Od autorek

Od autorek

Drodzy Czytelnicy! Zapraszamy na epilog Doriana. Dziękujemy wszystkim,
którzy komentarzami dawali nam znać, że nasza powieść nie znika bezowocnie
w głębinach Internetu. Zapraszamy także na Szczyptę magii.
Pozdrawiamy i czekamy na Wasze opinie;)

29.10.2016

Rozdział XXII. Część 3

 ***Sheila***

    Raph stanął przy nas, obserwując stwory.
    - To chyba o nich mówiła Ondyna...
    - Czego od nas chcą? - wyszeptała Leanne.
    - Spokojnie, nie są agresywne, po prostu nie podchodźcie do nich – uspokoił nas Lex.
    Odetchnęłam głęboko, nie spuszczając oczu z tych istot. Nie zbliżały się, ani nie wykonywały żadnego innego ruchu. Sprawiały wrażenie upiornych kukieł.
    - Nie chcą nas tu – powiedziałam cicho. Niemal słyszałam, jak to powtarzają. Ale one przecież milczały.
    - Najważniejsze, by pozwoliły nam porozmawiać z boginką – stwierdził Raph.
    Tym razem byłam pewna, że usłyszałam w głowie głos jednej z tych istot.
    - Ona też nas tu nie chce – odezwałam się.
    Raph westchnął.
    - Nikt nie mówił, że będzie łatwo – mruknął. Rozejrzał się dookoła. - Lorelei, bogini o najpiękniejszym głosie na świecie, wysłuchaj nas. Wiemy, że nie zostaliśmy tu zaproszeni, ale skoro już trafiliśmy na twoją wyspę, pokaż się nam. Chcemy z tobą porozmawiać.
    - A ja chcę, żebyście odeszli, nim nakarmię wami moich podopiecznych – padła odpowiedź. Nie dostrzegłam Lorelei przez mgłę, ale wiedziałam, że to ona. Naprawdę miała przepiękny głos.
    Raph pokręcił głową.
    - Nie możemy odejść, bogini. Od tego zależy życie naszych bliskich. Przybyliśmy, bo wiemy, że jesteś najpotężniejszą z boginek, jeśli ktoś potrafi nam pomóc, to tylko ty.
    - A dlaczego powinno mnie to obchodzić?
    - Będę ci winna przysługę – wypaliłam, nim Lex zdążył mnie uciszyć.
    - Uważacie, że możecie mi cokolwiek zaoferować? - Głos Lorelei był chłodny, jak woda w potoku i równie cudowny.
    - To zależy, czego pragniesz, bogini. - Mój przybrany brat spoglądał w stronę, z której dochodził głos. - Co za cudny głos skrywa postać we mgle? - zaczął nagle recytować. - Czego chce bogini? Tylko ona wie, lecz gdy walka o życie się toczy, nic nas przecież nie zaskoczy. Zrobimy wszystko, co trzeba, by zwyciężyć armię z Nieba. Pokaż nam się, powiedz wprost, jaką cenę ma twa moc?
    Boginka zareagowała pięknym, wdzięcznym śmiechem. Mogłabym jej słuchać w nieskończoność. Gdy umilkła, cisza wydawała się wręcz bolesna.
    Nybba odsunęły się, robiąc miejsce dla zjawiskowej kobiety o długich, złocistych włosach i mlecznej cerze. Sukienka opływała jej ciało tak miękko, jakby utkano ją z mgły. Szła, kusząco kołysząc biodrami.
    - Zuchwałyś, inkubie. Ale nadal nie robisz na mnie wrażenia.
    Raph wpatrywał się w boginkę ze zdumieniem.
    - Znam cię – powiedział w końcu. - Jesteś Leila, zachwycasz swoim głosem demony w barze. Wiedziałem, że już cię gdzieś słyszałem! - Uśmiechnął się czarująco. - Myślę, że jednak robię wrażenie. W końcu jesteś tutaj, nie za mgłą.
    - Tylko dla bywalców klubu. Tu nazywam się Lorelei i nie lubię gości. Moi słodcy podopieczni też – dodała, głaszcząc pysk jednego z Nybba. - Jak myślisz, Charr, pozwolimy, by pochłonęło ich morze?
    - Chociaż nas wysłuchaj – poprosiłam.
    - Lorelei – odezwał się Raph i zrobił krok w jej stronę. - Bogini. Nie jesteśmy tutaj, by zakłócać twój spokój. Jeśli na szali jest życie naszych bliskich, jesteśmy gotowi na wszystko. Powiedz tylko, piękna Lorelei o czarującym głosie, czego chcesz w zamian za pomoc?
    - Nie sądzę, byście byli w stanie sprostać moim wymaganiom. - Spojrzała na każdego z nas po kolei. - Nie wiem nawet, czy jesteście warci mojego czasu. Sprawdzimy.
    Uniosła dłoń, a mgła otuliła ją jak rękawiczka. Patrzyłam na nią, czując coraz większą rozpacz. Tak bardzo potrzebowałam jej pomocy.
    - Być może zauważyliście, że proste demoniczne sztuczki tu nie działają. Dlatego, wejdziecie po tych klifach za wami. Na szczycie stoi mój dom. Jeśli wam się uda, wysłucham was. Jeśli nie, odejdziecie. Moi podopieczni będą was obserwować, miejcie to na uwadze.
    - Dobrze, niech tak będzie – odparł Raph pewnym siebie głosem i zerknął na mnie.
    Skinęłam głową i spojrzałam na skały. Gdy odwróciłam się do Lorelei, już jej nie było. Nybba natomiast zaczęły wzbijać się w powietrze. Dopiero teraz zauważyłam, że spod garba sterczą im błoniaste skrzydła. Wzdrygnęłam się.
    - Jesteście pewni, że nie zaatakują nas, gdy zaczniemy się wspinać? - dopytywała się Leanne.
    - Lorelei mówiła tylko o obserwowaniu – przyznał Lex.
    - W takim razie do dzieła. - Raph podniósł głowę, przyglądając się czekającej nas drodze. Lex pierwszy opuścił łódź, nam pozostało więc iść jego śladem.
    - Jak radzisz sobie ze wspinaczką? - zapytał Rapha. Nie umknęło mi, że mnie i Leanne nie zadał tego pytania.
    - Dawno się nie wspinałem – przyznał mój przybrany brat. - Ale dam radę.
    - Mogę iść przodem i wam pomagać albo pilnować tyłów, jeśli któreś z was czuje, że może spaść – zaproponował.
    - To może ty pójdziesz przodem, a ja na końcu? - Raph spojrzał na Lexa. - W razie czego będę je łapał.
