Od autorek

Od autorek

Drodzy Czytelnicy! Zapraszamy na epilog Doriana. Dziękujemy wszystkim,
którzy komentarzami dawali nam znać, że nasza powieść nie znika bezowocnie
w głębinach Internetu. Zapraszamy także na Szczyptę magii.
Pozdrawiamy i czekamy na Wasze opinie;)

28.03.2015

Rozdział II

***Dorian***

 

      Wróciłem do siostry, w międzyczasie zapinając resztę guzików. Musiałem zapytać ją przy okazji o koszulę bez nich. Byłoby znacznie prościej.
       Co do Sheili, na razie wszystko szło po mojej myśli. Zgodziła się, udawała przed Genie i tak samo powie swojemu ojcu. Żałowałem tylko, że nie będę mógł zobaczyć jego miny. Tej wściekłości, wykrzywiającej pozornie obojętne oblicze na wieść o tym, że jego córka zgodziła się zostać żoną wroga. Mało tego, zgodziła się z własnej woli, więc w żaden sposób nie może temu zapobiec. Oczywiście nie uwierzy w jej zapewnienia, ale wcale nie musi. Ważne, że Genevieve będzie wierzyć. Dopilnuje, by Sheila wróciła do mnie, nawet jeśli Azazeal będzie gotowy zamknąć ją w zamku, by zapobiec temu małżeństwu.
      Wkrótce mała słodka nimfa zostanie moją żoną. Jej bliskość działała na mnie bardziej, niż niejeden sukkub w sypialni. Przełożyć ślub? Ani dnia dłużej. Jeśli tego zechce, byłem gotowy poczekać na nią nawet cały tydzień, do dnia naszej przysięgi. Sheila była zbyt delikatna, zbyt przestraszona. Potrzebowała czasu. Ale tydzień to i tak za dużo. Zazwyczaj byłem cierpliwy, lecz czując jej dłonie na swojej skórze, miałem ochotę zapomnieć o silnej woli i przyciągnąć ją do siebie, całując jej usta. Na początek.
      Jeszcze nie teraz, upomniałem się. Za wcześnie. Najpierw muszę ją uwieść, by oddała mi się nie z obowiązku, lecz z przyjemności. Widziałem, jak na nią działam, więc nie wydawało mi się to takie trudne.
      Wszedłem do jadalni, posyłając siostrze szeroki uśmiech. Stół był już niemal całkowicie zastawiony.
      - Jak za starych, dobrych czasów, prawda? - spytałem, siadając obok niej. - Z tą różnicą, że posiłki są teraz zupełnie inne. Lepsze.
    - Gdzie Sheila? - zapytała, rozglądając się za małą nimfą.
    - W łazience, zaraz przyjdzie.
    - Zrobiłeś jej coś?
    Uniosłem brwi.
    - Co masz na myśli? Co miałem jej zrobić?
    - Nie wierzę, że sama się zgodziła. Znam ją. Marzyła o wielkiej miłości... Nie dasz jej tego.
    - Uważasz, że nie będzie ze mną szczęśliwa? - spytałem urażony. - Że nie potrafię uszczęśliwić kobiety, którą chcę za żonę? Naprawdę sądzisz, że mam zamiar ją skrzywdzić?
    - Nie specjalnie, oczywiście, że nie. Ale ona jest... bardzo wrażliwa. I myślisz, że nie zauważyłam, jaka była roztrzęsiona? Kiedy wyszedłeś, ledwie udało mi się nawiązać z nią kontakt. Cokolwiek jej robisz – to ją rani, Dorianie – odezwała się łagodnie.
    - Zgodziła się zostać moją żoną – odparłem. - Genie, nie musisz się martwić o Sheilę. Będę dla niej dobrym mężem. A była roztrzęsiona, bo sporo się ostatnio dzieje w jej życiu. Tak jak w moim. I twoim – dodałem, biorąc ją za rękę. - Tęskniłaś za mną przez te wszystkie lata...?
    - Wiesz, że tak. Każdego dnia, w każdej minucie – odparła i uściskała mnie mocno. - Kocham cię, braciszku, tego nic nie zmieni. I chciałabym, żebyś był szczęśliwy. Jeśli potrzebujesz do tego Sheili... po prostu bądź delikatny, dobrze?
    - Dobrze – odparłem poważnie, czując ulgę. Najwyraźniej Genevieve w końcu dała się przekonać. - Możesz być pewna, że u mojego boku Sheili nie spotka żadna krzywda.
    - To mi wystarczy – potwierdziła i zajęła miejsce przy stole. -  Ale z Azzem będzie kłopot.
    - Sheila jest już dorosła, sama może podejmować decyzje. - Wzruszyłem ramionami.
    Skinęła głową i sięgnęła po karafkę z winem, które rozlała do trzech kieliszków.
