***
Sheila***
Nie ruszyłam się z miejsca. Wiedziałam, że powinnam pójść
za nim, dla własnego bezpieczeństwa. Nasze pokoje były blisko, więc idąc z nim,
byłabym bezpieczna. Mimo to nie ruszyłam się z miejsca. Nie miałam zamiaru
chować się za mężczyzną, który tak czy inaczej mnie zabije. Nie dziś i nie
jutro, powiedział. Cudownie, dwa dni bezpieczeństwa. Właściwie to jeden, bo
dziś dobiegało już końca. A potem? Potem po prostu mnie zabije. Bo nienawidzi
mojego ojca.
Co takiego mu zrobiłeś, tato, że wzbudziłeś w nim taki
gniew? Naprawdę chodziło tylko o tę ranę? O jego siostrę? Przecież nie
skrzywdziłbyś jej, gdyby była niewinna, prawda? Nie mógłbyś, nie jako anioł.
Więc co się wtedy stało? Pomyślałam o bliźnie, którą pokazał mi Dorian. Jad w
jego spojrzeniu, gdy pytał, czy jest paskudna. To naprawdę takie proste? I tak
skomplikowane zarazem?
Odetchnęłam i rozejrzałam się po jadalni. Byłam w niej sama.
Nie dostrzegłam nawet żadnego ze strażników. To przyniosło mi ulgę, a
jednocześnie poczułam strach. Nie wiedziałam, czy Mott naprawdę został
zwolniony. Czy inni strażnicy nie zechcą pójść w jego ślady. Zadrżałam i
potarłam ramię. Wciąż miałam siniaki w miejscach, gdzie zaciskał palce, woda
ich nie uleczyła. Podobnie rozcięcia pod obojczykiem, które powstało, gdy
zderzyłam się z regałem. Powtarzałam sobie, że to stres. Byłam tak przerażona,
że woda koiła moje nerwy, pozostawiając ciało samemu sobie. Miałam nadzieję, że
to dlatego. I zaczynałam rozumieć, dlaczego matka wybrała takie, a nie inne
wyjście.
Po namyśle sięgnęłam po butelkę z winem i napełniłam nim
kieliszek po brzegi. Skoro mam umrzeć lada dzień, równie dobrze mogę się upić.
Bo dlaczego nie? Nigdy nie byłam pijana. Nie chcę umierać, nigdy nie będąc
pijana. Upiłam łyk. Dobre. Wypiłam więcej.
Co powinnam
zrobić? Spróbować znów uciec? Miałam dość siły, ale mógł zmienić
zabezpieczenia. Poza tym, gdyby mnie złapał, byłoby po mnie. Dał mi jasno do
zrozumienia, co mnie spotka, jeśli spróbuję. Czy byłam tchórzem? Może.
Wiedziałam, że umrę. Mogłam odejść, zjednoczyć się z wodą i stać się jej
częścią na zawsze. Nie skrzywdziłby mnie. Ale chciałam żyć. Jeszcze dzień, może
dwa, ale chciałam żyć. Dopiłam wino i nalałam sobie drugi kieliszek.
- Jesteś pewna, że chcesz to wszystko wypić, dziewczyno?
- usłyszałam. Obejrzałam się i uśmiechnęłam na widok Varysa. Lubiłam go, poza
tym czułam się w jego towarzystwie naprawdę bezpiecznie.
- Napijesz się ze mną? - zapytałam.
- Jestem na służbie, dziewczyno. Też nie powinnaś pić. -
Zatrzymał się przy stole, patrząc na mnie z góry. - Odprowadzić cię do pokoju?
Zawahałam się. Miał rację. Był głosem rozsądku, który
zgubiłam w momencie, gdy Dorian potwierdził, co się ze mną stanie. Odstawiłam
kieliszek. Co chciałam osiągnąć? Westchnęłam i wstałam, przyjmując ramię
Varysa.
- Nie podziękowałam ci za pomoc. Nie miałeś kłopotów...?
- Nie. A teraz chodź, musisz być zmęczona.