    Spojrzałam na obu, potem na Leanne. Obie wzięłyśmy się pod boki.
    - Tak w nas wierzycie?
    - Ależ wierzymy, z dołu po prostu są lepsze widoki – zachichotał Lex, ale ruszył przodem.
    Parsknęłam i zaczęłam wchodzić na skalny szlak tuż za nim. Nie była to typowa ściana, po której trzeba byłoby się wspinać, przypominało raczej stromą dróżkę, a nawet schodki, choć nierówne, czasem ostre i śliskie. Cieszyłam się, że mam spodnie, w nich łatwiej było stawiać kroki wyżej. Jednocześnie musiałam popierać się rękami i podciągać, inaczej nigdy nie zachowałabym równowagi.
    Lex radził sobie świetnie, zachowywał stałe tempo i dałabym głowę, że szedłby znacznie szybciej, gdyby nie starał się być blisko nas. Zatrzymał się na skalnej półce, chwycił moją dłoń i bez trudu wciągnął mnie obok siebie. Tak samo postąpił z Leanne, a potem wyciągnął rękę do Rapha, by mu pomóc.
    - Dałbym sobie radę – mruknął ten, kiedy z pomocą Lexa znalazł się na skalnej półce.
    - Nie przeczę, ale mamy jeszcze sporo do przejścia, zachowuj siły.
    - A skoro mówimy o siłach... chociaż pięć minut przerwy, co? - poprosiła Leanne, przysiadając na brzegu skały. Natychmiast poparłam ten pomysł, siadając przy niej i zwieszając nogi. Niedaleko, we mgle dostrzegłam cień. Nybba naprawdę nas obserwowały.
    - Mogłyby pomóc, zamiast się tak gapić – mruknęłam.
    - Dobrze, że nie przeszkadzają – stwierdził Raph. - Mogło być dużo gorzej.
    - Gorzej? - Leanne jęknęła. - Przeszliśmy może jedną trzecią...
    - Gdyby było łatwo, nie kazałaby nam tego robić – westchnęłam.
    - Jedna trzecia to już sporo – pocieszył nas Raph. - W końcu dotrzemy na szczyt.
    Podciągnęłam się na nogi i spojrzałam w górę. Opadałam z sił na samą myśl o dalszej wspinaczce, ale mus to mus.
    - Mam tylko nadzieję, że nie robimy tego na marne i Lorelei nam pomoże. - Obejrzałam się na Rapha. - Mówiłeś, że ją znasz? Z baru?
    - Tylko z widzenia, nigdy nie zamieniłem z nią słowa. Czasem pozwala kupić sobie drinka, ale nawet jeśli komuś powiedziała, kim jest, dochował tajemnicy.
    - Nie rozmawiałeś? Nie wierzę, nie próbowałeś? - Lex podał mi rękę i pomógł wdrapać się na wysoką skałkę.
    Leanne zdołała wdrapać się sama.
    - Jakoś się nie złożyło. - Raph wdrapał się tuż za nią.
    - Czyżbyś bał się odrzucenia? - Przyjaciel podpuszczał go, jednocześnie podsadzając mnie na kolejną skałę.
    - Chyba żartujesz – prychnął Raph. - Prędzej czy później każda mi ulega.
    Wymieniłyśmy z Leanne porozumiewawcze spojrzenia, lecz żadna z nas nie skomentowała tej śmiałej myśli.
    - To ta chyba jednak później, co? - zarechotał Lex.
    - To się okaże – stwierdził Raph, wchodząc na skałę.
    Lex mrugnął do mnie i szepnął, że nawet inkub czasem potrzebuje motywacji. Pokręciłam głową, tłumiąc śmiech. Wchodziliśmy powoli i głównie w milczeniu, tylko czasem Legion rzucał jakiś komentarz.
    Nie wiem, ile czasu zajęła nam wspinaczka, zwracałam uwagę tylko na skały i krążące we mgle Nybba. Gdy dotarliśmy na szczyt, osunęłam się na kolana i skupiłam na tym, by wyrównać oddech. Leanne niemal przytuliła się do pobliskiego drzewa.
    Po tym, co widziałam do tej pory, wyobrażałam sobie Wyspę Mgieł jako miejsce upiorne i nieprzyjazne. Tymczasem było piękne. Pełne wysokich drzew, krzewów i rabatek z kwiatami. Naliczyłam siedem kamiennych rzeźb przedstawiających ludzi naturalnej wielkości. Wszystkie były bardzo piękne. Dróżkę usypano z maleńkich różnobarwnych kuleczek. Gdy przez mgły przedzierały się promienie słońca, droga niemal lśniła tęczowym blaskiem. Do tego dom. Choć dom to złe określenie, dworek.
    Miał parter i dwa piętra, wieżyczkę oplecioną winoroślą jak w bajce i bardzo niebieskie dachówki. Za dworkiem skały wznosiły się jeszcze wyżej, spływał z nich wodospad.
    - Nieźle się urządziła – skwitował Lex.
    - Skoro tu dotarliśmy, musi nas wysłuchać. - Raph odetchnął kilka razy i spojrzał na nas. - Idziemy?
    - Jak najbardziej. - Wyprostowałam się i wzięłam go pod ramię. - Mam nadzieję, że nie tylko nas wysłucha.
    - Wiemy, że jest w stanie nam pomóc i że nie jest szalona, więc pozostało nam tylko ją przekonać – stwierdził mój przybrany brat, przyglądając się dworkowi.
    - Mógłbyś ją trochę zmiękczyć – podsunął Lex, za co Leanne zgromiła go spojrzeniem.
    - Taki mam zamiar – zapewnił Raph z pewnym siebie uśmiechem i ruszyliśmy w stronę domu Lorelei.
    - Ale tak się nie godzi! - Leanne wydawała się święcie oburzona. Ja natomiast nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.
    - Czemu? Przecież to nie oszustwo. Jest piękna, ma doskonały głos, nic, co jej powiem, nie będzie kłamstwem. - Wzruszył ramionami.
    - Myślę, że Leanne miała na myśli twój tryb życia – szepnęłam do Rapha.
    Gdy dotarliśmy do bramy, bo trudno użyć tu słowa drzwi, przed nami wylądował jeden z Nybba. Prawie podskoczyłam na jego widok, jednak on tylko na nas patrzył. Potem usłyszeliśmy szczęk klamki i brama stanęła przed nami otworem.
    Lorelei was wita, usłyszałam w głowie. Sądząc po minach moich towarzyszy, istota odezwała się także do nich. Zaczęłam się zastanawiać, czy to typowy sposób porozumiewania się Nybba. Ich twarze nie wydawały się dostosowane do mówienia.
