Od autorek

Od autorek

Drodzy Czytelnicy! Zapraszamy na epilog Doriana. Dziękujemy wszystkim,
którzy komentarzami dawali nam znać, że nasza powieść nie znika bezowocnie
w głębinach Internetu. Zapraszamy także na Szczyptę magii.
Pozdrawiamy i czekamy na Wasze opinie;)

24.05.2015

Rozdział IX



*** Dorian ***
            Obudziłem się tego dnia dość wcześnie, ale nie miałem wątpliwości, że Sheila już od dawna była na nogach. Wstawała skoro świt i kładła się czasami dość późno, mimo to wydawała się być wyspana i świeżutka jak poranna rosa. Przeciągnąłem się i usiadłem na łóżku. Jak to możliwe, że po otworzeniu oczu od razu myślę o niej?
            Wszystko układało się tak idealnie, że lepiej chyba być nie mogło. No dobrze, mogło, gdyby nie wycofywała się w porę z wyjaśnieniem, że nie jest jeszcze gotowa. Ale to tylko kwestia dni. A kto wie, może nawet godzin.
            Ubrałem się i zszedłem na śniadanie. Stół był już zastawiony, a służba poinformowała mnie, że Sheila zjadła posiłek jakąś godzinę temu. Wyczułem ją w jeziorku. W porządku, niech pływa. Będzie w lepszym nastroju, gdy już do mnie przyjdzie.
            Po śniadaniu skierowałem się do sali wynalazków, nakazując służbie, by wskazała mojej narzeczonej, gdzie jestem, gdy już wróci do zamku. Nie mogła przecież kąpać się przez cały dzień. No dobrze, może i mogła, ale po wczorajszym dniu raczej nie będzie chciała mnie unikać.
            W sali, w której sporo rzeczy było dla mnie jeszcze nowych i mało znanych, skierowałem się w stronę ekranu, na którym, jak twierdziła Sheila, można było oglądać filmy. Sięgnąłem po czarne pudełeczko zwane pilotem i zauważyłem obok instrukcję. Świetnie. Zanim przyjdzie nimfa, zdążę się już zorientować, jak to działa.
            Okazało się, że instrukcja napisana została w siedmiu językach i mimo że każdy z nich znałem, zupełnie nie mogłem się zorientować, o czym mowa.
            - Możesz podłączyć do telewizora magnetowid lub odtwarzacz DVD. Użyj kabla połączeniowego odpowiedniego do gniazd wyjściowych odtwarzacza – przeczytałem. Zerknąłem na urządzenie. Jakiego kabla? Jakie połączenia? Nie, to chyba było już zrobione. - Dla uzyskania optymalnej jakości obrazu zalecane jest połączenie HDMI. - HDMI? Nie dość, że piszą niezrozumiale, to jeszcze używają skrótów i nie raczą nawet ich wyjaśnić...
            Najgorsze, że nawet obrazki były niezrozumiałe. Ciekawe, czy dałoby się włączyć to video magią? Owszem, o ile znałbym jego działanie... Wróciłem do instrukcji.
            - Podczas oglądania programu nadawanego cyfrowo możesz nagrywać aktualnie oglądany program za pomocą urządzenia podłączonego poprzez podłączenie SCART – czytałem powoli. - Naciśnij przycisk OPTIONS, wybierz [Nagryw. SCART wł.], a następnie wykonaj operację nagrywania na podłączonym urządzeniu... A gdzie tu jest o włączaniu? - Przebiegłem stronę wzrokiem. - Mam. Włącz podłączone urządzenie. Naciśnij przycisk, a następnie wybierz żądane źródło wejściowe. - Porównałem przycisk z rysunku w tym na pilocie, nawet udało mi się włączyć, ale powitał mnie szum i dziwne fale przebiegające przez cały ekran. - Nie wytrzymam... - Miałem ochotę cisnąć pilotem w szumiący ekran. A może tak odnaleźć tych, którzy napisali tę instrukcję i potraktować ich odpowiednio w moich lochach? O, hyosube będą mogły w końcu najeść się do syta. Tak, to całkiem niezły pomysł.
            Drzwi otworzyły się niemal bezgłośnie. Pomyślałbym, że to służba porusza się tak bezszelestnie, gdyby nie jej zapach. Przypominał deszcz i rosnące przy jeziorze kwiaty. Świeży i kojący. Postanowiłem udać, że wcale nie dostrzegłem jej wejścia, byłem ciekaw, jak się zachowa. Podeszła do mnie cicho i zatrzymała się tuż za moimi plecami. Uśmiechnąłem się, pewien, że właśnie zagląda mi przez ramię. Pochyliła się, a jej zapach stał się intensywniejszy, sekundę później jej usta dotknęły mojego policzka.
            - Nie przeszkadzam?
            - Ty nigdy nie przeszkadzasz, moje pisklątko – odparłem, odwracając głowę i całując ją lekko w usta. Uśmiechnęła się i objęła mnie za szyję, przytulając policzek do mojego.
            - Co czytasz?
            - Instrukcję obsługi video. - Zerknąłem na Sheilę, zastanawiając się, czy powinienem przyznać, że niewiele z tego rozumiem.
            - Hm... ciekawa lektura... i co wyczytałeś? - Przytuliła się, zerkając w instrukcję. Odwróciłem się ku niej i objąłem ją ramieniem, przyciągając do siebie tak, że wylądowała na moich kolanach.
            - Niewiele. Ale udało mi się włączyć... - Spojrzałem na ekran. - Tylko na razie nic się nie pokazuje.
            Zamrugała, zerkając na mnie z zaskoczeniem, ale nie odsunęła się. Zamiast tego zabrała mi pilot i wcisnęła jakiś guzik. Na ekranie pojawił się obraz. Podsunęła mi urządzonko i wskazała jeden z przycisków.
            - Ten łączy się z dekoderem, teraz z niego oglądamy. Ten z dvd, ale żeby coś obejrzeć, trzeba włożyć do środka płytę. Proste, prawda?
            - To czemu nie napisali tego wprost? - Spojrzałem na pilota. Autorzy instrukcji zdecydowanie zasłużyli na hyosube. Albo i na gorsze katusze. Może zajmę się nimi w wolnej chwili. - A do czego służą pozostałe przyciski?
            - Ten ustawia dźwięk, ten obraz. Ten przerzuca programy. Ten zatrzymuje film, a ten go włącza – wyjaśniła spokojnie, wskazując na odpowiednie przyciski. - Nie martw się, to tylko na początku wydaje się trudne.
            - Więcej nie czytam instrukcji – mruknąłem. - Obejrzymy coś z... płyty?
            - Jasne. - Uśmiechnęła się i poruszyła, szukając wygodniejszej pozycji. - Na co masz ochotę?
