***Dorian***
Jedno
szybkie wbicie ostrza w serce. Tyle mnie dzieliło od śmierci. Jak mogłem nie
wyczuć obecności kogoś innego w pokoju? Być może dlatego, że zasnąłem po raz
pierwszy od momentu przebudzenia. W efekcie, miałem paskudną ranę, po której
zostanie blizna i ogromny dług wdzięczności wobec kobiety, którą planowałem
zabić. Po prostu cudownie.
Początkowo
nie byłem w stanie pojąć, czemu to zrobiła. Nie miała żadnej pewności, że okażę
jej wdzięczność i daruję życie. Mało tego, przejęła się moją raną i
sprawnie ją opatrzyła. Własną sukienką.
Zanotowałem,
żeby jutro dać jej nową. W zasadzie to powinna być tu gdzieś jakaś garderoba.
Jeśli nie, trzeba będzie się tym zająć.
Najdziwniejsze
było to, że Sheila nie krzyknęła odruchowo, bo zobaczyła kogoś ze sztyletem w
ręku. Wiedziała, co ta nefilim chce zrobić i nie pozwoliła jej na to. Dlaczego?
-
Nigdy nie uwolniłabym się od mojego sumienia, gdybym pozwoliła ci umrzeć. To
wbrew wszystkiemu, w co wierzę – powiedziała, opatrując mnie. Jednocześnie
przyznała, że nie każdego by uratowała.
Nakłoniłem
ją, by wzięła sztylet. Wybrał ją, a ona nigdy nie użyje go przeciwko mnie.
Nawet, gdy już zabiję Azazeala. Teraz byłem już tego pewien. Mogę ją uwolnić i
choć będzie mnie nienawidzić – o ile w ogóle zna takie pojęcie, bo czasem mi
się wydaje, że wręcz przeciwnie – to nie zechce się mścić.
Nie
żałowała tego, co zrobiła. Albo raczej, czego nie pozwoliła zrobić. Jej piękne
duże oczy patrzyły na mnie przyjaźnie, gdy zapewniała, że mogę jej zaufać.
Kiedy zapinała mi koszulę swoimi zwinnymi paluszkami, jedyne, o czym myślałem,
to objąć ją, przyciągnąć lekko i poczuć smak jej warg na swoich. Jeden krótki
pocałunek. By wreszcie przestać o tym myśleć, by się przekonać, jak smakuje
nimfa. Nie taka zwykła nimfa. Ta konkretna nimfa. Sheila.
Pokusa
była ogromna, szczególnie, gdy trzymała dłoń na moim policzku. Nie,
powiedziałem sobie, zanim zdążyłem to zrobić. Co bym osiągnął? Oprócz tego, że
bym ją wystraszył? Wcześniej chciałem, żeby się bała, tak było prościej, ale
teraz... Uratowała mi życie. Tak po prostu. Bo uznała, że powinna. Najwyraźniej
zupełnie nie rozumiała mojej natury, natury Panów, wszystko pojmując na swój
własny sposób. Więc zamiast ją pocałować, odsunąłem się niechętnie.
Nadal
nie miałem zamiaru wdawać się w romans z córką Azazeala, a pocałunek nie tylko
nie zgasiłby pragnienia, ale wręcz je podsycił. Lepiej trzymać się na dystans.
Dobrze, że mam silną wolę...
Wyszedłem
z pokoju, gdy drzwi do sypialni Sheili już się za nią zamknęły. Teraz musiałem
zająć się zamachowcami. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to Azazeal. Było to
najbardziej prawdopodobne. Szybko jednak wykluczyłem taką opcję. Gdyby
wiedział, kim jestem i gdzie mieszkam, raczej nie wysyłałby skrytobójcy z
zamiarem wbicia mi anielskiego sztyletu w serce. Sam by się tu pojawił. Chyba,
że od czterech tysięcy lat aż tak wiele się zmieniło.
Wezwałem
całą służbę oraz strażników. Kazałem im ustawić się w rzędzie. Przeszedłem dwa
razy, przyglądając się każdemu z nich. Wystraszeni, poubierani w wyraźnym
pośpiechu, wyglądali na całkiem nieświadomych. Tymczasem co najmniej jedna
osoba doskonale wiedziała, po co tu są. Miałem zamiar ją znaleźć.
Kogoś
brakowało. Przypomniałem sobie, co Sheila mówiła o Varysie. Nie było wśród
straży demona strachu.
-
Gdzie jest Varys? - spytałem jednego z demonów.
-
Nie wiemy, panie, nie wrócił na noc...
Zmarszczyłem
brwi. Uciekł? Na pewno nie. Nikt nie mógł przekroczyć granicy bez mojej wiedzy.
Jeśli się tu ukrywa, znajdę go szybko.
Nakazałem
wszystkim zejść do podziemi i zamknąłem ich w lochach. Najwyraźniej będę musiał
przesłuchiwać ich po kolei. Na koniec i tak trzeba będzie się wszystkich
pozbyć. Nie zaryzykuję, że kogoś pominąłem.