    - To prawda, ja też cię poprę, ale to Azz. Troszczy się o nią, a oboje wiemy, jakie panują między wami relacje... - dodała, posuwając mi kieliszek.
    - Z pewnością nie ucieszy się, że zostanę jego zięciem – przyznałem obojętnym tonem, starając się ukryć satysfakcję w głosie. Upiłem łyk wina.
    - Masz to jak w banku po dzisiejszej nocy, no ale, skoro ona tego chce... Porozmawiam z nim – obiecała, upijając łyk wina, po czym zerknęła w stronę drzwi. - A oto i twoja narzeczona.
    - Dziękuję – uśmiechnąłem się do siostry, po czym wstałem i odsunąłem krzesło dla Sheili. - Śniadanie czeka, moje pisklątko.
    Posłała mi krótkie spojrzenie i zajęła miejsce. Jej włosy były wilgotne, ale postanowiłem nie mówić nic na ten temat, nie teraz. Sheila najwyraźniej to doceniła, gdyż posłała mi nieśmiały uśmiech.
    - Nie za dużo tego na naszą trójkę? - zapytała, zerkając na stół.
    - Przekonajmy się. - Sięgnąłem po jedną z potraw. - To naleśniki, dobrze pamiętam? - Zerknąłem na Sheilę. Skinęła głową i wsypała do swojej miski coś chrupiącego, po czym zalała to mlekiem. Wskazała na własne śniadanie.
    - A to musli. Opcja zdrowego śniadania.
    - Dobre to? - Zjadłem swojego naleśnika. - A ty, Genie, co lubisz z tej nowoczesnej żywności?
    - Spróbuj. - Sheila nałożyła trochę do pustej miseczki i podsunęła mi.
    Genevieve przyglądała nam się z uśmiechem. Sięgnęła po obranego ogórka i odgryzła kawałek.
    - Ja lubię wszystko, ale mam słabość do słodyczy.
    Spróbowałem musli.
    - Dobre, choć nie zachwyca smakiem jak naleśniki czy spaghetti – stwierdziłem. - Słodycze? - Zerknąłem na stół.
    - Ciastka, cukierki, batoniki... - zaczęła wyliczać moja siostra.
    - Czekolada – wtrąciła Sheila.
    - I babeczki – dodała Genevieve. - Nie zapominajmy o babeczkach. I lodach. - Uśmiechnęła się. - Masz wiele do nadrobienia.
    Zerknąłem na Sheilę, gdy parsknęła śmiechem i ukryła twarz za kubkiem.
    - Babeczki? Lody? Nie brzmi to zbyt słodko... Chociaż babeczki, hm... - Ale co do lodu, jakoś nie mogłem sobie wyobrazić, żeby był słodki. Genevieve roześmiała się głośno i zanurzyła ogórek w sosie.
    - Zabiorę cię na lody. I na babeczki. I co tylko będziesz chciał.
    Uśmiechnąłem się do niej.
    - Przydałyby mi się koszule bez guzików.
    Przyjrzała mi się uważnie i skinęła głową.
    - Zatem zakupy. Prawdę mówiąc, przydałby ci się także fryzjer. - Zerknęła na Sheilę. - Wybierzesz się z nami, skarbie?
    Nimfa gwałtownie uniosła głowę, spoglądając to na mnie, to na Genevieve. Wydawała się zakłopotana. I chyba brakło jej słów.
    - Mojej ślicznej narzeczonej również przydałoby się kilka nowych sukienek – stwierdziłem, posyłając jej uśmiech. - Może jutro? Albo pojutrze? Jak wolisz, Sheilo?
    - Ale ja... mam sukienki – odezwała się cicho. - U taty...
    - Chciałbym, żebyś miała też kilka ode mnie. - Spojrzałem na nią. - Nie lubisz zakupów, moje pisklątko?
    - Jestem nimfą, po co mi tyle ubrań? Większość z nas nosi tylko to, co da nam woda... - wyjaśniła, mieszając w musli.
    - Już raz to przechodziliśmy – odezwała się Genevieve, nakładając sobie potrawę z jajek. Później będę musiał zapytać o jej nazwę. - Od Azza też nic nie chciała.
    Zerknąłem na Sheilę. Wciąż miała na sobie niebieską sukienkę, którą jej podarowałem
    - Myślę, że powinnaś mieć więcej garderoby, Sheilo. Jeśli pójdziesz z nami, będziesz mogła sama wybrać i przymierzyć sukienki, ale jeśli wolisz zostać, możemy wybrać kilka dla ciebie.
    - Nie mogę zabrać swoich rzeczy od taty...?
    - Oczywiście, że je weźmiesz – wtrąciła Genevieve, upijając łyk wina. - Ale on i tak kupi ci nowe, nie przegadasz go.