Nie byłam zmęczona. Byłam załamana, ale nie chciałam mu
tego mówić. Służył Dorianowi, nie chciałam robić mu problemów, skarżąc się. Nie
chciałam, by zrobiło się niezręcznie. Varys był jedyną osobą, z którą mogłam tu
normalnie porozmawiać. Marie bała się, że Dorian będzie zły, on sam tylko
wypytywał i groził, a reszty nie znałam.
- Nie. Spałam w dzień, jezioro również trochę mnie
uspokoiło. - Zerknęłam na niego, gdy zaczęliśmy się wspinać po szerokich
schodach. - Naprawdę już go tu nie ma? Motta?
Skinął głową i delikatnie poklepał moją dłoń. Poczułam,
jak kamień spada mi z serca. Byłam bezpieczna. No, póki Dorian nie uzna, że
mnie nie potrzebuje. Albo się nie rozzłości. Czas spojrzeć prawdzie w oczy,
nigdy nie będę tu bezpieczna.
- Mott został odpowiednio ukarany i nie ma go już na
terenie zamku. Nie musisz się obawiać.
Nie ma go. Odesłał go stąd. Uśmiechnęłam się i
przytuliłam się do ramienia Varysa. Weszliśmy na moje piętro i ruszyliśmy w
stronę mojego pokoju. Wtedy usłyszałam chichot i zdumiona obejrzałam się za
siebie. Pochodził z któregoś pokoju. Potem dobiegł mnie głośny jęk i czyjś
okrzyk. Zamrugałam, mocniej chwytając Varysa.
Chrząknął i przeczesał ręką włosy. Wydawał się
skrępowany.
- Dorian chyba dobrze się bawi – mruknęłam, przypominając
sobie film o niewolnicach. I ja mam spać w takich warunkach?
- Hej, dziewczyno. Masz ochotę się przejść? - zagadnął
Varys, odrywając moje myśli od tego, co działo się w jednym z pokoi.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Zdecydowanie nie
chciałam być teraz w pokoju i słuchać... tego wszystkiego. Skinęłam głową i
Varys bez słowa poprowadził mnie jednym z korytarzy. Poczułam się lepiej, kiedy
zrobiło się cicho.
Zeszliśmy na dół, demon strachu przepuścił mnie w
drzwiach. Poprawiłam sweterek, który dostałam od jednej ze służących na rozkaz
Doriana i ruszyłam przed siebie. Trawa wydawała się chłodna i wilgotna pod
moimi stopami, ale nie przeszkadzało mi to.
- A gdzie masz buty, dziewczyno?
Wzruszyłam ramionami. Gdzieś w tym lesie. Może jakaś mała
myszka znalazła w nich dom.
- Zgubiłam, kiedy próbowałam uciec. To nic, rzadko noszę
buty. - Uśmiechnęłam się ciepło, a on pokręcił tylko głową. - Dlaczego tak o
mnie dbasz? Dorian na pewno nie wydał ci takiego rozkazu. Jesteś strażnikiem.
- Już nie. - Zrównał się ze mną. - Teraz zostałem
zarządcą. I nie, nie kazał mi.
Zerknęłam na niego, splatając ze sobą dłonie. Jakim cudem
był demonem strachu? Nie znalazłam w nim niczego, czego należałoby się bać.
Miły, szarmancki, uczynny i troskliwy. Przeniosłam wzrok na niebo, szukając
gwiazd. Mrugały do mnie wesoło zewsząd. Lubiłam spoglądać na niebo,
gdziekolwiek bym się nie znalazła, spoglądałam na te same gwiazdy. Być może
właśnie w tej chwili ktoś kogo kocham, również je ogląda.
- Zbliża się pełnia, prawda? Księżyc jest taki duży i
piękny – zagadnęłam. Podążył za moim wzrokiem.
- Tak. Już niedługo. - Wskazał mi ławeczkę ukrytą między
drzewami. - Usiądźmy tam, bo odmarzną ci stopy.
Zaśmiałam się. Moje stopy miały się dobrze, póki trawa
była taka miękka i wilgotna. Usiadłam na ławeczce posłusznie i podciągnęłam
nogi pod siebie. Delikatny wiatr rozwiewał mi włosy, a nocne ptaki śpiewały
między gałęziami. Uśmiechnęłam się. Ten wieczór nie był taki zły. Może to
kwestia towarzystwa, a może wina, od którego wciąż szumiało mi w głowie, ale
byłam spokojna. Prawie zrelaksowana.
