*** Dorian ***
Obudziłem się tego dnia dość
wcześnie, ale nie miałem wątpliwości, że Sheila już od dawna była na nogach.
Wstawała skoro świt i kładła się czasami dość późno, mimo to wydawała się być
wyspana i świeżutka jak poranna rosa. Przeciągnąłem się i usiadłem na łóżku.
Jak to możliwe, że po otworzeniu oczu od razu myślę o niej?
Wszystko układało się tak idealnie,
że lepiej chyba być nie mogło. No dobrze, mogło, gdyby nie wycofywała się w
porę z wyjaśnieniem, że nie jest jeszcze gotowa. Ale to tylko kwestia dni. A
kto wie, może nawet godzin.
Ubrałem się i zszedłem na śniadanie.
Stół był już zastawiony, a służba poinformowała mnie, że Sheila zjadła posiłek
jakąś godzinę temu. Wyczułem ją w jeziorku. W porządku, niech pływa. Będzie w
lepszym nastroju, gdy już do mnie przyjdzie.
Po śniadaniu skierowałem się do sali
wynalazków, nakazując służbie, by wskazała mojej narzeczonej, gdzie jestem, gdy
już wróci do zamku. Nie mogła przecież kąpać się przez cały dzień. No dobrze,
może i mogła, ale po wczorajszym dniu raczej nie będzie chciała mnie unikać.
W sali, w której sporo rzeczy było
dla mnie jeszcze nowych i mało znanych, skierowałem się w stronę ekranu, na
którym, jak twierdziła Sheila, można było oglądać filmy. Sięgnąłem po czarne
pudełeczko zwane pilotem i zauważyłem obok instrukcję. Świetnie. Zanim
przyjdzie nimfa, zdążę się już zorientować, jak to działa.
Okazało się, że instrukcja napisana
została w siedmiu językach i mimo że każdy z nich znałem, zupełnie nie mogłem
się zorientować, o czym mowa.
- Możesz podłączyć do telewizora
magnetowid lub odtwarzacz DVD. Użyj kabla połączeniowego odpowiedniego do
gniazd wyjściowych odtwarzacza – przeczytałem. Zerknąłem na urządzenie. Jakiego
kabla? Jakie połączenia? Nie, to chyba było już zrobione. - Dla uzyskania
optymalnej jakości obrazu zalecane jest połączenie HDMI. - HDMI? Nie dość, że
piszą niezrozumiale, to jeszcze używają skrótów i nie raczą nawet ich
wyjaśnić...
Najgorsze, że nawet obrazki były
niezrozumiałe. Ciekawe, czy dałoby się włączyć to video magią? Owszem, o ile
znałbym jego działanie... Wróciłem do instrukcji.
- Podczas oglądania programu
nadawanego cyfrowo możesz nagrywać aktualnie oglądany program za pomocą
urządzenia podłączonego poprzez podłączenie SCART – czytałem powoli. - Naciśnij
przycisk OPTIONS, wybierz [Nagryw. SCART wł.], a następnie wykonaj operację
nagrywania na podłączonym urządzeniu... A gdzie tu jest o włączaniu? -
Przebiegłem stronę wzrokiem. - Mam. Włącz podłączone urządzenie. Naciśnij
przycisk, a następnie wybierz żądane źródło wejściowe. - Porównałem przycisk z
rysunku w tym na pilocie, nawet udało mi się włączyć, ale powitał mnie szum i
dziwne fale przebiegające przez cały ekran. - Nie wytrzymam... - Miałem ochotę
cisnąć pilotem w szumiący ekran. A może tak odnaleźć tych, którzy napisali tę
instrukcję i potraktować ich odpowiednio w moich lochach? O, hyosube będą mogły
w końcu najeść się do syta. Tak, to całkiem niezły pomysł.
Drzwi otworzyły się niemal
bezgłośnie. Pomyślałbym, że to służba porusza się tak bezszelestnie, gdyby nie
jej zapach. Przypominał deszcz i rosnące przy jeziorze kwiaty. Świeży i kojący.
Postanowiłem udać, że wcale nie dostrzegłem jej wejścia, byłem ciekaw, jak się
zachowa. Podeszła do mnie cicho i zatrzymała się tuż za moimi plecami.
Uśmiechnąłem się, pewien, że właśnie zagląda mi przez ramię. Pochyliła się, a
jej zapach stał się intensywniejszy, sekundę później jej usta dotknęły mojego
policzka.
- Nie przeszkadzam?
- Ty nigdy nie przeszkadzasz, moje
pisklątko – odparłem, odwracając głowę i całując ją lekko w usta. Uśmiechnęła
się i objęła mnie za szyję, przytulając policzek do mojego.
- Co czytasz?
- Instrukcję obsługi video. -
Zerknąłem na Sheilę, zastanawiając się, czy powinienem przyznać, że niewiele z
tego rozumiem.
- Hm... ciekawa lektura... i co
wyczytałeś? - Przytuliła się, zerkając w instrukcję. Odwróciłem się ku niej i
objąłem ją ramieniem, przyciągając do siebie tak, że wylądowała na moich
kolanach.
- Niewiele. Ale udało mi się
włączyć... - Spojrzałem na ekran. - Tylko na razie nic się nie pokazuje.
Zamrugała, zerkając na mnie z
zaskoczeniem, ale nie odsunęła się. Zamiast tego zabrała mi pilot i wcisnęła
jakiś guzik. Na ekranie pojawił się obraz. Podsunęła mi urządzonko i wskazała
jeden z przycisków.
- Ten łączy się z dekoderem, teraz z
niego oglądamy. Ten z dvd, ale żeby coś obejrzeć, trzeba włożyć do środka
płytę. Proste, prawda?
- To czemu nie napisali tego wprost?
- Spojrzałem na pilota. Autorzy instrukcji zdecydowanie zasłużyli na hyosube.
Albo i na gorsze katusze. Może zajmę się nimi w wolnej chwili. - A do czego
służą pozostałe przyciski?
- Ten ustawia dźwięk, ten obraz. Ten
przerzuca programy. Ten zatrzymuje film, a ten go włącza – wyjaśniła spokojnie,
wskazując na odpowiednie przyciski. - Nie martw się, to tylko na początku wydaje
się trudne.
- Więcej nie czytam instrukcji –
mruknąłem. - Obejrzymy coś z... płyty?
- Jasne. - Uśmiechnęła się i
poruszyła, szukając wygodniejszej pozycji. - Na co masz ochotę?