Najpierw
jednak odnajdę demona strachu. Skoro zniknął tuż przed zamachem – albo raczej
jego nieudanej próbie – z pewnością powie mi coś więcej. Zatrzymałem się na
dziedzińcu i skupiłem na jego esencji, tym co czyniło go demonem. To nie było
trudne, znalazłem go. Stajnia. Tam z pewnością ktoś był. Czyżby Varys ukrył się
w stajni...?
Pojawiłem
się tam i, ku mojemu zdziwieniu, ujrzałem poszukiwanego, na wpół zagrzebanego
wśród siana, starannie związanego i zakneblowanego. Zauważyłem też, że był
ranny – z głowy spływała mu krew. Podszedłem bliżej i jednym ruchem dłoni
sprawiłem, że więzy opadły, a knebel zniknął.
-
Panie. - Demon spojrzał na mnie i z trudem usiadł. Zamrugał, jakby dopiero co
się ocknął. Po czole spływała mu strużka krwi. Dotknął rany i zacisnął zęby.
Musiała być spora. Z pewnością dostał w głowę czymś ciężkim.
-
Kto cię tak urządził? - zapytałem spokojnie.
-
Suna i Marie – odpowiedział ponuro. - To zdrajcy. Planują zamach. Ona jest
nefilim, widziałem, jak trzymała sztylet... Chyba anielski.
Rozejrzałem
się. Ślady walki. Wgniecione siano. I rana, wyglądająca na dość poważną. Z
pewnością mogła pozbawić go przytomności. Varys mówił prawdę.
-
Nefilim nie żyje. Suna... to jeden ze strażników?
-
Tak, panie. - Chwycił się słupa podtrzymującego dach stajni i powoli dźwignął
się na nogi. - Nakryłem ich, wtedy Suna rzucił się na mnie. Zanim się
odwróciłem, oberwałem. Gdzie jest Suna? Myślę, że to on dostarczył jej sztylet.
- W
lochach. - Zerknąłem na niego. - Jesteś demonem strachu, prawda? To się
świetnie składa. Opatrz ranę, a potem idź do lochów. Dowiemy się, skąd mają
sztylet i czyje rozkazy wykonywali.
-
Oczywiście, panie. Z przyjemnością się nim zajmę. - Varys wyszedł ze stajni
lekko chwiejnym krokiem, a ja udałem się do lochów. Chętnie wysłucham, co ma do
powiedzenia zamachowiec, a na końcu z jeszcze większą chęcią go zabiję.
Przesłuchanie
było bardzo interesujące. Na początku demon trucizny sądził, że wytrzyma i nic
nie powie. Mógłbym torturować go godzinami, co mi zupełnie nie przeszkadzało.
Varys rozwiązał to w inny sposób. Podszedł do Suny na odległość góra dwóch
kroków i uśmiechnął się.
-
Czas porozmawiać, stary przyjacielu. Spraw mi tę satysfakcję i spójrz w moje
oczy. Spójrz i poznaj swoje grzechy i lęki.
Jeszcze
nim skończył mówić, jego twarz uległa zmianie. Oczy stały się bezdennie czarne,
kilka ciemnoszarych żyłek przebiegło po czole i policzkach, a za nimi podążyła
ciemność. Wyglądało tak, jakby jego twarz nagle pokryła się popiołem. Nie, nie
pokryła. Stała się nim, jakby trawił ją niewidzialny ogień. Ciało między
blizną, a ustami obsypało się, tworząc przerażający, groteskowy obraz. A potem
ciemność wypłynęła z jego oczu i Suna zaczął krzyczeć. Od lat nie słyszałem
takiego krzyku. Przez moją twarz przemknął uśmiech. Demon strachu był
niezawodny.
-
Kto wydał zlecenie? - spytałem. Varys odsunął się o krok, jego twarz powróciła
do normalnego wyglądu.
-
Belial – wyszeptał więzień, nie przestając drżeć. Zmarszczyłem brwi.
- Co
za Belial?
-
Jeden z upadłych – wyjaśnił Varys. - Kiedyś rządził Piekłem, ale Azazeal go
pokonał i przejął jego część, podobnie jak Lewiatana. Od tej pory się ukrywa.
- Co
chciał przez to osiągnąć?
-
Chciał zjeść twoje serce – wyjaśnił Suna z rezygnacją w głosie. Zamrugałem.
-
Moje serce? Też ma upodobania... - Zerknąłem na więźnia. Nie wyglądało, jakby ośmielił
się kłamać.
- Po
co mu serce Pana? - zapytał Varys. Więzień zawahał się, ale widząc jego wzrok,
pospieszył z udzieleniem odpowiedzi.
-
Wierzy, że dzięki temu będzie miał władzę nad demonami.
-
Przecież to jakaś bzdura. - Pokręciłem głową.
- Desperaci
wierzą w różne bzdury – mruknął demon strachu.