- Jak się tu dostałeś? Do służby Doriana?
Usiadł obok mnie, spoglądając w dal. Przez chwilę
myślałam, że zadałam niewłaściwe pytanie i nie otrzymam odpowiedzi. Może
powinnam przeprosić, może to coś osobistego, o czym nie chce mówić. Jednak po
chwili się odezwał:
- Nie należałem do żadnego kręgu. W większości wypadków
jest to wyrok śmierci, ale sama pomyśl, kto miałby dość odwagi, by napaść
demona strachu? Nikt nigdy się do mnie nie zbliżał, byłem zbyt przerażający.
Nie chciałem zmuszać nikogo do przebywania w moim towarzystwie, więc nie
zabiegałem o miejsce w żadnym kręgu. Byłem bezpieczny mimo to.
- I samotny...
- Trochę tak, ale lepiej być samotnym niż otoczonym
fałszywymi przyjaciółmi. Tego bym nie zniósł.
Spojrzałam na niego, przekrzywiając głowę. Wybrał
samotność, bo bał się fałszu. Rozumiałam go, również wolałabym nie mieć
przyjaciół niż mieć tylko takich, którzy udają. Mimo to nie wyobrażałam sobie,
że jestem całkiem sama. Potrzebowałam bliskości, kogoś na kim mogłabym polegać,
kto sprawiłby, że poczułabym się bezpiecznie. Tutaj, w zamku Doriana, takim
kimś był Varys. Potrzebowałam go. Było mi wstyd, ale potrzebowałam go jak
powietrza. Gdyby nie on, zostałabym całkowicie sama w miejscu, gdzie każdy chce
mnie skrzywdzić.
- Możesz zaufać mnie – odezwałam się cicho. - Może jestem
tylko małą, nic nie znaczącą nimfą i nie mam tu żadnych praw, ale... możesz
ufać mnie.
W każdym razie, póki tu jestem. Żywa.
Uśmiechnął się i spojrzał na mnie ciepło.
- Znaczysz bardzo wiele, Sheilo. - Lekko ścisnął moją dłoń.
- Więc co było dalej? Nie należałeś do żadnego kręgu, ale
jakoś tu trafiłeś...
- Lucyfer złożył mi propozycję. Chyba miałem dość
samotności. A może fascynowało mnie, że poznam tego, od którego się wywodzę.
Nie wiem, w każdym razie się zgodziłem. Jak się okazało, tylko ja nie należałem
nigdzie. Ja jeden jestem tu z własnej woli. - Zerknął na mnie. - Pewnie nie
masz już o mnie tak dobrego zdania, co? Z własnej woli zdecydowałem się służyć
komuś, kto cię więzi.
- Wybory. Mówią, że to one nas kształtują. Dokonałeś
wyboru, który przywiódł cię tu. Potem dokonałeś kolejnego, ratując mnie. Nie
mogłabym mieć lepszego zdania. Poza tym ja również dokonuję wyborów. Na
przykład, gdy postanowiłam uciec. I gdy z tego zrezygnowałam. Gdy zdecydowałam
się zjeść kolację z mężczyzną, który traktuje mnie jak niewolnicę i gdy
zdecydowałam przyjść tu z tobą. Widzisz? Ciągle dokonujemy wyborów.
Skinął głową i oparł się wygodnie, unosząc twarz ku
niebu. Siedzieliśmy tak jeszcze przez jakiś czas, rozmawiając. Kiedy
odprowadził mnie do pokoju, byłam już całkowicie spokojna i zrelaksowana. Nie
bałam się, choć nie mogłam powiedzieć, bym pogodziła się z tym, że mam umrzeć.
Nie sposób pogodzić się z czymś takim. W sypialni Doriana było już cicho.
Odetchnęłam i pożegnałam się z Varysem. Podziękowałam mu, nim zamknęłam za sobą
drzwi pokoju.