Przesunąłem po niej wzrokiem. Na
ciebie. Z błyszczącymi oczami, rumianymi policzkami i bez ubrania.
- Nie mam pojęcia, nigdy nie
oglądałem video – odpowiedziałem. - Wybierz coś, co ty byś chciała obejrzeć,
Sheilo.
- Komedia, kryminał, horror, romans?
- podpowiedziała.
Przy horrorze pewnie będzie się bała
i zacznie się przytulać, z drugiej strony, romans może dać odpowiedni
nastrój...
- Może romans albo horror? Chyba, że
wolisz coś innego.
Przygryzła wargę, zastanawiając się.
- Boję się horrorów –
wyznała w końcu.
- Przy mnie niczego nie musisz się
bać – zapewniłem. - A jakie filmy lubisz najbardziej?
- Romantyczne – uśmiechnęła się. -
Ale z tobą mogę obejrzeć nawet horror. - Musnęła ustami mój policzek. Objąłem
ją, wciągając przyjemny zapach jej włosów, skóry, jej całej.
- W takim razie obejrzyjmy coś
romantycznego.
- Naprawdę?
Skinąłem
głową z uśmiechem. Położyła dłoń na mojej piersi i wtuliła twarz w zagłębienie
szyi.
-
Wydajesz się spięty – mruknęła.
Biorąc pod uwagę, że wiercisz mi się
na kolanach i czuję wyraźnie twoje ciało przy moim, to raczej nic dziwnego, pomyślałem.
Oczywiście nie miałem zamiaru tego mówić. Szybko usiadłaby obok i jeszcze
przeprosiła.
- Czemu miałbym być spięty? -
Pocałowałem ją w nosek. - To jaki film proponujesz, moje pisklątko?
- Nie wiem czemu, to ja pytam. -
Znów się poruszyła. - Nie wiem, co masz w kieszeni, ale to strasznie uwiera...
- Zmarszczyła brwi.
Parsknąłem śmiechem. Patrzyła na
mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem. Najwyraźniej pytała poważnie... Zdaje się,
że za chwilę zobaczę jej słodkie rumieńce.
- Sheilo, moje kieszenie są puste. -
Obserwowałem ją z rozbawieniem.
- Bzdura, przecież czuję... - urwała
i spojrzała na mnie. - Ojej.
Zarumieniła się, nagle
odwracając wzrok.
- To może usiądę na
kanapie...
- Aż tak ci tutaj niewygodnie? -
spytałem, całując ją w ucho.
- To krępujące – odparła szeptem,
jakby bała się mówić o tym na głos.
- Jesteś moją narzeczoną, możesz
przestać się krępować. - Pocałowałem ją w ten uroczo zarumieniony policzek. -
Nie lubisz mojej bliskości?
Chrząknęła, a jej policzki nabrały
jeszcze intensywniejszej barwy.
- Lubię, ale... ale
pewnie ci niewygodnie....
-Trzymać cię na kolanach? Bardzo
wygodnie, moje pisklątko – zapewniłem. Nie wspominając już, jak podniecająco...
- No ale... nie przeszkadza ci...
to...?
- A co miałoby mi przeszkadzać? Reakcja
mojego ciała na ciebie? - Ucałowałem jej drugi policzek.
- No... na przykład... - Spojrzała
na mnie spod rzęs. - Moment. Czy ty mnie uwodzisz?
- Hm... zależy, co masz na myśli.
Jeśli przez uwodzenie rozumiesz przygotowanie mojej ślicznej narzeczonej do
pierwszej wspólnej nocy ze mną, tak, by myśl o tym nie budziła lęku, lecz same
przyjemne myśli... to tak, uwodzę cię, moja piękna nimfo – odparłem. Nie
dodałem, że owa pierwsza noc wcale nie musi być dopiero po ślubie.
Wstrzymała oddech, nie spuszczając
ze mnie wzroku. Jej dłoń odnalazła moją, nasze palce się splotły.
- Nie boję się.
Stresuję, ale nie boję.
- To chyba normalne, to twój
pierwszy raz... Ale jeśli lepiej poznamy swoje reakcje, to stres będzie dużo
mniejszy. - Uniosłem jej drobną dłoń do ust i pocałowałem.
- Ale ja nie znam nawet własnych
reakcji – powiedziała cicho. Słyszałem, jak jej serce przyspiesza. Skinąłem
głową.
- Więc powinnaś je poznać, prawda? -
Uśmiechnąłem się. I wtedy, ku mojej radości, nieśmiało przytaknęła. Posłałem
jej jeszcze szerszy uśmiech i pocałowałem ją w szyję. Mruknęła coś i oparła
dłonie na moich ramionach.
Przesuwałem ustami po jej szyi, od
jednego ramienia, do drugiego. Miała taką delikatną, ponętną skórę, a gdy
spróbowałem jej językiem, poczułem lekko słony, przyjemny smak. Delikatny,
niespotykany, niepowtarzalny. Smak mojej Sheili.
Jej palce wbiły się w moje ramiona,
gdy gwałtownie wciągnęła powietrze. Nieznacznie odchyliła głowę, dając mi
większy dostęp do skóry szyi. Poczułem w sobie żar, jakby ogień, który miałem w
sobie, rozprzestrzenił się po całym moim ciele. Powoli, upomniałem się, nie
przestrasz jej, a będzie twoja. To delikatna nimfa.
Spokojnie kontynuowałem pocałunki,
schodząc coraz niżej, w stronę dekoltu. Zapach, smak, a także jej przyzwolenie działało
na mnie silniej niż uwodzenie najzdolniejszego sukkuba.
- To normalne, że serce chce
wyskoczyć mi z piersi? - usłyszałem jej ciche pytanie.
- U kobiet wygląda to trochę
inaczej, niż u mężczyzn, ale myślę, że tak, moje pisklątko. - Przesunąłem językiem
po jej dekolcie. Zadrżała i spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem.
- A jak wygląda to u
mężczyzn...?
Zerknąłem na nią. Cóż, tak wygląda,
że mam ochotę cię rozebrać, poczuć, jak smakuje całe twoje ciało i słuchać, jak
reagujesz, gdy swoim językiem... dobra, wróć. Tego jej nie powiem.
- Czuję coś w rodzaju płomienia w
sobie – powiedziałem powoli. - Wzmacnia to pragnienie ciebie coraz bardziej,
chęć całowania ciebie, dotykania i smakowania twoich ust, skóry... A także
patrzenia na ciebie, taką piękną, zarumienioną, z zamglonym wzrokiem...
