***Sheila***
Oparłam się o ścianę i potarłam oczy,
powstrzymując łzy. On go zabije. Nie okaże litości, nieważne, co zrobię i
powiem. Gdybym tylko mogła coś na to poradzić... Nie kłamałam, zrobiłabym
wszystko, byle tylko zmienił zdanie. By ocalić ojca... Miał swoje wady, był
diabłem, ale nie był zły. Nie zasługiwał na los, jaki szykował mu Dorian.
Pan był potężny. I wściekły. Ale
tata również wiele umiał. Walczył już z Panami. Walczył w Piekle. Walczył
niemal przez całe życie. Wiedziałam, że się nie podda. Miał szansę wygrać. Ale
Dorian miał mnie... Czy to naprawdę zwiększy jego szanse?
Jedno było pewne. Któryś z nich zginie. A ja nie chciałam oglądać ciała żadnego z nich. Kochałam ojca, a Doriana było mi zwyczajnie żal. Przeżył tak wiele złego, zbyt wiele.
Znów potarłam oczy i ciaśniej otuliłam się swetrem. Przeszło mi przez myśl, że powinnam go zostawić. Skoro ten gest o niczym nie świadczył... Mogłabym skryć się w jeziorze. Tam nie czułabym zimna. Nie czułabym prawie nic, gdybym stała się wodą.
Jedno było pewne. Któryś z nich zginie. A ja nie chciałam oglądać ciała żadnego z nich. Kochałam ojca, a Doriana było mi zwyczajnie żal. Przeżył tak wiele złego, zbyt wiele.
Znów potarłam oczy i ciaśniej otuliłam się swetrem. Przeszło mi przez myśl, że powinnam go zostawić. Skoro ten gest o niczym nie świadczył... Mogłabym skryć się w jeziorze. Tam nie czułabym zimna. Nie czułabym prawie nic, gdybym stała się wodą.
Nie. Nie będę uciekać, powiedziałam
sobie. Muszę skończyć pracę w bibliotece. Chociaż tyle. Mając pod ręką te
wszystkie książki, myślałam o Genevieve. Ona również pracowałaby, póki nie
byłaby zadowolona. To chyba ostatnie, co mogłam zrobić... Prawdę mówiąc,
sądziłam, że dziś zginę. Gdy go zobaczyłam... Byłam pewna, że to już koniec. Po
wcześniejszej rozmowie właśnie takie wysunęłam wnioski. Chciałam się nawet
pożegnać. Z Varysem i Marie. Ale nie miałam odwagi i ostatecznie nie
powiedziałam nic. Ślęczałam w bibliotece. Nadal miałam szansę znaleźć Varysa...
To pewnie byłoby bardzo
niezręczne. Służył Dorianowi. Tak, to zły pomysł. Lepiej zrobię, jeśli wrócę do
biblioteki. Podjąwszy decyzję, ruszyłam pustym korytarzem. Zabrałam sweter. Nie
wiem dlaczego.
Kiedy poświęcić się konkretnemu
zajęciu, czas mija niespodziewanie szybko. Tak właśnie było ze mną. Notowałam,
układałam, wycierałam. Metodycznie, książka po książce, regał po regale. Póki
nie skończyłam. Efekt był oszałamiający, moje zmęczenie również. Wypiłam pół
dzbanka wody i rozejrzałam się z zadowoleniem. Oto moja praca. Genevieve byłaby
dumna.
Tylko nie płacz, upomniałam się. Nie
trać wody. Niedługo może ci już nie być tak wygodnie.
Oparłam ramiona o biurko. Chciało mi
się spać. Mogłabym usnąć nawet tu, na krześle. Westchnęłam cicho, znów
pocierając oczy. Ze zmęczenia, nie żalu. Wcale nie chciałam płakać.
Że po policzkach płyną mi łzy,
zorientowałam się dopiero w połowie drogi do pokoju. Szybko osuszyłam oczy. Nie
chciałam, by on je zobaczył. Wzięłam kilka głębokich wdechów i ruszyłam dalej.
Marzyłam, by paść na łóżko i odpłynąć do krainy snów.
Drzwi były otwarte i to kazało mi
się zatrzymać. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to pokój Doriana, nie mój.
Nie śpi? Świetnie, oddam mu sweter i każę się nim wypchać. Podeszłam raźnym
krokiem i zajrzałam do sypialni. Nie miałam racji. Dorian spał. Nad nim stała
Marie i unosiła wysoko sztylet. Poczułam, że krew odpływa mi z twarzy.