Przeczesałam włosy dłonią i zdjęłam
sweter, wieszając go na krześle. Potem zakopałam się w pościeli, wśród stosu
poduszek. Zasnęłam prawie natychmiast. Śniłam o Dorianie. Przyszedł do mnie w
nocy i powiedział, że już nie jestem potrzebna. A potem wyjął nóż i umarłam.
Rano nie czułam się wypoczęta. Winę zrzuciłam na sen,
który prześladował mnie przez całą noc. Właśnie dlatego wyszłam z pokoju po
cichu, mając nadzieję, że nie natknę się na pana domu. Jak się ukazało, nie
było potrzeby chodzenia na paluszkach, w jego sypialni znów było głośno.
Pokręciłam głową i zbiegłam po schodach, kierując się do biblioteki. Może to
dziwne, ale chciałam uporządkować ją do końca, zanim zostanę uznana za
niepotrzebną. Tym razem nikt mnie nie pilnował, co uznałam za dobrą monetę.
Wiedzieli, że nie będę próbowała uciekać. To i tak nie miałoby sensu. Poza tym
nikt nie wwiercał we mnie niezadowolonego spojrzenia. Wzięłam notes i zabrałam
się do pracy.
Zapełniłam cały regał, kiedy pojawiła się Marie, niosąc
tacę ze śniadaniem. Postawiła ją na stoliku i nalała do szklanki wody.
Uśmiechnęłam się i odłożyłam książkę.
- Przepracowuje się panienka. Dziwię się, że nie zostałaś
dziś w pokoju, panienko - odezwała się, odstawiając dzbanek.
- Nie lubię bezczynności. - Sięgnęłam po jeden ze
zrolowanych naleśników i odgryzłam kęs. - Poza tym chcę, żeby biblioteka
prezentowała się jak należy.
- On panience kazał, prawda? Nic go nie obchodzi, co
panienka wczoraj przeżyła?
On, czyli Dorian. Czy go obchodzi? Dlaczego ma go
obchodzić, co czuje jego niewolnica? Mimo to zadbał, by Mott opuścił zamek.
- Nie mówił, że mam pracować od rana do nocy. Dał mi
kilka dni. Ale chcę... skończyć. - Ugryzłam ostatni kęs naleśnika. Były
wyśmienite.
Marie usiadła na brzegu kanapy.
- Nie powinnam tego mówić, panienko, ale... on się
panienką bawi.
Zerknęłam na nią, sięgając po kolejny naleśnik.
- Dorian?
Marie skinęła głową.
- Zabije panienkę, gdy się znudzi. Wykorzysta, a potem
zabije.
Wiem. Nie ukrywa tego przede mną.
- Cóż, Marie... tym bardziej powinnam się pospieszyć,
prawda?
Zjadłam naleśnik i popiłam dużą ilością wody. Starałam
się trzymać głowę wysoko, ale ta rozmowa pozbawiła mnie apetytu. Rozmowa o
własnej śmierci podczas śniadania to kiepski pomysł.
- Poddała się panienka?
Spojrzałam na nią w zamyśleniu. Poddałam się? Nie. Nigdy
się nie poddaję. Właśnie dlatego zniosę wszystko ze spokojem. Nie miałam
zamiaru płakać i błagać o życie. Nie pomogę mu skrzywdzić moich bliskich.
Przeżyję każdy dzień, jakby miał być moim ostatnim i będę czerpać z niego, ile
tylko się da.
- A co miałabym zrobić, Marie? Uciekać? Złapie mnie.
- To prawda – westchnęła. - Obie jesteśmy tu więźniami. -
Popatrzyła w okno smutnym wzrokiem. Zrobiło mi się jej żal. - Panienka chociaż
jest ładna i może to wykorzystać, ale ja...
Parsknęłam, nie mogłam się powstrzymać. Ładna?
- Marie, zapewniam cię, że nie jestem w jego typie. Ani
on w moim.
Wbiła we mnie spojrzenie niebieskich oczu, od którego
przeszły mnie dreszcze.
- Myślę, że panienka jest. I dlatego wciąż panienka żyje.