Przerwała mi pocałunkiem. Długim i
powolnym. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej, odpowiadając na pocałunek równie
powoli, starając się dawkować namiętność. Przesuwałem dłonią po jej talii,
wyczuwając jej skórę pod cienkim materiałem sukienki. Miałem ochotę ją
podwinąć, poczuć pod palcami drobne ciało Sheili, każdy kawałek skóry...
Zsunąłem dłoń na jej biodro, masując
lekko. Nie przestawałem jej całować. Mruknęła coś niewyraźnie, nie przerywając
pieszczoty. Zsunąłem dłoń niżej, potem jeszcze niżej. Wciąż ta sukienka. Czy
ona się w ogóle nie kończy? Niedługo dotrę do podłogi i ręka mi wyjdzie przez
sufit piętro niżej.
W końcu udało mi się chwycić brzeg
sukienki i podwinąć odrobinę, dotykając łydki Sheili. Powinna je pokazywać.
Były zgrabne i bardzo ponętne.
- Co robisz? - zapytała, przerywając
pocałunek i zerkając na moją dłoń.
- Masz bardzo ładne nogi, powinnaś
nosić trochę krótsze ubrania – szepnąłem jej do ucha.
- Nie podobają ci się moje sukienki?
- zdziwiła się uroczo. Uśmiechnąłem się.
- Tylko ich długość.
- Ale... myślałam, że o to chodzi w
ubieraniu... by zakryć ciało...
- Te części ciała, które nie powinny
być odkryte. Łydki, moim zdaniem, do nich nie należą – stwierdziłem stanowczo.
- Więc ludzie nie zasłaniają łydek?
- Wydawała się zaciekawiona.
- Nie wiem, co robią ludzie. -
Wzruszył ramionami. - Wiem, że tobie na pewno pasowałaby taka sukienka, choć
odrobinę odsłaniająca łydki. Ale to twoja decyzja, Sheilo – postanowiłem
zakończyć temat. Najchętniej wróciłbym do całowania.
Przewróciła oczami.
- A myślisz, że jak
ubierają się nimfy?
- Nie mam pojęcia, znam tylko
ciebie...
Westchnęła.
- Nie ubieramy się. Wcale. Nie
wychodzimy z wody, więc... nie potrzebujemy ubrań. Chciałam... dostosować się
do ludzi.
Zamrugałem. Zawsze była naga?
Dopiero od niedawna zaczęła nosić sukienki? Wyobraźnia podsunęła mi ciekawy
obraz, który jeszcze bardziej podsycił moje pragnienie.
- Przy mnie nie musisz dostosowywać
się do ludzi, moje śliczne pisklątko – zapewniłem poważnym tonem.
- Muszę. Nie jestem już w wodzie.
Poza tym tam nikt na mnie nie patrzył – wyjaśniła.
- Oprócz rybek. - Uśmiechnąłem się.
- Możesz ubierać się, jak zechcesz, ale ja bym jednak polecał krótsze sukienki.
- Pocałowałem ją lekko w usta.
- Rybki nie patrzą na mnie tak jak
ty – odcięła mi się.
- Nie wierzę, że nie lubisz, gdy na
ciebie patrzę – stwierdziłem.
- Gdy jestem ubrana, lubię. Chociaż
czasem patrzysz tak, że czuję się naga... - Zarumieniła się.
Szkoda, że nie potrafię patrzeć
przez sukienkę, pomyślałem.
- Już wkrótce będziesz się czuła
przy mnie bardziej swobodnie – zapewniłem ją. Skinęła głową i dotknęła mojego
policzka.
- Co z tym filmem?
- Hm... miałaś wybrać? -
przypomniałem.
Przytaknęła i wstała, poprawiając
sukienkę. Podeszła do wysokiego regału i wyjęła jakieś pudełko. Pomachała nim,
najwyraźniej czekając na moją reakcję.
- Piękna i bestia – przeczytałem. -
Poważnie? Masz film o nas?
Zamrugała i roześmiała się radośnie.
To był miły, ciepły dźwięk. Podeszła i pocałowała mnie lekko.
- To bajka.
- W takim razie oglądamy. Tytuł jest
bardzo zachęcający. - Również ją pocałowałem.
Włączyła film i po namyśle znów
usiadła na moich kolanach. Cmoknęła mnie w policzek.
- Dziękuję za
komplement.
- Chyba zacznę częściej mówić ci,
jaka jesteś piękna – stwierdziłem, obejmując ją ramionami.
- Naprawdę tak uważasz? - Przytuliła
się do mnie mocno.
- Oczywiście. - Pocałowałem jej
małe, kuszące usteczka. Rozchyliła je lekko, chętnie przyjmując pieszczotę.
Wsunąłem dłoń w jej włosy i kontynuowałem pocałunek. Była taka słodka,
kusząca...
Mruknęła cicho, z uznaniem.
Pogłębiłem pocałunek, nie zwracając uwagi na odgłosy zaczynającej się bajki.
Przesunąłem dłoń na biodro Sheili i masowałem delikatnie. Szkoda, że przez
materiał sukienki...
- Zaczyna się – szepnęła w moje
usta.
- Uhm – mruknąłem, nie do końca się
orientując, co ma na myśli. Wróciłem do całowania jej ust.
- Straciłeś zainteresowanie? -
Uniosła brwi, uśmiechając się nieznacznie.
- Tobą? Nigdy. - Przesunąłem usta na
jej szyję.
- Bajką – wyjaśniła. Usłyszałem
śmiech w jej głosie.
- A... no tak, mieliśmy oglądać –
przypomniałem sobie.
- Mhm. - Uśmiechnęła się szerzej. -
Jesteś dziś bardzo uważny.
- Moja śliczna narzeczona skutecznie
mnie rozprasza – odparłem, przenosząc usta na drugą stronę jej szyi.
- Niechcący. - Przeczesała dłonią
moje włosy. Uśmiechnąłem się.
- Ale za to świetnie ci to wychodzi,
moje pisklątko. - Zerknąłem na jej śliczną buzię i wróciłem do całowania po
szyi, schodząc na dekolt. Chrząknęła znacząco. Spojrzałem na nią z niewinną
miną.
Roześmiała się i nim zdążyłem
zareagować, dała mi pstryczka w nos.
- Ekran jest tam, mój
piękny.
Zamrugałem i pokręciłem głową.
- No dobrze, w takim razie
oglądamy...
Uśmiechnęła się ciepło, musnęła
ustami mój policzek i wtuliła się, spoglądając na ekran.