- Marie! - syknęłam, obwieszczając
swoją obecność. Ona oszalała, nie widziałam innego wyjścia. - Marie, odłóż to.
Zerknęła na mnie w popłochu. Nie
podeszłam, nie chciałam jej wystraszyć. Zamiast tego wyciągnęłam dłoń.
- Daj mi to, Marie. Nie chcesz tego
zrobić.
Pokręciła głową.
- Nie chcę? To potwór, Sheilo. Albo
on, albo my.
Skrzywiłam się. Już słyszałam to
rozumowanie. Nie podobało mi się.
- Nie. Zawsze jest wyjście.
Spojrzała na mnie jak na wariatkę.
Niedobrze.
- Inne wyjście? Robię to dla nas.
Będziemy wolne, Sheilo. Inaczej ja utknę tu, a ty umrzesz.
Pewnie tak, jednak myśl, że miałabym
żyć kosztem cudzego życia była niedorzeczna. Uratować się, zabijając jego? Nie.
Pomyślałam o ojcu. On też by żył. Gdybym pozwoliła Marie... Ale to było złe.
Nie tak miało być. Ja taka nie byłam. Musiałam go uratować. Pokazać mu, że nie
każdy jest jego wrogiem. Choćbym miała potem zginąć z jego ręki.
- Pomogę ci uciec, obiecuję. Tylko
oddaj mi ten sztylet.
Uśmiechnęła się. A potem uniosła
ostrze, by zadać cios. Powinnam była coś zrobić, ale jedyne, co przyszło mi do
głowy, to krzyk. Zatem zaczęłam krzyczeć.
Wtedy, jakby mnie usłyszał, otworzył
oczy i odruchowo zasłonił się ręką. Ostrze zagłębiło się w jego przedramię.
Marie szybko je wyrwała, ale nie udało jej się ponownie zadać ciosu. Dorian
wyciągnął drugą rękę przed siebie i dziewczyna uderzyła plecami o ścianę,
zapłonęła ogniem jak żywa pochodnia i spaliła się w następnej sekundzie.
Została tylko spora kupka prochu na podłodze.
Patrzyłam na nią, wciąż będąc w
szoku, ale potem dostrzegłam zakrwawiony sztylet i przypomniałam sobie o ranie
Doriana. Podbiegłam do niego bez zastanowienia.
- O mój Boże! Przepraszam! Powinnam
była ją jakoś zatrzymać... Mocno cię zraniła? - Chwyciłam go za ramię i
przyjrzałam się ranie.
Przez chwilę się nie odzywał,
patrząc to na ranę, to na mnie.
- Krzyknęłaś – powiedział w końcu
cicho.
- Wystraszyłam się. To głupia
reakcja obronna. Przepraszam. - Rozejrzałam się. - Masz tu bandaże? I coś na
gojenie ran?
- Krzyknęłaś i się obudziłem.
Inaczej by mnie zabiła. - Spojrzał na mnie. - To anielski sztylet. Tylko tym
można nas zabić. Uratowałaś mi życie, Sheilo. - W jego głosie wyraźnie słychać
było zdumienie.
- Ale jesteś ranny – uświadomiłam
mu. Nie udało mi się oszczędzić mu bólu.
- Ale nie śmiertelnie. - Zerknął
przelotnie na rękę. - Zagoi się, zostanie tylko blizna.
Wstałam i podeszłam do stolika.
Oderwałam kawałek sukienki i namoczyłam materiał w wodzie z dzbanka. Potem
usiadłam przy Dorianie i delikatnie dotknęłam rany.
- Mów, jeśli zaboli.
Wciąż na mnie patrzył, nie zwracając
uwagi na to, co robiłam. Długo milczał, jakby próbując przetrawić to, co przed
chwilą zaszło.
- Nie rozumiem – odezwał się w
końcu. - Mogłaś być wolna, twój ojciec by żył, a na świecie byłoby o jedną
bestię mniej, wystarczyło... nie krzyczeć. Dlaczego to zrobiłaś, Sheilo?
- Wolna? Nigdy nie uwolniłabym się
od mojego sumienia, gdybym pozwoliła ci umrzeć. To wbrew wszystkiemu, w co
wierzę. - Przemyłam ranę i przyłożyłam opatrunek.