    Raph, wciąż ze mną pod rękę, ruszył do środka. Obejrzałam się jeszcze na stojące na progu stworzenie, ale najwyraźniej nie zamierzało dotrzymywać nam towarzystwa. Poczekało, aż wszyscy znajdziemy się w korytarzu i wzbiło się w powietrze, niknąc we mgle. Jej pasma zaczęły wkradać się do pomieszczenia, pewnie dlatego Leanne pospiesznie zamknęła drzwi. Rozejrzałam się. Hol był wysoki, znajdowały się tam cztery okna z witrażami, które barwiły pomieszczenie na zielono i niebiesko. W rogach korytarza stały wysokie wazony wypełnione różami i liliami. Na wprost nas wznosiły się kręcone schody z jasnego drewna, zauważyłam, że co kilka schodów leżały stosy książek lub stały doniczki z kwiatami. Na lewo znajdowały się zaokrąglone drzwi, były na wpół otwarte i dostrzegłam fragment eleganckiej kuchni. Na prawo korytarz przechodził w salon z kamiennym kominkiem; na nim również były wazony, tym razem nieduże, wykonane z kolorowego szkła, wypełnione frezjami. Między nimi leżały ozdobne muszle. W rogu królował fortepian, na środku zaś, na miękkim niebieskim dywanie stał stół i komplet wypoczynkowy z białej skóry. Lorelei siedziała w fotelu i piła herbatę z pięknej porcelanowej filiżanki. Na stole czekała reszta zastawy, jak mniemam, na nas.
    - Gratuluję, nie guzdraliście się za bardzo.
    - Spodziewałaś się, że nie damy rady się tu wspiąć, bogini o najpiękniejszym głosie świata? - zapytał Raph, uśmiechając się półgębkiem.
    - Cóż, poza waszym towarzyszem żadne z was nie wygląda na dość wytrzymałe. A jednak jesteście tu wszyscy. Chyba zasłużyliście na filiżankę herbaty. - Wskazała nam kanapę.
    Razem z Leanne prawie na nią opadłyśmy. Moje ciało było ogromnie wdzięczne, mogąc zatopić się w miękkich, zielono-niebieskich poduszkach za nami. Mogłabym zostać tam na zawsze. Westchnienie Leanne pozwoliło mi myśleć, że w jej przypadku jest podobnie. Raph zajął miejsce na brzegu kanapy, najbliżej Lorelei, Lex przysiadł na oparciu u mojego boku. Znów wczuł się w rolę ochroniarza, a biorąc pod uwagę krążące nad wyspą istoty, nie miałam mu tego za złe.
    Lorelei wdzięcznym ruchem nalała do filiżanek parującej herbaty.
    - Czy teraz nas wysłuchasz? - chciałam wiedzieć.
    - Tak jak obiecałam. Nie uważajcie tego jednak za deklarację pomocy.
    - Oczywiście, nie możesz obiecywać, nie znając całej sprawy, ale myślę, że jesteś w stanie nam pomóc, piękna Lorelei. - Raph uśmiechnął się do boginki, ale zaraz spoważniał. - Anioły próbują zabić męża Sheili, mojej przybranej siostry. Wypowiedzieli nam wojnę.
    - Słyszałam o wojnie. Przypuszczam jednak, że chcecie opowiedzieć mi więcej. Niech będzie, słucham. - Założyła nogę na nogę i spojrzała na mnie. Tak więc zaczęłam mówić, opowiedziałam jej o wybuchu wojny, o dołączeniu do niej mojego ojca, o próbach wyjścia z niej zwycięsko. Opowiedziałam o moim małżeństwie, a także obawie o najbliższych. Na koniec streściłam wizyty u Meluzyny i Ondyny. Lorelei słuchała mnie w ciszy. Kiedy skończyłam, upiła łyk herbaty i odstawiła filiżankę.
    - I Ondyna przysłała was z tym do mnie?
    - Powiedziała, że tylko ty zachowałaś swoją potęgę i jesteś w stanie nam pomóc – potwierdził Raph.
    - Nie tylko, ale one nie miały szczęścia. Wiecie, co spotkało Meluzynę?
    - Na pewno nic przyjemnego – stwierdził Raph. - Wiemy tylko, że próbowała zachować swoją moc.
    - Moc to tylko ułamek tego, co odebrało jej zmysły. Zakochała się i zaufała mężczyźnie. A potem znowu i znowu. Przez setki, tysiące lat. O jeden raz za dużo. Wiecie, miała taki dziwny zwyczaj, przybierała formę węża, gdy pływała. Zabraniała kochankom oglądać się przy kąpieli, przekonana, że posłuchają jej na znak miłości. Ondynę również zawiódł kochanek. Wiele dla niego poświęciła, ale ją zdradził. Zachowałaby moc, gdyby go wtedy zabiła. Ale nie umiała. A ty – wskazała mnie palcem – powtarzasz ich błąd. Obiecałam was wysłuchać, zrobiłam to. Oto więc moja rada: zostaw go. A teraz możecie już iść.
    Zamrugałam. Nie tego się spodziewałam, nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Ale nie mogłam po prostu wrócić do domu.
    - To okropne, co spotkało Meluzynę i Ondynę, ale to nie ma związku z Sheilą. - Raph spojrzał bogince w oczy. - Jest żoną Doriana, kocha go. A on pojął ją za żonę, nie za kochankę, związał się z nią na wieki. Sheila go nie opuści, a jeśli nam nie pomożesz, umrze przy jego boku. Nie odmawiaj z powodu zdrad, których doświadczyły twoje przyjaciółki. - Dotknął jej dłoni. - Ja akurat nigdy się nie zakochałem, ale wiem, czym jest miłość, kocham Sheilę jak siostrę. I nie pozwolę, by coś jej się stało. Wiem, że nie opuści mężczyzny, któremu oddała serce. Pomóż nam, Lorelei. Zrób to dla Sheili, bo nie zasłużyła, by cierpieć lub zginąć.
    - Proszę proszę, zuchwały inkub mówi mi o miłości. Dobrze, zatem zadaj sobie pytanie: ile twoja Sheila wycierpiała już przez męża? Bo jestem pewna, że wiele. - Znów na mnie spojrzała. - Wszystkie nimfy mają delikatne serduszka. Ale to źle się kończy, zawsze.
    - Nie w moim przypadku. Nie, jeśli go nie stracę. Błagam cię, Lorelei... - Ścisnęłam jej dłoń.
