Od autorek

Od autorek

Drodzy Czytelnicy! Zapraszamy na epilog Doriana. Dziękujemy wszystkim,
którzy komentarzami dawali nam znać, że nasza powieść nie znika bezowocnie
w głębinach Internetu. Zapraszamy także na Szczyptę magii.
Pozdrawiamy i czekamy na Wasze opinie;)

15.10.2016

Rozdział XXII. Część 2

***Sheila***

    Rano przy śniadaniu zdecydowaliśmy, że w następnej kolejności spróbujemy znaleźć Ondynę, matkę syren. Ustaliliśmy, że powinniśmy szukać w pobliżu dużych zbiorników wodnych, takich jak jeziora i morza.
    Byłam dobrej myśli, moje wczorajsze wątpliwości odeszły wraz ze snem. Musiałam wierzyć, że nam się uda. Otuliłam się swetrem, czując chłodny powiew wiatru. Niebo osnuwały ciemne chmury, a w powietrzu unosił się przyjemny zapach deszczu. Pierwsze zwiastuny nadchodzącej jesieni. Szłam obok Lexa, omijając błoto ukryte między wysokimi trawami. Leanne, niezwykle dziś milcząca, i Raph podążali tuż za nami. Norweskie lasy nie okazały się dla nas przyjazne, tylko moja przyjaciółka wydawała się zadowolona. Nic dziwnego, skoro cierniste rośliny same umykały spod jej stóp.
    Znajdowaliśmy się w pobliżu jeziora Hornindalsvatnet, najgłębszego w Europie. Lex przeniósł nas do pobliskiego miasteczka, gdzie wynajęliśmy samochód, by dotrzeć do celu. Mój przyjaciel uważał, że dzięki temu istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, iż zwrócimy na siebie uwagę. Tak więc wynajęliśmy pokój w hotelu z widokiem na jezioro i wyruszyliśmy na poszukiwania. Uznałam, że najlepiej będzie obejść Hornindalsvatnet z każdej strony. Zatem wylądowaliśmy w lesie, pośród błota, którego w ogóle nie powinno tam być.
    Tak samo jak bagna, w którym wylądowałby niczego nieświadomy Raph, gdyby Lex w porę nie pociągnął go w tył.
    - Chyba jesteśmy na dobrej drodze – mruknął Legion, obserwując bulgoczące błoto.
    - Skąd wiesz? - zaciekawiła się Leanne.
    Kucnęłam na ostatnim skrawku stabilnej ziemi i dotknęłam wody.
    - Bo według każdego przewodnika w tym miejscu nie ma bagna – odpowiedział Lex. - W ogóle nie powinno tu być.
    - Chyba powinniśmy przejść na drugą stronę – odezwałam się. Bagno wyglądało groźnie, ale gdy tylko zanurzyłam w nim dłoń, poczułam chłodną, kojącą wodę. Powitałam ją z radością, a ona musnęła moją skórę cieplejszym prądem.
    - Jak? - chciał wiedzieć Raph.
    - Tak po prostu – odparłam, wyjmując dłoń z wody.
    - Kapitalny pomysł – burknął Lex. - Problem w tym, że to bagno otacza magia.
    - A nie możemy go obejść? - zastanawiał się Raph.
    - Sięga daleko, nie wiem, jak długo musielibyśmy iść – uznał Lex.
    - A może mostem? - zaproponowała nieśmiało Leanne.
    - Potrafisz zrobić most nad tym bagnem, Leanne? - zwrócił się do niej Raph.
    Zarumieniła się, gdy wypowiedział jej imię, a ja zmarszczyłam brwi.
    - Tak, to proste... - odpowiedziała cicho. Odchrząknęła, wyprostowała się i płynnym ruchem wskazała bagno. Zielone i brązowe pędy wystrzeliły spomiędzy traw i zaczęły splatać się kilkanaście centymetrów nad poziomem ziemi, tworząc coś na wzór kładki. Leanne wypięła dumnie pierś i stanęła na mostku.
    - Świetnie. - Mój przybrany brat posłał jej uśmiech i wszedł za nią. Obejrzał się na mnie i Lexa. - Myślicie, że boginka ukryła się za tymi bagnami?
    - Albo gdzieś pośród nich. - Weszłam na mostek w ślad za Raphem.
