Od autorek

Od autorek

Drodzy Czytelnicy! Zapraszamy na epilog Doriana. Dziękujemy wszystkim,
którzy komentarzami dawali nam znać, że nasza powieść nie znika bezowocnie
w głębinach Internetu. Zapraszamy także na Szczyptę magii.
Pozdrawiamy i czekamy na Wasze opinie;)

15.11.2015

Rozdział II

***Sheila***

    To był długi dzień, bogaty w doświadczenia. Początkowo nie planowałam tego wszystkiego, chciałam się tylko zrelaksować przy moim jeziorze i tam udałam się po wyjściu Doriana. Usiadłam na brzegu i przemyłam znamię, które stanowiło dowód mojego małżeństwa. Znów trochę piekło, działo się tak nawet kilka razy dziennie, nie doskwierało jednak na tyle, bym niepokoiła tym Doriana. Znak wchłonął się pod moją skórę, nie wyczuwałam nic, przesuwając po nim palcem. A jednak mi dokuczał.
    Pokręciłam głową i wsunęłam nogi do wody. Nie powinnam przejmować się drobiazgami. Karpie koi na przykład wcale się nie przejmowały, przeciwnie, wydawały się szczęśliwe z mojego towarzystwa. Kelpie pluskały się po drugiej stronie jeziora, zerkając na mnie z zaciekawieniem. Uśmiechnęłam się, lecz nie ruszyłam z miejsca. Chciałam, by same do mnie przyszły. Wiedziałam, że to rzadkie i dzikie stworzenia, nie nawiążę z nimi więzi, jeśli same tego nie zechcą. Gdybym zaczęła im się narzucać, mogłyby uznać mnie za zagrożenie. Dlatego też kręciłam się przy jeziorze już trzecią godzinę. Najpierw pływałam, później usiadłam na brzegu i czekałam. Zachowywałam się naturalnie, nie zerkałam często na kelpie. Chciałam, by zrozumiały, że tak jak one jestem częścią tego jeziora, tak jak one uważam je za dom. Wodne stworzenia nie atakują się nawzajem. Oczywiście nie wierzyłam, że kelpie będą mi posłuszne, nie miałam dominującej osobowości, liczyłam jednak na to, że się zaprzyjaźnimy. Były takie piękne.
    Uśmiechnęłam się, słysząc ciche parsknięcie i machnęłam dłonią, zataczając koło nad wodą, która posłusznie zawirowała. Jedna z ryb musnęła moją stopę, zachęcając mnie do dalszej zabawy. Kelpie nadal patrzyły. Wiedziałam, że nie podejdą do mnie tego dnia. Jednak za każdym razem, gdy przychodziłam nad jezioro, były bliżej. Może już niedługo pozwolą mi się dotknąć.
    - Sądziłem, że boisz się koni – usłyszałam głos Varysa. Obejrzałam się na niego. Stał w cieniu drzew, w sporej odległości ode mnie i kelpii, i obserwował. Ciekawe jak długo już tu był, a ja niczego nie spostrzegłam.
    - Trochę tak, na tyle, by na nich nie jeździć, ale to nie są konie. Są częścią tego jeziora, tak jak ja – wyjaśniłam, wyciągając do niego rękę. Zawahał się, więc posłałam mu uśmiech. - No chodź, nie wystraszą się, jeśli nie podejdziesz bezpośrednio do nich. Posiedź ze mną trochę.
    Przyglądał mi się przez chwilę, po czym skinął głową i zbliżył się powolnym krokiem. Usiadł obok mnie, na tyle blisko, że bez problemu mogłabym go objąć, i zdjął buty. Widok Varysa, siedzącego przy mnie tak swobodnie, z nogami w wodzie, ogrzał moje serce.
    - Wydają się tobą zainteresowane – stwierdził, spoglądając na kelpie.
    - Pewnie nie jestem pierwszą nimfą, jaką widzą. Poza tym wyczuwają moją przynależność do wody, tak jak ja wyczuwam to w nich. Są piękne, prawda?
    Przyznał mi rację, bez słowa przyglądając się stworzeniom. One także patrzyły, zaciekawione niespodziewanym gościem. Nie byłam pewna, jaki jest ich stosunek do Varysa, obcego na ich terenie, jednak, tak jak myślałam, nie okazały agresji. Po prostu patrzyły.