- A
więc sztylet należał do Beliala. Cennej broni się pozbył. Kto jeszcze wiedział
o spisku? - Spojrzałem na Sunę. Pokręcił głową.
-
Tylko ja i Marie.
Możliwe,
ale pewności nie miałem. Póki co, tylko jednego demona zdecydowany byłem
zatrzymać.
-
Chyba wszystko już wiemy. - Zerknąłem na Varysa. Skinął głową.
-
Tak, panie.
Wyciągnąłem
dłoń, ukierunkowując przepływ magii, z moich żył w ciało Suny i przez
najbliższy kwadrans oglądałem bardzo bolesną śmierć kogoś, kto ośmielił się
mnie zdradzić. Piękna, widowiskowa śmierć.
Po
wszystkim wyszliśmy z celi. Pozostało jeszcze wyczyścić resztę lochu. Odesłałem
Varysa, by zmienił opatrunek, który zaczął się już lekko czerwienić, a gdy
wyszedł, skupiłem w sobie całą moc. Rana na przedramieniu bolała piekielnie,
nie miałem więc w planach zabijać każdego z osobna. Dla odmiany pstryknąłem
palcami i niszczący płomień przemknął przez lochy, nie zostawiając ani jednej
żywej istoty, ani ciała, może tylko pojedyncze kupki popiołu. Lochy były puste,
a mnie od razu poprawił się nastrój.
Jedyny
minus był taki, że zostałem bez służby. Nie zamierzałem prosić Lucyfera czy
Samaela o kolejną. Sam ją sobie stworzę, postanowiłem. W tym celu udałem się do
zbiornika z wodą życia.
Woda
życia potrafiła uzdrawiać. W małych ilościach. Potem uzależniała i sprawiała,
że ten kto ją pił, nie mógł bez niej żyć; zabijała człowieczeństwo do tego
stopnia, że ludzie w końcu stawali się demonami. Woda ta była więc idealna do
tworzenia nowych gatunków tych istot. A z moimi umiejętnościami, nie musiałem
czekać ani robić tego z żyjących już stworzeń. Zastanawiałem się przez chwilę.
Najlepiej będzie zrobić ich z kamienia.
Uniosłem
dłonie, przywołując wszystkie najlepsze kamienie z okolicy. Potem zacząłem
tworzyć istoty, ich ciała ze wszystkimi szczegółami. Pięć kobiet i pięciu
mężczyzn. Kobiety będą pracować w domu, mężczyźni zostaną strażnikami.
Po
godzinie niemal padałem z wyczerpania. Ból w ręce mocno pulsował, ale gdybym
przerwał, nie byłbym w stanie podjąć się tego ponownie. Jutro zamierzałem
leczyć ranę, więc nie mogłem jej nadwyrężać, a pojutrze nie powinna już boleć.
Dlatego musiałem to zrobić dzisiaj.
W
końcu przede mną leżało dziesięć postaci. Resztą mocy pchnąłem ich w stronę
zbiornika. Gdy zanurzyły się w wodzie, oparłem się o ścianę budynku i stałem
przez chwilę, oddychając głęboko. Zebrawszy siły, pojawiłem się z powrotem w
swojej sypialni i opadłem na łóżko.
Wiedziałem
doskonale, że nie uda mi się zasnąć, ale odpoczynek mi się przyda. Przymknąłem
oczy i tak przeleżałem do rana.
O
świcie, czując się już znacznie lepiej, wstałem i wziąłem prysznic.
Przewiązałem ręcznikiem biodra i wyszedłem z pokoju, by przebrać się w świeże
rzeczy, gdy dobiegło mnie pukanie.
-
Proszę. - Wyczułem nimfę. Z pewnością była ciekawa, czego się dowiedziałem
przez noc.
Drzwi
się uchyliły i Sheila zajrzała do środka.
-
Mam nadzieję, że cię nie obudziłam... Chciałam sprawdzić, jak się czujesz.
-
Nie spałem. Brałem prysznic.- Zerknąłem na nią ciekawie. Nadal miała na sobie
podartą sukienkę. Jej wzrok przesunął się po moim ciele. Zarumieniła się uroczo
i spojrzała w bok.
-
Więc... Jak ramię? Pomyślałam, że może trzeba zmienić opatrunek...
-
Opatrunek... - Zerknąłem na przedramię. - Tak, chyba tak. - Przypomniałem
sobie, jak Varys wrócił z owiniętym czołem i skojarzyłem, gdzie mogą znajdować
się takie rzeczy. Machnąłem dłonią w stronę stolika, na którym pojawiło się
pudełko z owymi opatrunkami i innymi dziwnymi rzeczami. - O to chodziło?
Skinęła
głową i weszła, zamykając za sobą drzwi.
-
Usiądź. - Rozwinęła bandaż. - Martwiłam się – dodała cicho.
-
Moją raną? - Usiadłem i wyciągnąłem rękę. - To nic groźnego.
-
Mówiłeś, że ktoś zdradził. I poszedłeś tam ranny... - Przysiadła się i odwinęła
materiał z mojego ramienia. Wylała coś na watę i przyłożyła do rany.
