale na
tym, że ktoś ośmielił się tknąć jego własność.
-
Dobrze wiesz, że zrobiłabym, co w mojej mocy, by ci pomóc. Nie idę do celu po
trupach, Dorianie. Ale nie jestem sadystką. I nie oczekuj wdzięczności. Gdy ja
ci pomogłam, w ramach podziękowania zmusiłeś mnie do przyjęcia oświadczyn.
- Z
tego wniosek, że nie opłaca się mi pomagać – mruknął Dorian, wyjmując ostatni
kawałek szkła. - Przemyję ci plecy, na początku zapiecze, ale za chwilę zioło
zawarte w tym płynie powinno znieczulić na jakiś czas – powiedział, ponosząc
buteleczkę i wylewając zawartość na waciki.
I
znów poczułam się jak świnia. To bestia, Sheilo, nie żałuj go. Zabijanie to dla
niego zabawa. Skuliłam się, przypominając sobie jego spojrzenie, gdy Samael
umierał w katuszach. Mokry wacik dotknął moich pleców. Wydałam z siebie cichy
okrzyk. Zapiecze? Paliło jakbym weszła w ognisko! W dodatku kręciło mi się w
głowie od utraty krwi.
-
Spokojnie, pisklątko, zaraz będzie po wszystkim, to konieczne... - Przesuwał
wacikiem po moich plecach, delikatnie, ale nie omijając żadnej rany. Do oczu
znów napłynęły mi łzy, każde dotknięcie sprawiało ból, ale po chwili zaczął
mijać. Oddychałam ciężko, mocno zaciskając dłonie. Każdy oddech przypominał mi
o tym, jak Samael omal mnie nie udusił. - Nadal boli? - Spojrzał na moją twarz.
-
Słabo mi – odparłam zamiast tego. Zachwiałam się, siedząc, a to nie wróżyło
niczego dobrego.
- Położymy cię do łóżka.
Zanim
zdążyłam zaprotestować, ostrożnie wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni, nie
robiąc sobie nic z mojego ciężaru. Tam położył mnie bokiem na łóżku, uważając,
bym nie dotknęła plecami materaca. Teraz czułam w nich nieprzyjemny chłód, ale
już nie bolały.
-
Połóż się na brzuchu, Sheilo.
Same
rozkazy. Mruknęłam, ale wykonałam polecenie, opierając policzek o miękką
poduszkę.
-
Potrzebuję wody – poprosiłam. Straciłam sporo krwi, musiałam uzupełnić wodę w
organizmie, jeśli chciałam pozostać przytomna.
W jego dłoni zmaterializowała się
szklanka z wodą, podał mi ją. Naprawdę dobry numer. Na szafce koło łóżka
pojawił się wypełniony po brzegi dzbanek. Dorian zaś uniósł dłoń, w której
pojawiło się pudełko, a w nim zaczęła tworzyć się jakaś ciemnozielona maść.
- Po
tym plecy zagoją się w dwie godziny, ale musisz leżeć – powiedział, nabierając
maści na palce.
- Co
to? - zapytałam podejrzliwie. Nie ufałam maściom, które powstawały same z
siebie. Kiedy się skaleczyłam, godzinami ucierałam odpowiednie zioła i glony.
-
Mieszanina ziół, które stosowaliśmy do gojenia ran i odrobina mocy, by
przyspieszyć proces – wyjaśnił Dorian. - Genevieve pomogło, u ciebie potrwa
trochę dłużej, około dwóch godzin.
Uspokoiłam
się nieco. Genevieve nie wyrosła druga głowa ani nic takiego. Przymknęłam oczy,
dotykając palcami szyi. Będę miała okropne siniaki, cud, że nie zgniótł mi
krtani.
Dorian dokładnie posmarował mi
plecy, czułam jego dotyk na chłodnej skórze, na szczęście ból nie powrócił.
- Zrobione. Teraz leż,
pisklątko, a jeśli będziesz czegoś potrzebowała, wystarczy, że powiesz głośno,
ktoś natychmiast się pojawi.
-
Chcę do domu – wymamrotałam cicho, na wpół sennie.
-
Jesteś w domu. - Poczułam, jak bierze mnie za rękę. - Już nigdy nie pozwolę, by
ktoś cię skrzywdził. Możesz się obrażać, wyzywać mnie od bestii, ale na myśl,
że miałbym cię nagle stracić, zawsze dostanę furii i to się nie zmieni. Znajdę
sposób, by nawet gdy mnie przy tobie nie ma, nikt nie mógł cię zranić.