    Lex zamknął pochód, uważnie rozglądając się na boki.
    - Chyba ktoś tam jest. - Raph wskazał na drugi brzeg. W oddali dostrzegłam zarys postaci, ale chwilę potem już jej nie było.
    - Byleby był przyjaźnie nastawiony – mruknęła Leanne, nim zeskoczyła z mostka. Zaczęłam wypatrywać jakiegoś ruchu między drzewami. Zamiast tego usłyszałam chlupot wody. Byliśmy bardzo blisko jeziora.
    Nagle zza drzew wyłoniła się wysoka kobieta o urodzie nimfy, długie jasne włosy miała rozpuszczone, sięgały jej niemal do kolan. Ubrana była w białą prostą sukienkę przepasaną szerokim pasem. Na nasz widok zmarszczyła brwi, podparła się pod boki i zawołała:
    - A wy po co tutaj? Wynocha mi stąd, ale już, bo was odyńcem poszczuję! - Jakby na potwierdzenie jej słów, w oddali rozległo się chrząknięcie dzika.
    Zamrugałam ze zdziwienia. Nie takiego powitania się spodziewałam. Swoją drogą co za ironia, Meluzyna straszyła nas wężem, a Ondyna dzikiem. Ciekawe, jak przebije to Lorelei.
    Lex parsknął cichym śmiechem i musiałam uciszyć go szturchnięciem między żebra. Zeszłam z mostku i zrobiłam krok w stronę kobiety.
    - Chcemy tylko porozmawiać. Mam na imię Sheila – przedstawiłam się.
    Uniosła brwi.
    - Czy wyglądam, jakbym miała ochotę na pogaduszki? Jestem zajęta. Wracajcie, skąd przyszliście.
    - Ondyna, prawda? - odezwał się Raph, również schodząc z mostka. - To zaszczyt poznać słynną boginkę...
    Obrzuciła go uważnym spojrzeniem.
    - Poznaliście, zostaliście zaszczyceni, a teraz możecie już iść.
    - Dobra, paniusiu, przeszliśmy kawał drogi, więc mogłabyś być milsza – warknął Lex. Trzepnęłam go w ramię.
    - On chciał powiedzieć, że dojście tutaj sporo nas kosztowało i bardzo zależy nam, byś nas wysłuchała. To dla nas bardzo ważne, bo... bo potrzebujemy pomocy.
    - Och, oczywiście, w życiu bym się nie domyśliła, że czegoś potrzebujecie, byłam przekonana, że chcecie tylko porozmawiać. - Prychnęła i spojrzała na Lexa. - Nie lubię demonów.
    - Łamiesz mi serce – odparł, a ja miałam ochotę go udusić.
    - My nie jesteśmy demonami – wtrąciła Leanne.
    - Widzę. Jesteście nimfami. A jednak wtargnęłyście tutaj z dwoma demonami, jednym gburem, a drugim... - zerknęła na Rapha – pochlebcą. Czemu miałabym was wysłuchać?
    - Nie mieliśmy zamiaru cię urazić, bogini – odezwał się Raph. - Ani zakłócać twojego spokoju, a podziw dla ciebie to nie pochlebstwa, lecz szczera prawda.
    - Anioły chcą głowy mojego męża – wypaliłam, nim Lex i Raph znów powiedzą coś, co nie spodoba się Ondynie. - Wypowiedzieli nam wojnę, a ja nie wiem, jak ją zakończyć, nim stracę wszystkich, których kocham. - Przełknęłam ślinę. Miałam wrażenie, jakby w gardle wyrosła mi wielka gula. Lex ścisnął moje ramię.
    Zamrugała ze zdziwieniem.
    - Wojnę? Anioły wypowiedziały wojnę nimfom? Pierwsze słyszę... - Westchnęła. - Kilka tysięcy lat beze mnie i mają wojnę z aniołami, na szaloną rusałkę, brak słów. Dobra, widzę, że się was tak szybko nie pozbędę. - Odwróciła się i ruszyła przed siebie. - Idziecie czy nie?
    Razem z Leanne pospieszyłyśmy za nią, Raph i Lex szli za nami bez pośpiechu.
    - Właściwie to jesteśmy jedynymi nimfami, które w tym tkwią. Mój mąż należy do rodu Panów i włada jednym z piekielnych kręgów – wyjaśniłam. Zgodziła się nas wysłuchać, nie chciałam wprowadzać jej w błąd.