            Przesunąłem po niej wzrokiem. Na ciebie. Z błyszczącymi oczami, rumianymi policzkami i bez ubrania.
            - Nie mam pojęcia, nigdy nie oglądałem video – odpowiedziałem. - Wybierz coś, co ty byś chciała obejrzeć, Sheilo.
            - Komedia, kryminał, horror, romans? - podpowiedziała.
            Przy horrorze pewnie będzie się bała i zacznie się przytulać, z drugiej strony, romans może dać odpowiedni nastrój...
            - Może romans albo horror? Chyba, że wolisz coś innego.
            Przygryzła wargę, zastanawiając się.
            - Boję się horrorów – wyznała w końcu.
            - Przy mnie niczego nie musisz się bać – zapewniłem. - A jakie filmy lubisz najbardziej?
            - Romantyczne – uśmiechnęła się. - Ale z tobą mogę obejrzeć nawet horror. - Musnęła ustami mój policzek. Objąłem ją, wciągając przyjemny zapach jej włosów, skóry, jej całej.
            - W takim razie obejrzyjmy coś romantycznego.
            - Naprawdę?
            Skinąłem głową z uśmiechem. Położyła dłoń na mojej piersi i wtuliła twarz w zagłębienie szyi.
            - Wydajesz się spięty – mruknęła.
            Biorąc pod uwagę, że wiercisz mi się na kolanach i czuję wyraźnie twoje ciało przy moim, to raczej nic dziwnego, pomyślałem. Oczywiście nie miałem zamiaru tego mówić. Szybko usiadłaby obok i jeszcze przeprosiła.
            - Czemu miałbym być spięty? - Pocałowałem ją w nosek. - To jaki film proponujesz, moje pisklątko?
            - Nie wiem czemu, to ja pytam. - Znów się poruszyła. - Nie wiem, co masz w kieszeni, ale to strasznie uwiera... - Zmarszczyła brwi.
            Parsknąłem śmiechem. Patrzyła na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem. Najwyraźniej pytała poważnie... Zdaje się, że za chwilę zobaczę jej słodkie rumieńce.
            - Sheilo, moje kieszenie są puste. - Obserwowałem ją z rozbawieniem.
            - Bzdura, przecież czuję... - urwała i spojrzała na mnie. - Ojej.
            Zarumieniła się, nagle odwracając wzrok.
            - To może usiądę na kanapie...
            - Aż tak ci tutaj niewygodnie? - spytałem, całując ją w ucho.
            - To krępujące – odparła szeptem, jakby bała się mówić o tym na głos.
            - Jesteś moją narzeczoną, możesz przestać się krępować. - Pocałowałem ją w ten uroczo zarumieniony policzek. - Nie lubisz mojej bliskości?
            Chrząknęła, a jej policzki nabrały jeszcze intensywniejszej barwy.
            - Lubię, ale... ale pewnie ci niewygodnie....
            -Trzymać cię na kolanach? Bardzo wygodnie, moje pisklątko – zapewniłem. Nie wspominając już, jak podniecająco...
            - No ale... nie przeszkadza ci... to...?
            - A co miałoby mi przeszkadzać? Reakcja mojego ciała na ciebie? - Ucałowałem jej drugi policzek.
            - No... na przykład... - Spojrzała na mnie spod rzęs. - Moment. Czy ty mnie uwodzisz?
            - Hm... zależy, co masz na myśli. Jeśli przez uwodzenie rozumiesz przygotowanie mojej ślicznej narzeczonej do pierwszej wspólnej nocy ze mną, tak, by myśl o tym nie budziła lęku, lecz same przyjemne myśli... to tak, uwodzę cię, moja piękna nimfo – odparłem. Nie dodałem, że owa pierwsza noc wcale nie musi być dopiero po ślubie.
            Wstrzymała oddech, nie spuszczając ze mnie wzroku. Jej dłoń odnalazła moją, nasze palce się splotły.
            - Nie boję się. Stresuję, ale nie boję.
            - To chyba normalne, to twój pierwszy raz... Ale jeśli lepiej poznamy swoje reakcje, to stres będzie dużo mniejszy. - Uniosłem jej drobną dłoń do ust i pocałowałem.
            - Ale ja nie znam nawet własnych reakcji – powiedziała cicho. Słyszałem, jak jej serce przyspiesza. Skinąłem głową.
            - Więc powinnaś je poznać, prawda? - Uśmiechnąłem się. I wtedy, ku mojej radości, nieśmiało przytaknęła. Posłałem jej jeszcze szerszy uśmiech i pocałowałem ją w szyję. Mruknęła coś i oparła dłonie na moich ramionach.
            Przesuwałem ustami po jej szyi, od jednego ramienia, do drugiego. Miała taką delikatną, ponętną skórę, a gdy spróbowałem jej językiem, poczułem lekko słony, przyjemny smak. Delikatny, niespotykany, niepowtarzalny. Smak mojej Sheili.
            Jej palce wbiły się w moje ramiona, gdy gwałtownie wciągnęła powietrze. Nieznacznie odchyliła głowę, dając mi większy dostęp do skóry szyi. Poczułem w sobie żar, jakby ogień, który miałem w sobie, rozprzestrzenił się po całym moim ciele. Powoli, upomniałem się, nie przestrasz jej, a będzie twoja. To delikatna nimfa.
            Spokojnie kontynuowałem pocałunki, schodząc coraz niżej, w stronę dekoltu. Zapach, smak, a także jej przyzwolenie działało na mnie silniej niż uwodzenie najzdolniejszego sukkuba.
            - To normalne, że serce chce wyskoczyć mi z piersi? - usłyszałem jej ciche pytanie.
            - U kobiet wygląda to trochę inaczej, niż u mężczyzn, ale myślę, że tak, moje pisklątko. - Przesunąłem językiem po jej dekolcie. Zadrżała i spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem.
            - A jak wygląda to u mężczyzn...?
            Zerknąłem na nią. Cóż, tak wygląda, że mam ochotę cię rozebrać, poczuć, jak smakuje całe twoje ciało i słuchać, jak reagujesz, gdy swoim językiem... dobra, wróć. Tego jej nie powiem.
            - Czuję coś w rodzaju płomienia w sobie – powiedziałem powoli. - Wzmacnia to pragnienie ciebie coraz bardziej, chęć całowania ciebie, dotykania i smakowania twoich ust, skóry... A także patrzenia na ciebie, taką piękną, zarumienioną, z zamglonym wzrokiem...