Otworzyłam
oczy i napotkałam jego spojrzenie. Pełne troski, choć także gniewu. To
spojrzenie sprawiło, że nie wyrwałam dłoni, jak miałam w zamiarze. A jeśli on
naprawdę się o mnie martwił? Jeśli zależało mu? W jakiś chory, tylko jemu znany
sposób, ale zależało? Niepokoił mnie jednak fakt, co mógłby zrobić, gdybym
oświadczyła, że chcę odejść. Nie pozwoliły mi na to. Byłam na niego skazana.
Odetchnęłam i skrzywiłam się, kiedy gardło dało mi znać, że jeszcze nie ma się
dobrze.
-
Jestem wdzięczna za troskę, ale nie musisz dodatkowo wpadać w furię. Gdybyś po
prostu zabrał mnie dziś stamtąd...
-
Samael spróbowałby ponownie, a jeśli nie on, to ktoś inny, nie mogłem do tego
dopuścić – przerwał mi. - Sheilo, zabiję każdego, kto spróbuje mi cię odebrać.
I dopilnuję, byś była bezpieczna.
Zabiję
każdego, kto spróbuje mi cię odebrać. Przełknęłam ślinę. Byłam na niego
skazana. Na potwora, dla którego zabijanie to rodzaj sportu. Który czuje
satysfakcję, gdy zadaje ból. Łzy napłynęły mi do oczu.
-
Dlaczego ty mi to robisz?
Westchnął, patrząc na mnie przez
chwilę.
- Nie do końca
rozumiem... Przecież mówiłem, że ciebie nie skrzywdzę, a ty płaczesz...
-
Więc myślisz, że zmuszając mnie do bycia tu, nie wyrządzasz mi krzywdy?
Odebrałeś mi wszystko, całe moje dawne życie. Ciągle mam przed oczami ciebie
ociekającego krwią i... i mam się z tym dobrze czuć?
Czy
on naprawdę niczego nie rozumiał?!
Wstał
nagle, marszcząc brwi.
-
Porozmawiamy, jak trochę ochłoniesz i się uspokoisz, teraz nie myślisz
logicznie. Jak już mówiłem, zawołaj, gdybyś czegoś potrzebowała. - Otworzył
drzwi.
- I
dobrze – fuknęłam, choć wcale nie chciałam być sama. Dorian mnie przerażał, ale
samotność nie była lepsza. Wiedziałam, że nie zasnę, bo ilekroć zamykałam oczy,
widziałam śmierć Samaela. I Doriana skąpanego we krwi. Skuliłam się.
Wiedziałam, że moje słowa go zabolały. Mnie również, ale strach okazał się
silniejszy niż to, co do niego czułam. Nie wiedziałam, jakim cudem uda mi się
znieść wieczność u jego boku. Jako żona bestii. Spojrzałam na niego, gdy
wychodził. Moja własna bestia. Nie zawołałam go. Zamiast tego tylko wpatrywałam
się w drzwi, za którymi zniknął.
Kiedy
zobaczyłam go po raz pierwszy, pomyślałam, że jest potworem. Kiedy poznałam go
lepiej – byłam tego pewna. Mimo to jakaś część mnie pokochała tego potwora.
Przerażał mnie i nie wiedziałam, jak poradzę sobie z tym strachem, ale nadal go
kochałam. I nie miałam zielonego pojęcia, co z tym uczuciem począć.
Sądziłam,
że tej nocy mi się to nie uda, ale zasnęłam. To był jeden z najgorszych snów,
jakie miałam w całym moim życiu. A to dlatego, że śnił mi się on. Dorian. Szłam
jednym z tych ciemnych korytarzy niemal pozbawionych okien. Światło nie
działało, przez co ledwie widziałam, dokąd się kieruję. Słyszałam tylko kroki.
Przyspieszały, kiedy zaczynałam biec, zwalniały, gdy się zatrzymywałam, by
odpocząć lub gdy potykałam się o tę długą białą sukienkę. Początkowo myślałam,
że mam na sobie strój, który wybrałam, by podobać się Dorianowi, jednak nie
miałam racji. Suknia miała drugi tren, który ciągnął się za mną, gdy biegłam.
Uszyto ją z prawdziwej, grubej koronki, która błyszczała małymi diamencikami,
kiedy padał na nią blask księżyca. Ciężki naszyjnik sprawiał wrażenie starego i
drogiego. Chwyciłam poły sukni, by nie potknąć się po raz kolejny i
przyspieszyłam. Przede mną w końcu pojawiło się jakieś światełko. Wreszcie.