Zamyśliłam się. To niedorzeczny pomysł. Nie żyłam
dlatego, że mu się podobałam. Żyłam, bo miałam informacje, których potrzebował.
I chciał, by tata wiedział, że tu jestem. Nic więcej.
- Ponosi cię wyobraźnia, Marie. On nie jest mną
zainteresowany. Chce zemsty.
Marie wstała i poprawiła fartuszek.
- To prawda. I dlatego może panienkę skrzywdzić. Ja nie
mam jak uciec, ale panienka...
- Ja również, Marie. Jeśli spróbuję, on mnie zabije.
- To prawda, panienko. Jeśli panienkę złapie.
Zabrała tacę i wyszła, a ja
patrzyłam za nią szeroko otwartymi oczami. Czy ona coś wiedziała? Dorian coś
planował, dlatego powinnam uciekać? Pokręciłam głową. Nie. Dałam słowo. A on
dał słowo mnie. Przecież odesłał Motta, stworzył dla mnie jezioro... Zabije
mnie, ale nie chciał mnie męczyć. Na pewno nie.
Udało mi się zapełnić trzy duże regały, nim zegar wskazał
południe. Starannie odnotowałam każdą pozycję i odłożyłam zeszyty na biurko.
Zasłużyłam na krótką przerwę, uznałam, biorąc do ręki pusty już dzbanek i
opuściłam bibliotekę, ruszając na poszukiwanie kuchni. Zamek ojca był większy,
jednak miałam czas, by go poznać, ale tutaj pomieszkiwałam od niedawna. Prawdę
mówiąc, potrafiłam się zgubić nawet u taty, więc co dopiero tutaj. Szłam przed
siebie z nadzieją, że gdzieś trafię. Jeśli nie, na pewno spotkam kogoś, kto
powie mi, którędy do kuchni.
Może miałam szczęście, a może zamek wcale nie miał takich
skomplikowanych korytarzy, bo trafiłam sama. Uśmiechnęłam się do dwóch kobiet
wyrabiających ciasto. Trzecia właśnie włożyła indyka do piekarnika i spojrzała
na mnie spod uniesionych brwi. Skrępowana odstawiłam dzbanek.
- Czego sobie życzysz, dziecko? - odezwała się starsza
kobieta, formująca ciasto w małe kulki. Wydawała się miła.
- Nie chciałam przeszkadzać, ja tylko... mogę prosić
trochę wody?
Kobieta machnęła ręką na jednego z mężczyzn siedzących
przy małym stoliku. Odstawił kubek i spojrzał na mnie przeciągle.
- Nimfa, tak? Niewolnica?
- Sheila – sprostowałam. Nie miałam nic przeciwko temu,
by nazywano mnie nimfą, ale niewolnica trochę uwłaczała mojej godności.
Mężczyzna skinął głową i podniósł się powoli, zbierając z
półmiska garść orzechów. Był wysoki, ale nie tak jak Varys. Miał krótkie,
ciemne włosy obcięte na żołnierską modłę i taki sam ciemny strój, jaki nosił
demon strachu. Czerń podkreślała złocistą barwę jego skóry. Mimowolnie
zwróciłam uwagę na jego szerokie ramiona i tatuaże pokrywające dłonie.
- Zaprowadzę cię do studni, weź ten swój dzbanuszek i chodź.
Ruszyłam za nim, żegnając się uśmiechem z pracującymi w
kuchni kobietami. Dwaj pozostali przy stole mężczyźni łypali na mnie w
milczeniu. Przyspieszyłam.
- Więc macie studnię? Nic dziwnego, że woda jest taka
czysta... - Zerknęłam na mojego przewodnika. - Jak ci na imię?
Spojrzał na mnie od niechcenia, nie przerywając marszu.
Stawiał tak duże kroki, że niemal za nim biegłam.
- Słuchaj, maleńka, to, że nasz pan jeszcze cię nie
zabił, nie znaczy, że się zaprzyjaźnimy.
- Zapytałam o imię, nie sekretny uścisk dłoni –
odparowałam. Miałam już serdecznie dość tego, jak jestem tu traktowana. Jak
ktoś gorszej kategorii. Bo byłam nimfą? Córką Azazeala? Bo Dorian mnie więził?