-
Nonsens, nawet mimo rany demon nie byłby w stanie mnie pokonać. Pokojówce
pomagał jeden ze strażników, nazywał się Suna. Słyszałaś o Belialu? - Zerknąłem
na nią.
Skinęła
głową, wciąż delikatnie przemywając ranę.
- To
jeden z upadłych, kiedyś władał czwartą częścią Piekła. Zanim mój ojciec upadł.
- Sięgnęła po słoiczek z maścią i wtarła odrobinę w ranę. Najpierw zapiekło,
ale potem złagodziło ból. - Pamiętam Sunę. Spotkałam go w kuchni.
-
Dostarczył sztylet pokojówce, a ona miała za zadanie wyrwać mi serce. Ów Belial
ubzdurał sobie, że jak je zje, będzie mógł władać demonami – wyjaśniłem.
Poczułem przyjemny chłód na skórze.
Spojrzała
na mnie wielkimi, zdumionymi oczami.
-
Zje serce? To chore! I straszne...
- I
naiwne – uzupełniłem. - Ciekawe, kto mu takich bzdur naopowiadał...
- Co
zrobisz? - zapytała, pochylając się i dmuchając, by maść szybciej wyschła.
-
Znajdę go. Taka sytuacja już się nie powtórzy. - Spojrzałem na nią.
-
Myślisz, że spróbowałby ponownie? - Podniosła na mnie wzrok.
-
Oczywiście. Nie od razu i w inny sposób, ale z pewnością jeszcze spróbuje.
-
Więc trzeba temu zaradzić – stwierdziła, bandażując moje ramię. - Belial nie
jest niepokonany, ojcu już raz udało się strącić go z tronu. Gotowe – dodała,
chowając opatrunki.
-
Tak zamierzam. - Spojrzałem na rękę, potem na Sheilę i uśmiechnąłem się. - Nie
wiem, jak to zrobiłaś, ale boli dużo mniej. Co to za maści? Za moich czasów
rany okładało się ziołami...
- Te
maści również robi się z ziół, ale dodawane są też antybiotyki, które
znieczulają i zapobiegają zakażeniom. Pomoże, ale powinieneś odpocząć. I coś
zjeść. Jeśli chcesz mogę zejść do kuchni...
- To
dobry pomysł, nowa służba zjawi się dopiero za jakąś godzinę. Ale najpierw... -
Wstałem i zlustrowałem ją wzrokiem. Wpadłem na pomysł. Przypomniałem sobie
jedną sukienkę, którą widziałem w sklepie na wystawie. Była niebieska, z szarym
paskiem. Sięgałaby jej za kolana, miała też mały dekolt. Nie wiem, czemu
zwróciłem na nią uwagę, może dlatego, że była taka inna od pozostałych,
wiszących obok, nieprzyzwoicie krótkich, w jaskrawych kolorach? Niebieska z
pewnością będzie do niej pasować. Jeśli tylko nadal wisi w tamtym sklepie przy
szybie...
Rozłożyłem
ręce i po chwili zmaterializowała się w nich owa sukienka. Ciekawe, czy ktoś w
tej chwili na nią patrzył? Z pewnością czekałoby go niemałe zdziwienie.
Uśmiechnąłem się i podałem ją Sheili.
-
Załóż ją. Pasuje ci do oczu – zauważyłem. Zamrugała i pokręciła głową.
-
Nie musiałeś, mogę naprawić swoją...
Uniosłem
brwi.
- Ta
ci się nie podoba?
-
Jest śliczna. Dziękuję. - Spojrzała na mnie zmieszana. Skinąłem głową.
- W
takim razie przebierz się, ja coś na siebie włożę i widzimy się w kuchni.
Chętnie zobaczę, jak teraz przyrządza się potrawy.
Znów
spłonęła swoim uroczym rumieńcem, po czym wzięła sukienkę i pośpiesznie wyszła,
mrucząc kolejne podziękowania. Nałożyłem spodnie i koszulę, trochę dłużej
zeszło mi się z guzikami, ale wolałem nie kusić losu. Jeśli znów ich nie zapnę,
ona to zrobi. A silna wola też ma swoje granice...
Skończyłem
się ubierać i wyszedłem, kierując się do najbliższej kuchni. Zastałem Sheilę
mieszającą coś w misie. Obejrzała się, gdy wszedłem. Uśmiechnąłem się na jej
widok. Nie miałem wątpliwości, że wybrałem odpowiednią sukienkę.
-
Pasuje, prawda? Ładnie w niej wyglądasz – przyznałem szczerze. Pewnie nie
powinienem tak mówić, była w końcu moim więźniem, ale uratowała mi życie i
właśnie robiła śniadanie, więc co mi tam, pomyślałem.
-
Pasuje idealnie, dziękuję. Usiądź. - Machnęła ręką w stronę krzeseł. -
Pomyślałam, że zrobię naleśniki. Mam nadzieję, że lubisz. - Znów na mnie
zerknęła.