            Przerwała mi pocałunkiem. Długim i powolnym. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej, odpowiadając na pocałunek równie powoli, starając się dawkować namiętność. Przesuwałem dłonią po jej talii, wyczuwając jej skórę pod cienkim materiałem sukienki. Miałem ochotę ją podwinąć, poczuć pod palcami drobne ciało Sheili, każdy kawałek skóry...
            Zsunąłem dłoń na jej biodro, masując lekko. Nie przestawałem jej całować. Mruknęła coś niewyraźnie, nie przerywając pieszczoty. Zsunąłem dłoń niżej, potem jeszcze niżej. Wciąż ta sukienka. Czy ona się w ogóle nie kończy? Niedługo dotrę do podłogi i ręka mi wyjdzie przez sufit piętro niżej.
            W końcu udało mi się chwycić brzeg sukienki i podwinąć odrobinę, dotykając łydki Sheili. Powinna je pokazywać. Były zgrabne i bardzo ponętne.
            - Co robisz? - zapytała, przerywając pocałunek i zerkając na moją dłoń.
            - Masz bardzo ładne nogi, powinnaś nosić trochę krótsze ubrania – szepnąłem jej do ucha.
            - Nie podobają ci się moje sukienki? - zdziwiła się uroczo. Uśmiechnąłem się.
            - Tylko ich długość.
            - Ale... myślałam, że o to chodzi w ubieraniu... by zakryć ciało...
            - Te części ciała, które nie powinny być odkryte. Łydki, moim zdaniem, do nich nie należą – stwierdziłem stanowczo.
            - Więc ludzie nie zasłaniają łydek? - Wydawała się zaciekawiona.
            - Nie wiem, co robią ludzie. - Wzruszył ramionami. - Wiem, że tobie na pewno pasowałaby taka sukienka, choć odrobinę odsłaniająca łydki. Ale to twoja decyzja, Sheilo – postanowiłem zakończyć temat. Najchętniej wróciłbym do całowania.
            Przewróciła oczami.
            - A myślisz, że jak ubierają się nimfy?
            - Nie mam pojęcia, znam tylko ciebie...
            Westchnęła.
            - Nie ubieramy się. Wcale. Nie wychodzimy z wody, więc... nie potrzebujemy ubrań. Chciałam... dostosować się do ludzi.
            Zamrugałem. Zawsze była naga? Dopiero od niedawna zaczęła nosić sukienki? Wyobraźnia podsunęła mi ciekawy obraz, który jeszcze bardziej podsycił moje pragnienie.
            - Przy mnie nie musisz dostosowywać się do ludzi, moje śliczne pisklątko – zapewniłem poważnym tonem.
            - Muszę. Nie jestem już w wodzie. Poza tym tam nikt na mnie nie patrzył – wyjaśniła.
            - Oprócz rybek. - Uśmiechnąłem się. - Możesz ubierać się, jak zechcesz, ale ja bym jednak polecał krótsze sukienki. - Pocałowałem ją lekko w usta.
            - Rybki nie patrzą na mnie tak jak ty – odcięła mi się.
            - Nie wierzę, że nie lubisz, gdy na ciebie patrzę – stwierdziłem.
            - Gdy jestem ubrana, lubię. Chociaż czasem patrzysz tak, że czuję się naga... - Zarumieniła się.
            Szkoda, że nie potrafię patrzeć przez sukienkę, pomyślałem.
            - Już wkrótce będziesz się czuła przy mnie bardziej swobodnie – zapewniłem ją. Skinęła głową i dotknęła mojego policzka.
            - Co z tym filmem?
            - Hm... miałaś wybrać? - przypomniałem.
            Przytaknęła i wstała, poprawiając sukienkę. Podeszła do wysokiego regału i wyjęła jakieś pudełko. Pomachała nim, najwyraźniej czekając na moją reakcję.
            - Piękna i bestia – przeczytałem. - Poważnie? Masz film o nas?
            Zamrugała i roześmiała się radośnie. To był miły, ciepły dźwięk. Podeszła i pocałowała mnie lekko.
            - To bajka.
            - W takim razie oglądamy. Tytuł jest bardzo zachęcający. - Również ją pocałowałem.
            Włączyła film i po namyśle znów usiadła na moich kolanach. Cmoknęła mnie w policzek.
            - Dziękuję za komplement.
            - Chyba zacznę częściej mówić ci, jaka jesteś piękna – stwierdziłem, obejmując ją ramionami.
            - Naprawdę tak uważasz? - Przytuliła się do mnie mocno.
            - Oczywiście. - Pocałowałem jej małe, kuszące usteczka. Rozchyliła je lekko, chętnie przyjmując pieszczotę. Wsunąłem dłoń w jej włosy i kontynuowałem pocałunek. Była taka słodka, kusząca...
            Mruknęła cicho, z uznaniem. Pogłębiłem pocałunek, nie zwracając uwagi na odgłosy zaczynającej się bajki. Przesunąłem dłoń na biodro Sheili i masowałem delikatnie. Szkoda, że przez materiał sukienki...
            - Zaczyna się – szepnęła w moje usta.
            - Uhm – mruknąłem, nie do końca się orientując, co ma na myśli. Wróciłem do całowania jej ust.
            - Straciłeś zainteresowanie? - Uniosła brwi, uśmiechając się nieznacznie.
            - Tobą? Nigdy. - Przesunąłem usta na jej szyję.
            - Bajką – wyjaśniła. Usłyszałem śmiech w jej głosie.
            - A... no tak, mieliśmy oglądać – przypomniałem sobie.
            - Mhm. - Uśmiechnęła się szerzej. - Jesteś dziś bardzo uważny.
            - Moja śliczna narzeczona skutecznie mnie rozprasza – odparłem, przenosząc usta na drugą stronę jej szyi.
            - Niechcący. - Przeczesała dłonią moje włosy. Uśmiechnąłem się.
            - Ale za to świetnie ci to wychodzi, moje pisklątko. - Zerknąłem na jej śliczną buzię i wróciłem do całowania po szyi, schodząc na dekolt. Chrząknęła znacząco. Spojrzałem na nią z niewinną miną.
            Roześmiała się i nim zdążyłem zareagować, dała mi pstryczka w nos.
            - Ekran jest tam, mój piękny.
            Zamrugałem i pokręciłem głową.
            - No dobrze, w takim razie oglądamy...
            Uśmiechnęła się ciepło, musnęła ustami mój policzek i wtuliła się, spoglądając na ekran.
            Początkowo oglądałem bajkę ze zdziwieniem, postacie wyraźnie były namalowane, a jednocześnie wyglądały jak żywe. Potem zaciekawiła mnie sama treść. Otóż Bestia chciał zabić ojca Pięknej, która poświęciła się, by go ratować. Zgodziła się zostać z nim na zawsze.