Początkowo oglądałem bajkę ze
zdziwieniem, postacie wyraźnie były namalowane, a jednocześnie wyglądały jak
żywe. Potem zaciekawiła mnie sama treść. Otóż Bestia chciał zabić ojca Pięknej,
która poświęciła się, by go ratować. Zgodziła się zostać z nim na zawsze.
- Jestem ogromnie ciekawy
zakończenia – stwierdziłem.
Splotła palce z moimi palcami.
- Ja też...
Zerknąłem na nią.
- Nie oglądałaś tego wcześniej?
- Co? - Zamrugała, spoglądając na
mnie z zaskoczeniem.
- Bajkę... Nieważne. - Miałem
wrażenie, że nie chodziło jej o film. Zerknąłem w ekran. - Chyba Bella w końcu
zdecydowała się przestać obrażać – stwierdziłem.
- A on przestał być gburem.
- Widocznie dostrzegł jej urok –
stwierdziłem, uśmiechając się nieznacznie.
- A wcześniej był ślepy? - zagadnęła
niewinnym tonem, zerkając na mnie spod rzęs.
- Raczej zagniewany tym, co zrobił
jej ojciec... - Wzruszyłem ramionami.
- Ona nie jest swoim ojcem. - Wciąż
wpatrywała się we mnie tymi wielkimi oczyma, jakby na coś czekała.
- Dlatego zaczął traktować ją
inaczej – powiedziałem powoli, zastanawiając się, do czego zmierza.
- I stała się dla niego ważna...
- Bardzo ważna – przyznałem,
zerkając ponownie w ekran. Sheila westchnęła i odwróciła się w stronę
telewizora, gdzie Bestia właśnie zaprzyjaźniał się z Bellą. - Chyba się
dogadali.
- Tak, chyba tak – mruknęła.
Przysunąłem policzek do jej włosów.
- Chyba coś z tego będzie.
Momentalnie odwróciła twarz i nasze
spojrzenia się spotkały.
- Tak?
- Tak sądzę, a ty, Sheilo? -
Patrzyłem w jej piękne, duże oczy.
- Chciałabym, by tak było –
usłyszałem jej cichy głos.
- Więc oboje byśmy chcieli. -
Uśmiechnąłem się. Dotknęła mojego policzka, wciąż patrząc mi w oczy. A potem
uśmiechnęła się i pocałowała mnie czule. Odpowiedziałem na pocałunek, nie do
końca rozumiejąc zmienność jej nastrojów.
- Co ty ze mną robisz? - szepnęła.
Najchętniej porobiłbym o wiele
więcej, ale za szybko się wycofujesz, moja mała nimfo...
- Co masz na myśli? - spytałem.
- To dziwne uczucie, które we mnie
wywołujesz. To ciepło...
- Masz je w sobie – stwierdziłem,
całując jej usta. - A ja pomagam ci wydostać je na zewnątrz...
Pokręciła głową.
- Nie mam w sobie
takiego żaru. Nigdy nie miałam.
- Dopóki nie spotkałaś mnie –
uzupełniłem, całując ją w ucho.
- Wtedy też nie. Jeśli chcesz
wiedzieć, kiedy cię spotkałam, byłam kłębkiem nerwów.
- Jak Bella z bajki? - Pocałowałem w
jej drugie ucho.
- Trochę... trochę tak. - Poruszyła
się na moich kolanach.
- Ale ta bajka... dobrze się kończy?
- spytałem ją. Skinęła głową.
- Tak, ale sam powinieneś to
obejrzeć. - Spojrzała na ekran. Podążyłem za jej wzrokiem.
Oglądaliśmy, jak Bestia pozwala
Belli udać się do chorego ojca, pod warunkiem, że wróci. Zupełnie jak Sheila.
Podobieństw było mnóstwo. A na koniec... Bestia stał się księciem i ożenił się
z Bellą.
- O widzisz, pisklątko, na koniec
Bestia i Piękna biorą ślub. - Pocałowałem ją w policzek.
- Z miłości – poprawiła mnie.
Spojrzałem na nią. Chyba wiedziała,
że nasza rasa nie potrafi kochać...? A może nie do końca? To dlatego wybrała tę
bajkę? Chciała zasugerować, że wszystko dobrze się skończy, jeśli połączy
nas... miłość? Westchnąłem.
- Chcę, żebyś była ze mną
szczęśliwa, Sheilo – powiedziałem powoli, obserwując jej reakcję. - Ale
zamierzam być z tobą szczery. My nie potrafimy kochać. Jesteś dla mnie bardzo
ważna, zależy mi, żeby nasze małżeństwo było udane i bym codziennie widział
uśmiech na twojej twarzy. Tyle jestem w stanie zrobić, moje pisklątko.
Zobaczyłem, jak blask jej oczu
znika. Spuściła wzrok, nagle bardzo zainteresowana brzegiem własnej sukienki.
- Więc to nie są
plotki... - Ledwie ją usłyszałem.
- Nigdy nie słyszałem, by ktoś z
naszej rasy się zakochał. Oprócz legendy o Claddagh, ale to tylko legenda.
Sheilo... - Spojrzałem na nią. Była tak przeraźliwie smutna, że miałem ochotę
ją pocieszyć. - Jeśli potrafiłbym kochać, wybrałbym ciebie. Tylko ciebie –
powiedziałem spontanicznie. Bo czemu nie? Skoro miała zostać moją żoną, miłość
nie robiła tu żadnej różnicy. I tak była moja, więc zamierzałem się o nią
troszczyć i dbać. A w przyszłości mieć z nią dzieci.
- Jeśli – podkreśliła i wstała. -
Rozumiem, Dorianie. Spodziewałam się tego, poza tym... to i tak niczego nie
zmienia.
- Nie zmienia? - Spojrzałem na nią.
- Nie. Oboje wiemy, dlaczego się zgodziłam.
Nie było tam ani słowa o miłości.
- Nie rozumiem, co takiego wnosi owa
miłość. - Poczułem złość. No pięknie, wszystko wymyka się spod kontroli. A
trzeba było po prostu zmienić temat. - Powiedz, co zrobiłbym dla ciebie, gdybym
cię kochał, a czego nie zrobiłem bez tej całej miłości?
- To nie ma znaczenia, już mówiłam.
- Skrzyżowała ramiona na piersi. - I nie mam do ciebie żalu.
Patrzyłem na nią przez chwilę.
- Nie chcę, żebyś była smutna czy
zła z mojego powodu, obiecałem, że będę się starać i zamierzam dotrzymać słowa.