    - Jak myślisz, jaki będzie?
    Nie musiałam tłumaczyć, Varys doskonale wiedział, kogo miałam na myśli. On również o nim myślał, choć nie widziałam w nim mojego niepokoju.
    - Podobno lodowi byli najgorsi. I najbystrzejsi, jeśli wierzyć opowieściom.
    A jego przebudzenie może wiele zmienić, pomyślałam. Wciąż martwiłam się ostrzeżeniem ze strony Jasmiel i choć Dorian obiecał mi ostrożność, nie byłam pewna, jak niebiańscy zareagują na kolejnego z rasy Panów. Na zrodzonego z lodu.
    - Nie musisz się bać, Dorian nie pozwoliłby cię skrzywdzić.
    Zamrugałam, spoglądając na Varysa. Nie tym się martwiłam, nawet nie przyszło mi do głowy, by lodowy zagroził bezpośrednio mnie. Nie wiedziałam, czy świadczy to o odwadze czy ignorancji. Albo naiwności, której byłam uosobieniem, a czego zaczynałam mieć naprawdę dość. Moja niezachwiana wiara w to co najlepsze w każdym z ludzi, chyba nie należała do atutów. Pokręciłam głową.
    - Nie boję się – zaprzeczyłam. Może powinnam, ale nie czułam strachu przed Ezekielem. - Martwi mnie bardziej, że to może nie spodobać się aniołom, albo, że razem zrobią coś głupiego.
    - Obawiasz się wojny – odgadł. Skinęłam głową. - On też jej nie chce, dziewczyno. Twój mąż bywa impulsywny, ale nie głupi. Dawniej jego ród był potężny, a mimo to przegrali. Nie sądzę, by chciał próbować podobnie. Jeśli ten drugi jest w połowie tak inteligentny, jak głoszą plotki, również nie będzie prowokował aniołów.
    - Chyba, że się zapomną. Kiedy Dorian jest zły, nie myśli nad konsekwencjami swoich czynów.
    Być może, jako jego żona, to ja powinnam myśleć o konsekwencjach. Utrzymać w ryzach jego wewnętrzny mrok. Tylko jak? Czy byłabym w stanie to zrobić?
    - Chcę mu pomóc – powiedziałam cicho. - Chciałabym coś zmienić. Jestem teraz panią tego zamku, powinnam coś zrobić, prawda?
    Przyjrzał mi się uważnie, byłam przekonana, że rozważa moje słowa i odpowiedź, jaką może mi dać. Nie był jak Lex, który ślepo podążał za swym panem, lecz wiedziałam, że właśnie rozważa, co Dorian powiedziałby na taki obrót spraw. Jednak był moim najlepszym przyjacielem.
    - Nie chcę być tylko lalką u jego boku, Varysie. Chcę brać udział w tym wszystkim, chcę, by słuchał moich rad, chcę ograniczyć ofiary, chcę...
    By ci, na których mi zależy, byli bezpieczni, a niewinni nie cierpieli więcej przez mojego męża.
    - Zrób to – usłyszałam. - Walcz o to, na czym ci zależy, dziewczyno. - Uśmiechnął się, co natychmiast podniosło mnie na duchu. Varys tak rzadko pozwalał sobie na uśmiech, że każdy taki gest z jego strony był dla mnie nagrodą. - Pokaż światu na co cię stać, dziewczyno.
    Odpowiedziałam uśmiechem, nagle wierząc, że to możliwe. Że mogę coś zmienić. Uścisnęłam Varysa i pocałowałam go w policzek, nie zważając na jego zdumioną minę i poderwałam się na nogi. Jedna z kelpii parsknęła cicho, ale ją zignorowałam. Na oswajanie przyjdzie czas później.
    - Będę potrzebowała twojej pomocy – poinformowałam demona strachu.
    - Co tylko sobie życzysz – podniósł się i otrzepał spodnie z trawy.
    - Musisz nauczyć mnie walczyć – uściśliłam. Szok malujący się na jego twarzy byłby godny uwiecznienia na zdjęciu. Ta mina była po prostu bezcenna. A nie powiedziałam jeszcze wszystkiego.