I co z tego?!
- Słusznie, maleńka. - Dostrzegłam nikły uśmiech na
ustach mężczyzny. - Nazywają mnie Hari. Ci, którzy siedzieli przy stole to Af i
Suna. Af to ten brzydszy.
Przywołałam w pamięci obraz demonów. Jeden z nich był
chudy i łysy, jego czaszkę pokrywały tatuaże. To musiał być Af. Zatem Suna był
tym barczystym mężczyzną średniego wzrostu o ładnej, ale trochę zniewieściałej
twarzy skrytej za długimi, rudymi włosami.
- Zatem miło mi cię poznać, Hari.
Roześmiał się, ale nie był to ciepły dźwięk, jak w
przypadku Varysa. Poczułam przeszywające mnie dreszcze.
- Gdybyś wiedziała, jakiego rodzaju demonem jestem, nie
byłoby ci miło.
Na pewno byłoby milej, gdyby nie próbował mnie
nastraszyć. Uniosłam hardo głowę.
- Nie boję się. Więc? Jakim demonem jesteś?
- Jestem łowcą dusz. Mógłbym sprawić, że twoja opuści to
śliczne ciało w ułamku sekundy...
Przełknęłam ślinę. Tak, to robi wrażenie.
- Dziękuję za komplement. A twoi kompani? Co oni
potrafią?
Uśmiech Hariego stał się szerszy. Pchnął masywne drzwi i
gestem zaprosił mnie do środka. Weszłam pierwsza, rozglądając się z
ciekawością. Pomieszczenie było ogromne, sufit umieszczono tak wysoko, że
mogłabym być cztery razy większa, a mimo to nie musiałabym się pochylać.
Wszystko zostało zrobione z marmuru. Podłogi wydawały się niemal czarne, ściany
natomiast składały się z zielonych, niebieskich i czerwonych pasów łączących
się ze sobą. Płynęła po nich woda. W odległości metra, po obu stronach sali
stały fontanny, z których tryskała woda o rożnym zabarwieniu. Natomiast na
środku było coś, co przypominało podziemne jezioro, ale nim nie było. Odruchowo
ruszyłam w tamtą stronę, ale Hari chwycił mnie za ramię.
- Nie. Studia jest tu. - Wskazał na prawo. Podążyłam za
jego wzrokiem i także ją dostrzegłam. Starą kamienną studnię. Znów zerknęłam na
ogromny zbiornik.
- A tam?
- A tam to nie studnia. Zdaje się, że nimfa powinna
wiedzieć.
Wiedziałam. Podobnie jak o tym, że cokolwiek tam było,
nie składało się z wody. Nie takiej zwyczajnej wody. Chciałam zanurzyć tam dłoń
i zobaczyć, jak opływa moją skórę, jak się w nią wchłania...
- Studnia – przypomniał mi Hari. Skinęłam głową i
ruszyłam we wskazanym kierunku. Napełniłam dzbanuszek, raz po raz zerkając na
wielki zbiornik.
- Co do wcześniejszego pytania – jego głos nagle ściągnął
mnie na ziemię – Af jest gniewem. Natomiast Suna... on jest beznadziejny. Nie mam
pojęcia, co tu robi.
- To znaczy? - chciałam wiedzieć.
- Suna jest trucizną, maleńka. Nigdy go nie dotykaj i nie
pozwalaj, by czymś cię poczęstował.
Skinęłam głową. Nie dotykać Suny.
- A to – wskazałam zbiornik.
- A to nie jest dla małych nimf – uciął.
Skoro nie chciał mówić, to nie. Dowiem się w ten czy inny
sposób. Może tu wrócę. O ile zdołam sama otworzyć drzwi. A może po prostu
zapytam Varysa. Albo Doriana, skoro on może zadawać mi milion pytań, ja mogę
mieć jedno.
Podniosłam mały zielony kamyk i zważyłam go w dłoni.
Ciekawe, co by się stało, gdybym zanurzyła go w tej imitacji jeziora. Może
innym razem.