-
Przekonamy się. - Usiadłem przy stole.
Wylała
trochę ciasta na patelnię, podśpiewując cicho i wyjęła z szafki kolorowe
słoiczki. Przyglądałem jej się z zaciekawieniem. Zrzuciła ciasto na talerz i
zawinęła w nie pastę ze słoiczków. Powtórzyła to kilka razy i postawiła przede
mną talerz.
-
Smacznego. - Uśmiechnęła się ciepło i usiadła naprzeciwko.
-
Wzajemnie. - Miała naprawdę śliczny uśmiech. Zerknąłem na potrawę. - Więc to
jest naleśnik. Ładnie pachnie. Co jest w środku?
-
Dżem. A w tym tu czekolada. W tych zwiniętych jak rulonik jest masa z białego
sera. Spróbuj. - Posłała mi kolejny uśmiech i odkroiła kawałek swojego
naleśnika. - Chcesz mleko?
-
Lubię mleko. - Spróbowałem kęs potrawy. - Pyszne. - Zjadłem kolejny kawałek
naleśnika.
Tymczasem
Sheila wstała i wyjęła z lodówki karton mleka. Po chwili postawiła przede mną
szklankę.
-
Mleko pewnie jest trochę inne niż w twoich czasach, ale wciąż smaczne.
Upiłem
łyk, gdy wlała je do szklanki.
-
Zupełnie inne – stwierdziłem, sięgając po kolejnego naleśnika.
-
Ale zdrowsze. Dokładnie je badają, zwiększają datę przydatności i tak dalej.
Nie smakuje ci?
-
Może być. Ale smak ma inny. - Dokończyłem śniadanie. - Robisz świetne
naleśniki, Sheilo – przyznałem. - Za chwilę przyjdzie nowa służba, a ja wrócę
pewnie w porze obiadu. Pójdę wyleczyć ranę. - Zerknąłem na opatrunek.
Spojrzała
na mnie, potem na moje ramię. Wydawała się zmartwiona.
-
Wyleczyć? Jak?
Uśmiechnąłem
się tajemniczo. Właściwie to mogłem jej powiedzieć. Nie miałem zamiaru ukrywać,
kim jestem.
-
Lubisz smoki, pisklątko?
-
Smoki? - zdziwiła się i przeczesała dłonią włosy. - Masz na myśli bajki?
-
Żadne bajki. - Pokręciłem głową. - Takie prawdziwe smoki, ziejące ogniem,
ogromne, latające w przestworzach...
Jej
oczy stały się ogromne. Uśmiechnąłem się.
-
Znaczy, że... smoki istnieją?
-
Istniały. Teraz został tylko jeden. Świeżo wykopany. - Oparłem się wygodnie,
obserwując jej reakcję. Zamarła z widelcem w połowie drogi do ust. Jej
zaskoczenie było urocze. Nie dostrzegłem natomiast strachu.
-
Jesteś... smokiem?
-
Tak – przyznałem z uśmiechem. - Prawdziwym, ognistym smokiem.
Zmarszczyła
brwi i wydęła usta.
-
Nie wyglądasz na smoka.
Uśmiechnąłem
się.
-
Gdybyś zobaczyła mnie po przemianie, uciekłabyś z krzykiem. Jestem naprawdę
przerażający, a gdy źródło płomienia wewnątrz mnie wyrzuci część ognia,
wszystko, czego dosięgnie, płonie w błyskawicznym tempie. - Poczułem, jak ogarnia
mnie pragnienie przemiany. Już niedługo. - Ale najlepsze jest latanie –
kontynuowałem. - Nieporównywalne do niczego innego.
Prychnęła.
Ten dźwięk przypominał kichającego kociaka.
-
Wszyscy uważają, że będę się ich bać. Niby czego, skoro już cię poznałam? To
nadal ty.
- No
właśnie. Mówisz, że mnie poznałaś. - Popatrzyłem na nią uważnie. - Jaki więc
jestem według ciebie? - Byłem ciekaw, co odpowie. Z pewnością będzie szczera,
skoro już się mnie nie bała.
-
Złośliwy – odparowała bez namysłu. - Brutalny, nie znoszący odmowy, pewny
siebie, ale także uroczy, kiedy tego chcesz. A nawet troskliwy. Chociaż lubisz
obnosić się z tą mroczną częścią ciebie.
Uśmiechnąłem
się. No i jak tu jej nie lubić?
-
Mroczna strona to część mnie, pisklątko. Powstałem z ciemności. To moja natura,
tak jak twoją jest woda. Muszę przyznać, że podoba mi się twoja charakterystyka
mnie.
-
Tak cię widzę – odparła po chwili. - Najpierw myślałam, że to tylko żal po tym,
co ci zrobiono. Ale teraz widzę, że nie tylko. Jest w tobie coś mrocznego. I
powinnam się tego bać. Ale się nie boję.