- Każdego byś tak ratowała? Lucyfera
albo Samaela też?
- Nie wiem... - Zawahałam się. - Oni
są źli... Powinnam, ale... Nie wiem. Przerażają mnie.
Przez jego twarz przebiegł lekki
uśmiech, ale zaraz spoważniał. Dotknął delikatnie mojej dłoni i spojrzał mi w
oczy.
- Dziękuję, Sheilo.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Uśmiechnęłam się.
Zerknął na obandażowaną ranę i też
się uśmiechnął.
- I za opatrunek. - Wstał i podszedł
do miejsca, gdzie zginęła Marie. Kucnął tuż przy sztylecie. - Czemu chciała
mnie zabić?
- Chyba się bała. Mówiła, że chce
być wolna. - Westchnęłam ze smutkiem. Biedna Marie, absolutnie się pogubiła. -
Próbowałam ją przekonać, że znajdzie się inny sposób... Myślałam, że ją znam.
- Chodziło o coś więcej niż tylko
wolność. - Wskazał na sztylet. - Była nefilim. Tylko ktoś, kto ma w sobie krew
anioła, może dotykać anielskiej broni. Ponieważ nie wychodziła, ktoś inny
musiał ją dostarczyć. A więc nie działała sama. Myślę, że zrobiła to na czyjeś
polecenie.
- Ale czyje? To bez sensu, po co
ktoś miałby chcieć twojej śmierci? - Podeszłam i schyliłam się po sztylet.
Zalśnił, gdy go dotknęłam, poczułam, jakby dotknął mojej duszy i zostawił we
mnie swoją część. Nie lśnił, gdy
trzymała go Marie. Zdumiona spojrzałam na Doriana. - Co to było?
Uśmiechnął się.
- To chyba znak, że powinnaś go
zatrzymać.
- Ja? Powinieneś go schować. Albo
zniszczyć...
Nie chciałam broni. Nie umiałam się
z nią obchodzić. Nie miałam zamiaru. A jednocześnie czułam, że jest mój. Że
mnie wybrał. Pokręciłam głową. Niedorzeczne.
- Nawet nie wezmę go do ręki. Nie
powinnaś odrzucać broni, która błyszczy, gdy jej dotkniesz. Zatrzymaj go,
Sheilo. - Wstał i usiadł na łóżku.
Po chwili wahania, usiadłam obok
niego. Martwiłam się jego raną, wiedziałam, że jest głęboka.
- Boli?
Wzruszył ramionami.
- Musi boleć, ale w końcu się zagoi.
- Zerknął na mnie. - Chyba zniszczyłaś sobie sukienkę.
Zerknęłam na sukienkę i z kolei ja
wzruszyłam ramionami.
- To tylko sukienka. Naprawię ją.
Skinął głową i przez chwilę patrzył
na mnie w milczeniu.
- Jak będzie już po wszystkim,
uwolnię cię.
Zamrugałam. Naprawdę to powiedział?
Nie zabije mnie? Ale... po wszystkim... Nadal chciał zemsty. Odwróciłam wzrok.
Marne pocieszenie.
- Nie dlatego cię ratowałam –
zaprotestowałam. I wtedy mój wzrok padł na jego pierś. Jak to możliwe, że
wcześniej nie zauważyłam, jak mało miał na sobie? Zarumieniłam się. Miał ładne
ciało. Szczupłe, ale umięśnione. Blizna wcale go nie szpeciła.
- Wiem. Zrobiłaś to, bo jesteś inna
niż wszyscy. Wyjątkowa. Moja siostra też była inna. Czasem czuła się dziwnie
wśród swojej rasy, miała inne poglądy na wiele rzeczy. I to właśnie czyniło ją
tak wyjątkową. Ona... - Przerwał na chwilę i odwrócił wzrok. - Ona umarła, ale
ty nie musisz, Sheilo. - Ponownie na mnie spojrzał.
- Czasem jeszcze trudniej jest
żyć... - Pomyślałam o Genevieve i jej podróżach. Bolało ją, ale nigdy nie
dowiedziałam się co. - Ale doceniam to, Dorianie.
Popatrzył na mnie przez chwilę, po
czym wstał.
- Będę musiał jeszcze dziś
przesłuchać i wymienić służbę. Wolę nie ryzykować, że wspólnik tej służki
zechce dokończyć jej dzieło. - Założył spodnie i sięgnął po koszulę.