    - Dokładnie. - Uśmiechnąłem się szeroko i dopiłem wino z kieliszka. Mój uśmiech stał się jeszcze szerszy, gdy napotkałem urażone spojrzenie mojej narzeczonej. Zatem musiałem być stanowczy nie tylko w kwestii daty ślubu, z pewnością nie zgodzę się, by moja żona nosiła sukienki z wody. Chciałem podkreślić jej urodę, pragnąłem, by ją podziwiano i zazdroszczono mi, że to do mnie należy.
    - Powinnaś też znaleźć odpowiednią szatę na naszą ceremonię.
    - Suknię ślubną – poprawiła odruchowo.
    - Właśnie tak. - Skończyłem śniadanie. - W tym dniu moja przyszła żona powinna prezentować się najpiękniej.
    - A teraz ci się nie podobam? - usłyszałem wyzywającą odpowiedź i cichy śmiech siostry. No pięknie.
    Odwróciłem się w stronę narzeczonej i sięgnąłem po jej drobną dłoń. Pyta, czy mi się podoba? Wątpi w to? W takim razie powinienem ją uświadomić.
    - Oczywiście, że tak, Sheilo. Jak miałabyś mi się nie podobać? Masz śliczne, delikatne paluszki – ucałowałem jej dłoń – piękne, duże oczy, w których można zatonąć, gdy już się w nie spojrzy... Zgrabny nosek, małe, lecz zachwycające swym powabem usteczka, delikatną skórę, tak przyjemną w dotyku – musnąłem lekko dłonią jej policzek – długie gęste włosy, miękkie i puszyste... małe zgrabne stópki... Reszty co prawda nie widziałem, ale założę się, że jest równie wspaniała...
    - Ojej... - wyrwało jej się i nie mogłem się nie uśmiechnąć. Zdumienie malujące się na jej twarzy było niemal równe temu, gdy poprosiłem ją o rękę. Wpatrywała się we mnie tymi wielkimi oczami, a jej policzki spłonęły rumieńcem skrępowania. O dziwo, było jej z nimi do twarzy. Nie cofnęła jednak dłoni, tylko na mnie patrzyła.
    - Mam nadzieję, że rozwiałem twoje wątpliwości, pisklątko. - Ucałowałem ponownie jej dłoń, nie przestając patrzeć na moją narzeczoną. Miałem ochotę dotknąć ustami tych uroczych rumieńców na jej policzkach, ale wolałem nie przesadzać. Nie wszystko na raz.
    Skrzywiłem się, słysząc chrząknięcie po drugiej stronie stołu.
    - Mam was zostawić? Bo wyglądasz, jakbyś chciał ją zjeść.
    - Co zrobić? - Sheila zabrała dłoń i schowała ją pod stołem, patrząc na mnie niepewnie.
    - Nie strasz jej, wie, że jestem smokiem, jeszcze weźmie twoje słowa na poważnie. - Roześmiałem się.
    - Nie zjadłbyś mnie – stwierdziła cicho Sheila i sięgnęła po dzbanek z wodą. Nalała sobie pełną szklankę i wypiła ją jednym haustem. - Powinnam pójść się odświeżyć, zanim spotkam się z tatą... Mogę?
    - Oczywiście, moje pisklątko. Widzimy się wieczorem? - zapytałem dla pewności, że wróci jeszcze dzisiaj. Azazeal z pewnością wolałby, żeby w ogóle nie wracała.
    - Tak... wrócę do wieczora. - Podniosła się i pochyliła nad Genevieve, całując ją w policzek. - Będę gotowa za dziesięć minut.
    - Leć, leć, Azz pewnie wydeptał już nową drogę w ogrodzie. - Genie posłała jej uśmiech, na co Sheila odpowiedziała tym samym i skinęła mi głową. - Do wieczora.
    - Do zobaczenia. - Kiedy wyszła, zerknąłem na siostrę. - Mieszkasz w jego zamku?
    - Właściwie ten zamek w równiej mierze należy do mnie. Zamieszkaliśmy tam, kiedy zdecydowaliśmy, że jednak się nie rozstaniemy. To znaczy, kiedy ja tak stwierdziłam, nie miał wiele do powiedzenia. - Uśmiechnęła się, opierając ramiona na stole. - Musisz nas kiedyś odwiedzić.
    - Ale wy chyba nie jesteście... razem? - Zerknąłem na nią z niepokojem. Miałem nadzieję, że zaprzeczy. Oby zaprzeczyła.
    - Nasze relacje są... skomplikowane – usłyszałem i ani trochę mi się to nie spodobało. - Nie jesteśmy parą, raczej się przyjaźnimy, chociaż... było parę epizodów.
    Zacisnąłem zęby, żeby nie wybuchnąć. Moja siostra sypiała z diabłem. Po tym, jak myślała, że umarłem, że mnie zabił. Utkwiłem wzrok w stojącym przede mną stole. Jeśli zacznę jej wyrzucać, skończy się na kłótni, a i tak niczego nie osiągnę. Najgorsze, że nic nie mogłem zrobić. Oby Azazeal poczuł się równie bezradny. Nie, nawet bardziej. Domyśli się, że jego córka nie przyjęła oświadczyn z własnej woli, wścieknie się, ale nie będzie w stanie temu zapobiec. Przynajmniej Genie i diabeł nie byli parą. Powoli podniosłem wzrok.