Patrzyłem
na nią przez chwilę. O tak, powinna się bać. Jednak problem nie tkwił w tym, że
się nie bała. Raczej w tym, że nie chciałem, aby się bała. Już nie.
-
Zaczynasz to rozumieć – powiedziałem cicho. - Nie wiem, czy to dobrze, czy źle.
Może to bez znaczenia. Choć nie myślałem, że ktoś, kto nie posiada w sobie
mroku, może to choć w bardzo niewielkiej części zrozumieć. I nie bać się.
Uśmiechnęła
się i wstała od stołu.
-
Wujek Rafael powiedziałby, że to moje pokręcone geny. A może po prostu jestem
szaloną nimfą, która za długo przebywa z dala od swojego jeziora. - Mrugnęła do
mnie. - Albo po prostu wiem, że mnie nie skrzywdzisz.
-
Ciebie nie, szalona nimfo. - Uśmiechnąłem się. - Pora iść. - Również wstałem. -
Przemiana goi nawet takie rany. Tylko przy śmiertelnych nie pomoże, bo trudno
byłoby się wtedy zmienić.
-
Mam nadzieję, że pomoże – odparła, wkładając talerze do zalewu i odkręcając
wodę.
-
Zawsze pomaga. - Zerknąłem w stronę korytarza. - Chyba nowa służba już się
zjawiła. To dobrze.
Odstawiła
talerz i sięgnęła po szklanki, wystawiając je pod strumień wody. Zerknęła na
mnie przelotnie. W jej oczach widziałem troskę, ale także cień zainteresowania.
I życzliwości. W pewnych momentach przypominała mi siostrę, ale teraz... Nie
patrzyła jak zmartwiona Genie. Patrzyła... Inaczej. Jak Sheila. Mała, śliczna
nimfa z dużymi niebiesko-szarymi oczami.
-
Zwolniłeś całą służbę? Myślałam, że tylko Marie i Suna byli zdrajcami...
-
Nie będę ryzykował – odparłem. - Do zobaczenia w porze obiadowej.
Przygryzła
wargę i spuściła wzrok, chyba była czymś zasmucona. Skinęła mi głową.
- Do
zobaczenia – powiedziała cicho, pocierając oczy i wróciła do zmywania.
Cóż,
jej smutki to nie moja sprawa. Z pewnością ma sporo powodów do zmartwień.
Wyszedłem
i natknąłem się na Varysa. Nakazałem mu przeszkolić nową służbę. Tworząc ich,
przekazałem podstawowe informacje, ale nie znałem się jeszcze na wielu
nowoczesnych rzeczach, więc nadzorca będzie miał dziś sporo do zrobienia. Nie
wątpiłem, że sobie poradzi.
Tym
razem wybrałem inną polanę, podobną, lecz trochę większą, w otoczeniu gór. Nie
chciałem się zbyt wcześnie ujawnić, musiałem więc uważać.
Przemiana
była bolesna, ze względu na ranę, ale gdy byłem już zmieniony, ból zniknął.
Wzbiłem się w powietrze, czując ulgę i ogarniającą mnie moc. Byłem smokiem.
Byłem ogniem. Byłem szybki, ogromny i potężny.
Byłem Panem i nikt ani nic nie miało tyle siły, by mnie zatrzymać. Nadchodził dzień mojej zemsty. Za moją rasę, za stracony czas i przede wszystkim za moją siostrę. Genevieve.
Byłem Panem i nikt ani nic nie miało tyle siły, by mnie zatrzymać. Nadchodził dzień mojej zemsty. Za moją rasę, za stracony czas i przede wszystkim za moją siostrę. Genevieve.
Ooo, Sheila jest dalej naiwna, ale mimo wszystko Dorian nie chce jej zranić. Wie jaki ból by przezyła jakby się dowiedziała, że wszystkich zamordował.
OdpowiedzUsuńTak, Dorianowi zaczyna zależeć na Sheili, choć sam przed sobą się pewnie do tego nie przyznaje. Dobrze, że przynajmniej Varysa oszczędził :)
UsuńNiestety znowu rozdział został urwany w najciekawszym momencie, może w następnym będzie coś więcej o Dorianie-smoku ;)
Wie, co by przeżyła, ale to mu nie przeszkadza mordować.^^
UsuńA Varys jeszcze odegra ważną rolę. :)
Moim zdaniem Varys w powieści będzie odgrywał rolę zakochanego przyjaciela. Wszyscy wiemy, że nic z ich związku nie będzie, ale demon strachu jest zawsze taki gotów chronić Sheilę, że nie sposób go nie lubić.