- Mogę ci jakoś pomóc? - zapytałam,
starając się nie patrzeć, jak się ubiera. Uśmiechnął się lekko i pokręcił
głową.
- Nie, pisklątko, idź już spać,
późno jest. - Założył koszulę i westchnął przy guzikach.
Spojrzałam na niego i wstałam.
Zatrzymałam się o krok od niego i zapięłam kolejno wszystkie guziki.
- Uważaj na siebie. Niech Varys ci
pomoże. Wiem, że można mu ufać.
- Możliwe, ale teraz nikomu wolę nie
ufać. - Przesunął wzrokiem po mojej twarzy i zatrzymał się na rękach. - Masz
zręczne dłonie.
Uśmiechnęłam się ciepło i dotknęłam
jego policzka.
- To proste, nauczysz się. I... mnie
możesz ufać.
Zamrugał zaskoczony, po czym położył
swoją dłoń na mojej. - Masz za dobre serduszko, mała, śliczna nimfo. - Ścisnął
leciutko moją dłoń i zdjął ją z policzka, nie puszczając. - Powinnaś już iść
spać, naprawdę. - Przesunął wzrokiem po mojej twarzy i puścił moją rękę.
Śliczna? Zamrugałam. Uważał, że
jestem śliczna? Poczułam rumieniec wpływający na policzki. Skinęłam głową i
ruszyłam do drzwi.
- Spokojnej nocy. I, Dorianie?
Cieszę się, że żyjesz.
Uśmiechnął się szeroko.
- Tu się z tobą zgodzę, pisklątko.
Spojrzałam na niego i uświadomiłam
sobie, że takiego widzę go po raz pierwszy. Mogłabym go polubić. Nie. Lubiłam
go. Mimo jego wad. Nie był bestią i nie był stracony. Uznałam, że warto o niego
walczyć.
- Więc rozwiąż tę zagadkę.
- Z pewnością znajdę winnego.
Dobranoc, Sheilo. - Oparł się przy drzwiach i patrzył, gdy wychodziłam.
Ten wzrok przyprawił mnie o dreszcze
i nie byłam pewna, czy mi się to podoba. Szepnęłam dobranoc i poszłam do
swojego pokoju, dziękując bogince, że praca w bibliotece nie pozwoliła mi
wcześniej zasnąć.
Kiedy weszłam do pokoju, wiedziałam,
że nie zmrużę oka. Za bardzo się martwiłam. Może kontakty między mną, a
Dorianem nie były zbyt przyjazne, ale bałam się o niego. Wciąż widziałam w nim
dobro i chciałam je wydobyć. Chciałam pomóc. Tymczasem zostałam odesłana do
pokoju, podczas gdy on miał stawić czoła zdrajcom. Ranny.
Pomyślałam o Varysie. Powinnam do
niego pójść? Poprosić o pomoc? Nie był wplątany w spisek, czułam to,
wiedziałam. Nie zdradziłby. Dorian potrzebował pomocy, ale nie chciał jej
przyjąć. Nie ufał nikomu. Gdybym poprosiła o pomoc za niego... Wściekłby się.
Uważał przecież, że nikogo nie potrzebuje. Nieprawda. Każdy kogoś potrzebuje.
Mogę być tym, kogo
potrzebujesz, Dorianie. Zaufaj mi.
Zganiłam się za głupie myśli. Ja mam
być tym, czego on potrzebuje? To niedorzeczne. Nimfa ma pomóc Panu? Jak? Nie
mogłam zrobić nic, z czym by sobie nie poradził. Poza kontrolą wody i
zapinaniem guzików. Skrzywiłam się. Tak, oto do czego się nadawałam, do
zapinania guzików. Brawo, Sheilo, to dopiero osiągnięcie. Możesz być z siebie
dumna. Nic dziwnego, że chciał zrobić ze mnie niewolnicę. Tak mu pomogłam, że
został ranny...
Dopiero, gdy usiadłam, zobaczyłam to
pudełko. Nieduże, niebieskie pudełko, które leżało na moim łóżku. Wyciągnęłam
rękę, dotykając faktury. Do wieczka przyklejona była karteczka. Oderwałam ją.
"Na wypadek
kolejnych spacerów. V."
V. Varys. Uśmiechnęłam się i
otworzyłam je. W środku znajdowały się śliczne białe pantofle na małym obcasiku.