    - Jemu na niej zależy, Lorelei – odezwał się nagle Lex. Dotknął mojego ramienia.
    Boginka wstała i machnęła ręką, jakby chciała nas odprawić. Widziałam w jej oczach, że powiedziała już wszystko i nie zamierza nam pomóc.
    Poczułam się tak, jakby wokół nagle zabrakło powietrza. Zabrakło wody. Jakby niewidzialna pięść ścisnęła moje serce, nie pozwalając mu bić. Pierwsza łza spadła na moją dłoń, druga spłynęła po policzku. Nim zdołałam zastanowić się, co robię, upadłam na kolana i znów chwyciłam dłoń Lorelei.
    - Błagam cię, sama nie jestem w stanie mu pomóc. Próbowałam, ale się nie nadaję, do niczego się nie nadaję, jeśli i ty mi nie pomożesz... - chlipnęłam. Lex chwycił mnie za ramiona i podciągnął na nogi.
    - To nie ma sensu, Sheilo – poparła go Leanne.
    Wtedy poczułam na sobie wzrok kogoś jeszcze. Podniosłam głowę i dostrzegłam wpatrującego się we mnie Nybba.
    Nadchodzi burza, usłyszałam jego głos.
    - Tak... możecie zostać na noc – odezwała się Lorelei. Patrzyła na stojące w rogu pokoju stworzenie, nie na nas. - Pogoda nie sprzyja podróżom na morzu.
    - Mówisz o jej delikatnym sercu, a sama ją ranisz, odmawiając pomocy. - Raph wstał i patrzył na boginkę. - Zostaniemy, a ty przez ten czas zastanowisz się, czy naprawdę chcesz odesłać nas z niczym, zgoda?
    - Jeśli uznam, że zasługujecie – odparła. - Pokażę wam pokoje – dodała i ruszyła ku schodom.
    Spojrzałam na moich bliskich, już spokojniejsza i poszłam śladem boginki. Leanne wzięła mnie za rękę, a Lex objął ramieniem. Raph ruszył tuż za Lorelei.
    - Masz wspaniały dom – odezwał się do niej. - Mieszkasz tu całkiem sama?
    Zerknęła na niego i uniosła brew. Nie uśmiechnęła się, ale niewiele brakowało.
    - Mieszkam z przyjaciółmi. Charr uwielbia kolory.
    - Ciekawe istoty. Potrafią się porozumiewać telepatycznie i wyraźnie są inteligentne. Ty je stworzyłaś, bogini?
    - Powstały z ludzkich koszmarów. Oni je stworzyli i porzucili, bo były dla nich zbyt brzydkie. Skazali na tułaczkę i życie w ukryciu. Ja tylko dałam im dom – odparła cicho.
    Obejrzałam się, ale Nybba już zniknął. Poczułam żal dla tych stworzeń. Ja również się ich bałam, a przecież nie zrobiły nam nic złego. Jeśli wszyscy tak na nie reagowali, musiały być bardzo nieszczęśliwe.
    - To bardzo wspaniałomyślne z twojej strony, że je przygarnęłaś – stwierdził Raph.
    - Przygarnęliśmy się nawzajem – odparła, prowadząc nas korytarzem.
    Drewniana podłoga była idealnie wypastowana. Choć stare, drewno wyglądało naprawdę dobrze. Ściany zdobiły kolorowe fotografie w antyramach. Ten kto robił zdjęcia, miał świetne wyczucie chwili. Jakby specjalnie czekał, kiedy dany widok okaże się najpiękniejszy.
    - Tu znajdują się cztery wolne pokoje, dwa po prawej, dwa po lewej. W środku znajdziecie świeżą pościel i czyste ręczniki. Na końcu korytarza jest łazienka, tylko do waszej dyspozycji. Za godzinę możecie zjeść kolację w kuchni – wyjaśniła, wskazując nam cztery pary drewnianych drzwi. Wszystkie rozsuwały się jak harmonijka.
    Raph zerknął do jednego z pokoi po lewej, potem do drugiego.
    - Ten wygląda dobrze – stwierdził.
    - Rozgośćcie się. Gdybyście czegoś potrzebowali, będę w salonie, lub w pokoju na końcu zachodniego skrzydła. Nie wchodźcie na wieżę.
    I po prostu sobie poszła. Stałam w korytarzu nieco zdezorientowana, w końcu rozsunęłam jedne z drzwi. Zajrzałam do środka i posłałam Leanne pytające spojrzenie.
    - No jasne, że nie chcę spać sama – odparła.
    - Możemy spać wszyscy razem, jeśli będziecie czuły się bezpieczniej – zaproponował Raph.
    - Nie masz planów? - Lex uniósł znacząco brew.
    Postanowiłam nie dodawać, że łóżka nie były dość duże dla czterech osób, a przenosić ich nie wypada. Poza tym byłoby trudno.
    - Zobaczymy – oznajmił Raph, zerkając w stronę, w którą poszła Lorelei.
    - W takim razie ja i Leanne zajmiemy jedną sypialnię. Ale na razie chyba możemy trzymać się razem... - zaproponowałam.
    - Możemy omówić, na czym stoimy – zgodził się Lex.
    Wszyscy weszliśmy do sypialni zajmowanej przeze mnie i Leanne, i rozsiedliśmy się na wielkim łóżku z baldachimem. Zgodnie z zapowiedzą Nybba, nad wyspą szalała już burza. Błyskawica rozjaśniła pokój w chwili, gdy spojrzałam w okno.
    - Myślę, że mamy szansę uzyskać jej pomoc, ale jest dość uparta – stwierdził Raph.
    - Gdyby nie zamierzała rozważyć naszej prośby, nie zaproponowałaby nam noclegu, prawda? - Podsunęła myśl Leanne.
    Ja sama nie wiedziałam, co myśleć. Bałam się coraz bardziej i tęskniłam za Dorianem. Objęłam się ramionami, słysząc grzmot.
    - Myślę, że chodzi o Nybba. Chce nakarmić je naszymi snami – wtrącił Lex.
    - Moimi się nie najedzą, inkuby nie mają snów – mruknął Raph i spojrzał na Lexa. - Powinniśmy coś jeszcze omówić? Jeśli nie, to spróbuję ją przekonać, że powinna nam pomóc.
    - Idź, zajmę się nimi – zgodził się Lex i objął mnie ramieniem. Przytuliłam się do niego, ciągle obserwując burzę.
    Raph wstał, poprawił koszulę, przeczesał dłonią włosy i wyszedł z pokoju.
    - Ma zamiar ją uwieść, prawda? - Oderwałam wzrok od drzwi i znów spojrzałam w okno.
    - On zawsze ma taki zamiar – skwitował Lex.