    Ciało Varysa otarło się o moje, kiedy stanął za mną i pokierował moimi dłońmi, demonstrując odpowiedni chwyt, dzięki któremu miałam łatwiej posługiwać się sztyletem. Posłusznie przesunęłam palce, rękojeść zdawała się idealnie pasować do mojej dłoni. Co prawda prosiłam o miecz, ale mój mentor pod żadnym pozorem nie chciał się na to zgodzić. Dlatego też przyniosłam anielski sztylet, który pozostał ze mną od skrytobójczej próby Marie.
    - Krok w tył, lewą nogą – poinstruował mnie cichy głos Varysa, on sam poruszył się, zmuszając moje ciało do tego samego ruchu. - To potężna broń, ale krótka, by jej użyć, musisz podejść naprawdę blisko.
    - Mówiłam, że wolę miecz – zaoponowałam.
    - Żebyś coś sobie odcięła? Znajdę ci odpowiedni miecz, jeśli pokażesz mi, że umiesz poradzić sobie z tym. - Zmusił mnie, bym nieznacznie się pochyliła. - Przeciwnik będzie od ciebie silniejszy, prawie na pewno też wyższy. Ty musisz być szybka, czy to jasne?
    Skinęłam głową. Będę szybka, nie ma problemu.
    - Najważniejsze to podkreślić twoje atuty, nie ma sensu męczyć się z czymś, z czym nie jesteś w stanie sobie poradzić.
    - Świetnie, teraz rozumiem. Jeśli ktoś mnie zaatakuje, powinnam schować się pod stół i udawać, że mnie nie ma. W tym jestem najlepsza – mruknęłam z przekąsem, na co Varys odpowiedział śmiechem. Doprawdy przezabawne. Mnie wcale nie bawił fakt, że jestem tak beznadziejna.
    - To byłoby całkiem zabawne, ale obawiam się, że udawanie nieobecnej nie jest twoją mocną stroną, dziewczyno. Pomyśl, jesteś nimfą. Poruszasz się z gracją, jakiej każdy demon może ci tylko pozazdrościć.
    Nie sądziłam, by wywijanie piruetów mogło mi pomóc. Wyjawiłam tę obawę Varysowi, na co tylko pokręcił głową. Nie nadawałam się do walki, nie myślałam w odpowiedni sposób i czułam, że prośba o treningi jest tak naprawdę stratą czasu, jednak nie mogłam się poddać. Życie u boku Doriana nie będzie sielanką, przekonałam się o tym jeszcze przed dniem naszego ślubu. Wciąż pamiętałam Samaela i ból jaki mi sprawił. Pamiętałam także reakcję Doriana, tę brutalność i satysfakcję, jaką odczuł, torturując diabła. Nie chciałam, by taka sytuacja się powtórzyła, a jeśli będę umiała obronić się sama, Dorian nie będzie musiał tego robić. Już nigdy więcej.
    Właśnie dlatego starałam się, jak tylko mogłam.
    - Jeśli nad tobą popracujemy, będziesz poruszać się bezszelestnie, zwinnie, dzięki czemu łatwiej unikniesz ciosu i będziesz mogła go zadać. Taki chód, to cecha najlepszych zabójców.
    Zerknęłam przez ramię, kiedy Varys pomagał mi przyjąć właściwą postawę.
    - Widzisz? Bez problemu przechodzisz z jednej pozycji do kolejnej, robisz to naturalnie.
    - Chcesz powiedzieć, że jestem naturalnym zabójcą?
    Spojrzał na mnie z politowaniem. Aha, czyli jednak nie.
    - Dziewczyno, ty nigdy nie będziesz zabójcą.
    - Ale przestanę być ofiarą.
    Pokręcił głową, jakbym powiedziała coś nieskończenie głupiego.
    - Nie jesteś nią, nigdy nie byłaś. A teraz skup się i spróbuj mnie dźgnąć. Tak, jak ci pokazywałem.
    Skinęłam głową i zaatakowałam. Po prawdzie nazwanie tego choćby próbą ataku nie byłoby właściwe. Varys uchylił się bez trudu, a ja poleciałam przed siebie, by zderzyć się z podłogą. Chwycił mnie w ostatniej chwili i podciągnął, ale wtedy jakimś dziwnym sposobem zahaczyłam nogą o jego kolano, zwalając z nóg nas oboje. Skrzywiłam się i spojrzałam na Varysa ze skruchą. Jego oczy znajdowały się kilka centymetrów od moich, a ja leżałam na jego piersi, co zdecydowanie było niezręczne.
    - Tak mi przykro... - zapewniłam, próbując wstać z marnym skutkiem. Wtedy zaczął się śmiać, był to tak ciepły i miły dla ucha dźwięk, tak nieoczekiwany z jego strony, że ja również zachichotałam, a chwilę później oboje zwijaliśmy się ze śmiechu.
    W końcu pomógł mi wstać i podniósł sztylet, który upuściłam, w jego oczach wciąż tańczyły wesołe iskierki.
    - Zmieniłem zdanie, dziewczyno. Jesteś prawdziwą bronią, musimy tylko zadbać, byś nie celowała w samą siebie.