Chodź, usiądź przy mnie, Sheilo. - Wyciągnąłem dłoń w jej stronę.
Westchnęła, patrząc na moją dłoń i
podała mi swoją.
- Jest w porządku,
Dorianie.
Przyciągnąłem ją na kolana i objąłem
delikatnie, przytulając policzek do jej pachnących, gęstych włosów. Kryzys
zażegnany?
- Masz ochotę obejrzeć coś jeszcze,
moje pisklątko? Czy wolisz robić coś innego? - Teraz i tak nie była w nastroju
do pieszczot, więc im szybciej zapomni o temacie miłości, tym lepiej.
- Nie pływałam dziś długo... -
spróbowała.
- W takim razie idziemy popływać –
zgodziłem się, lecz w następnym momencie poczułem obecność siostry. - Ale
najpierw może przywitamy się z naszym gościem - zaproponowałem.
Wstała i spojrzała na mnie pytająco.
- Genevieve. Jest w kuchni z Varysem
– wyjaśniłem, również wstając. Tym razem Sheila się uśmiechnęła. Dostrzegłem
radość malującą się w jej oczach, nim dopadła drzwi i podbiegła w stronę
kuchni. Pokręciłem głową i ruszyłem za nią. Kiedy dotarłem na miejsce, moja
narzeczona ściskała Genie, jakby nie widziała jej z miesiąc. Obie przy tym
wydawały z siebie radosne okrzyki, które zapewne tylko one same mogły
zrozumieć. Varys uśmiechnął się dyskretnie i skinął mi głową.
- Musisz częściej wpadać do nas w
odwiedziny – zwróciłem się do siostry.
- Nie omieszkam – padła odpowiedź i
Genevieve znalazła się przy mnie. Objęła mnie i pocałowała w policzek. - Dbasz
o moją małą Sheilę?
- Oczywiście, jakby inaczej. -
Uścisnąłem lekko siostrę. - Co słychać u teścia?
- Szaleje. Jest zazdrosny, bo Sheila
spędza cały czas tutaj. I nie może się zdecydować, czy powinien przynieść wam
prezent ślubny. - Roześmiała się i usiadła na jednym z wolnych krzeseł.
- Jaki prezent? - zainteresowałem
się. - Zatrute wino z napisem: tylko dla zięcia?
- Dorian! - zaprotestowały
jednocześnie dwa kobiece głosy. Nie mogłem się nie roześmiać.
- To co to za prezent?
- Nie powiem, to tajemnica. -
Genevieve sięgnęła po szklankę soku i upiła łyk. - Macie jakieś plany na dziś?
- Sheila chciała popływać. -
Zerknąłem na moją nimfę. - A potem nie planowaliśmy.
- A co powiecie na mały wypad konno?
- Zerknęła na Sheilę, potem na mnie.
- Dawno nie jeździłem konno. Bardzo
dawno...
- To może jedźcie sami? Ja bym was
spowalniała... - zaczęła Sheila i uśmiechnęła się, napotykając spojrzenie
Varysa. - A mną zajmie się Varys. Prawda?
Demon strachu przełknął
ostatni łyk wody i skłonił się lekko.
- Wedle życzenia.
Uniosłem brwi.
- Nie lubisz koni, Sheilo?
- Są... duże. I można z nich spaść.
- Wzruszyła ramionami.
- Nawet, jeśli wybierzmy ci
mniejszą, spokojną klacz?
- Wolałabym zostać... - mruknęła.
Westchnąłem i dałem za wygraną. Jeśli boi się koni, to nie jest właściwy czas,
by ją do nich przekonywać.
- W porządku. W takim razie widzimy
się na obiedzie?
- Dobrze. Dziękuję. - Podeszła i
pocałowała mnie w policzek. Odwróciłem głowę i pocałowałem ją lekko w usta.
- Do zobaczenia, moje
pisklątko.
Wybraliśmy się z Genie na
przejażdżkę po okolicach zamku. W stajni miałem trzy klacze i trzy ogiery.
Wybrałem czarnego, a moja siostra pstrokatą klacz. Ruszyliśmy stępem, który po
chwili przeszedł w kłus.
Genevieve opowiedziała mi o swoim
życiu przez ostatnie tysiąclecia, o tym, jak uczyła się walczyć, poznawała
ludzi, zawierała nowe znajomości, a także – jak zmieniał się świat przez ten
cały czas. Nikt oprócz Azazeala nie znał prawdy o niej, kim tak naprawdę była,
nie afiszowała się z mocą, ani nie zmieniała w smoka.
- Kiedy Azz upadł, odnalazłam go.
Byłam przy nim w trudnych chwilach i już zostałam. A kiedy ja miewałam momenty
zwątpienia i dość samotności, on był przy mnie.
Nie podobało mi się, że Genie tak
ciepło się o nim wyrażała, ale nic nie odpowiedziałem. Zrozumiałem, że nie mam
na to najmniejszego wpływu. Na razie. Byłem pewien, że w końcu odkryję coś, co
otworzy oczy mojej siostrze. Nie wierzyłem, że przyjaźń Azazeala była taka
całkiem bezinteresowna, a ponieważ oprócz przelotnego romansu nic między nimi
nie było, taki powód również nie był wiarygodny.
Tereny mojej posiadłości były dość
rozległe, więc przejażdżka skończyła się w porze obiadowej. Zaprowadziliśmy
konie do stajni i skierowaliśmy się do jadalni, gdzie służba zastawiała już
stół.
Sheila przyszła zaraz po nas.
Wydawała się zadowolona i zrelaksowana, gdy zajmowała miejsce przy stole.
Zerknąłem na nią podejrzliwie. Wyglądało na to, że bardzo miło spędziła czas z
Varysem. Ciekawe.
Podchwyciła moje spojrzenie i
uśmiechnęła się ciepło.
- Jak było?
- Świetnie, musisz koniecznie
spróbować, moje pisklątko. A ty jak spędziłaś czas?
- Wspaniale. Varys pozwolił, bym mu
pomagała i lepiej poznałam służbę. A kucharka nauczyła mnie robić ciastka. -
Uśmiechnęła się szeroko.
- Z pewnością wyszły ci wyśmienite.
- Również się uśmiechnąłem. Sheila raczej nie próbowała uwieść Varysa, a demon
strachu by się na to nie ośmielił. Owszem, jest odważny, ale nie głupi.
- Nie. Spaliłam je. Varys udawał, że
są dobre, ale wiem, że nie. Następnym razem będzie lepiej.