    Gdy znaleźliśmy kuchnię, kolacja już na nas czekała. Lorelei nie zaszczyciła nas swoją obecnością, zjedliśmy więc sami, nie rozmawiając zbyt wiele. Nawet Raph był wyjątkowo milczący. Czułam się nieswojo w tym miejscu. Choć wyspę otaczała woda, a wnętrze domostwa było po prostu piękne, to wszechobecna mgła przyprawiała mnie o dreszcze. Nie potrafiłam pozbyć się złudzenia, że coś się w niej kryje i nas obserwuje, słyszy każde wypowiedziane słowo. Nybba to pojawiały się w zasięgu wzroku, to znikały, a ja ze wstydem musiałam przyznać przed sobą, że ich osobliwy wygląd wciąż wzbudzał we mnie pewnego rodzaju trwogę. Nie przerażały mnie już tak jak na początku, lecz nadal nie umiałam pogodzić się z myślą, że takie stworzenia istnieją. Ganiłam się za każde drżenie będące reakcją na ich widok. Nie zasługiwały na to, nie były złe, a jedynie... niezwykle pokrzywdzone przez los.
    W sypialni kilkukrotnie próbowałam zadzwonić do Doriana, lecz Wyspa Mgieł okazała się odcięta z zasięgu sieci komórkowych. Odważyłam się nawet zapytać jednego z Nybba, czy mają telefon, ale zaprzeczył. Poczułam się całkowicie odcięta od świata. Nie miałam pojęcia, co dzieje się w domu, co dzieje się z moim mężem. Nie rozmawiałam z nim od rana, musiał się niepokoić. W dodatku istniała duża możliwość, że wrócę z pustymi rękami. Bezużyteczna jak zawsze.
    - Jak myślisz, Lex miał rację? - zagadnęła Leanne, gdy obie położyłyśmy się w łóżku. - Te stwory... będą się nami żywić, gdy zaśniemy?
    - Nie nazywaj ich stworami – zaprotestowałam odruchowo. - Nie wiem. Nie sądzę, by zrobiły nam krzywdę. Nie wydają się agresywne, poza tym Lex nigdy nie zgodziłby się na spędzenie tu nocy, gdyby uznał, że coś nam grozi.
    - A jeśli uznał, że uzyskanie pomocy Lorelei jest ważniejsze? To przede wszystkim wojownik, Sheilo.
    - Lex nigdy nie pozwoliłby, by coś nam się stało – powiedziałam stanowczo. - To rodzina.
    Westchnęła i przytuliła się do poduszki.
    - Chcę do domu – wyznała cicho. - Chcę przytulić moje drzewo. I zające.
    Uśmiechnęłam się.
    - A ja mojego męża.
    - Marudę.
    - I moje karpie – zaśmiałam się.
    - I Varysa.
    Zerknęłam na Leanne.
    - Tak, koniecznie. I V'lane'a.
    Przyjaciółka pokręciła nosem.
    - On jest nieobliczalny.
    Zachichotałam. Nie mogłam się z tym sprzeczać, ale na tym właśnie polegał urok V'lane'a.
    Rozmawiałyśmy jeszcze przez jakiś czas, nim zmorzył nas sen.