    Punkt drugi na mojej liście: poznaj swoje królestwo i poddanych. Aby to osiągnąć, musiałam udać się do Piekła, którego częścią władał Dorian. Nie żebym się nie bała, nie była to wycieczka z postojem w uroczym pensjonacie. Varys miał podobne zdanie, uznał, że zabranie mnie w miejsce pełne demonów wymaga dodatkowych środków ostrożności. Tak wylądowałam w salonie, przysłuchując się przyciszonej rozmowie, jaką demon strachu prowadził z dowódcą straży. V'lane najwyraźniej nie był zadowolony z mojego pomysłu.
    - Pomyślcie przez chwilę oboje. To Piekło, tam roi się od demonów i innych istot, o których istnieniu nasza mała nimfa z pewnością wolałaby nie wiedzieć.
    - Nie jestem niczyją małą nimfą – wtrąciłam, mając dość słuchania ich sprzeczki. - I nie proszę cię o przysługę, V'lane. Wydaję ci rozkaz.
    Spojrzał na mnie, jakby nagle wyrosła mi druga głowa, nie umknął mi także zadowolony uśmiech Varysa. Skrzyżowałam ręce na piersi, nie miałam całego dnia.
    - Zrozumiałeś mnie, żołnierzu?
    - Dowódco – poprawił, sięgając po leżący na stole miecz. Schował go do pochwy przypiętej do pasa. - Idziemy w jakieś konkretne miejsce w tym Piekle? Bo lodów tam nie sprzedają, królewno.
    Na chwilę mnie zamurowało. Wygrałam, zgodził się. I nie wysyłał z nami pomniejszego strażnika, lecz zamierzał towarzyszyć osobiście. Naprawdę mi się udało. Ukryłam uśmiech i podniosłam się, wygładziwszy sukienkę. Nie musi widzieć, jak cieszy mnie moje małe zwycięstwo.
    - Nie martw się, pozwolę ci później wziąć jedną porcję z kuchni – odparłam i odwróciłam się do Varysa. Jego mina świadczyła o tym, że z trudem powstrzymywał śmiech.
    - Świetnie ci idzie, dziewczyno – szepnął i tym razem nie udało mi się powstrzymać zadowolonego uśmiechu. - Pozwolisz, że wybiorę miejsce?
    Pozwoliłam. A co, odniosłam dziś już dość sukcesów w negocjacjach.
    Piekło... trudno opisać to miejsce. Szłam długą, zatłoczoną ulicą pod ramię z dwoma niebezpiecznymi mężczyznami. Obaj mieli poważne miny i wysyłali sygnały, że lepiej trzymać się od nich z daleka. Nie była to postawa ułatwiająca mi kontakt z kimkolwiek, jednak w głębi ducha byłam im wdzięczna. Ich bliskość dawała mi poczucie bezpieczeństwa i pewność, że nie popełniam właśnie wielkiego głupstwa. Tłumy otaczających nas istot nie wydawały się przyjazne, choć większość ledwie zwróciła na nas uwagę. Przyglądałam się budynkom ciosanym w ciemnym kamieniu, czerwonym kotarom zasłaniającym okna i kolumnom otoczonym pnącym się bluszczem.
    - To Dzielnica, znajdują się tu główne pensjonaty. Większość demonów należących do Kręgu twojego męża mieszka właśnie tutaj – wyjaśnił Varys. Skinęłam głową, zapamiętując tę informację.
    - Chcesz powiedzieć, że mieszkają w pensjonatach? Wszyscy razem?
    - I tak więcej czasu spędzają wśród ludzi, nie potrzebują niczego więcej – poinformował mnie V'lane. - Poza tym tak jest ciekawiej.
    - Ciekawiej?
    - Nie mów, że nie słyszałaś o słynnych piekielnych orgiach! - Spojrzał na mnie, udając niepomierne zdziwienie.
    - V'lane – upomniał go demon strachu, na co uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.
    - Możemy się skupić na tym, co istotne? - poprosiłam, kiedy grupka dziwnie wyglądających istot odwróciła się w naszą stronę.
    Demony, bo z pewnością właśnie nimi były te istoty, nie przypominały Lexa, Varysa czy V'lane'a. Dostrzegłam grupkę wysokich kobiet o niebieskiej cerze, śmiały się i mówiły coś piskliwymi głosami. Kawałek dalej stał mężczyzna ubrany w długi płaszcz z kruczych piór. Wyglądał osobliwie, ale nie strasznie. Szepnęłam o tym Varysowi, ale pokręcił tylko głową, uciszając mnie. V'lane natomiast pospieszył z wyjaśnieniem,  pochylając się do mojego ucha. W miarę, jak tłumaczył, moje oczy otwierały się szerzej, a sam zainteresowany posłał mi chłodny uśmiech i pochylił głowę. Szybko odwróciłam wzrok, bo wyobraźnia podsunęła mi nowy obraz. Rozsuwające się poły płaszcza i wypływające spomiędzy nich oślizgłe macki. Długie, grube i sine. Wzdrygnęłam się mimowolnie.
    - Żałuj, że nie widziałaś go w akcji, królewno. Kiedy zaciska te macki wokół ofiary, a małe pęcherzyki wpijają się w jej ciało. I ten odgłos, zupełnie jakby miał setki mlaskających gąb.
    - Usiłujesz mnie nastraszyć? - zapytałam, siląc się na spokój.