    - Czyli to wojna między pradawną rasą Panów, a aniołami – podsumowała Ondyna.
    Minęła ostatnie drzewa, a gdy poszliśmy za nią, naszym oczom ukazała się duża rezydencja otoczona szerokim jeziorem. Prowadził do niej most, po którym przeszła boginka. Przy drzwiach stał smoliście czarny dzik. Ondyna zatrzymała się, położyła dłoń na jego karku i spojrzała w stronę drzwi, które powoli się otworzyły.
    - Z udziałem sporej ilości demonów, chodzących brył lodu i tej niewinnej niewiasty. - Lex wskazał mnie skinieniem głowy. Spojrzał na dzika i gwizdnął przez zęby. - Grzeczny Azor.
    - Azor to imię dla psa – upomniała go Leanne.
    Dzik chrząknął złowrogo.
    - Nie obrażaj go. On ma na imię Indutiomarus – zwróciła mu uwagę Ondyna.
    Jej dzik uniósł wyżej głowę i dumnie podążył za nią. Wprowadziła nas do salonu urządzonego bardzo nowocześnie – plazmowy telewizor, laptop, elegancka ława, a przy niej długa biała kanapa i dwa fotele. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające biegające lub pluskające się w wodzie nimfy. Przy dużym oknie wisiały śnieżnobiałe firanki, a w doniczkach kwitły kwiaty. Całości dopełniał miękki biały dywan. Ondyna zajęła miejsce na kanapie i wskazała, byśmy zrobili to samo.
    Usiedliśmy, Raph wybrał fotel, ja i Leanne kanapę. Lex stanął za mną, jakby chciał mieć widok na wszystko. Zawsze gotowy.
    - Piękny dom – pochwaliła Leanne. - Cudowne kwiaty.
    - Przejdźmy do rzeczy. - Boginka oparła się wygodnie na kanapie. - No dobrze. Rasa Panów ma wojnę z aniołami. Wy uczestniczycie w tej wojnie. - Spojrzała na mnie i na Leanne. - Ale co ja mam do tego? Czemu akurat po waszej stronie miałabym stanąć?
    - Jesteś boginką, kimś podobnym do nas... - Zerknęłam na Leanne, potem znów na Ondynę. - Ale o wiele potężniejszą, wieczną... pomyślałam, że...
    - Jesteś równie pogańska jak my. Anioły nie okazują otwartej wrogości takim jak one – Lex wskazał mnie i Leanne – czy ty, jednak to nie zmienia faktu, że według nich nie powinnyście istnieć. Już samo to, jak cię zwą. Boginka. Póki się nie wtrącili, byłaś boginią, prawda? Tak naprawdę bliżej ci do nas niż do nich – dodał.
    - I dlatego nie stanęłabym po stronie aniołów. Co nie znaczy, że ruszyłabym na wojnę z nimi. - Zerknęła na Sheilę i Leanne. - Właściwie to czego ode mnie oczekujecie?
    - Masz moce, których nimfy nigdy nie otrzymały. Takie, których anioły nawet nie wezmą pod uwagę... - podsunęłam.
    - Moce. - Westchnęła i pokręciła głową. - Wiecie, co się stało z innymi boginkami? Z Meluzyną?
    - Byliśmy u niej wczoraj. Sprawiała wrażenie szalonej – odpowiedziałam.
    - I rzuciła się na Sheilę, warcząc jak zwierzę – dodał Lex. - Cokolwiek ją spotkało, nie poradziła sobie z tym.
    - Chciała zatrzymać swoją moc w stałej formie. Ale to niemożliwe, wszystko się zmienia, my też. Ona sobie z tym nie poradziła i w efekcie mocno jej odbiło. Ja zrezygnowałam. - Spojrzała na nas po kolei i pokręciła głową. - Nie mogę wam pomóc. Nie jestem już tak potężna jak kiedyś. A to, co potrafię, raczej nie przyda się w wojnie.
    - Każda pomoc się przyda, bogini – odpowiedział jej Raph. - Nie straciłaś całej mocy, prawda? Co potrafisz?
    Spojrzała na niego i pochyliła lekko w jego stronę.
    - Potrafię zabić pocałunkiem.