Musiałam opuścić to miejsce i to jak najszybciej.
Wtedy
kroki ucichły i... wpadłam na niego. Dorian stał przede mną w ociekającej krwią
koszuli i gniewem w oczach. W jednej dłoni trzymał zakrwawiony miecz, a w
drugiej diadem z przypiętym do niego welonem. Spadł mi, gdy uciekałam.
Przerażona spojrzałam w te gniewne oczy. Oczy bestii. Cofnęłam się, nie
odrywając od niego spojrzenia. Ta furia...
-
Dorianie, proszę...
Szedł
w moją stronę, bez słowa. Wściekłość wyzierała z jego oczu, a palce zacisnęły
się mocniej na klindze.
-
Zawiodłaś mnie, pisklątko.
-
Nie chciałam, przysięgam...
Pamiętałam.
Zabronił mi wchodzić do jednego z pokoi. Ale drzwi były uchylone i zajrzałam.
Pomieszczenie było pełne trupów. Niektórzy jeszcze żyli, choć nie miałam szans
im pomóc. Wszyscy w jakiś sposób go zdenerwowali. Trafiłam do jego pokoju
zabaw, tak to nazwał. A potem powiedział, że będę musiała do nich dołączyć.
Odepchnęłam go i zaczęłam uciekać. Godzinę po tym, jak złożyliśmy sobie
przysięgę małżeńską. Teraz chciał mnie zabić.
-
Nie posłuchałaś mnie. Po raz kolejny, pisklątko.
Uniósł
miecz, a ja zaczęłam krzyczeć. Krzyczałam tak głośno, że dźwięk rozniósł się
echem po ciemnych korytarzach zamku. Nawet, jeśli ktoś mnie usłyszał, nikt nie
przyszedł. Nikt nie chciał przeciwstawić się Dorianowi, by pomóc jego żonie.
Stal przebiła moje ciało, odbierając mi oddech. Mój krzyk się urwał. Czułam
ból, strach i chłód. Gniewne oczy wciąż się we mnie wpatrywały.
-
Sheilo, obudź się. Masz zły sen – usłyszałam. Powoli otworzyłam oczy i
ujrzałam... Doriana. Poderwałam się i odsunęłam gwałtownie, instynktownie
dotykając brzucha. Nie poczułam krwi. - Wszystko w porządku? - spytał
spokojnie. - Jak plecy?
Odetchnęłam
głęboko. To był sen. Tylko koszmarny sen. Dorian mnie nie zabił. Nie gonił
mnie. Mimo to, gdy na niego patrzyłam, wciąż czułam ten strach. Podciągnęłam
nogi pod brodę.
-
Sztywne – odparłam tylko.
- Ale
nie bolą? - upewnił się. - Powinny już się zagoić.
-
Nie, czuję tylko dziwną sztywność, ale nie ból. - Odetchnęłam głęboko. Nie
mogłam powiedzieć tego samego o gardle.
Jego wzrok powędrował w stronę mojej
szyi. Zmarszczył brwi.
- Masz siniaki na szyi,
Sheilo.
Skinęłam
głową. Tak zwykle kończą się próby duszenia. Te nieskuteczne oczywiście.
Potarłam szyję.
-
Czuję.
Sięgnął po szklankę, która napełniła
się szaroniebieskim płynem.
-
Wypij to, pisklątko, będzie ci lepiej oddychać. - Podał mi szklankę, wpatrując
się w moją szyję. Do jego oczu powrócił gniew. - To był tamten demon, którego
wyczułem. Szpieg Samaela. - Zacisnął dłonie.
Spojrzałam
podejrzliwie na szklankę. Wciąż pamiętałam o śnie, w którym mnie zabijał. Ale
nie otrułby mnie, prawda? Nie lubił działać po cichu. Wzięłam szklankę drżącymi
dłońmi i przytknęłam do ust. Nie pachniało, ani nie smakowało dobrze.
-
Więc to było zaplanowane.
-
Tak. Śledzili nas. Powinienem to zauważyć. - Znowu spojrzał na moją szyję. - Na
te siniaki chyba nic nie poradzę...
Przyglądałam
mu się przez chwilę. Naprawdę zależało mu na tym, by mi pomóc?
- W
końcu same znikną. Jak to siniaki.
-
Nie tak szybko, są spore – mruknął Dorian i zerknął na szklankę. - Jeszcze nie
wypiłaś?
Nie
tak łatwo pić coś, czego zapach wywołuje mdłości. Upiłam jeszcze łyk, napój
istotnie przynosił mi ulgę. Zebrałam się w sobie i wypiłam do dna.