    - Usiłuję wyjaśnić ci, w co się pakujesz. Nastraszyć umiesz się sama – odparł zgryźliwie. - Oczywiście naszym obowiązkiem jest, by te macki utrzymać z dala od ciebie.
    Obejrzałam się przez ramię, patrząc na mackowego stwora. Rozmawiał z kobietą o niebieskiej skórze, ale gdy wiatr uniósł lekko jego płaszcz, dałabym głowę, że dostrzegłam kawałek macki. Szybko odwróciłam głowę. Lepiej nie kusić losu.
    - Ma jakiś jad? W tych mackach? - zagadnęłam V'lane'a.
    - Chcesz, żebym sprawdził? - Posłał mi rozbawione spojrzenie.
    Nie chciałam.
    Dalej wcale nie było lepiej. V'lane usilnie starał się obrzydzić mi tę wizytę i nakłonić do powrotu do domu, podczas gdy Varys odgrażał mu się, że jeśli chce bawić się w straszenie, to mogą na chwilę zatrzymać się w ciemnej uliczce na małe sam na sam. Demon strachu zawsze starał się być moim bohaterem, to nie zmieniło się i tym razem, choć dowódca straży wydawał się tym tylko bardziej rozochocony. Kiedy odpowiedział,  jego słowa były tak dosadne, że nie miałam pewności, czy byłoby to możliwe anatomicznie. Miałam nadzieję, że nie.
    Moją uwagę przykuł wysoki budynek z czerwonej cegły. Dla kontrastu dachówki miały kolor sadzy, a okna od środka zasłaniały grube, purpurowe zasłony. Zapytałam, co takiego skrywają te czerwone mury, jednak V'lane wydał z siebie rozbawione parsknięcie, Varys natomiast sprawiał wrażenie zakłopotanego.
    - To zamtuz. Miejsce dla tych, którzy szukają uciech w ramionach sukkubów czy inkubów – zlitował się nade mną Varys.
    Burdel w Piekle, kto by pomyślał. Nie miałam ochoty dokładniej przyglądać się temu zjawisku ani zagłębiać się w szczegóły. Zamiast tego skierowałam uwagę swoich towarzyszy na zbiegowisko na rogu ulic Siódmego Grzechu i Panicznej. Same nazwy zdumiały mnie na tyle, bym przystanęła, jaskrawo ubrany tłum tylko wzmógł moją ciekawość.
    - Hej, poczekaj! Śliczna! - Przede mną zatrzymał się niski, chudy mężczyzna, miał poplamiony farbą fartuch, a jego skóra łuszczyła się w słońcu jakby należała do węża. - Wy oboje – wskazał gestem mnie i V'lane'a – musicie pozwolić, bym was namalował. Idealnie! Nie ruszaj się,  panienko...
    Wyciągnął rękę ku mojej twarzy, ale nim dotknął skóry, Varys chwycił jego nadgarstek.
    - Nawet nie próbuj. Nie namalujesz jej ani teraz, ani nigdy – warknął, czym bardzo mnie zaskoczył. Varys nigdy nie był niegrzeczny.
    - Dlaczego? To pewnie nie zajmie długo, a mnie nie przeszkadza... - zaoponowałam cicho, jednak Varys tylko zacieśnił uścisk. Wydawało mi się, że usłyszałam chrupnięcie nadwyrężonej kości.
    - Bo to oszust – zamiast Varysa odpowiedział mi V'lane. - On nie maluje, lecz kradnie część swej ofiary i umieszcza ją w obrazie. Czasem zabiera moce, czasem duszę, a czasem życie.
    Zadrżałam, słysząc to wyjaśnienie. Ukraść cząstkę mnie? Nie brzmiało to dobrze, raczej odrażająco. Varys wreszcie puścił demona, który cofnął się z przerażeniem odmalowanym na twarzy. To znaczyło, że mój obrońca użył jednej ze swych sztuczek, a ja nawet tego nie zauważyłam. Musiałam się jeszcze wiele nauczyć. Im szybciej, tym lepiej.
    - Co zrobiłeś? - chciałam wiedzieć.
    - Pokazałem mu jego największe lęki i zasugerowałem, że spełnię je, jeśli choćby spróbuje się do ciebie zbliżyć.
    Rozważyłam jego słowa i kiwnęłam głową.
    - Ale by malować nie musi się zbliżać, wystarczy, że zapamięta...
    - Oni nie potrafią malować z pamięci.
    Ach. Cóż, kamień z serca. Gdybym wpakowała się w coś podczas pierwszej wizyty, na kolejne by się nie zgodzili, a Dorian bez wątpienia byłby bardzo zły. Poczułam ciepło na sercu na myśl o moim mężu. Wszystkie ceremoniały związane z zaślubinami trochę mnie przytłoczyły, ale teraz mieliśmy być już tylko my. Liczyłam na to, że kiedy uczcimy odnalezienie jego przyjaciela, będziemy mieć parę miłych chwil dla siebie. Byłam na nie naprawdę gotowa.
    Minęła nas grupka rozchichotanych kobiet, z ich rozmów wywnioskowałam, że dopiero co odwiedziły zamtuz, gdzie od kilku dni mieszkał pewien młody inkub. Pokręciłam głową.
    - Myślałam, że Piekło bardziej wiąże się z bólem, a tymczasem tu jest... grzesznie – wyraziłam swoje spostrzeżenia na głos.
    - Królewno, przecież ty jeszcze nic nie widziałaś. I nie wypiłaś swojego pierwszego piekielnego drinka. - V'lane wskazał oświetlony na czerwono bar.
    Zatem poszliśmy tam i wypiłam tego drinka. A potem dostrzegłam wszystko w nowym świetle. Tak mi się w każdym razie wydaje.