    - Cóż, kobieta całująca wroga na polu walki nie jest tym, na co liczyliśmy – mruknął Lex.
    - Poważnie? A ja byłam pewna, że anioły, zamiast walczyć, ustawią się do mnie w kolejce po całusa i problem z głowy. - Założyła ręce na piersiach, wpatrując się w Lexa. - Potrafię też rzucić klątwę.
    Ten uśmiechnął się połowicznie i pochylił nad boginką.
    - Zawsze uważałem, że są głupi. Ale klątwy miłosne też nie pomogą.
    Zamknęłam oczy, żałując, że nie przyszłam tu tylko w towarzystwie Leanne. Leanne, która właśnie drapała dzika po kudłatym łbie. Odyniec wydawał się z tego bardzo zadowolony.
    - Miłosnych ci się zachciewa? - Boginka spojrzała na Lexa z rozbawieniem. - Słyszeliście o Klątwie Ondyny? Sprawiam, że ludzie w czasie snu zapominają o oddychaniu. Jeśli się w porę nie obudzą... duszą się. Ale nie sądzę, bym mogła przekląć anioły.
    - O ile w ogóle śpią, pewnie śpiewają i dziergają bamboszki na drutach – podsumował Lex i w końcu usiadł obok mnie.
    - Cóż... w takim razie dziękujemy, że zechciałaś nas wysłuchać – odezwałam się.
    - Nie daliście mi wyboru – mruknęła. - Lepiej idźcie do Lorelei, ona znalazła sposób, by zachować swoją potęgę. Przystosowała się, nie rezygnując z mocy.
    - Zawsze mogłaś poszczuć nas odyńcem – skwitował z rozbawieniem Lex.
    - Mieliśmy szukać Lorelei w następnej kolejności. Czy ona... wszystko z nią w porządku?
    - Jak ją ostatnio widziałam, miała się całkiem nieźle. - Wzruszyła ramionami.
    - Wiesz, gdzie możemy ją znaleźć? - zainteresowała się Leanne, nadal zajęta zwierzęciem.
    - Na Wyspie Mgieł. Tylko musicie mieć się na baczności, ta wyspa jest pełna niespodzianek.
    - Będziemy mieć to na uwadze. - Wstałam. - Dziękuję. Za wskazówkę i poświęcony nam czas.
    Zerknęła na mnie, potem na dzika, który chrząknął kilka razy. Ondyna wstała, a na stole pojawił się niewielki koszyczek z różnymi ciasteczkami.
    - Indutiomarus was polubił, a to rzadkość. Weźcie to na drogę i zmykajcie już. - Wskazała na koszyk.
    Leanne przytuliła dzika na pożegnanie i podeszła do mnie. Podziękowałam Ondynie i wzięłam koszyk. Przeprosiłam jeszcze za zawracanie jej głowy, po czym wszyscy ruszyliśmy do wyjścia. Ondyna i jej dzik odprowadzili nas do drzwi. Obejrzałam się jeszcze, zrozumiawszy, że Lex zamarudził na ganku.
    Ku mojemu zaskoczeniu wręczył bogince różę o niespotykanych, złotych płatkach. Potem poklepał bok dzika.
    - Dbaj o nią – nakazał zwierzęciu.
    Ondyna trzymała różę, wpatrując się w Lexa ze zdumieniem. W końcu się otrząsnęła i powąchała kwiat
    - No proszę, od gbura do rycerza. - Przez jej twarz przemknął uśmiech.
    Przygryzłam wargę, obok mnie Leanne szturchnęła Rapha i szepnęła do niego:
    - Zdaje się, że Lex wchodzi w twoje kompetencje.
    - Od początku mocno między nimi iskrzyło, więc wiesz... nie chciałem stawać im na drodze – wyjaśnił jej Raph.
    Mój przyjaciel natomiast posłał bogince uśmiech.
    - Zdarza mi się. Gdybym chciał tu kiedyś wrócić i zaprosić cię na kolację...
    - Spróbować możesz – odparła boginka, uśmiechając się lekko. - Ale ostrzegam, jak będę miała zły humor, może ci się oberwać.
    Powstrzymałam chichot.
    - Zaryzykuję. - Lex mrugnął i ruszył w naszą stronę. - No dobra, dzieci, w tył zwrot i gęsiego do hotelu. - Odwrócił mnie i Leanne, i lekko popchnął do przodu. Zachichotałyśmy obie.