Pozwoliłam, by Hari wyprowadził mnie do mieszkalnej
części zamku. Tam go pożegnałam i wróciłam do biblioteki. Miałam wodę, mogłam
zająć się książkami. Problem polegał na tym, że nie byłam tam sama.
Trzy kobiety przeglądały dział romansów, chichocząc
głośno. Były piękne. Blondynka, brunetka i ruda, wszystkie oszałamiające.
Patrząc na nie, poczułam się nagle mała i szara. Pokazywały coś sobie i śmiały
się głośno. Jednocześnie niszcząc moją pracę. Odstawiłam dzbanek na stoliku i
ruszyłam w ich stronę. Skoro Dorian chce mieć bibliotekę doprowadzoną do
porządku, nie może przysyłać tu swoich przyjaciółek.
- Przepraszam, ale biblioteka jest nieczynna – odezwałam
się, zatrzymując naprzeciw kobiet.
Blondynka wydęła wargi, wszystkie trzy wzięły się pod
boki zgodnym gestem. Hm, co za synchronizacja. Ciekawe czy długo to ćwiczyły.
- Dorian nie wspominał, że nie wolno tu wchodzić. Poza
tym chciałyśmy tylko poczytać.
Uniosłam brwi i zerknęłam na regał z romansami. Wszystko
było poprzestawiane.
- Jak widzicie, biblioteka jest w trakcie sprzątania.
Wróćcie, gdy skończę.
Co zrobiłabym szybciej, gdybyście się nie pojawiły,
pomyślałam, ale zachowałam to dla siebie.
Ruda podeszła do mnie, kołysząc biodrami. Zastanawiałam
się, czy to dla niej naturalne, czy może przeszkadzają jej wysokie buty.
- Posłuchaj, mała, weźmiemy coś i wtedy wyjdziemy.
Jesteśmy tu gośćmi, ty tylko niewolnicą. Bo to ty, prawda? Mała nieporadna
nimfa, która myśli, że przemówi złemu Panu do serca?
Brunetka uśmiechnęła się i wsparła się na ramieniu
koleżanki.
- Oświecimy cię, maleńka. On nie ma serca, więc możesz
sobie darować. Jeśli chcesz żyć, musisz podejść do tego inaczej.
- Wypnij piersi, powiększ dekolt, włóż mini, oczywiście o
ile nie masz krzywych nóg – włączyła się blondynka.
- Dzięki za radę. To fascynujące – skwitowałam. Chciałam
wrócić do pracy, a one mi to uniemożliwiały. I poprzestawiały książki. Miałam
ochotę zgrzytać zębami.
- Ale on i tak cię zabije. Po co mu taka jak ty, skoro ma
nas. - Brunetka zatrzepotała rzęsami.
- Dziewczęta, nie bądźcie okrutne, bycie niezauważalną
też ma swoje zalety. - Blondynka odłożyła książkę. Romans na półce z
reportażami. - Pewnie wiele widzisz, prawda, maleństwo? Powiedz nam, jaki on
jest? To prawda, co mówią o jego potędze? Demony mu się kłaniają, a upadli
drżą.
Chrząknęłam. Co mogłam im powiedzieć. Tak, Dorian jest
prawdziwą bestią. Ale potrafi też być całkiem miły, kiedy zapomni o tej całej
złości. Raczej nie tego chciały się dowiedzieć.
- Ekhem... wiecie... trudno go jednoznacznie określić.
Nie wiem czy upadli drżą, bo żadnego tu nie widziałam, a co do demonów... może
raz czy dwa się ukłonili.
Blondynka parsknęła. Wiedziałam, że nie to chciała ode
mnie usłyszeć. I dobrze, może wreszcie przestaną nazywać mnie maleństwem. Nie
byłam maleńka.
- Chcemy wiedzieć, czy jest potężny. Ty wyjawisz nam jego
sekrety, a my powiemy ci, jaki jest w łóżku.
Wszystkie trzy zachichotały. Ja się skrzywiłam. Zatem
wiedziałam już, kogo Dorian gościł ten nocy. Ta wiedza wcale nie była mi
potrzebna. Nic a nic.