Dotknęłam ich, przesunęłam palcami, wreszcie wyjęłam. Naprawdę ładne,
pomyślałam. Zdobiły je delikatne, małe różyczki. Przymierzyłam je, leżały
idealnie. Wstałam i przeszłam się po pokoju. Naprawdę były idealne. Miękkie,
wygodne, dopasowane.
Będę musiała mu podziękować. Nie
tylko o mnie pomyślał, ale idealnie trafił zarówno w mój gust, jak i wygodę.
Obróciłam się, testując ich możliwości, a moja sukienka zafalowała, unosząc się
lekko. Rozdarcie było dość duże, wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Oczywiście
nie było to problemem, sukienkę stworzyłam z wody i woda pomoże mi ją naprawić.
Problemem był Dorian, którego opatrzyłam właśnie skrawkiem sukienki. Wciąż nie
mogłam przestać o nim myśleć. Był ranny. Przecież jeśli naprawdę to był spisek,
mogą wykorzystać jego słabość. Zamknęłam oczy. Co robić, co powinnam zrobić?
Przesunęłam dłonią po ostrzu
sztyletu, który zalśnił nieznacznie w kontakcie z moją skórą. Przygryzłam
wargę. To prawda, należał do mnie. Wybrał mnie i w jakiś sposób stanowiliśmy
teraz jedno. Anielskie ostrze i nimfa, która potrafi posługiwać się jedynie
nożem. W trakcie obiadu. Mimo to ciekawiło mnie, na czym polega owo połączenie.
Jaka różnica była między mną, a Marie?
Wspomnienie Marie sprawiło mi ból.
Polubiłam ją, choć czasem wydawała się dziwna. Dziwna, ale nie zła. A jednak
wydawała się zdesperowana, trzymając sztylet. Próbowałam z nią rozmawiać, ale
chyba wiedziałam, że to mi się nie uda. Że już zdecydowała. Jak mogłam sądzić,
że ją znam? Mimo wszystko jej śmierć nie była łatwa. Żałowałam, że nie udało mi
się jej pomóc. Może gdybym zareagowała inaczej, zobaczyła coś wcześniej, może
ocaliłabym ich oboje. Udało się tylko z Dorianem. Marie nie zasłużyła na
śmierć, ale on także nie. Spał. Był bezbronny. Dobrze zrobiłam. Musiałam w to
wierzyć. Poza tym pamiętałam jego oczy, gdy go opatrywałam. To zagubienie. On
naprawdę wierzył, że jest sam. Że nikt mu nie pomoże. Nie miał racji. Pokazałam
mu to raz i miałam zamiar powtórzyć. Udowodnię mu, że świat nie jest taki zły.
Jednak zasnęłam. I śniłam o Marie
unoszącej sztylet. I krwi. I Dorianie, którego oczy wyrażały zagubienie.
Wstałam o świcie i postanowiłam do niego zajrzeć. Zapytać, czego się
dowiedział, jak się czuje i przede wszystkim przekonać się, że jest żywy. Potem
może się złościć. A ja i tak zmienię mu opatrunek.
Włożyłam buty i wyszłam z sypialni. Zatrzymałam się przed drzwiami jego pokoju. Zapukałam.
Włożyłam buty i wyszłam z sypialni. Zatrzymałam się przed drzwiami jego pokoju. Zapukałam.