    - Szykuje się romans z boginią, co? - zagadał Lexa Raph, gdy już wróciliśmy do hotelu.
    Ja i Leanne rozsiadłyśmy się na jednym z łóżek z koszykiem pełnym ciastek od Ondyny. Te zabrane z domu już dawno zjadła męska część naszej grupy. Tym razem chciałyśmy spróbować choć trochę, nim oni dobiorą się do koszyczka.
    - Wiesz, że lubię pyskate blondynki – odparł Lex, rozciągając się w fotelu. - Chociaż przyznaję, że ta jej świnia jest dość kłopotliwa.
    - To odyniec! - oburzyła się Leanne. Z ustami pełnymi ciastek brzmiała naprawdę zabawnie.
    - Myślisz, że ten odyniec ma swój pokój, swój fotel i śpi w łóżku? - zastanawiał się Raph.
    - To byłoby lepiej, niż gdyby miał posłanie w kącie jej sypialni. Tylko sobie wyobraź...
    Chwyciłam niedużą poduszeczkę i rzuciłam nią w Lexa.
    - Nawet nie próbujcie rozmawiać o tym przy nas!
    Raph parsknął śmiechem.
    - No, to mógłby być problem. Spokojnie, Sheilo, nie mamy zamiaru was gorszyć. - Uśmiechnął się łobuzersko.
    - Ten uśmiech zaprzecza słowom – wtrąciła moja przyjaciółka, rumieniąc się lekko. Spojrzał na nią i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
    - Tak? A co w takim razie mówi mój uśmiech?
    Odwróciłam się do Leanne, ale ona tylko spłoniła się jeszcze bardziej i wbiła wzrok w koszyczek. Dotknęłam jej ramienia, a ona podskoczyła gwałtownie.
    - W porządku, Leanne?
    Powoli skinęła głową. Nieoczekiwanie Lex trzepnął Rapha w ramię i zagroził mu palcem. Nic z tego nie rozumiałam.
    Raph przewrócił oczami i zrobił niewinną minę. Potem zerknął na Leanne i westchnął.
     - Będę gdzieś na terenie hotelu, ale nie czekajcie na mnie, mogę wrócić późno. - Poczęstował się ciastkiem i ruszył do drzwi.
    - Zrób mi tę przysługę i niech nie będzie mężatką – mruknął Lex, przesiadając się do mnie i Leanne.
    - Spokojnie, nie sprawię żadnych problemów. - Położył dłoń na piersi. - Żadnych wkurzonych mężów. Słowo. - Uśmiechnął się i wyszedł.
    Poczęstowałam się jeszcze jednym ciastkiem i zadzwoniłam do Doriana, by opowiedzieć mu o Ondynie. Było mi naprawdę głupio, że tak przekonywałam go o zaletach mojego pomysłu, a tymczasem nie zyskałam nic. Dwie boginki i nic poza straconym czasem. Wciąż jednak miałam nadzieję, że Lorelei okaże się osobą, której szukam. Tą nadzieją także podzieliłam się z Dorianem, kończąc zapewnieniami o mojej wielkiej miłości do niego. I tęsknocie, tak bardzo mi go brakowało. Kiedy odłożyłam telefon, Lex drzemał na drugim łóżku, a Leanne układała znalezione w lesie kamyki. Niektóre miały naprawdę ładne kolory. I kształty, jeden przypominał nawet serce.
    - Jesteś dziś wyjątkowo cicha – zagadnęłam. - Zwłaszcza przy Raphie. Powiedział coś niewłaściwego?
    Spojrzała na mnie z zakłopotaniem i zaczęła przekładać między palcami mały różowy kamyk. Czekałam, nie chcąc jej krępować. Raph był atrakcyjnym mężczyzną i nie szczędził jej swojego uroku. W końcu sama do tej pory rumieniłam się, gdy Dorian szeptał mi na ucho słodkie obietnice.
    - Jestem rozwiązłą kobietą! - wypaliła na jednym wydechu. Zamrugałam, nie rozumiejąc, co też przyszło jej do głowy.
    - Co takiego, Leanne?
    - Jestem rozwiązła. Tak to się mówi? A może upadła?
    Pokręciłam głową i ścisnęłam dłoń przyjaciółki.
    - Powoli i po kolei. Co się stało?
    - B-bo on mi się śnił, Sheilo. Raph. I to w taki sposób... - Zarumieniła się po koniuszki włosów.
    Dobra boginko.
    - To znaczy, że wy w tym śnie...?
    Pokiwała głową, sprawiając przy tym wrażenie tak zawstydzonej i nieszczęśliwej, że chciałam ją przytulić.
    - Całowaliśmy się. I on tak się uśmiechał i mówił takie rzeczy... I było mi od tego tak... ciepło. A potem zdjął koszulę, a ja dotknęłam jego...
    O boginko, nawet ja nie miewałam takich snów! Poczułam, że sama się rumienię i miałam ochotę poprosić, by nic więcej nie mówiła. Ale jeśli nie wyrzuci tego z siebie, będzie się tym zadręczać.
    - ... jego piersi – skończyła Leanne, a ja w duchu podziękowałam boginkom, że nie usłyszałam nic pikantniejszego. - Takie sny... to nie przystoi porządnej nimfie.
    Zamrugałam.
    - Śniłaś, że się całujecie, tylko?
    Przytaknęła, zerkając na mnie bezradnie. Odetchnęłam i ujęłam jej dłonie.
    - On ci się podoba?
    - Nie. Tak. Czasami. Nie wiem.
    Pogładziłam skórę jej dłoni i pochyliłam się, szukając kontaktu wzrokowego.
    - Posłuchaj, ten sen to nic złego. Raph działa na kobiety w szczególny sposób, czasem wzbudza... pragnienie. Być może podświadomie to czujesz i stąd ten sen. Ale nadal to tylko sen, nie miałaś na niego wpływu. A całowanie to nic złego. Kiedy się zakochasz, będziesz chciała to robić...
    - Ale nie z nim! - Spojrzała na mnie spanikowana.
    - Oczywiście, że nie. Z tym, kogo pokochasz. Ale to nic złego, jeśli ci się podoba.
    Wzruszyła ramionami, ale chyba poczuła się lepiej. Uścisnęłam ją. Oparła głowę na moim ramieniu i westchnęła cicho. Ja natomiast obiecałam sobie, że porozmawiam z Raphem, żeby trochę bardziej uważał w jej obecności.