    - Było? Czyli... już niczego między wami nie ma...?
    - W tej chwili? Nie.
    Skinąłem głową.
    - Naprawdę byłaś aż taka samotna? Nie przeszkadzało ci, że przyczynił się do mojej, jak sądziłaś, śmierci? - Zerknąłem na nią ponownie.
    - Cóż, w pierwszej chwili chciałam go zabić. Rzuciłam się na niego, gdy tylko zobaczyłam błękitne pióra. Ale potem okazało się, że wcale nie chciał cię zabić... że chciał wrócić i dać ci szansę... - Zakręciła kieliszkiem w dłoni, wpatrując się w wino. - Był niesamowity. Obronił mnie stając sam jeden naprzeciwko swoich, pomimo, że dźgnęłam go nożem. Emanował... ciepłem i spokojem. Potem obiecał, że pomoże mi cię znaleźć. Byliśmy chyba wszędzie... - Spojrzała na mnie i upiła łyk wina. - Kiedy się poddałam, postawił dla ciebie grób. W miejscu bitwy. Żebym miała miejsce, do którego będę mogła wracać... powiedział, że będziemy jego brzemieniem. Nie umiałam go nienawidzić.
    - Nie wierzę, że chciał dawać mi jakieś szanse, nie po to zranił mnie śmiertelnie. - Pokręciłem głową. - Może i nie pozwolił cię zabić, ale mnie nie miał zamiaru ratować.
    - To nie tak, Dorianie. On nie zadawał ran, zabijał. Szybko. Ty miałeś dostać szansę, ale gdy wrócił, nie było cię. On się wahał. Naprawdę.
    - Nie zabił mnie, bo udało mi się zablokować cios – wyjaśniłem, przypominając sobie całe zdarzenie. - Ale nie dziwię się, że tak ci powiedział. Był aniołem, widział twoją rozpacz, więc próbował cię pocieszyć. - Wzruszyłem ramionami. - I najwyraźniej mu się udało.
    Pochyliła się w moją stronę, kilka pasemek opadło jej na ramię.
    - Wiesz czego dowiedziałam się przez te lata o aniołach? Nie mogą kłamać. Nigdy. Wymigać się od odpowiedzi tak, ale nigdy kłamać.
    - Może większość aniołów. Ale Azazeal upadł, więc widocznie wcale nie był aż taki szczery...
    Pokręciła uparcie głową.
    - Nie mogą, Dorianie. To nie zależy od ich woli. Tylko upadli mogą kłamać. Jestem tego pewna.
    - Więc widocznie miał o sobie bardzo wysokie mniemanie – stwierdziłem.
    - Nie. Nie wtedy.
    Westchnąłem. Już zapomniałem, jaka moja siostra potrafiła być uparta. Moglibyśmy tak dyskutować przez cały dzień, a ona i tak by nie ustąpiła, przekonana, że anioł o błękitnych skrzydłach, zadając mi śmiertelną ranę, miał zamiar mnie uratować. To było absurdalne i nielogiczne, ale Genie twardo trwała przy swoim przekonaniu.
    - Nie wierzę w to – odparłem po prostu. - Ale wiem, że ty w to wierzysz, dlatego rozumiem, czemu się z nim zaprzyjaźniłaś.
    - Potrzebowaliśmy siebie nawzajem. Ja i on. To były mroczne czasy. On nauczył mnie żyć w obcym świecie. Zdaje się, że Sheila robi to samo dla ciebie.
    - Ja jej nikogo nie zabiłem, gdybym to zrobił, z pewnością nie poprosiłbym jej o rękę. - Wzruszyłem ramionami.
    Westchnęła i dolała sobie wina. Odstawiła butelkę i upiła odrobinę.
    - Wrócimy do tego tematu w innym czasie, dobrze?
    - W porządku – zgodziłem się. - Teraz czeka was ciężka przeprawa z moim przyszłym teściem. - Naprawdę żałowałem, że nie zobaczę jego miny.
    - Jakoś to załatwię. Możesz wierzyć lub nie, ale umiem owinąć go sobie wokół palca – mrugnęła do mnie.
    Wcale mnie to nie pocieszyło. Uznałem jednak, że ma sensu ciągnąć tematu Genie – Azz, jak go nazywała.
    - Cieszę się, że jesteś – powiedziałem po prostu.
    - I nigdy cię nie opuszczę. Przysięgam, Dorianie. Cokolwiek się stanie, ja będę z tobą – obiecała, patrząc na mnie z powagą. Wstałem, podszedłem do niej i przytuliłem ją mocno.
    - Ani ja ciebie, Genie. Choć przez tyle wieków zabrakło mnie przy tobie, wróciłem. I już zostanę.