    - To naprawdę nie było mądre – poinformował mnie zza drzwi Varys, kiedy zakładałam sukienkę. Pewnie miał rację, zwykle ją miał, ale każdy popełnia błędy. Ja na przykład nie miałam najmniejszego pojęcia, że ten drink okaże się tak mocny, ani że będę potem miała ochotę tańczyć na stole. Cieszyłam się, że Varys i V'lane mi na to nie pozwolili.
    Poprawiłam materiał sukienki i otworzyłam drzwi.
    - Tak, wiem, zapamiętam to na przyszłość. Na szczęście to nie trwało długo. - Uśmiechnęłam się, widząc spojrzenie Varysa. Najwyraźniej odpowiednio dobrałam sukienkę. Chciałam zrobić wrażenie na naszym gościu. No dobrze, przede wszystkim na Dorianie, ale na innych też mogłam. - Wszystko gotowe?
    - Służba zaraz zastawi stół.
    Skinęłam głową i ruszyłam ku schodom. Genevieve znalazła mnie pierwsza. Otaksowała mnie spojrzeniem i uśmiechnęła się szeroko.
    - Dorian będzie oczarowany.
    Taką miałam nadzieję, jednak postanowiłam o tym nie mówić.
    - Udało wam się? - spytałam zamiast tego. Przytaknęła bez słowa. - Jaki on jest?
    - Wedle własnego zdania jest bożyszczem, według mnie mocno się przecenia – mruknęła, przepuszczając mnie przy schodach. Westchnęłam, postanawiając nie dopytywać i ruszyłam przodem.
    Byli tam obaj. Moje spojrzenie padło na mężczyznę o twarzy tak pięknej, że mógłby być aniołem. Oczywiście wrażenie to psuł chłód jego oczu. Nie znalazłam w nich nic ludzkiego. Zeszłam na dół pełna obaw. Zawsze wierzyłam,  że w każdym jest choć odrobina dobra, ale te jego oczy...
    Przywitał mnie grzecznie i ucałował moją dłoń. Zatem ja również wykazałam się znajomością dobrych manier i posłałam mu czarujący uśmiech. Byłoby całkiem miło, gdyby nie fakt, że ciągle obawiałam się patrzeć mu w oczy. W dodatku sposób, w jaki się wypowiadał... rodził we mnie niepewność. Ulgę poczułam dopiero, gdy znalazłam się w objęciach Doriana. Mogłabym nawet uznać to za zabawne, sposób, w jaki mowa jego ciała mówiła: ona jest moja i lepiej trzymaj się z daleka. Co dziwne, podobało mi się to. Spędziłam cały dzień z dala od mojego męża i choć miałam wiele zajęć, brakowało mi go.
    Kiedy wszyscy usiedliśmy w salonie, Dorian ciągle trzymał mnie za rękę i kciukiem gładził wnętrze dłoni. Ten prosty gest dodawał mi odwagi.
    - Zatem potrafisz tworzyć lód – zagadnęłam naszego gościa. Posłał mi leniwe spojrzenie, po czym uśmiechnął się uroczo.
    - Lodowe smoki tak mają, wielkooka. Zamrażamy. Nie ma to jednak wiele wspólnego z wodą, o której zapewne teraz myślisz. Wytwarzam zimno i lód, nie mam władzy nad wodą.
    - Kiedy lód jest wodą – zaoponowałam. Skinął głową, przyznając mi rację.
    - To prawda, jednak moja moc skupia się bardziej na samym zimnie, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Mogę zademonstrować. Dorian, masz wśród służby kogoś, kto, no nie wiem... przesolił potrawkę?
    - Obawiam się, że pod tym względem są bez zarzutu. - Dorian przytulił mnie do siebie. - Poza tym nie musisz się przechwalać.