    Na poszukiwanie Lorelei i tajemniczej Wyspy Mgieł udaliśmy się z samego rana. Nie wiedziałam, gdzie dokładnie jesteśmy, ale gdy tylko zobaczyłam łódź, poczułam radość z tej podróży. Sama myśl, że woda otoczy nas zewsząd, była cudowna. Razem z Leanne usiadłyśmy na rufie, by móc podziwiać widoki. Lex stanął za sterem, pogwizdując wesoło. Raph przysiadł obok niego, również wydawał się być w dobrym humorze. Uśmiechnęłam się i nadstawiłam twarz do słońca. Lekka bryza otulała mnie niczym płaszcz.
    - Jak długo będziemy płynąć? - chciała wiedzieć Leanne.
    - Nie mogę podać konkretnej ilości czasu, według informacji jakie posiadam, wyspa dryfuje. Przemieszcza się, to zbliżając, to oddalając od brzegu – wyjaśnił Lex. -  Póki co czeka nas mała wycieczka. Wypatrujcie mgieł.
    - Więc wyspę naprawdę otaczają mgły? - zainteresowałam się.
    - Żeby tylko.
    - A co jeszcze nas tam czeka? - dopytywał Raph.
    - Nic dobrego, dlatego, gdy zbliżymy się do mgieł, trzymajcie się blisko mnie. Nikt nie wie, co się tam kryje, co jest prawdą, co złudzeniem.
    Przełknęłam ślinę, wymieniłyśmy z Leanne spojrzenia.
    - W takim razie trzymamy się razem, nigdzie nie odchodzimy i nie biegniemy w różne strony na widok czegoś, czego nie powinno tu być, jak to zwykle bywa w horrorach – podsumował Raph. - Iluzje raczej nie są niebezpieczne. Gorzej z tym, co się pod nimi kryje.
    - Cokolwiek tam zastaniemy, zajmę się tym. Chcę tylko, żebyście byli ostrożni i się nie oddalali. Nie mamy też pewności, jaka okaże się sama Lorelei.
    - Ondyna mówiła, że nie jest szalona – podsunęła Leanne, obracając twarz tak, że wiatr targał jej długie rude włosy.
    - I radziła, by się do niej zwrócić, czyli jest w stanie nam pomóc – dodał Raph, zerkając nieznacznie na moją przyjaciółkę.
    - Myślę, że Lex mówi o tym, czy ona zechce nam pomóc – odezwałam się. - Ale tylko ona nam została. Choćbym miała błagać na kolanach... musi nam pomóc. - Zacisnęłam dłonie na barierce i wpatrzyłam w oddalający się ląd. Dzień rozpoczął się zbyt pięknie, bym znów miała odnieść porażkę.
    - Przekonamy ją – stwierdził Raph pewnym siebie głosem.
    - Bo na pewno marzy tylko o tym, by wpaść w twoje silne, męskie ramiona – zachichotał Lex.
    - Tobie odstąpiłem Ondynę, to ciesz się i nie marudź – odparował Raph.
    - A nie przyszło ci do głowy, że wolała kogoś... bardziej błyskotliwego?
    - Nazwała cię gburem – przypomniała Leanne, a ja zaśmiałam się cicho.
    - Widocznie lubi gburów – stwierdził Raph, spoglądając na pierwsze mgliste wstęgi.
    - Hej, mam też jakieś plusy. - Lex nieznacznie przekręcił ster.
    Podeszłam do Rapha, patrząc na zbliżającą się mgłę. Wyglądała dość upiornie.
    - Myślicie, że wyspa jest blisko? Bo te mgły przyprawiają mnie o dreszcze.