    Odpowiedziała równie mocnym uściskiem.
    - Na zawsze – dodała.
    Kątem oka dostrzegłem Sheilę stojącą w drzwiach. Nie wiedziałem, jak długo już się nam przypatrywała. Spuściła wzrok, gdy napotkała moje spojrzenie, jednak po chwili znów na mnie zerknęła. Uśmiechnąłem się do niej.
    - Moje pisklątko już się odświeżyło?
    Ku mojemu zaskoczeniu odpowiedziała uśmiechem. Ciepłym i szczerym. Skinęła głową i weszła do jadalni. Nadal miała na sobie sukienkę ode mnie, ale włożyła też buty i upięła wysoko włosy, odsłaniając kark.
    - Tak, ale jeśli potrzebujecie jeszcze chwili, to poczekam w salonie.
    Genevieve oderwała się ode mnie i musnęła mój policzek w pocałunku.
    - Niedługo wrócę i spróbujemy nadrobić te wszystkie lata.
    - Dobrze. Ja muszę znaleźć jeszcze pewnego diabła, mam nadzieję, że nie zajmie mi to dużo czasu. - Zerknąłem ponownie na moją narzeczoną, zastanawiając się, czym sobie zasłużyłem na taki śliczny uśmiech.
    - Diabła? - podchwyciła Genevieve, kiedy Sheila stanęła u jej boku.
    - Beliala. Podobno lubi jeść serca Panów.
    - Chyba nie pójdziesz sam? - Niepokój w głosie Sheili kazał mi się uśmiechnąć. Mina Genevieve nie była już tak pocieszająca.
    - Wyjaśnisz mi to?
    - Wezmę Varysa – uspokoiłem moją małą nimfę. - Jedna z moich służek okazała się nefilim i na polecenie owego Beliala postanowiła wyrwać mi serce w czasie snu. Gdyby nie Sheila, nie zdążyłbym się obudzić – wyjaśniłem siostrze.
    - Belial chciał cię zabić? Teraz to mówisz? Varys... Nadzorca? Dobry wybór, jednak... Belial to diabeł, Dorianie. Mogłabym iść z tobą...
    - Nie dasz się zabić, prawda? - zapytała cicho Sheila.
    - Oczywiście, że nie. - Spojrzałem na Sheilę. Martwiła się o mnie. Uśmiechnąłem się lekko. - Mnie nie tak łatwo zabić. Poradzę sobie – zwróciłem się do Genevieve – ale jeśli będę potrzebował pomocy, dam znać. Świetnie władasz bronią – przyznałem, przypominając sobie, jak wywijała mieczami.
    - Miałam wiele czasu na naukę. I wymagającego nauczyciela. Mogę stanąć u twego boku, bracie.
    Sheila pokręciła głową i chwyciła mnie za rękę.
    - Uważaj, dobrze? I ufaj Varysowi, on lepiej zna ten świat.
    Spojrzałem na jej drobną dłoń i pocałowałem lekko.
    - Dlatego go zabieram. Nie martw się, Sheilo. - Zerknąłem na Genie, nie puszczając dłoni nimfy. - Wiem i jeśli nie uda mi się go dziś dorwać, pewnie skorzystam z twojej pomocy.
    - Uważaj na siebie, nie mogę znów cię stracić – powiedziała Genevieve. Czułem jej zdecydowanie w każdym słowie. Moja siostra się zmieniła, była w niej siła i gotowość do walki o to, na czym jej zależało. Wciąż miała w sobie łagodność, ale ta oddawała pole determinacji. Sercu wojowniczki, którą podobno miała nie zostać.
    - Nie stracisz, przecież ci obiecałem. - Uśmiechnąłem się ciepło. Gdy została całkiem sama na tym świecie, nie miała wyboru. Nie mogła być tym, kim chciała, pozostała jej walka. Musiała zostać wojowniczką. I była w tym całkiem niezła.
    - Bo jak nie to skopię ci tyłek – zagroziła żartobliwie. Miałem nadzieję, że żartowała. Sheila natomiast ścisnęła moją dłoń. Spojrzałem w jej duże, teraz zatroskane oczy.
    - A ja mam nadzieję, że opatrywanie cię nie zostanie tradycją.
    - Nie zamierzam dziś zostać ranny, ale miło, że się o mnie troszczysz, moje pisklątko. - Po chwili wahania uległem pokusie i pocałowałem ją delikatnie w policzek. Dotyk jej skóry na moich ustach był tak przyjemny, jak sądziłem, a może nawet bardziej.
    Poczułem, jak drgnęła, gdy ją pocałowałem. Podniosła na mnie zdumiony wzrok, a potem dotknęła swojego policzka opuszkami palców. Rumieńce pojawiły się chwilę później, jakby i one były zawstydzone. Cofnęła się o krok.
    - Po prostu uważaj – szepnęła.