    Żartowali sobie, świetnie. Miałam nadzieję, że żartowali. Dla bezpieczeństwa zmieniłam temat. Uznałam, że najlepiej będzie opowiedzieć Ezekielowi o dzisiejszym świecie. Musiał czuć się zagubiony, pamiętałam, jak to było z Dorianem. Dlatego, mając już jakieś doświadczenie w tej sprawie, zaczęłam opowiadać. O sklepach, muzyce, zwyczajach. Genevieve szybko do mnie dołączyła, a Ezekiel kiwał głową, przysłuchując się naszym słowom i czasem o coś dopytując. Był przy tym naprawdę czarujący, jednak miałam wrażenie, że nasze opowieści nie do końca go interesują. Chciał dowiedzieć się czegoś innego, jednak nie miałam pojęcia, co to mogło być.
    Przerwała nam służąca, informując, że podano do stołu. Genevieve i Ezekiel ruszyli przodem,  a kiedy chciałam za nimi podążyć, dłoń Doriana chwyciła moje ramię. Obejrzałam się na niego, a on mocno przyciągnął mnie do siebie.
    - Coś nie tak? - chciałam wiedzieć. Pokręcił głową, musnął kciukiem mój policzek. Uśmiechnęłam się.
    - Chyba już nie muszę pytać, co dziś robiłaś.
    Zdziwiona uniosłam brwi. Czyżby jakimś cudem dowiedział się o mojej wizycie w Piekle? Oczywiście chciałam mu o tym opowiedzieć, jednak wolałam zrobić to sama. Nie podobała mi się myśl, że ktoś mu na mnie donosił.
    - Szykowałaś się, by wyglądać jak bogini – wyjaśnił, widząc moją minę. Poczułam przyjemne dreszcze, jak zawsze, gdy patrzył na mnie w ten sposób. Tym bardziej, że teraz owo spojrzenie kojarzyło mi się z obietnicą. Usta Doriana delikatnie musnęły moje, a ja chętnie odpowiedziałam na pocałunek.
    - To dlatego, że uwielbiam, jak potem na mnie patrzysz – przyznałam się. - Choć dobór stroju nie był moim głównym zajęciem. Opowiem ci później – obiecałam, całując go czule. Nie lubiłam, gdy tak znikał na całe dnie.
    - Zapowiada się na długą opowieść – przyznał między pocałunkami, po czym objął mnie i skierował do jadalni. - I nie przejmuj się tym, co wygaduje Ezekiel. Sprawdza cię, bo nie jesteś z naszej rasy.
    - Cóż, to miło – mruknęłam, kiedy wchodziliśmy do jadalni. Usiadłam na krześle podsuniętym mi przez Doriana i rozejrzałam się wokół. - A gdzie Genevieve?
    - Nie była głodna, jedliśmy na mieście – wyjaśnił mi nasz gość.
    - Och. To może ta kolacja była niepotrzebna...
    - Skąd, smoki mają ogromny apetyt – zaoponował mój mąż i jako pierwszy zapełnił swój talerz. Wszystkim, co miał pod ręką. Uśmiechnęłam się dyskretnie i zaproponowałam Ezekielowi kilka potraw.
    Obaj mężczyźni dopilnowali, by z kolacji nic nie zostało.
    Pozwoliłam, by Dorian i Ezekiel spędzili męski wieczór poza domem, ciesząc się szczęściem męża. Powrót przyjaciela dodawał mu energii, przypuszczałam, że właśnie dzięki niemu poczuł więź ze swoim dawnym życiem. To była dobra zmiana. Zasługiwał, by odzyskać choć część przeszłości, którą tak nagle i brutalnie mu odebrano. Miałam jednak nadzieję, że nie wróci nad ranem i spędzimy razem choć część wieczoru. To właśnie na tę okazję włożyłam koronkową, jednoczęściową bieliznę. Miałam plany.
 