    - Całkiem możliwe – mruknął Raph. - Musimy tylko na nią trafić.
    - Łatwiej trafić niż zobaczyć – skwitowałam.
    - Byle jej nie ominąć – dodał.
    - Trochę wiary, ja widzę doskonale – poinformował nas Lex.
    Tymczasem mgła całkiem już nas otuliła. Leanne przydreptała do nas, pocierając ramiona.
    - Ktoś jeszcze to słyszał? Jakby... śpiew.
    - Śpiew? - Raph nasłuchiwał przez chwilę. - Tak, faktycznie, ktoś śpiewa... Znajomy głos... - Przymknął oczy. - Na pewno już kiedyś go słyszałem...
    Też go usłyszałam. Głos tak piękny i melodyjny otulał mnie razem z mgłą, wdzierał się w każdy zakamarek duszy, oplatał wokół serca... Nigdy nie słyszałam równie pięknej pieśni. Była tak rzewna, że chciało mi się płakać. Jakby moje serce pękło na milion kawałków i już nigdy nie miało być całe. Jedyne czego pragnęłam, to dotrzeć do źródła pieśni i...
    Dłoń Lexa zacisnęła się na moim ramieniu. Zamrugałam i spojrzałam na niego. Pocierał zaczerwieniony policzek, Raph siedział na pokładzie i obejmował Leanne. I wtedy zrozumiałam.
    - Znaleźliśmy Lorelei, prawda?
    - Taa... szczęście, że inkuby są częściowo odporne na jej urok, inaczej byłoby po nas – mruknął Lex.
    - Jestem pewien, że już ją kiedyś słyszałem – mruknął Raph. - Założę się, że nas obserwuje.
    - I bawi się nami – warknął Lex.
    Objęłam się ramionami i zmrużyłam oczy, próbując dostrzec we mgle cokolwiek.
    Cień, widziałam tam cień, byłam pewna. Na niebie, zbyt wysoko, by mógł pochodzić z wyspy. Zadrżałam.
    - Chyba coś widziałam.
    Raph rozejrzał się uważnie.
    - Gdzie dokładnie?
    - Tam! - Tym razem to Leanne wskazała coś na niebie, lecz było znacznie dalej niż to, co widziałam ja.
    - Może lepiej wejdźcie do kajuty – mruknął Lex.
    - Tak, idźcie – zgodził się z nim Raph. - To jakieś stwory, ale nie widziałem dobrze, czym dokładnie są. Może jacyś strażnicy wyspy?
    - To Nybba. Są rzadkie, a tu naliczyłem już pięć.
    Nagle jeden z cieni zapikował w naszą stronę. I kolejny. Zaczęły opadać na naszą łódź, otaczając nas. Nigdy dotąd nie widziałam czegoś takiego. Nybba były wysokie i bardzo chude. Ich skóra miała szary kolor i bardziej przypominała błonę. Twarze... nie, raczej pyski, miały długie, naprawdę długie pyski zakrzywione na wzór dzioba. Duże nozdrza i wielkie otwory zamiast oczu sprawiały upiorne wrażenie. Czubek i tył głowy pokrywały małe haczykowate różki. Każdy stwór miał garb z którego na wzór kolców sterczały obleczone w skórę kości. Długie dłonie i stopy mały błonę i ostre pazury.
    Leanne krzyknęła, ja tego nie zrobiłam, bo mój głos ze strachu zgubił drogę gdzieś w połowie. Lex natychmiast przygarnął nas do siebie. Łódź lekko podskoczyła i odbiła się o skałę. Dotarliśmy do wyspy.
 