    Obudziłam się, gdy tylko zaczęłam śnić. Zarówno wyspa otoczona przez nieprzeniknione mgły, jak i niepewność dotycząca powodzenia wyprawy skutecznie nadszarpnęły moje nerwy. Miałam koszmary, które szybko postawiły mnie na nogi. Leanne spokojnie spała obok, dlatego wstałam cicho i owinęłam się znalezionym w szafie szlafrokiem. Wyszłam z sypialni, bezgłośnie zamykając za sobą drzwi. Miałam zamiar udać się do kuchni i nalać sobie szklankę wody, ale zwabiły mnie dźwięki czarownej muzyki.
    Dochodziły z salonu, pamiętałam, że stał tam fortepian. Nie sądziłam, że Nybba są zdolne do gry, zatem to musiała być Lorelei. Nie chciałam zakłócać jej spokoju, lecz muzyka tak bardzo kusiła.
    Nie pomyliłam się, Lorelei grała, a siódemka Nybba siedziała przy kominku, najwyraźniej wsłuchując się melodię. Zaskoczył mnie natomiast widok siedzącego u boku boginki Raphaela. Przygryzłam wargę, zatrzymując się w progu, ale i tak mnie zauważyli. Zarumieniłam się i spuściłam wzrok.
    - Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać.
    - Potrafisz grać, Sheilo?- zapytała mnie Lorelei.
    Przytaknęłam, podnosząc na nią wzrok. Wstała i podeszła do mnie, wskazując fortepian.
    - A więc zagraj. Moi przyjaciele bardzo lubią muzykę. - Uniosła brew. - Poradzisz sobie? - Znów przytaknęłam. - Świetnie, w takim razie mogę pójść do łóżka. - Obejrzała się na Rapha. - Idziesz?
    Wyszła, nie czekając na odpowiedź, ale Raph także się nie ociągał. Cmoknął mnie w policzek i ruszył jej śladem, a ja zostałam sama w otoczeniu tych osobliwych istot. Wszystkie na mnie patrzyły.
    Muzyka?, usłyszałam myśl któregoś z nich.
    - Tak, oczywiście. Na co macie ochotę? - Usiadłam przy fortepianie, starając się zapanować nad zdenerwowaniem.
    Nybba już się nie odezwały, więc zdecydowałam się na powolną, piękną melodię, którą nuciła moja matka, gdy byłam dzieckiem. Potem przeszłam w kolejną i następną. Muzyka ukoiła moje nerwy, natomiast Nybba okazały się wiernymi słuchaczami. Kiwały się lekko w takt piosenek. Uśmiechnęłam się, czując rodzącą się sympatię do tych istot.
    Tym razem, gdy jeden z Nybba przysunął się do mnie, już się nie wzdrygnęłam. Zamiast tego posłałam mu ciepły uśmiech.
    - Witaj. Jestem Sheila, a ty?
    Patrzył na mnie niepewnie, w końcu usłyszałam cichy głos w mojej głowie:
    Charr.
    - Miło mi cię poznać, Charr – odparłam. - Chcesz nauczyć się grać?