 
  

12 komentarzy:

  1. Sheila zwiedzająca Piekło - komentarz zbędny.xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za rozdział i info. Na razie jest to tylko niewinna przyjaźń między Varysem a Sheilą, ale z czasem...różnie może być.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę mnie nie było, ale już jestem. Sheila w końcu postanowiła wyjść spod stołu. Mam nadzieję, że nie minie jej prędko to zaangażowanie i chęć do walki. Ezekiel przy bliższym poznaniu wciąż nie wydaje się przyjaznym typem. Irytuje mnie to, że wciąż uważa Genevieve za swoją narzeczoną, mimo że minęły 4 tysiące lat i Genie jest teraz wyemancypowaną kobietą, jeśli można tak powiedzieć. A Varys, może sobie na razie tylko powzdychać do Sheili, taka jest zapatrzona w Doriana. Obawiam się jedyni, że przez powrót przyjaciela, Dorian może się zachowywać jeszcze gorzej niż do tej pory. Dziękuję za wszystkie rozdziały. Pozdrawiam, Agnieszka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy nas Twój powrót. :)
      Sheila nie zamierza w najbliższym czasie wracać pod stół. ;) A Ezekiel po prostu nie jest przyjaznym typem. Co z tego wyniknie, zobaczymy.:)

      Usuń
  4. Sheila się rozbrykała ;) Walka sztyletem, zwiedzanie Piekła, uwodzenie Doriana ;) Hm, Dorian chyba się wkurzy jak dowie się o dwóch pierwszych i nie wiem czy wtedy trzecie pomoże :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że Dorian będzie niezadowolony z postępowania żony?:p

      Usuń
    2. Jego żona w Piekle? Zdecydowanie :)

      Usuń
    3. Czyli jego żona nie powinna mieć wstępu do jego królestwa?^^

      Usuń
  5. dziekuje , jak widac Varys jest całkowicie pod urokiem Sheili, ciekawe co zrobi Dorian gdy dowie sie o lekcjach i wizycie w piekle, i najwazniejsze gdzie beda przebywac w nocy, Sheila mu ufa ale czy lodowy smok nie wywrze na niego złego wpływu?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie będą przebywać w nocy? Masz na myśli Doriana i Ezekiela, czy Sheilę i Varysa?^^

      Usuń