-
Zadowolony?
Wzruszył ramionami.
- Powinnaś jeszcze się
przespać. Rano będzie lepiej.
Jak
mogłabym zasnąć po tym, co mi się śniło? Gdyby ten sen powrócił... Nie, nie
zmrużę nawet oka. Nie zgaszę światła. Muszę wytrzymać tę noc. Koszmary nie mogą
być wieczne.
-
Nie jestem senna, ale ty powinieneś pójść i się położyć.
Może
wtedy wreszcie odzyskam spokój.
- To
nie ja tu jestem ranny. Posiedzę i dopilnuję, żeby nie przyśnił ci się więcej
żaden koszmar – oznajmił, po czym zsunął się z łóżka i usiadł przy nim. - I nie
będę gasił światła. Pójdę, gdy zaśniesz.
Tylko
tego mi brakowało. No dobrze, czas zagrać w otwarte karty.
- To
ty mi się śniłeś, Dorianie.
- A
dokładniej? - Zerknął na mnie.
Przygryzłam
wargę. Nie chciałam pamiętać tego snu, nie chciałam o nim mówić. Wiedziałam
jednak, że nie odpuści.
-
Ścigałeś mnie. I zabiłeś.
Oparł się rękami o brzeg łóżka.
-
Nie chciałem, żebyś miała przeze mnie koszmary. - Spojrzał na mnie z
niepokojem. - Nigdy więcej nie dopuszczę, byś widziała takie rzeczy. Jesteś
delikatną nimfą, powinienem o tym pomyśleć... Wiesz, że cię nie skrzywdzę.
Nigdy. Choćbyś nie wiem co zrobiła. - Patrzył mi prosto w oczy. - Masz moje
słowo. A teraz spróbuj zasnąć, dobrze?
Dał
mi słowo. Ale czy mogłam mu wierzyć? Słyszałam opowieści o tym, że jego ród
wywodzi się między innymi z kłamstwa. Z grzechów. Czy mogłam mu ufać? Po tym co
widziałam? Nie. Nie ufałam mu. Nawet jeśli wciąż coś do niego czułam.
-
Nie chodzi o to, co widziałam. Chodzi o to, co zrobiłeś.
Wzruszył ramionami.
- Nigdy nie twierdziłem,
że nie zabijam swoich wrogów. A gdybyś tego nie widziała, nie miałabyś
koszmarów.
Mógł
mieć rację, ale świadomość, że był do tego zdolny, że mu to nie
przeszkadzało... Spojrzałam na niego.
- I
zabiłbyś tak mojego ojca, prawda? Gdybym ci odmówiła.
-
Nie odmówiłabyś – powiedział, opierając się plecami o łóżko. - Późno już,
pisklątko. Jutro będziesz niewyspana.
Nie
zaprzeczył. Nawet nie próbował.
-
Wyjdziesz?
-
Nie. Znowu będziesz krzyczała przez sen. Zostanę. Nie zwracaj na mnie uwagi.
Niczego
nie rozumiał. Gdy tu był, miałam ochotę krzyczeć nawet bez snu. Pragnęłam
zostać sama. To tak wiele?
-
Nie zasnę, gdy tu jesteś.
Westchnął i spojrzał na mnie.
- A
jeśli znów będziesz miała koszmary?
-
Sądzisz, że twój widok mnie uspokaja? - zapytałam wprost.
Patrzył na mnie przez chwilę, z
namysłem.
-
Przepraszam, Sheilo – odezwał się w końcu. - Za to, że nie wykryłem podstępu,
że nie zjawiłem się w porę, że zabiłem go na twoich oczach, zamiast najpierw
zaopiekować się tobą... Naprawdę nie możesz już na mnie patrzeć?
Nie.
Ale to niczego nie zmienia. Odwróciłam wzrok. Wiedziałam, że go ranię, mnie
również to bolało, ale patrząc na niego, widziałam konającego Samaela. Krew. I
gniew w oczach Doriana.
- Po
prostu chcę, żebyś wyszedł.
Zmarszczył
brwi, wstał i zniknął. Bez słowa. Po prostu. Czy mi ulżyło? Nie. Czy poczułam
się bezpiecznej? Nie. Położyłam się na drugim boku i przeleżałam tak do rana.
Światło, gdy zasnęłam. Godzinę później obudził mnie mój własny krzyk.