UsuńNie zdradzimy czy będzie to rola zakochanego przyjaciela, ale możemy zapewnić, że będzie ją chronił. A teraz jest mu o tyle łatwiej, że Dorian, któremu przyciągał lojalność, nie chce już jej zabić. :)
Usuńdziekuje za nowy fragment, a jednak powoli , powoli dostaje sie do niego nasza nimfa , juz mówi ze jej nie skrzywdzi, juz zaczyna dostrzegac w niej kobiete..:)
OdpowiedzUsuńWitaj Luisia:) Tak, powoli, pomalutku, ale skutecznie;) Kto wie, co przyniesie przyszłość:D
UsuńSheila chyba sie zmartwiła ze "zwolnił" także Varysa :) a tak swoja drogą to jest nadal naiwna ze eszcze sie nie domyslila co on tak naprawde zrobił z tymi wszystkimi osobami... jak zwykle swietnie sie czytało :D dziekuje bardzo
OdpowiedzUsuńWitaj Breraf:) Sheila ma dobre serduszko, we wszystkim potrafi dostrzec dobro, więc myśli innymi kategoriami niż Dorian;) Dlatego nie przyszło jej do głowy, że on mógłby ich po prostu pozabijać^^
UsuńPrzybyłam tu wiedziona przez uwielbienie dla Waszego literackiego talentu. Poprzedniego rozdziału nie komentowałam na tymczasowym chomiku Ailes, bo sprawa miała się wkrótce wyjaśnić. Rozdział XIV jak można było się spodziewać wciągający i tylko jedna uwaga. Nie wiem czy mogę sobie pozwalać na tak każący miecz krytyki, ale w sumie przecież chcę dobrze. Chodzi o sytuację, kiedy Marie ma zamiar skrytobójczo zabić Doriana. Akcja w tym momencie wydała mi się dość ograniczona. Wszystko za szybko się potoczyło, było zbyt mało emocji. Bo przecież Marie unosiła jakiś anielski puginał nad naszym bohaterem, który nieświadom grożącego mu niebezpieczeństwa, tkwił beztrosko w objęciach snu. Dobra, na tym koniec uwag do rozdziału poprzedniego. Teraz czas na najnowszy- wydaje mi się, że Sheila jest takim naiwnym i niewinnym dziewczęciem. Nie wiem czy to źle. Pewnie to powinno równoważyć złe przymioty Doriana, który już po tych kilkudziesięciu stronach powieści nie wydaje się taki srogi, złowrogi i majestatyczny. Nie mogę się doczekać, kiedy dowie się, że jego ukochana siostra, za którą pragnie przelewać krew i gruchotać kości nędznych szubrawców i demonicznych nikczemników, ma się całkiem nieźle, wiodąc jakże wspaniały żywot u boku ojca nimfy. To dopiero będzie ambaras :) Burdy, chryje i liczne zatargi gwarantowane, kiedy spotkają się te dwie zwaśnione persony, pałające do siebie wprost astronomiczną nienawiścią. Dzięki za poinformowanie mnie, gdzie dalej mogę śledzić losy bohaterów. Pozdrawiam i dziękuję. Agnieszka
OdpowiedzUsuńAch, i jeszcze chciałam odwołać się do Waszego doświadczenia w pewnej arcyciekawej sprawie. Mianowicie zastanawia mnie, czy można spłonąć uroczym rumieńcem. W wielu książkach jest to powielane, ale z mojej autopsji wynika, iż to niewykonalne. To wprost woła o pomstę do nieba! Dlaczego moje rumieńce nie są równie urocze, co książkowych bohaterek? Oczywiście nie zarzucam tu nic nikomu i nie sugeruję, że to niewykonalne. Może po prostu powinnam poćwiczyć przyciągające męskie spojrzenia kraśnięcia. :)
UsuńPo pierwsze bardzo nas cieszy, że nadal z nami jesteś. :) Krytykę znosimy dobrze, zwłaszcza jeśli jest konstruktywna i pomaga nam się rozwijać. Weźmiemy pod uwagę Twoje słowa i przejrzymy jeszcze raz rozdział przed ostatnim składaniem tekstu.
UsuńCo do Sheili masz rację, jest naiwna, a to dlatego, że mierzy świat własną miarą. Ale jeszcze wiele przed nią, więc ma szansę wydorośleć.
Rumieńce... no ja się też uroczo nie rumienię, ale wyjaśnię to tak. To subiektywna ocena Doriana, któremu podoba się Sheila i jej niewinność.
Jeśli uda Ci się to wyćwiczyć, to koniecznie daj znać. :)
Myślę, że zdecydowanie ciężej jest wykreować dobrą kobiecą postać. Najczęściej damskie bohaterki są zatrważająco zniewieściałe, albo zbyt harde i buntownicze. Wiele autorów zmaga się z tym problemem, szczególnie pisarze fantasy. Nikt nie chce przecież szufladkować kobiecych postaci, jednak w książkach najczęściej występują pod 3 postaciami- mężnej wojowniczki, powabnej kusicielki lub delikatnej jak mimoza dziewoi, którą wciąż trzeba ochraniać przed nawet najmniejszymi niebezpieczeństwami. Szczerze powiedziawszy, nie wiem czy mam jakąś ulubioną bohaterkę. Bohaterów owszem, nawet kilku, wyróżniających się poczuciem humoru, odwagą, pomysłowością, sarkazmem, ale bohaterki? Fakt, znajdzie się kilka, które darzę pewną sympatią, ale raczej ze względu na samą powieść, niż ich osobiste przymioty. Dla mnie jedną z wyróżniających się postaci przyrodzenia niewieściego ze współczesnej literatury młodzieżowej jest Penryn z Angelfall. Lubię ją za humor i wojowniczość. Nieźle się uśmiałam przy czytaniu jej wypowiedzi. A co do Waszej powieści- mam po prostu nadzieję, że w przyszłości nasza mała, słodka nimfa trochę zawojuje, ale nie tak by zatracić swój niewątpliwy urok. Przyda jej się od czasu do czasu powiedzieć stanowcze i złowróżbne "nie". :) A jeśli chodzi o urocze rumieńce, to wątpię, żebym opanowała arkana tak trudnej sztuki. Jest to chyba wyższy poziom kobiecości, niedostępny dla nas, zwykłych śmiertelniczek z tego padołu.