            - Jestem ogromnie ciekawy zakończenia – stwierdziłem.
            Splotła palce z moimi palcami.
            - Ja też...
            Zerknąłem na nią.
            - Nie oglądałaś tego wcześniej?
            - Co? - Zamrugała, spoglądając na mnie z zaskoczeniem.
            - Bajkę... Nieważne. - Miałem wrażenie, że nie chodziło jej o film. Zerknąłem w ekran. - Chyba Bella w końcu zdecydowała się przestać obrażać – stwierdziłem.
            - A on przestał być gburem.
            - Widocznie dostrzegł jej urok – stwierdziłem, uśmiechając się nieznacznie.
            - A wcześniej był ślepy? - zagadnęła niewinnym tonem, zerkając na mnie spod rzęs.
            - Raczej zagniewany tym, co zrobił jej ojciec... - Wzruszyłem ramionami.
            - Ona nie jest swoim ojcem. - Wciąż wpatrywała się we mnie tymi wielkimi oczyma, jakby na coś czekała.
            - Dlatego zaczął traktować ją inaczej – powiedziałem powoli, zastanawiając się, do czego zmierza.
            - I stała się dla niego ważna...
            - Bardzo ważna – przyznałem, zerkając ponownie w ekran. Sheila westchnęła i odwróciła się w stronę telewizora, gdzie Bestia właśnie zaprzyjaźniał się z Bellą. - Chyba się dogadali.
            - Tak, chyba tak – mruknęła. Przysunąłem policzek do jej włosów.
            - Chyba coś z tego będzie.
            Momentalnie odwróciła twarz i nasze spojrzenia się spotkały.
            - Tak?
            - Tak sądzę, a ty, Sheilo? - Patrzyłem w jej piękne, duże oczy.
            - Chciałabym, by tak było – usłyszałem jej cichy głos.
            - Więc oboje byśmy chcieli. - Uśmiechnąłem się. Dotknęła mojego policzka, wciąż patrząc mi w oczy. A potem uśmiechnęła się i pocałowała mnie czule. Odpowiedziałem na pocałunek, nie do końca rozumiejąc zmienność jej nastrojów.
            - Co ty ze mną robisz? - szepnęła.
            Najchętniej porobiłbym o wiele więcej, ale za szybko się wycofujesz, moja mała nimfo...
            - Co masz na myśli? - spytałem.
            - To dziwne uczucie, które we mnie wywołujesz. To ciepło...
            - Masz je w sobie – stwierdziłem, całując jej usta. - A ja pomagam ci wydostać je na zewnątrz...
            Pokręciła głową.
            - Nie mam w sobie takiego żaru. Nigdy nie miałam.
            - Dopóki nie spotkałaś mnie – uzupełniłem, całując ją w ucho.
            - Wtedy też nie. Jeśli chcesz wiedzieć, kiedy cię spotkałam, byłam kłębkiem nerwów.
            - Jak Bella z bajki? - Pocałowałem w jej drugie ucho.
            - Trochę... trochę tak. - Poruszyła się na moich kolanach.
            - Ale ta bajka... dobrze się kończy? - spytałem ją. Skinęła głową.
            - Tak, ale sam powinieneś to obejrzeć. - Spojrzała na ekran. Podążyłem za jej wzrokiem.
            Oglądaliśmy, jak Bestia pozwala Belli udać się do chorego ojca, pod warunkiem, że wróci. Zupełnie jak Sheila. Podobieństw było mnóstwo. A na koniec... Bestia stał się księciem i ożenił się z Bellą.
            - O widzisz, pisklątko, na koniec Bestia i Piękna biorą ślub. - Pocałowałem ją w policzek.
            - Z miłości – poprawiła mnie.
            Spojrzałem na nią. Chyba wiedziała, że nasza rasa nie potrafi kochać...? A może nie do końca? To dlatego wybrała tę bajkę? Chciała zasugerować, że wszystko dobrze się skończy, jeśli połączy nas... miłość? Westchnąłem.
            - Chcę, żebyś była ze mną szczęśliwa, Sheilo – powiedziałem powoli, obserwując jej reakcję. - Ale zamierzam być z tobą szczery. My nie potrafimy kochać. Jesteś dla mnie bardzo ważna, zależy mi, żeby nasze małżeństwo było udane i bym codziennie widział uśmiech na twojej twarzy. Tyle jestem w stanie zrobić, moje pisklątko.
            Zobaczyłem, jak blask jej oczu znika. Spuściła wzrok, nagle bardzo zainteresowana brzegiem własnej sukienki.
            - Więc to nie są plotki... - Ledwie ją usłyszałem.
            - Nigdy nie słyszałem, by ktoś z naszej rasy się zakochał. Oprócz legendy o Claddagh, ale to tylko legenda. Sheilo... - Spojrzałem na nią. Była tak przeraźliwie smutna, że miałem ochotę ją pocieszyć. - Jeśli potrafiłbym kochać, wybrałbym ciebie. Tylko ciebie – powiedziałem spontanicznie. Bo czemu nie? Skoro miała zostać moją żoną, miłość nie robiła tu żadnej różnicy. I tak była moja, więc zamierzałem się o nią troszczyć i dbać. A w przyszłości mieć z nią dzieci.
            - Jeśli – podkreśliła i wstała. - Rozumiem, Dorianie. Spodziewałam się tego, poza tym... to i tak niczego nie zmienia.
            - Nie zmienia? - Spojrzałem na nią.
            - Nie. Oboje wiemy, dlaczego się zgodziłam. Nie było tam ani słowa o miłości.
            - Nie rozumiem, co takiego wnosi owa miłość. - Poczułem złość. No pięknie, wszystko wymyka się spod kontroli. A trzeba było po prostu zmienić temat. - Powiedz, co zrobiłbym dla ciebie, gdybym cię kochał, a czego nie zrobiłem bez tej całej miłości?
            - To nie ma znaczenia, już mówiłam. - Skrzyżowała ramiona na piersi. - I nie mam do ciebie żalu.
            Patrzyłem na nią przez chwilę.
            - Nie chcę, żebyś była smutna czy zła z mojego powodu, obiecałem, że będę się starać i zamierzam dotrzymać słowa. Chodź, usiądź przy mnie, Sheilo. - Wyciągnąłem dłoń w jej stronę.
            Westchnęła, patrząc na moją dłoń i podała mi swoją.
            - Jest w porządku, Dorianie.
            Przyciągnąłem ją na kolana i objąłem delikatnie, przytulając policzek do jej pachnących, gęstych włosów. Kryzys zażegnany?