- Skoro o gotowaniu mowa... -
Genevieve oparła się wygodnie i posłała mi zadowolone spojrzenie. - Może
wpadniecie jutro na rodzinny obiad?
- Do zamku Azazeala? - Spojrzałem na
siostrę ze zdziwieniem. - Ja i Sheila?
- No tak. Lada dzień ślub, a ty
nawet nie poznałeś dobrze teścia.
Poznawanie Azazeala? Uniosłem brwi.
- Nie sądzę, żeby się na to
zgodził...
- Nie mam zamiaru go pytać. Obiad.
Jutro, u nas. Przyjdźcie. To nie jest pytanie, bracie.
Niezapowiedziana wizyta u teścia?
Tak, to może być zabawne. Zerknąłem na narzeczoną.
- Co o tym myślisz, Sheilo?
- Chciałabym zobaczyć się z tatą. I
Lexem. - Spojrzała na Genevieve. - A wujek Rafael? Będzie?
Moja siostra przysunęła sobie talerz
i skinęła głową.
- Tak sądzę, pewnie tego nie
przegapi.
- Archanioł? - zawahałem się.
- Wujek Sheili – sprostowała Genie,
uśmiechając się pod nosem.
- Pacyfista bez miecza – mruknąłem.
Nie powinien mi w żaden sposób zaszkodzić. - Jeśli masz ochotę pójść, nie mam
nic przeciwko – zwróciłem się do Sheili.
- Naprawdę? - Posłała mi tak
rozpromienione spojrzenie, że nie mógłbym odmówić.
- W takim razie idziemy – zgodziłem
się. I zostałem nagrodzony czułym pocałunkiem, na który odpowiedziałem z
nawiązką.
- Mamy gościa – upomniała mnie,
rumieniąc się uroczo.
- Nie przeszkadzajcie sobie. Bardzo
interesuje mnie ta zupa. - Genevieve mrugnęła do mnie i na dowód zajęła się
własnym talerzem, jednak nie umknął mi jej uśmiech. Moja narzeczona także się
uśmiechnęła.
Miałem tylko nadzieję, że jutrzejsza
wizyta u teścia, na którą się zgodziłem, niczego nie zepsuje w mojej relacji z
Sheilą. Szło zbyt dobrze, żeby teraz coś miało to zniszczyć.
Po obiedzie, który smakował nam
wyśmienicie – w końcu sam tworzyłem służbę, w tym bardzo pojętną kucharkę –
Genie stwierdziła, że ma jeszcze klika spraw do załatwienia i się pożegnała.
Zaproponowałem Sheili spacer po ogrodzie. Wędrując ścieżką w stronę altanki,
objąłem ją w pasie i spytałem, czy pływała dziś w jeziorku, jak to miała w
planach.
- Nie zdążyłam. Za to pomagałam
Varysowi karmić hyosube. Uwielbiają go. - Uśmiechnęła się promiennie.
- Hyosube? Mam nadzieję, że nie były
agresywne wobec ciebie? - upewniłem się.
- Skąd. - Uśmiechnęła się, biorąc
mnie pod ramię. - To zabawne, ale zachowywały się jak małe rozpieszczone psiaki
domagające się uwagi.
- Polubiły cię. I chyba właśnie
kręcą się gdzieś w pobliżu – stwierdziłem, rozglądając się dookoła. - Kiedy są
najedzone, zadowolone, trudno uwierzyć, że są takie krwiożercze.
- Tak... ostatnim razem chciały
zjeść mnie. - Rozejrzała się, jakby oczekiwała, że hyosube wybiegną zza
krzaków.
- Są koło jeziorka – poinformowałem.
- A ostatnim razem nie miały pojęcia, kim jesteś. Teraz już wiedzą.
- To znaczy kim? - Stanęła na
palcach, zerkając w stronę jeziora.
- Moją narzeczoną. Panią tego zamku.
Również ich panią. - Uśmiechnąłem się.
- Więc teraz są moimi...
zwierzątkami?
- Naszymi. Mamy pierwsze domowe –
dzikie zwierzęta. - Roześmiałem się.
Uśmiechnęła się i przytuliła do
mnie, gdy szliśmy w stronę jeziora. Tak jak przypuszczałem, hyosube siedziały
na brzegu, wygrzewając się w słońcu. Dwa z nich podniosły się na nasz widok i
poderwały do biegu.
- Dzień dobry, Psotniku – powitała
pierwszego z nich Sheila i pochyliła się, by podrapać go za uchem. Stworzenie
powtórzyło jej gest, sięgając łapą do swojego ucha. - I tobie, Urwisie. Gdzie
wasze koleżanki?
- Urwis? Psotnik? - Zerknąłem na
Sheilę. - Nadałaś im ciekawe imiona...
-To przez ich usposobienie. Ta
mniejsza, na kamieniu, to Maruda. - Wskazała palcem przyglądające się nam
stworzenie. - A gdzieś w kwiatach musi czaić się Wiercipiętka. - Spojrzała na
mnie ciepło. - Nie gniewasz się? Że je nazwałam?
- Gniewam? Nie, czemu? - Pokręciłem
głową z rozbawieniem. - Maruda i Wiercipiętka. Rozumiem, że jedna marudzi, a
druga nie ustoi za długo w miejscu?
- Dokładnie tak. Maruda grymasi na
wszystko. Ale ją wychowamy – oświadczyła z pełną wiarą w swoje słowa. Tym razem
parsknąłem śmiechem.
- Ale wtedy imię nie będzie pasować
– stwierdziłem.
- To nic, będzie nam przypominać,
jaka była, zanim się nią zajęliśmy. - Cmoknęła mnie w policzek. - No nie śmiej
się już!
Starałem się być poważny, ale na
widok jej miny znów parsknąłem śmiechem.
- To wspaniały pomysł, Sheilo,
naprawdę tak sądzę, jeśli ktoś potrafi wychować hyosube, to tylko ty. - Objąłem
ją w pasie i przyciągnąłem do siebie, składając na jej ustach delikatny
pocałunek. - A ja mam pomysł na dzisiejszy wieczór.
Spojrzała na mnie z urażoną miną,
ale jej oczy zdradzały ciekawość. Oparła się o mój tors i położyła dłonie na
ramionach.
- W takim razie podziel się tym
pomysłem.
- Zapraszam cię na kolację poza
zamkiem. Znajdziemy jakiś ładny lokal z przyzwoitym menu, a potem możemy udać
się na spacer po dowolnym mieście. Co ty na to, moje pisklątko?
- Mogę stąd wyjść? - Spojrzała na
mnie rozradowana.