    Obudziłam się w łóżku, choć nie pamiętałam, bym się w nim kładła. Leanne była już na nogach i wyglądała przez okno.
    - Mgła wygląda dziś jak białe wstęgi – poinformowała mnie, gdy dostrzegła, że się obudziłam.
    - Przypuszczam, że tu zawsze jest mglisto. Nie wiesz, czy Raph i Lex już wstali?
    Przysiadła na łóżku.
    - Lex zaglądał tu jakieś dziesięć minut temu, Raphael nie nocował u siebie.
    Cóż, tego powinnam była się domyślić. Wygrzebałam się z pościeli i szybko włożyłam swoje ubranie. Chciałam jak najszybciej porozmawiać z Lorelei i wrócić do domu. Do mojego męża.
    - To jak, gotowa? - zagadnęłam.
    - O tak, chcę jak najszybciej opuścić tę wyspę.
    Zeszłyśmy razem do salonu, przy schodach czekali już na nas Lex i Raph. Pierwszy poważny i czujny, drugi wyjątkowo zadowolony. Pokój był pusty, ale na stole leżało długie pudełko podpisane moim imieniem. Zaskoczona ostrożnie podniosłam pokrywkę. W środku leżało berło, złote, otoczone niebieskimi i zielonymi kamieniami.
    - To pomoże ci wygrać bitwę – usłyszałam melodyjny głos od strony korytarza i odwróciłam się do Lorelei.
    - Jednak nam pomożesz?
    - Moi przyjaciele uznali, że zasługujecie na szansę. A Charr bardzo cię polubił, byłby nieszczęśliwy, gdybym odesłała was z niczym.
    - Tylko tyle? - Uraza w głosie Rapha była tak wyraźna, że musiałam się uśmiechnąć. A może po prostu berło w moich dłoniach sprawiło, że spadł mi kamień z serca.
    - Nie mieszam interesów z życiem osobistym. - Uśmiechnęła się. - Ale gdybyś chciał mnie jeszcze odwiedzić, wyspa stoi dla ciebie otworem. - Spojrzała na mnie. - Czujesz jego magię? Świetnie. Na jedną bitwę da ci władzę nad wodą równą mojej.
    - Tylko raz? - zapytała Leanne z rozczarowaniem.
    - Raz. Nie mam zamiaru brać udziału w waszej wojnie, a ona nie przetrwa zbyt dużego natężenia mocy. - Znów na mnie spojrzała. - Zrozumiałaś? Jedna bitwa, nie poradzisz sobie z tą mocą przy kolejnej. Dlatego musisz wybrać rozsądnie. Potem włożysz berło do wody i wypowiesz moje imię. Wróci do mnie. Jasne?
    Przytaknęłam, przyciskając nową broń do piersi.
    - Tak zrobię. Dziękuję ci.
    Skinęła głową i spojrzała na moich towarzyszy.
    - Powodzenia.
    - Tak będzie. Dzięki. - Lex wyciągnął dłoń do boginki. Po namyśle pozwoliła mu uścisnąć swoją.
    Raph po prostu objął ją i obdarzył długim pocałunkiem.
    Kiedy odpływaliśmy, usłyszałam w głowie głos Charra:
    Żegnaj.