            - Masz ochotę obejrzeć coś jeszcze, moje pisklątko? Czy wolisz robić coś innego? - Teraz i tak nie była w nastroju do pieszczot, więc im szybciej zapomni o temacie miłości, tym lepiej.
            - Nie pływałam dziś długo... - spróbowała.
            - W takim razie idziemy popływać – zgodziłem się, lecz w następnym momencie poczułem obecność siostry. - Ale najpierw może przywitamy się z naszym gościem - zaproponowałem.
            Wstała i spojrzała na mnie pytająco.
            - Genevieve. Jest w kuchni z Varysem – wyjaśniłem, również wstając. Tym razem Sheila się uśmiechnęła. Dostrzegłem radość malującą się w jej oczach, nim dopadła drzwi i podbiegła w stronę kuchni. Pokręciłem głową i ruszyłem za nią. Kiedy dotarłem na miejsce, moja narzeczona ściskała Genie, jakby nie widziała jej z miesiąc. Obie przy tym wydawały z siebie radosne okrzyki, które zapewne tylko one same mogły zrozumieć. Varys uśmiechnął się dyskretnie i skinął mi głową.
            - Musisz częściej wpadać do nas w odwiedziny – zwróciłem się do siostry.
            - Nie omieszkam – padła odpowiedź i Genevieve znalazła się przy mnie. Objęła mnie i pocałowała w policzek. - Dbasz o moją małą Sheilę?
            - Oczywiście, jakby inaczej. - Uścisnąłem lekko siostrę. - Co słychać u teścia?
            - Szaleje. Jest zazdrosny, bo Sheila spędza cały czas tutaj. I nie może się zdecydować, czy powinien przynieść wam prezent ślubny. - Roześmiała się i usiadła na jednym z wolnych krzeseł.
            - Jaki prezent? - zainteresowałem się. - Zatrute wino z napisem: tylko dla zięcia?
            - Dorian! - zaprotestowały jednocześnie dwa kobiece głosy. Nie mogłem się nie roześmiać.
            - To co to za prezent?
            - Nie powiem, to tajemnica. - Genevieve sięgnęła po szklankę soku i upiła łyk. - Macie jakieś plany na dziś?
            - Sheila chciała popływać. - Zerknąłem na moją nimfę. - A potem nie planowaliśmy.
            - A co powiecie na mały wypad konno? - Zerknęła na Sheilę, potem na mnie.
            - Dawno nie jeździłem konno. Bardzo dawno...
            - To może jedźcie sami? Ja bym was spowalniała... - zaczęła Sheila i uśmiechnęła się, napotykając spojrzenie Varysa. - A mną zajmie się Varys. Prawda?
            Demon strachu przełknął ostatni łyk wody i skłonił się lekko.
            - Wedle życzenia.
            Uniosłem brwi.
            - Nie lubisz koni, Sheilo?
            - Są... duże. I można z nich spaść. - Wzruszyła ramionami.
            - Nawet, jeśli wybierzmy ci mniejszą, spokojną klacz?
            - Wolałabym zostać... - mruknęła. Westchnąłem i dałem za wygraną. Jeśli boi się koni, to nie jest właściwy czas, by ją do nich przekonywać.
            - W porządku. W takim razie widzimy się na obiedzie?
            - Dobrze. Dziękuję. - Podeszła i pocałowała mnie w policzek. Odwróciłem głowę i pocałowałem ją lekko w usta.
            - Do zobaczenia, moje pisklątko.
            Wybraliśmy się z Genie na przejażdżkę po okolicach zamku. W stajni miałem trzy klacze i trzy ogiery. Wybrałem czarnego, a moja siostra pstrokatą klacz. Ruszyliśmy stępem, który po chwili przeszedł w kłus.
            Genevieve opowiedziała mi o swoim życiu przez ostatnie tysiąclecia, o tym, jak uczyła się walczyć, poznawała ludzi, zawierała nowe znajomości, a także – jak zmieniał się świat przez ten cały czas. Nikt oprócz Azazeala nie znał prawdy o niej, kim tak naprawdę była, nie afiszowała się z mocą, ani nie zmieniała w smoka.
            - Kiedy Azz upadł, odnalazłam go. Byłam przy nim w trudnych chwilach i już zostałam. A kiedy ja miewałam momenty zwątpienia i dość samotności, on był przy mnie.
            Nie podobało mi się, że Genie tak ciepło się o nim wyrażała, ale nic nie odpowiedziałem. Zrozumiałem, że nie mam na to najmniejszego wpływu. Na razie. Byłem pewien, że w końcu odkryję coś, co otworzy oczy mojej siostrze. Nie wierzyłem, że przyjaźń Azazeala była taka całkiem bezinteresowna, a ponieważ oprócz przelotnego romansu nic między nimi nie było, taki powód również nie był wiarygodny.
            Tereny mojej posiadłości były dość rozległe, więc przejażdżka skończyła się w porze obiadowej. Zaprowadziliśmy konie do stajni i skierowaliśmy się do jadalni, gdzie służba zastawiała już stół.
            Sheila przyszła zaraz po nas. Wydawała się zadowolona i zrelaksowana, gdy zajmowała miejsce przy stole. Zerknąłem na nią podejrzliwie. Wyglądało na to, że bardzo miło spędziła czas z Varysem. Ciekawe.
            Podchwyciła moje spojrzenie i uśmiechnęła się ciepło.
            - Jak było?
            - Świetnie, musisz koniecznie spróbować, moje pisklątko. A ty jak spędziłaś czas?
            - Wspaniale. Varys pozwolił, bym mu pomagała i lepiej poznałam służbę. A kucharka nauczyła mnie robić ciastka. - Uśmiechnęła się szeroko.
            - Z pewnością wyszły ci wyśmienite. - Również się uśmiechnąłem. Sheila raczej nie próbowała uwieść Varysa, a demon strachu by się na to nie ośmielił. Owszem, jest odważny, ale nie głupi.
            - Nie. Spaliłam je. Varys udawał, że są dobre, ale wiem, że nie. Następnym razem będzie lepiej.
            - Skoro o gotowaniu mowa... - Genevieve oparła się wygodnie i posłała mi zadowolone spojrzenie. - Może wpadniecie jutro na rodzinny obiad?
            - Do zamku Azazeala? - Spojrzałem na siostrę ze zdziwieniem. - Ja i Sheila?
            - No tak. Lada dzień ślub, a ty nawet nie poznałeś dobrze teścia.
            Poznawanie Azazeala? Uniosłem brwi.
            - Nie sądzę, żeby się na to zgodził...
            - Nie mam zamiaru go pytać. Obiad. Jutro, u nas. Przyjdźcie. To nie jest pytanie, bracie.