I nastał wreszcie koniec sielanki, na dodatek jeszcze przed ślubem.xD
OdpowiedzUsuńWreszcie, powiadasz? xD Ale chyba lepiej, że przed ślubem, nie?;)
UsuńDla kogo lepiej, dla tego lepiej.xD
UsuńUwielbiam tę powieść.czekam na każdy rozdział "jak diabeł na duszę"..Świetnie napisane.Sam temat cudowny,taki nietypowy.Nie jestem na żadnym portalu społecznościowym,bo je bojkotuję i ciężko mi Was znaleźć i skomentować.Może dziś się uda wyrazić mój podziw.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie nam miło czytać takie słowa. Miód na nasze serca.:)
UsuńA znaleźć nas możesz właśnie tutaj, zaglądamy często i zawsze odpisujemy. Na portalach społecznościowych to chyba tylko Natalia, bo ja się tam nie udzielam.:)
A ja mam tylko konto google i chomika, nie wiem, o jakich portalach mowa?:P
UsuńBardzo dziękuję za rozdział i info. Na razie widziała tylko jak zabija wrogów, którzy chcieli ją skrzywdzić, ciekawe co by zrobiła jakby się dowiedziała, że zabijał niewinnych, bez żadnego powodu (samolot).
OdpowiedzUsuńByć może będziesz miała okazję się przekonać.:)
Usuńdziekuje , czas szczęścia i nieswiadomosci sie skonczył zobaczyła jego prawdziwa naturę , na razie jest w szoku , lecz kocha go i jestem pewna ze pogodzi sie z tym , za bardzo zblizyła sie do niego a i on wie jak nia sterowac:)
OdpowiedzUsuńStawiasz na to, że Sheila mu wybaczy i wszystko będzie dobrze?:)
UsuńHa, w końcu się doczekałam końca idylli. Och, i Sheila jaka charakterna! Nareszcie postawiła się Dorianowi. Wszystkie zastanawiałyśmy się kiedy nimfa odkryje ciemne sprawki i prawdziwy charakter swojego narzeczonego. Okazuje się, że wszystko poszło za jednym zamachem. Czekam z niecierpliwością na rozdział z jego perspektywy, żeby zobaczyć jak odczuł odrzucenie. Czy sprawiło mu to przykrość, czy tylko jest wściekły, że jego pisklątko nie może na niego patrzeć. Myślę, że to im wyjdzie na zdrowie. Sheila została drastycznie uświadomiona, a Dorian będzie musiał pogodzić się z reperkusjami swego czynu. Może w końcu coś do niego dotrze. Dzięki, dziewczyny, za rozdział. Jak zwykle jestem pod dużym wrażeniem. Do przyszłego tygodnia. Pozdrawiam Agnieszka :)
OdpowiedzUsuńJak się zdenerwuje też może być charakterna, a w tej sytuacji była zła i przestraszona. Chyba mogę zdradzić, że nie jest to ostatni raz, kiedy nie zgadza się z Dorianem. ;)
UsuńDorian nie lubi, gdy mu się odmawia, a w jego mniemaniu zrobił, co należy. Co ma do powiedzenia na ten temat już za tydzień.:)
P.S.
OdpowiedzUsuńZapomniałam o tym, że przecież Sheila jeszcze nie wie o uśmiercaniu niewinnych. Może postanowi uciec jak najdalej od krwawej bestii i wykorzysta do pomocy demona strachu? Oj, myślę, że przed Dorianem ciężka przeprawa, aby ponownie zdobyć serce swego pisklątka :)
Serce na pewno, ale jak myślisz, co zrobiłby Dorian, gdyby Sheila uciekła z Varysem?:P
UsuńBańka w której żyła Sheila, odizolowana od okrucieństwa Doriana, pękła 😢 A było tak cudownie... No ale może lepiej teraz niż po ślubie ( jeśli takowy w ogóle się odbędzie)
OdpowiedzUsuńPytanie, czy Sheila ma w tej kwestii jakiś sensowny wybór:P
UsuńTo ślub pewnie się odbędzie, ale noc poślubna to już niekoniecznie.^^
UsuńTutaj faktycznie mógłby być problem^^
UsuńTo Dorian byłby wówczas bardzo zawiedziony i rozczarowany, w końcu tyle na to czekał.^^
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńno i wyszło szydlo z worka i Sheila wkoncu zobaczyla jego prawdziwe oblicze... chociaz dla niej stral sie byc delikatny i wyrozumialy... dziekuje bardzo za kolejny rozdzial
OdpowiedzUsuńSen jak historia Sinobrodego ;)
OdpowiedzUsuńMówiłam, że nie będzie łatwo i musi na "odważniej" zasłużyć? :P