- A jaki jestem? - Śmiech kobiet urwał się, kiedy tylko
padły te słowa. Odebrałam im książki i włożyłam je na właściwe miejsce,
korzystając z okazji. Dorian podszedł do nas wolnym krokiem.
Sukkuby, bo nimi musiały być piękne kobiety, patrzyły na
niego niepewnie, ale niemal natychmiast odzyskały rezon i wdzięcząc się zaczęły
zapewniać go, jaki wspaniałym jest kochankiem. Przewróciłam oczami. Zajęłam się
książkami, próbując ukryć za nimi rumieńce zażenowania.
Sheila się rozkręca ;) a Dorian lepiej niech trzyma kochanki w pokoju bo biedna nimfa zamieni się w ogień zamiast w wodę :P
OdpowiedzUsuńSheila się jeszcze dopiero rozkręci, cierpliwości. :)
UsuńBiedna Sheila mogłaby nie znieść kolejnego spotkania z jego kochankami. ^^
Super, oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńStaramy się. ^^
UsuńSheila powinna się cieszyć z ich towarzystwa, trudno o lepsze nauczycielki. ^^ A rozdziały znowu robią się coraz krótsze. :P
OdpowiedzUsuńA skąd pomysł, że Sheila chce takie nauczycielki?:p
UsuńRaz krótsze, raz dłuższe, ale nie bój żaby, niedługo znów pojawi się tendencja wzrostowa.:)
Chce, chce, tylko jeszcze o tym nie wie. xD
UsuńUczyć się od sukkubów?:D
UsuńNo pewnie! Sheila wydaje się taka niewinna, a tak to mogłaby się nauczyć tego i owego od bardziej doświadczonych koleżanek. Na pewno by na tym skorzystała.^^
UsuńUważasz, że kobieta przed swoim pierwszym razem powinna się wyedukować u bardziej doświadczonych koleżanek?:p
UsuńA więc jest aż takim stopniu niewinna.;p Tak to już chyba zwykle jest, że starsze i bardziej doświadczone koleżanki edukują te młodsze i niedoświadczone, a w przypadku sukkubów doświadczenie jest raczej spore.;)
UsuńAbruś, a skąd pomysł, że kobiety się edukują? Sheila wcale nie czuje zainteresowania taką edukacją. :p
UsuńIaruś, mam koleżanki i dobrze wiem, co jest tematem numer jest w czasie tzw. "babskich wieczorów". xD
UsuńA co do Sheili, to wypowiedziałem się na ten temat parę postów wyżej. Że po prostu jeszcze nie wie, jaka wiedza jej się już zapewne wkrótce przyda. ^^
Poważnie, Abra? Masz koleżanki, które zbierają się, żeby powymieniać się swoimi doświadczeniami łóżkowymi???:P
UsuńA czemu myślisz, że Dorian chciałby, żeby Sheila była tak doświadczona, jak sukkuby?^^
A Ty nie masz? Może jesteś zatem równie niewinna, co Sheila. W takim razie może lepiej zakończę ten temat;)
UsuńA co mnie obchodzi, co chciałby Dorian? Wiem, czego bym sobie życzył na jego miejscu... ale o tym nie tutaj.^^
To sprawy zbyt intymne, by o tym rozmawiać z koleżankami, Abra. Ale może Twoje koleżanki uważają inaczej. A co do mnie, jestem mężatką w 7 miesiącu ciąży^^
UsuńTo chyba już się domyślam, czego byś sobie na jego miejscu życzył:P
Jestem ciekaw tych Twoich myśli.^^
UsuńTo gratuluję szczęścia rodzinnego.:)
A dziękuję:)
UsuńTrzy sukkuby co noc:D
Widzę że Sheila czuję się coraz pewniej w zamku :D te sukuby już mnie wkurzają xd
OdpowiedzUsuńPewnie może nie, ale nabiera odwagi. Bo jak się nie ma co się lubi...;)
UsuńAleście Dorianowi dogodziły, trzy na raz ;D Jogi, to oni tam chyba nie ćwiczyli xD A mnie fakt, że ona nie ma doświadczenia, pasuje :) Lubię, jak wszystko powoli się podgrzewa ^^
OdpowiedzUsuń