    - Dobrze. - Skinąłem głową, nie odrywając wzroku od jej ślicznej twarzyczki ozdobionej uroczymi rumieńcami.
    - Pora na nas. - Głos Genevieve przerwał moje myśli zmierzające w niebezpiecznym kierunku. Niemniej bardzo kuszącym. - I na ciebie, Romeo. Oczekuj jej wieczorem.
    - Do wieczora zatem. - Z błąkającym się na ustach uśmiechem obserwowałem, jak znikają, przenosząc się na tereny zamku Azazeala.
    Od razu posłałem po Varysa i wyjaśniłem mu, co zamierzam. Demon strachu po namyśle zaproponował, że zaprowadzi nas tam, gdzie z pewnością znajdziemy choć jednego sługę Beliala. Do baru dla demonów.
    Budynek mieścił się na obrzeżach niewielkiego miasteczka, wydawało mi się, że właśnie on jest celem naszej podróży, wokół widziałem tylko groby, o których pamięć już dawno odeszła. Oparłem stopę na marmurowej płycie i zerknąłem na rozpadający się kościół. Zawsze wydawało mi się, że poświęcona ziemia jest wroga demonom i istotom takim, jak ja, dlaczego więc Varys przyprowadził mnie właśnie tu? Pokręciłem głową na tę niedorzeczność.
    - Więc teraz demony bawią się na poświęconej ziemi?
    - Skąd, panie. Ta ziemia jest przeklęta, porzucona przez wszystkich wiernych. Nie ma tu Boga.
    Uniosłem brwi i jeszcze raz przyjrzałem się zdewastowanemu budynkowi strzeżonego przez posąg anioła o odłamanych skrzydłach. Istotnie nie wyglądało to na miejsce wiary.
    - Co to za przekleństwo?
    Varys zatrzymał się między nagrobkami i odwrócił w moją stronę, wyjmując ręce z kieszeni.
    - Pewien ksiądz zakochał się w miejscowej piękności, jednak święcenia nie pozwalały mu jej zdobyć. Mimo to jego obsesja na jej punkcie była tak wielka, że postanowił sprzeniewierzyć wszystko. Jeśli zauważyłeś, panie, kościół i, znajdujący się przy nim, cmentarz znajdują się na rozdrożu dróg, miejscu, gdzie najczęściej można wezwać diabła.
    Uśmiechnąłem się, głupota ludzka była niezrównana.
    - Zatem ksiądz wezwał demona.
    - Tak. Sprzedał swą duszę, by tylko dostać tę kobietę. Jednak zapomniał, czego uczono go na temat wolnej woli. Owszem, demon porwał dla niego kobietę i zbuntowany ksiądz ją posiadł, jednakże nawet demon nie mógł nakłonić jej do miłości. Kobieta nienawidziła księdza, a on nie mógł tego znieść, wtedy uznał, że skoro nie może jej mieć na tym świecie, będzie miał ją na innym. Zabił ją w tym kościele, wycinając jej serce podsuniętym przez demona sztyletem, a potem się powiesił. Nikt już tu nie wrócił.
    - Tchórzliwe istoty – podsumowałem, wypatrując oznak, że w tym miejscu mieści się bar, w którym bawią się demony.
    - Wierzą, że ta kobieta nawiedza to miejsce. I mają rację. - Varys uśmiechnął się ponuro. - Ona jest demonem, który prowadzi ten bar. - Tupnął w płytę nagrobną, która przesunęła się głośno szurając o marmur, ukazując naszym oczom schody prowadzące w ciemność. - Zapraszam.
    - Muszę przyznać, że nie brakuje wam pomysłów. - Zszedłem po schodach, rozglądając się z ciekawością.
    Tunel był ciasny i ciemny, o wysokich ścianach, sala na jego końcu prezentowała się podobnie, ale pełna była demonów. Dostrzegłem krew zdobiącą kamienne płyty, zarówno świeżą, jakby chwilę temu rozegrała się tam bitwa, jak i starą, zaschniętą, pamiętającą dawne rzezie. Nie dostrzegłem żadnych urządzeń elektrycznych, światło padało z wysoko umieszczonych kandelabrów. Muzyka dobiegała z niewielkiego podwyższenia w rogu sali, gdzie umiejscowił się zespół z atrakcyjną, delikatną blondynką na czele. Miała głos syreny.
    Zatrzymałem się przy kontuarze barowym. Był zrobiony z tego samego marmuru co nagrobki nad nami. Zatem demony mają poczucie humoru. Oparłem się, nie chcąc siadać i przyjrzałem zebranym gościom. Demony. Niektóre miały czerwone lub złociste oczy, inne rogi, jeszcze inne tatuaże pokrywające całe ciało. Zaintrygował mnie mężczyzna, którego ramiona i szyję zdobił oplatający go, wielobarwny wąż. To właśnie ten rysunek mnie zaciekawił. Poruszał się.