            Niezapowiedziana wizyta u teścia? Tak, to może być zabawne. Zerknąłem na narzeczoną.
            - Co o tym myślisz, Sheilo?
            - Chciałabym zobaczyć się z tatą. I Lexem. - Spojrzała na Genevieve. - A wujek Rafael? Będzie?
            Moja siostra przysunęła sobie talerz i skinęła głową.
            - Tak sądzę, pewnie tego nie przegapi.
            - Archanioł? - zawahałem się.
            - Wujek Sheili – sprostowała Genie, uśmiechając się pod nosem.
            - Pacyfista bez miecza – mruknąłem. Nie powinien mi w żaden sposób zaszkodzić. - Jeśli masz ochotę pójść, nie mam nic przeciwko – zwróciłem się do Sheili.
            - Naprawdę? - Posłała mi tak rozpromienione spojrzenie, że nie mógłbym odmówić.
            - W takim razie idziemy – zgodziłem się. I zostałem nagrodzony czułym pocałunkiem, na który odpowiedziałem z nawiązką.
            - Mamy gościa – upomniała mnie, rumieniąc się uroczo.
            - Nie przeszkadzajcie sobie. Bardzo interesuje mnie ta zupa. - Genevieve mrugnęła do mnie i na dowód zajęła się własnym talerzem, jednak nie umknął mi jej uśmiech. Moja narzeczona także się uśmiechnęła.
            Miałem tylko nadzieję, że jutrzejsza wizyta u teścia, na którą się zgodziłem, niczego nie zepsuje w mojej relacji z Sheilą. Szło zbyt dobrze, żeby teraz coś miało to zniszczyć.
            Po obiedzie, który smakował nam wyśmienicie – w końcu sam tworzyłem służbę, w tym bardzo pojętną kucharkę – Genie stwierdziła, że ma jeszcze klika spraw do załatwienia i się pożegnała. Zaproponowałem Sheili spacer po ogrodzie. Wędrując ścieżką w stronę altanki, objąłem ją w pasie i spytałem, czy pływała dziś w jeziorku, jak to miała w planach.
            - Nie zdążyłam. Za to pomagałam Varysowi karmić hyosube. Uwielbiają go. - Uśmiechnęła się promiennie.
            - Hyosube? Mam nadzieję, że nie były agresywne wobec ciebie? - upewniłem się.
            - Skąd. - Uśmiechnęła się, biorąc mnie pod ramię. - To zabawne, ale zachowywały się jak małe rozpieszczone psiaki domagające się uwagi.
            - Polubiły cię. I chyba właśnie kręcą się gdzieś w pobliżu – stwierdziłem, rozglądając się dookoła. - Kiedy są najedzone, zadowolone, trudno uwierzyć, że są takie krwiożercze.
            - Tak... ostatnim razem chciały zjeść mnie. - Rozejrzała się, jakby oczekiwała, że hyosube wybiegną zza krzaków.
            - Są koło jeziorka – poinformowałem. - A ostatnim razem nie miały pojęcia, kim jesteś. Teraz już wiedzą.
            - To znaczy kim? - Stanęła na palcach, zerkając w stronę jeziora.
            - Moją narzeczoną. Panią tego zamku. Również ich panią. - Uśmiechnąłem się.
            - Więc teraz są moimi... zwierzątkami?
            - Naszymi. Mamy pierwsze domowe – dzikie zwierzęta. - Roześmiałem się.
            Uśmiechnęła się i przytuliła do mnie, gdy szliśmy w stronę jeziora. Tak jak przypuszczałem, hyosube siedziały na brzegu, wygrzewając się w słońcu. Dwa z nich podniosły się na nasz widok i poderwały do biegu.
            - Dzień dobry, Psotniku – powitała pierwszego z nich Sheila i pochyliła się, by podrapać go za uchem. Stworzenie powtórzyło jej gest, sięgając łapą do swojego ucha. - I tobie, Urwisie. Gdzie wasze koleżanki?
            - Urwis? Psotnik? - Zerknąłem na Sheilę. - Nadałaś im ciekawe imiona...
            -To przez ich usposobienie. Ta mniejsza, na kamieniu, to Maruda. - Wskazała palcem przyglądające się nam stworzenie. - A gdzieś w kwiatach musi czaić się Wiercipiętka. - Spojrzała na mnie ciepło. - Nie gniewasz się? Że je nazwałam?
            - Gniewam? Nie, czemu? - Pokręciłem głową z rozbawieniem. - Maruda i Wiercipiętka. Rozumiem, że jedna marudzi, a druga nie ustoi za długo w miejscu?
            - Dokładnie tak. Maruda grymasi na wszystko. Ale ją wychowamy – oświadczyła z pełną wiarą w swoje słowa. Tym razem parsknąłem śmiechem.
            - Ale wtedy imię nie będzie pasować – stwierdziłem.
            - To nic, będzie nam przypominać, jaka była, zanim się nią zajęliśmy. - Cmoknęła mnie w policzek. - No nie śmiej się już!
            Starałem się być poważny, ale na widok jej miny znów parsknąłem śmiechem.
            - To wspaniały pomysł, Sheilo, naprawdę tak sądzę, jeśli ktoś potrafi wychować hyosube, to tylko ty. - Objąłem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie, składając na jej ustach delikatny pocałunek. - A ja mam pomysł na dzisiejszy wieczór.
            Spojrzała na mnie z urażoną miną, ale jej oczy zdradzały ciekawość. Oparła się o mój tors i położyła dłonie na ramionach.
            - W takim razie podziel się tym pomysłem.
            - Zapraszam cię na kolację poza zamkiem. Znajdziemy jakiś ładny lokal z przyzwoitym menu, a potem możemy udać się na spacer po dowolnym mieście. Co ty na to, moje pisklątko?
            - Mogę stąd wyjść? - Spojrzała na mnie rozradowana.
            -Oczywiście, nie musisz cały czas przebywać na terenie zamku... Chciałem, byś tu zamieszkała, żebyśmy się lepiej poznali. A dziś wieczorem wybierzemy się, dokąd tylko zechcesz. - Uśmiechnąłem się szeroko. Radość w jej oczach mogłaby sugerować, że trzymałem ją tu jak w jakimś więzieniu. Niedorzeczność. - Jakie miasto chciałabyś zobaczyć, Sheilo?
            Przygryzła wargę, jak zawsze, gdy się zastanawiała.
            - Wenecję?
            - W takim razie Wenecja – zgodziłem się.
            Sheila była tak uradowana, jakbym obiecał jej wycieczkę do innego świata. Z drugiej strony, Wenecja pełna była wody, nic więc dziwnego, że moja mała nimfa chciała ją zobaczyć.