UsuńNie moge się nie zgodzić, sama mam wielu ulubionych bohaterów, a bohaterki. No są takie, które bardzo lubię, zwykle jednak nie wywierają takiego wrażenia jak postaci męskie. Angelfall czytałam i bardzo lubię, sama główna bohaterka również wzbudza sympatię, choć moją ulubioną nie jest. Uwielbiam za to Stephanie Plum z książek Evanovich albo Daenerys z Gry o tron.
UsuńSheila się zmieni. Musi - siłą rzeczy, jeśli chce przetrwać. Te zmiany nastąpią powoli, ale mam nadzieję, że efekt końcowy Ci się spodoba. :)
Słodka jest Sheila, gdy nawet przez myśl jej nie przechodzi, że Dorian wszystkich pozabijał... Ale i on jest coraz bardziej opiekuńczy do niej... ;) Myślę, że Sheila nie miałaby tak dobrej jego wizji, jakby jej powiedział jak "zwolnił" służbę :)
OdpowiedzUsuńJej wizja zdecydowanie by się zmieniła^^ Ale ona nie pytała, a on wolał się tym nie chwalić:D
UsuńRaczej nie chce jej straszyć ;) A tak jakby w sumie mała niewolnica powinna być zastraszona, prawda? ;) A tu ma swoją wodę, ochronę, pozycję Głównej Zapinaczki Guzików i Informatorki o Nowoczesnych Sprzętach ;)
UsuńNiewolnica tak, dlatego do tej pory się nie krępował^^
UsuńCiekawe posady jej się trafiły:D
Ale o dziwo zaczął, czyż nie? :P
UsuńPrawda? Zapomniałam jeszcze o pozycji bibliotekarki :D Ciekawe jakie będą kolejne? ;)
Bądź co bądź, uratowała mu życie;)
UsuńPod koniec tej części będzie jeszcze jedna ważna pozycja, może Cię zaskoczymy;p
A ile będzie części, a w obecnej rozdziałów? :)
UsuńZazwyczaj mnie zaskakujecie ;)
Jeszcze dwa lub trzy rozdziały do końca, zależy, czy ostatni podzielimy, bo jest długi. A wszystkich części będzie trzy;)
UsuńOoo, a będzie jakaś przerwa między pierwszą a drugą czy mniej więcej jak do tej pory między rozdziałami? :)
UsuńBędzie przerwa, bo nie skończymy drugiej części tak szybko, ale postaramy się, żeby była jak najkrótsza.:)
UsuńSzczęście że Varys nie został spalony tak "na wszelki wypadek"! Xd Świetny rozdział
OdpowiedzUsuńDzięki:) Jakoś mu się udało uniknąć takiego losu;p
UsuńBardzo dziękuję za rozdział i poproszę info o następnym. Jestem ciekawa na jak długo starczy Dorianowi silnej woli. Za plus można uznać, że nie powiedział Jej, że całą służbę zabił, żeby jej nie denerwować. Dobrze chociaż, że nie pozbył się Varysa.
OdpowiedzUsuńWitaj Moniko:) Dorian uznał, że lepiej przemilczeć tę kwestię;) Widzę, że chyba każdy lubi Varysa:D
UsuńOczywiście, że będziemy Cię informować o kolejnych rozdziałach, następny już w weekend;) Pozdrawiam:)
Cieszę się, że Varys nie okazał się zdrajcą i przeżył. Dorian rzeczywiście jest złośliwy, momentami okrutny, ale też opiekuńczy i wyrozumiały. Sheila ma dobre serce, ale pewnie i ona zdaje sobie sprawę, że służba była i się zmieniła... Dziękuję za kolejne fragmenty Doriana i możliwość przeczytania ich. Pozdrawiam cieplutko. Beata;)
OdpowiedzUsuńWitaj Beato:) Widzę, że podobnie jak Sheila, dostrzegasz nie tylko wady, ale i zalety Doriana;) Owszem, mała nimfa zdaje sobie z tego sprawę, ale myśli, że poprzednią służbę po prostu odesłał, a nie zabił:p Również pozdrawiamy:)
Usuń