    - Coś podać, przystojniaku? - Kobieta za barem mrugnęła do mnie niebieskim okiem. Drugie, niemal białe, pozostało czujne. Uśmiechnąłem się nieznacznie.
    - Coś mocnego. Bardzo mocnego.
    Barmanka posłała mi szeroki uśmiech i postawiła przede mną niewielką szklankę, do której wlała coś jasnego, potem coś czerwonego, następnie kilka kropel z innej butelki, czymś posypała i podała mi do wypicia. Sięgnąłem po tak przygotowany napój i wypiłem jednym tchem. Najpierw poczułem ciekawe palenie w gardle, przypominające ogień, potem coś słodkiego. Podsunąłem kobiecie szklankę.
    - Jeszcze raz.
    Roześmiała się i zabrała za przygotowanie alkoholu. Rozejrzałem się za Varysem. Rozmawiał właśnie z dwoma demonami. Nie, nie rozmawiał. Wydobywał z nich informacje. Wpatrywali się w niego z przerażeniem, jeden coś tłumaczył, jakby chciał, by Varys jak najprędzej zostawił ich w spokoju, a drugi tylko kiwał głową. Chyba zabrakło mu języka w ustach.
    - Nie przyszedłeś tutaj topić smutków, prawda? - Barmanka podsunęła mi szklankę. - Raczej zdobyć informacje.
    Zlustrowałem kobietę wzrokiem. Była ładna, miała w sobie coś niezwykłego. I nie chodziło tylko o kolor oczu. Krótkie blond włosy, skręcone w gęste loki, sięgały do uszu, ale ta fryzura zdecydowanie jej pasowała. Obfity biust, uwydatniony jeszcze przez głęboki dekolt sukienki, kontrastował z bardzo szczupłą talią.
    - Ciekawy bar – stwierdziłem, nie przestając jej się przyglądać. - I wyśmienite napoje. - Wypiłem alkoholowy napój podobnie jak poprzedni. Barmanka oparła się o ladę, jeszcze bardziej uwydatniając swój biust i uśmiechnęła się przeciągle.
    - Ode mnie wszystko smakuje wyśmienicie – powiedziała, podpierając brodę dłonią.
    - Nie wątpię. - Również oparłem się o ladę. - Przychodzą tu demony ze wszystkich kręgów, prawda?
    - Nie tylko. Te bez kręgów również, ale takie zwykle się boją, gdyż nikt ich nie chroni.
    - A te, które służą innym upadłym? Na przykład Belialowi?
    Kobieta początkowo nie odpowiedziała. Sięgnęła po butelkę i zaczęła robić kolejny napój.
    - Również. - Zapełniła szklankę i podsunęła mi. - Na koszt firmy, przystojniaku.
    Uniosłem szklankę w geście podziękowania i wypiłem do dna.
    - Czy teraz są tutaj? - Powróciłem do wcześniejszej rozmowy. Zawahała się. W końcu posłała mi szeroki uśmiech.
    - Myślę, że twój przyjaciel już wszystko wie. Ale... - Przechyliła się w moją stronę i złapała za poły koszuli, przyciągając do siebie. Zanim się zorientowałem, wpiła się w moje usta. Smakowała czymś ostrym, mocnym i intensywnym. Trochę jak ten napój, który mi podawała, ale nie do końca. - Mizkun – wyszeptała mi do ucha, kiedy w końcu oderwała się od moich ust. Puściła mnie, mrugnęła swoim niebieskim okiem i odwróciła się w stronę butelek.
    - Panie?
    Zerknąłem na Varysa, który czekał na mnie, najwyraźniej dowiedziawszy się już wszystkiego.
    - Możemy iść – powiedziałem. Demon strachu skinął głową i zerknął ciekawie na barmankę, która nalewała właśnie alkohol do kilku szklanek.
    - Mamy już trop. Udamy się tam od razu? - zwrócił się do mnie, kierując się do wyjścia. Zrównałem się z nim.
    - Tak, oczywiście. Znasz demona o imieniu Mizkun?
    Varys zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na mnie.
    - Jest w kręgu Lucyfera, to demon amuletów. - Uśmiechnął się powoli, a w jego obliczu ujrzałem to, co przerażało inne demony. - Z przyjemnością odwiedzę starego „przyjaciela”. A demony, o których się dowiedziałem, wskażą nam, gdzie obecnie przebywa.
    - Zatem nie traćmy czasu – odparłem i chwilę później opuściliśmy bar dla demonów.
 