            Uznałem, że na kolacji powinienem wyglądać elegancko, więc gdy Sheila poszła się przebrać, również ruszyłem do swojej garderoby. Założyłem jasnoniebieską koszulę z guzikami – ciekawe, czy moja narzeczona równie dobrze radzi sobie z ich odpinaniem, jak zapinaniem? - oraz eleganckie, ciemne spodnie. Włosy przeczesałem dłonią, nigdy się nie plątały, mimo że sięgały do ramion. Genevieve upierała się, bym je ściął, ale się nie zgodziłem. Wolałem dłuższe włosy niż te krótkie szczeciny, które podobno były w modzie.
            Na koniec założyłem granatowy garnitur. Nie był potrzebny, ale uznałem, że uzupełnia cały strój. Zerknąłem w stronę krawatów, których zapomniałem się pozbyć. Nie, to by już była przesada. Nosić powróz na szyi. Zepsułby cały efekt, byłem tego pewien.
            Zszedłem do salonu, gdzie zaczekałem na moją narzeczoną. Miałem zamiar tak poprowadzić ten wieczór, by w efekcie noc była upojna i bardzo nieprzespana.
            Zeszła do salonu kilka minut po mnie i wyglądała zjawiskowo. Tym razem nie miała na sobie sukienki z wody, ale długą, białą kreację ozdobioną drobnymi kryształkami. Włosy Sheili upięte zostały w luźny kok, a kilka kosmyków opadało na kark. Uśmiechnęła się na mój widok.
            - Tak myślałam, że będziesz elegancki.
            - Wyglądasz prześlicznie – odparłem i wyciągnąłem dłoń w jej stronę. Gdy mi ją podała, powoli obróciłem Sheilę wokoło. Sukienka co prawda sięgała jej stóp, ale ramiona i plecy miała odsłonięte. - Niesamowicie. - Wpatrywałem się w nią z niekłamanym zachwytem.
            - Chciałam ci się podobać... - Spuściła wzrok, ale zaraz znów na mnie spojrzała.
            - Jesteś najpiękniejszą narzeczoną na świecie. - Pocałowałem jej kuszące, czerwone usteczka.
            - A ty jesteś bardzo przystojnym narzeczonym – odparła, zakładając na ramiona szeroki szal mieniący się kilkoma odcieniami srebra.
            - Widzisz, jak idealnie do siebie pasujemy? - Uśmiechnąłem się. - Gotowa na podróż do Wenecji?
            - Gotowa – szepnęła, a jej oczy iskrzyły. Ścisnęła moją dłoń.
            - W takim razie w drogę.
            Pojawiliśmy się w centrum Wenecji. Była to wyspa, a właściwie archipelagi połączonych ze sobą wysp. Dzisiejsza Wenecja była w pełni rozbudowana, a masy ludzi różnych narodowości świadczyły o jej popularności. Budynki wydawały się ładne i odnowione, ale z tyłu nie wyglądały już tak atrakcyjnie. Ciasne uliczki, wysokie kamienice, położone tak blisko siebie, że czasami nie było tam przejścia w więcej, niż dwie osoby. Często mijaliśmy mostki, a przy brzegach kołysały się gondole z ludźmi przewożącymi innych ludzi pod mostami, wzdłuż kanału. Co prawda nie potrzebowałem nikogo, by popłynąć gondolą, ale Sheila byłaby z pewnością oburzona, gdybym nagle wziął pierwszą lepszą łódź bez pytania właściciela o zgodę. Nonsensem było, bym ja musiał kogoś pytać lub komuś płacić, ale dzisiejszy wieczór należał dla mojej narzeczonej, nie chciałem go przypadkiem zepsuć.
            Moja mała nimfa z zachwytem przyglądała się wszystkiemu. Miasto zbudowane na wodzie niewątpliwie jej się podobało. Komentowała każde ciekawsze miejsce, aż w końcu dotarliśmy do brzegu, gdzie stało kilka gondoli. Wybrałem tę z fotelami w kształcie serca, która szczególnie spodobała się Sheili. Ruszyliśmy w rejs. Rozglądała się, cały czas ściskając moją dłoń. Liczyłem na więcej bliskości, tymczasem zaaferowana widokami nawet się nie przytuliła. Cóż, trzeba będzie jej w tym pomóc. Objąłem ją ramieniem i spojrzałem na nią.
            - Widzę, że ci się podoba.
            - To miejsce jest niezwykłe – przytaknęła. - I tyle wody...
            - Nie wygląda na idealnie czystą – stwierdziłem.
            -Jest bardzo zanieczyszczona, czuję to. Nie ma tu nimf ani boginek, nikt się nią nie opiekuje. - Oparła się o mnie.
            - To chyba niedobrze. - Objąłem ją ramionami.
            - Kiedyś każda woda miała swoją opiekunkę. Dawno temu. Ale te zanieczyszczenia szkodzą także nam, więc... umieramy. Wybieramy mniejsze, ale czyste zbiorniki wodne. Nie sądzę, by którakolwiek z nas była w stanie uzdrowić wody Wenecji.
            - Ludzie zniszczą wszystko – mruknąłem.
            Gondola dopłynęła do brzegu. Wysiadłem pierwszy i podałem dłoń mojej narzeczonej. Wyszła z łodzi, unosząc odrobinę dół sukienki. Zerknąłem w stronę budynków. Trafiliśmy w miejsce, w którym pełno było restauracji, kawiarni i pubów. Wybrałem jedno z najlepiej wyglądających miejsc.
            - Może tutaj zjemy kolację? Co o tym sądzisz, Sheilo?
            - Podoba mi się – oceniła, spoglądając na budynek.
            - W takim razie wchodzimy. - Przepuściłem ją w drzwiach. Weszliśmy do dużej sali pełnej eleganckich stolików, na każdym stał flakon z bukietem świeżych kwiatów. Obrusy na prostokątnych stołach były kremowe, a krzesła miały obicia w tym samym kolorze. W restauracji posilało się sporo osób, ale nie było szczególnego tłoku. Podeszliśmy do stolika pod oknem. Podsunąłem Sheili krzesło i odebrałem od niej szal, sam zdjąłem marynarkę, po czym zająłem miejsce. Kelner przyniósł menu. Zanim otworzyłem, coś mnie zaniepokoiło.
            Wyczułem demona. Rozejrzałem się dookoła, próbując go dostrzec.
            - Coś nie tak? - Wielkie oczy Sheili spojrzały na mnie znad menu. Wydawała się zmartwiona.
            Nie dostrzegłem demona, przestałem też go wyczuwać. Pokręciłem więc głową.
            - Nie, nic. To był tylko jakiś demon, który czmychnął, jak tylko mnie zobaczył. A więc... na co masz ochotę, moja śliczna narzeczono? - Uśmiechnąłem się szeroko, otwierając kartę dań.
 