 

10 komentarzy:

  1. Coś mi się zdaje, że z kolejną nimfą też Varysowi nie wyjdzie. :/ Może trafi jednak w końcu na jakąś porządną, a nie taką co śni o robieniu takich rzeczy z innym. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raph jest inkubem, potrafi wchodzić w sny^^ Na szczęście dla niego, Sheila o tym nie wie, bo by mu się od niej oberwało za ten sen XD Więcej o wchodzeniu w sny i tego typu umiejętnościach inkubów i sukkubów będzie w "Królowej".

      Usuń
    2. W sumie podejrzewałem to, bo Leanne nie wygląda mi na taką, co gustuje w inkubach. ^^

      Usuń
  2. Dziękuję.jak do tej pory ich wyprawa nie przyniosła żadnej nadziei na pomoc.Może ostatnia boginka będzie miała dość mocy? Raph pewnie sprowadził na nią ten sen,śnił z nią i reżyserował.Inkuby tak potrafią.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojoj, jakieś romansiki się tutaj tworzą :D
    Wiążę nadzieję z ostatnią boginią ;d
    No i mam nadzieję, że żaden z naszych kochanych bohaterów nie zginie w kolejnej części :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałyśmy na Die__Nachtigall - ktoś na pewno umrze:P

      Usuń
  4. Widzę, że niedługo każdy sobie tu znajdzie drugą połówkę, jak romantycznie ;)

    Dobrze, że Ondyna okazała się milsza, ale coś czuję, że na Wyspie Mgieł nie będzie lekko. Akurat czytam od nowa Władcę Pierścieni i jakoś mgły i latające upiory, źle mi się kojarzą ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy? Jak na razie to tylko Sheila. Lex nie umówił się nawet na konkretny termin.
      Czekaj, tam coś lata we mgle?^^

      Usuń