No no, Sheila ratująca życie Dorianowi, któż by się tego spodziewał ;)
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, czekam na kolejne :)
Sheila ma dobre serduszko;)
UsuńA jakie wrażliwe na komplementy ;)
UsuńWychowała się wśród innych nimf, tam nikt jej komplementów nie prawił:P
UsuńTo pewnie Dorianowi będzie teraz łatwiej :P
UsuńŁatwiej? Chce jej zabić ojca:P
UsuńE tam, pewnie ostatecznie i tak tego nie zrobi, a w międzyczasie będzie prawił Sheili komplementy, które jej się z pewnością spodobają, skoro nie jest do nich jeszcze przyzwyczajona:P Farciarz;)
UsuńFarciarz, bo jej się komplementy spodobają?^^ A podobają się jej nie tylko dlatego, że ich wcześniej nie słyszała, ale też dlatego, że ich nie zmyśla.:p
UsuńDokładnie dlatego, nie będzie sobie roiła w głowie, że są nieszczere, jak to niektóre robią.:P
UsuńBo szczerość jest zawsze najważniejsza, Abruś. :) A szczere komplementy to już w ogóle coś super.:)
UsuńRoiła, mówisz?^^
Taak, ale gdyby Sheila usłyszała wcześniej od powiedzmy stu absztyfikantów szczere "jesteś śliczna", to za 101-szym razem już by nie reagowała na to w ten sam sposób, co za pierwszym razem.;)
UsuńAle jeśli uważasz inaczej, to nie będę się z tym sprzeczał.:)
Tak mówię.^^
Absztyfikantów:D
UsuńNo pewnie by jej się znudziły te komplementy, ale nikt jej nigdy ich nie prawił, więc dodatkowo ją peszą.:)
No jak tak mówisz, to zgoda.^^
O, właśnie tak! Dorian ma tę przewagę, że jest pierwszy, a nie sto pierwszy.:P Czyli nawet te szczere mogą się znudzić, fajnie, że się ze mną zgadzasz. xD
UsuńAle chyba niewiele jest takich dziewczyn, które słyszą komplementy od niewielu osób.:)
UsuńW końcu się zaczynamy rozumieć.:)
UsuńTe, które słyszały je już wiele razy, mogą nie docenić nawet tych szczerych i roją sobie później, że to było nieszczere i że on na pewno czegoś chce... ciekawe tylko czego?xD
Dlatego Dorian ma właśnie szczęście, że trafił na Sheilę.;)
Nie wiem, co sobie takie roją, ale jak spotkam dziewczynę, która bardzo często słyszy komplementy, to na pewno ją zapytam. ^^
UsuńDorian ma wielkie szczęście, że trafił na Sheilę, bo inna by go do piachu posłała.:p Bądźmy szczerzy, nie zasłużył sobie na jej pomoc. ^^
To wtedy skonfrontujemy nasze doświadczenia.;)
UsuńNie dość, że urodziwa, to jeszcze o dobrym sercu, zdecydowanie sobie na nią nie zasłużył. ^^
No pewnie, że nie. To co, uprzykrzyć mu trochę życie? xD
UsuńO Twoim uprzykrzaniu mu życia przeczytam dopiero za jakieś pół roku, więc niekoniecznie. xD
UsuńE tam pół roku, można zawsze jakieś poprawki nanieść.:p
UsuńA przy okazji to jeszcze tak ze cztery rozdziały i koniec części.:)
Tylko 4? To chyba rzeczywiście trochę przesadziłem. ^^
UsuńNie tak całkiem, bo kończymy powoli drugą część, która będzie prawie jeszcze raz tak długa jak ta.:)
UsuńHa, co sobie pomyślałam tutaj nie ujawnię, nie chcę nikogo bulweroswać. Cos tak czuję, że ten sztylet to się jej jeszcze przyda;)
OdpowiedzUsuńTo masz aż takie bulwersujące myśli?:D
UsuńMoże i przyda, a masz pomysł, na kogo?;p
Ja ostatnio mam dziwne skojarzenie, szczególnie na LN, w czasie rozmów :) A sztylet? Hmmm, na kolejnego narwanego demona;)
UsuńPewnie niejeden by się taki znalazł:p
UsuńJa nie wiem co to z tego wyniknie, że Sheila tak zaczęła odwiedzać Doriana, gdy jest w łóżku xd szczerze mówiąc jakoś nie jest mi szkoda Marie :D
OdpowiedzUsuńNa razie dzięki temu Dorian żyje:P
UsuńRaz go odwiedziła przypadkiem, drugi,bo się martwi. Co z tego wyniknie? Zapraszamy za tydzień. :)
UsuńHah xd zawsze to coś ;d
OdpowiedzUsuńDorian też tak pewnie uważa^^
UsuńOhoho, Sheila ratująca życie Dorianowi, ale mogłam się w sumie tego po jej dobrym serduszku spodziewać ;) Inna sprawa, że też jestem ciekawa co wyniknie z tej wizyty u niego. A już w ogóle bardzo ciekawe te jego wyznania ;) Chwila słabości, podstęp, czy naprawdę wielki Pan łagodnieje? ;)
OdpowiedzUsuńTo się okaże, czy faktycznie zły i potężny Pan łagodnieje przy małej, bezbronnej nimfie^^
UsuńPs. przy okazji zapraszamy na drugą część Kołysanki;)