 
 

27 komentarzy:

  1. Abra-Cadabra24 maja 2015 20:09

    A Dorian wciąż miły, choć przy Sheili musi jednak iść na pewne ustępstwa.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aleś Ty szybki^^
      Ano musi, jak ją chce XD

      Usuń
    2. Abra-Cadabra24 maja 2015 20:49

      W niektórych sprawach już taki jestem, a w innych wręcz odwrotnie.^^
      A widać, że bardzo chce.xD

      Usuń
    3. Tak?^^
      To się musi starać;p

      Usuń
    4. Abra-Cadabra24 maja 2015 23:57

      Tak, tak.^^
      Więc się stara, a te starania przynoszą mu pożądane rezultaty.;)

      Usuń
    5. Czyli jak na razie, wszystko idzie po jego myśli^^

      Usuń
    6. Abra-Cadabra25 maja 2015 01:10

      Raczej tak - póki co dobrze mu życzycie.^^

      Usuń
    7. My wszystkim dobrze życzymy, tylko nie zawsze się udaje. xD

      Usuń
  2. Na miejscu Doriana, uważałabym na Verysa, Sheili coś za bardzo lubi z nim spędzać czas. Może na razie jest to niewinne, ale z czasem...może przerodzić się w coś więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekawa kto się czaił w restauracji i kim był ten demon. Dorian był zaskoczony i zaniepokojony. Dziękuję i pozdrawiam cieplutko. Beata;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sheila mnie dobiła. Dobiła. "Czy masz coś w kieszeni? ". Jej. To się nazywa bezgraniczna niewinność. Fajnie by było mieć takiego Doriana, mimo tego, że jest okrutnym kombinatorem. Raz do Włoszech, raz do Francji, raz do Grecji, w międzyczasie przejażdżki na smoku. Ach, co to by było za życie! Rozdział jak zwykle świetny. Widzę, że Wasze muzy się spisują rewelacyjnie. Pozdrawiam Agnieszka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sheila wychowała się w jeziorku, z rybkami i innymi nimfami. Wśród ludzi jest jakieś pół roku. Jeszcze wiele musi się nauczyć. xD
      Dorian jest okrutnym kombinatorem, ale w uwodzeniu też jest niezły, co?^^
      Nasze muzy ostatnio przysnęły, ale znów ruszamy z kopyta, więc trzymaj kciuki. :) Pozdrawiamy i ściskamy. :)

      Usuń
    2. Abra-Cadabra25 maja 2015 15:20

      Ostatecznie się jednak domyśliła, co ją uwierało, a poza tym potrafi obsługiwać video, więc nie jest tak źle.^^

      Usuń
    3. Tak, nimfa w ostatecznym rozrachunku spostrzegła potęgę namiętności swojego narzeczonego. I chyba lepiej zna się na pilocie ode mnie, bo ja nie mam pojęcia do czego służą wszystkie przyciski. A Dorian rzeczywiście przoduje w tej zawiłej materii jaką jest uwodzenie. Ośmielę się stwierdzić, że robi to tak wyśmienicie, że sama dałabym się uwieść :) Więc nie dziwota, że biedna niewinna Sheila popadła w stan permanentnego zadurzenia.

      Usuń
    4. Sheila - mistrzyni pilota. ^^ Ale chyba jednak są lepsi, bo pokazała mu tylko podstawowe funkcje, których każdy używa. Nie wydaje mi się, by wiedziała do czego służy każdy przycisk.
      Ach ten Dorian. Jak się postara to trupy w piwnicy tracą znaczenie. :p

      Usuń
  5. Jaki fajny rozdział! 😄 myślę, że tak naprawdę Dorian umie kochać ale sam o tym nie wie.

    OdpowiedzUsuń
  6. tak pieknie sie czyta ten rozdział, Dorian taki słodki az sie boje co sie moze zdarzyc, bo przeciez ta sielanka nie moze trwac wiecznie, czy w Wenecji zostana zaatakowani czy tez ten demon naprawde sie spłoszył?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mądry demon pewnie by się spłoszył.:) Dorian jest słodki tylko dla Sheili.

      Usuń
  7. Sheila jest tak naiwna ze to az czasami boli :) a Dorian jak chce to potrafi byc romantyczny tylko szkoda ze nie robi tego bezinteresownie tylko zeby "zmiekczyc: swoja narzeczona... kolacja z przyszlym tesciem zapowiada sie niezwykle interesujaco i podejrzewam ze nie obejdzie sie bez zadnych spiec :D dziekuje bardzo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tylko, kiedy tego chce i ma jakiś cel. Wizyta u teścia na pewno nie będzie powodem do radości, skoro obaj się nie znoszą.

      Usuń
  8. "dobra, wróć. Tego jej nie powiem" - wygrało wszystko :D
    A na poważnie coraz odważniejsze sceny ;) aczkolwiek myślę, że wymarzony przez Doriana wieczorek chyba nie dojdzie do skutku, bo pewnie wyczuty demon narobi bałaganu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A będzie jeszcze odważniej:P
      Przewidujesz komplikacje?:p

      Usuń
    2. A co, niech Dorianowi nie ma łatwo, ha! :) Na to "odważniej" trzeba zasłużyć ;)

      Usuń
    3. Abra-Cadabra28 maja 2015 19:57

      Wygląda na to, że zbyt szybko wspomniałem o "pikantności" co niektórych scen, skoro najlepsze dopiero przed nami.;)

      Usuń