 
 

18 komentarzy:

  1. Bardzo dziękuję za rozdział i info. Mając tyle wieków za sobą, to danie Sheili tygodnia, raczej nie jest oznaką cierpliwości. A co do związku Genevieve i Azza, to pewnie się rozpadł z powodu jego niewierności. Inaczej z skąd by miał córkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorian nigdy nie był cierpliwy, a 4 tysiące lat przestał.
      Niewierny Azz^^. Tyle mogę powiedzieć, kiedy Azz poznał matkę Sheili, nie był z Genevieve.;)

      Usuń
  2. Nieładnie, nieładnie, proszę jakie to lokale Dorian odwiedza :P

    Przyznam, że spodziewałam się ostrzejszej wymiany zdań przy śniadaniu, jakoś łagodnie to przeszło :) Ale myślę, że u ojca już nie będzie tak spokojnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Varys go tam zaprowadził!:p
      Tatuś nie kocha Doriana w przeciwieństwie do Genie. :)

      Usuń
    2. Z pewnością nie wierzy w Doriana jak Genie ;) Będzie ciekawa jego reakcja :)
      A Dorian, biedny, nie słyszał o kamerkach! ;)

      Tak, tak, zwalmy na Varysa... :P

      Usuń
    3. Kamerkę miałby jej dać?^^

      Biedny Varys!

      Usuń
  3. to jak sie do siebie odnosili przy stole moze stworzyc wrazenie pewnej zazyłosci miedzy Dorianem i Sheila... ciekawe co ona powie na temat tego malzenstwa swojemu ojcu? dziekuje bardzo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewna zażyłość jest...;)
      Rozmowa z ojcem w następnym rozdziale. :)

      Usuń
  4. Dyskusje z siostrą i podróż wspólnie z Varysem - ale się dzieje. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. dziękuje za rozdział, Sheila przekonała Genvieve, oboje zachowują się poufale wobec siebie i Sheila mu ufa, a co do baru to chyba smakują mu teraźniejsze drinki, ciekawe czego dowiedzą się od sługi Baliala:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sheila trochę się przywiązała do Doriana, ale za cholerę mu nie ufa. ^^

      Usuń
  6. No cóż, Dorian nie jest zbyt cierpliwy. Tydzień na oswojenie się z myślą o rychłym małżeństwie to niezbyt wiele dla kobiety, która marzyła o prawdziwej miłości. Chociaż nie można odmówić Sheili i Dorianowi pewnej zażyłości, która między nimi się narodziła przez minione tygodnie. Może ten związek nie jest tym, czego oczekiwała nimfa, jednak Dorian też nie jest taki najgorszy, widać, że jest dla niej czuły i pragnie jej atencji. Może na początku chciał ją niecnie wykorzystać, a potem zabić, jednak sporo wody upłynęło od tamtego czasu i chyba sprawy dążą ku lepszemu, choć niekoniecznie to lepsze przyjdzie natychmiast. Nie wiem, czy teraz Dorian byłby w stanie skrzywdzić Sheilę. Fakt, ten ślub w pewnym sensie ją krzywdzi, jednak myślę, że przyniesie im w rezultacie dużo radości. Dziękuje za rozdział i info. Pozdrawiam Agnieszka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sheilę nie, jej bliskich, tj. ojca na przykład jego ułaskawienie nie obejmuje.

      Usuń
  7. Podoba mi się 😃 niech Dorian uwodzi Sheile! Jestem jak najbardziej za! Szczerze jak dla mnie Azzazel i Genevieve to.. Niezbyt udana para 😐 nie lubię tej barmanki. Dorian jest tylko Sheili i niech się od niego odwali xd

    OdpowiedzUsuń
  8. Azz i Genie nie są obecnie parą, ale nic nigdy nie wiadomo. ^^
    Barmanka nie wiedziała, że on zaręczony. I nie protestował!

    OdpowiedzUsuń
  9. Rzeczywiście nie protestował Dorian w barze na pocałunek demonicznej barmanki. Jak na razie plan Doriana działa. Nie ukrywam, że ciekawa będzie rozmowa córki i tatusia. Czekam niecierpliwie. Dziękuję za świetny rozdział i pozdrawiam cieplutko. Beata;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Barmanka wzięła go z zaskoczenia, a po fakcie już się nie opłaciło protestować^^

      Usuń