    Powrót do domu przyniósł mi ogromną ulgę. Już sam widok ogrodu i zamku wprawił mnie w radosny nastrój. A myśl, że za chwilę zobaczę Doriana, tylko podsycała to uczucie. Nie przeszkadzało mi, że Lex wrócił do swoich zajęć, a Raph i Leanne popędzili, by przespać się w swoich łóżkach. Biegłam przez korytarz, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w ramionach Doriana. Nie kontaktowałam się z nim dobę i nie mogłam znieść myśli, że nie wiem, co u niego, że nie słyszałam jego głosu przez tyle godzin.
    Z  rozmachem otworzyłam drzwi naszej sypialni i wbiegłam do środka. Znalazłam go w części dziennej, siedział na kanapie, wpatrując się w ostrze trzymanego w dłoniach miecza. Poderwał się na mój widok. Stal brzdęknęła, upadając na podłogę, a ja znalazłam się w silnych ramionach mojego męża. Przycisnął mnie do siebie i ucałował moje włosy.
    - Nie dzwoniłaś.
    - Przepraszam, na wyspie Lorelei nie było zasięgu, nie mogłam... - Urwałam, gdy jego usta odnalazły moje. Odpowiedziałam na pocałunek, obejmując go za szyję i tuląc się do niego całym ciałem. Dobra boginko, jak mi go brakowało.
    - Nigdy więcej tak nie rób – nakazał, a ja gorliwie przytaknęłam. Byłam w domu, mój ukochany trzymał mnie w ramionach i miałam broń, która nam pomoże. Wszystko będzie dobrze.
    - Udało mi się – wyznałam, patrząc na niego roziskrzonym wzrokiem. - Lorelei zgodziła się nam pomóc.
    - Jest tu? - nie zrozumiał. Pokręciłam głową.
    - Nie weźmie udziału w wojnie, ale dała mi broń, dzięki której możemy wygrać.
    Chwyciłam dłonie męża i razem usiedliśmy na kanapie. Streściłam mu wizytę u boginki i wyjaśniłam, jak może nam pomóc otrzymane od niej berło. Pokazałam mu je, ale poza tym, że wyczuł w nim bardzo potężną magię, nie mógł nic zrobić. Tylko ja mogłam, tylko ja byłam złączona z wodą.
    - I jak, tego potrzebowaliśmy? - zapytałam. - Nie zawiodłam cię, prawda?
    - Nie, skarbie, oczywiście, że nie. - Przyciągnął mnie i pocałował tuż nad prawym okiem. - Tylko, że to dziś stoczymy walkę z aniołami, a ja wolałbym, byś pozostała bezpieczna.
    Zamarłam i spojrzałam na męża. Musiałam się przesłyszeć. Gdy rozmawiałam z nim przez telefon, mówił mi, że wojna przybrała bardziej partyzancką formę, że nie ma otwartych walk, jak ta, gdy zaatakowano nasz zamek.
    - Jak to dziś?
    - Wyzwali nas, a my musimy odpowiedzieć.
    Krew odpłynęła mi z twarzy. Dziś. Dziś mogę ich stracić.
 
 

8 komentarzy:

  1. Jaka Sheila jest teraz szczęśliwa z Dorianem, a tak to nieciekawie wyglądało przed ślubem.^^
    Oby berło się przydało, a nasza mała nimfa udźwignęła ciężar odpowiedzialności spoczywający na jej barkach. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję.Dobrze,że zdążyła na bitwę bo cała wyprawa straciłaby sens.Mam nadzieje,że rozważnie użyje mocy i przyczyni się do zwycięstwa.cieszę się,że tak się kochają z Dorianem i tworzą piękna parę.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy od przebiegu bitwy, kto wie, kiedy berło będzie najbardziej potrzebne, powinna go użyć tylko raz;p

      Usuń
  3. Cóż, nie może być nudno ;) Oj, ale będzie akcji w następnym rozdziale jak Sheila będzie władała wodą mocą równą bogini ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam czytać ich przygody <3
    Mam nadzieję, że wygrają tę bitwę :D

    OdpowiedzUsuń
  5. dziekuje, jak widac i O. nie pomagła za bardzo, dała tylko namiary na Lorelei i ta dała Sheili orez ale czy on pomoze skoro bitwa tak blisko?

    OdpowiedzUsuń