-Oczywiście, nie musisz cały czas
przebywać na terenie zamku... Chciałem, byś tu zamieszkała, żebyśmy się lepiej
poznali. A dziś wieczorem wybierzemy się, dokąd tylko zechcesz. - Uśmiechnąłem
się szeroko. Radość w jej oczach mogłaby sugerować, że trzymałem ją tu jak w
jakimś więzieniu. Niedorzeczność. - Jakie miasto chciałabyś zobaczyć, Sheilo?
Przygryzła wargę, jak zawsze, gdy
się zastanawiała.
- Wenecję?
- W takim razie Wenecja – zgodziłem
się.
Sheila była tak
uradowana, jakbym obiecał jej wycieczkę do innego świata. Z drugiej strony,
Wenecja pełna była wody, nic więc dziwnego, że moja mała nimfa chciała ją
zobaczyć.
Uznałem, że na kolacji powinienem
wyglądać elegancko, więc gdy Sheila poszła się przebrać, również ruszyłem do
swojej garderoby. Założyłem jasnoniebieską koszulę z guzikami – ciekawe, czy
moja narzeczona równie dobrze radzi sobie z ich odpinaniem, jak zapinaniem? - oraz
eleganckie, ciemne spodnie. Włosy przeczesałem dłonią, nigdy się nie plątały,
mimo że sięgały do ramion. Genevieve upierała się, bym je ściął, ale się nie
zgodziłem. Wolałem dłuższe włosy niż te krótkie szczeciny, które podobno były w
modzie.
Na koniec założyłem granatowy
garnitur. Nie był potrzebny, ale uznałem, że uzupełnia cały strój. Zerknąłem w
stronę krawatów, których zapomniałem się pozbyć. Nie, to by już była przesada.
Nosić powróz na szyi. Zepsułby cały efekt, byłem tego pewien.
Zszedłem do salonu, gdzie zaczekałem
na moją narzeczoną. Miałem zamiar tak poprowadzić ten wieczór, by w efekcie noc
była upojna i bardzo nieprzespana.
Zeszła do salonu kilka minut po mnie
i wyglądała zjawiskowo. Tym razem nie miała na sobie sukienki z wody, ale długą,
białą kreację ozdobioną drobnymi kryształkami. Włosy Sheili upięte zostały w
luźny kok, a kilka kosmyków opadało na kark. Uśmiechnęła się na mój widok.
- Tak myślałam, że będziesz
elegancki.
- Wyglądasz prześlicznie – odparłem
i wyciągnąłem dłoń w jej stronę. Gdy mi ją podała, powoli obróciłem Sheilę
wokoło. Sukienka co prawda sięgała jej stóp, ale ramiona i plecy miała
odsłonięte. - Niesamowicie. - Wpatrywałem się w nią z niekłamanym zachwytem.
- Chciałam ci się podobać... -
Spuściła wzrok, ale zaraz znów na mnie spojrzała.
- Jesteś najpiękniejszą narzeczoną
na świecie. - Pocałowałem jej kuszące, czerwone usteczka.
- A ty jesteś bardzo przystojnym
narzeczonym – odparła, zakładając na ramiona szeroki szal mieniący się kilkoma
odcieniami srebra.
- Widzisz, jak idealnie do siebie
pasujemy? - Uśmiechnąłem się. - Gotowa na podróż do Wenecji?
- Gotowa – szepnęła, a jej oczy
iskrzyły. Ścisnęła moją dłoń.
- W takim razie w drogę.
Pojawiliśmy się w centrum Wenecji.
Była to wyspa, a właściwie archipelagi połączonych ze sobą wysp. Dzisiejsza
Wenecja była w pełni rozbudowana, a masy ludzi różnych narodowości świadczyły o
jej popularności. Budynki wydawały się ładne i odnowione, ale z tyłu nie
wyglądały już tak atrakcyjnie. Ciasne uliczki, wysokie kamienice, położone tak
blisko siebie, że czasami nie było tam przejścia w więcej, niż dwie osoby.
Często mijaliśmy mostki, a przy brzegach kołysały się gondole z ludźmi
przewożącymi innych ludzi pod mostami, wzdłuż kanału. Co prawda nie
potrzebowałem nikogo, by popłynąć gondolą, ale Sheila byłaby z pewnością
oburzona, gdybym nagle wziął pierwszą lepszą łódź bez pytania właściciela o
zgodę. Nonsensem było, bym ja musiał kogoś pytać lub komuś płacić, ale
dzisiejszy wieczór należał dla mojej narzeczonej, nie chciałem go przypadkiem
zepsuć.
Moja mała nimfa z zachwytem
przyglądała się wszystkiemu. Miasto zbudowane na wodzie niewątpliwie jej się
podobało. Komentowała każde ciekawsze miejsce, aż w końcu dotarliśmy do brzegu,
gdzie stało kilka gondoli. Wybrałem tę z fotelami w kształcie serca, która
szczególnie spodobała się Sheili. Ruszyliśmy w rejs. Rozglądała się, cały czas
ściskając moją dłoń. Liczyłem na więcej bliskości, tymczasem zaaferowana
widokami nawet się nie przytuliła. Cóż, trzeba będzie jej w tym pomóc. Objąłem
ją ramieniem i spojrzałem na nią.
- Widzę, że ci się podoba.
- To miejsce jest niezwykłe –
przytaknęła. - I tyle wody...
- Nie wygląda na idealnie czystą –
stwierdziłem.
-Jest bardzo zanieczyszczona, czuję
to. Nie ma tu nimf ani boginek, nikt się nią nie opiekuje. - Oparła się o mnie.
- To chyba niedobrze. - Objąłem ją
ramionami.
- Kiedyś każda woda miała swoją
opiekunkę. Dawno temu. Ale te zanieczyszczenia szkodzą także nam, więc...
umieramy. Wybieramy mniejsze, ale czyste zbiorniki wodne. Nie sądzę, by
którakolwiek z nas była w stanie uzdrowić wody Wenecji.
- Ludzie zniszczą wszystko –
mruknąłem.
Gondola dopłynęła do brzegu.
Wysiadłem pierwszy i podałem dłoń mojej narzeczonej. Wyszła z łodzi, unosząc
odrobinę dół sukienki. Zerknąłem w stronę budynków. Trafiliśmy w miejsce, w
którym pełno było restauracji, kawiarni i pubów. Wybrałem jedno z najlepiej
wyglądających miejsc.
- Może tutaj zjemy kolację? Co o tym
sądzisz, Sheilo?
- Podoba mi się – oceniła,
spoglądając na budynek.
- W takim razie wchodzimy. -
Przepuściłem ją w drzwiach. Weszliśmy do dużej sali pełnej eleganckich
stolików, na każdym stał flakon z bukietem świeżych kwiatów. Obrusy na
prostokątnych stołach były kremowe, a krzesła miały obicia w tym samym kolorze.
W restauracji posilało się sporo osób, ale nie było szczególnego tłoku.
Podeszliśmy do stolika pod oknem. Podsunąłem Sheili krzesło i odebrałem od niej
szal, sam zdjąłem marynarkę, po czym zająłem miejsce. Kelner przyniósł menu.
Zanim otworzyłem, coś mnie zaniepokoiło.
Wyczułem demona. Rozejrzałem się
dookoła, próbując go dostrzec.
- Coś nie tak? - Wielkie oczy Sheili
spojrzały na mnie znad menu. Wydawała się zmartwiona.
Nie dostrzegłem demona, przestałem
też go wyczuwać. Pokręciłem więc głową.
- Nie, nic. To był tylko jakiś demon,
który czmychnął, jak tylko mnie zobaczył. A więc... na co masz ochotę, moja
śliczna narzeczono? - Uśmiechnąłem się szeroko, otwierając kartę dań.
A Dorian wciąż miły, choć przy Sheili musi jednak iść na pewne ustępstwa.;)
OdpowiedzUsuńAleś Ty szybki^^
UsuńAno musi, jak ją chce XD
W niektórych sprawach już taki jestem, a w innych wręcz odwrotnie.^^
UsuńA widać, że bardzo chce.xD
Tak?^^
UsuńTo się musi starać;p
Tak, tak.^^
UsuńWięc się stara, a te starania przynoszą mu pożądane rezultaty.;)
Czyli jak na razie, wszystko idzie po jego myśli^^
UsuńRaczej tak - póki co dobrze mu życzycie.^^
UsuńMy wszystkim dobrze życzymy, tylko nie zawsze się udaje. xD
UsuńNa miejscu Doriana, uważałabym na Verysa, Sheili coś za bardzo lubi z nim spędzać czas. Może na razie jest to niewinne, ale z czasem...może przerodzić się w coś więcej.
OdpowiedzUsuńLepiej dmuchać na zimne, prawda?;p
UsuńJestem ciekawa kto się czaił w restauracji i kim był ten demon. Dorian był zaskoczony i zaniepokojony. Dziękuję i pozdrawiam cieplutko. Beata;)
OdpowiedzUsuńKtoś się czaił na pewno;p
UsuńSheila mnie dobiła. Dobiła. "Czy masz coś w kieszeni? ". Jej. To się nazywa bezgraniczna niewinność. Fajnie by było mieć takiego Doriana, mimo tego, że jest okrutnym kombinatorem. Raz do Włoszech, raz do Francji, raz do Grecji, w międzyczasie przejażdżki na smoku. Ach, co to by było za życie! Rozdział jak zwykle świetny. Widzę, że Wasze muzy się spisują rewelacyjnie. Pozdrawiam Agnieszka :)
OdpowiedzUsuńSheila wychowała się w jeziorku, z rybkami i innymi nimfami. Wśród ludzi jest jakieś pół roku. Jeszcze wiele musi się nauczyć. xD
UsuńDorian jest okrutnym kombinatorem, ale w uwodzeniu też jest niezły, co?^^
Nasze muzy ostatnio przysnęły, ale znów ruszamy z kopyta, więc trzymaj kciuki. :) Pozdrawiamy i ściskamy. :)
Ostatecznie się jednak domyśliła, co ją uwierało, a poza tym potrafi obsługiwać video, więc nie jest tak źle.^^
UsuńTak, nimfa w ostatecznym rozrachunku spostrzegła potęgę namiętności swojego narzeczonego. I chyba lepiej zna się na pilocie ode mnie, bo ja nie mam pojęcia do czego służą wszystkie przyciski. A Dorian rzeczywiście przoduje w tej zawiłej materii jaką jest uwodzenie. Ośmielę się stwierdzić, że robi to tak wyśmienicie, że sama dałabym się uwieść :) Więc nie dziwota, że biedna niewinna Sheila popadła w stan permanentnego zadurzenia.
UsuńSheila - mistrzyni pilota. ^^ Ale chyba jednak są lepsi, bo pokazała mu tylko podstawowe funkcje, których każdy używa. Nie wydaje mi się, by wiedziała do czego służy każdy przycisk.
UsuńAch ten Dorian. Jak się postara to trupy w piwnicy tracą znaczenie. :p
Jaki fajny rozdział! 😄 myślę, że tak naprawdę Dorian umie kochać ale sam o tym nie wie.
OdpowiedzUsuńTaki bonusik, mówisz?:)
Usuńtak pieknie sie czyta ten rozdział, Dorian taki słodki az sie boje co sie moze zdarzyc, bo przeciez ta sielanka nie moze trwac wiecznie, czy w Wenecji zostana zaatakowani czy tez ten demon naprawde sie spłoszył?:)
OdpowiedzUsuńMądry demon pewnie by się spłoszył.:) Dorian jest słodki tylko dla Sheili.
UsuńSheila jest tak naiwna ze to az czasami boli :) a Dorian jak chce to potrafi byc romantyczny tylko szkoda ze nie robi tego bezinteresownie tylko zeby "zmiekczyc: swoja narzeczona... kolacja z przyszlym tesciem zapowiada sie niezwykle interesujaco i podejrzewam ze nie obejdzie sie bez zadnych spiec :D dziekuje bardzo
OdpowiedzUsuńAle tylko, kiedy tego chce i ma jakiś cel. Wizyta u teścia na pewno nie będzie powodem do radości, skoro obaj się nie znoszą.
Usuń"dobra, wróć. Tego jej nie powiem" - wygrało wszystko :D
OdpowiedzUsuńA na poważnie coraz odważniejsze sceny ;) aczkolwiek myślę, że wymarzony przez Doriana wieczorek chyba nie dojdzie do skutku, bo pewnie wyczuty demon narobi bałaganu ;)
A będzie jeszcze odważniej:P
UsuńPrzewidujesz komplikacje?:p
A co, niech Dorianowi nie ma łatwo, ha! :) Na to "odważniej" trzeba zasłużyć ;)
UsuńWygląda na to, że zbyt szybko wspomniałem o "pikantności" co niektórych scen, skoro najlepsze dopiero przed nami.;)
Usuń