*** Sheila ***
Niewiele spałam tej nocy, ale mimo
to nie czułam zmęczenia. Poranek należał do tych leniwych, spędzonych nad
parującą kawą i słodkimi bułeczkami polanymi lepiącym się lukrem. Chyba właśnie
to podobało mi się najbardziej w świecie poza jeziorem. Słodycze. Poznałam je
dopiero, gdy zamieszkałam z ojcem i pokochałam od razu. Trudno uwierzyć, że
przeżyłam tyle lat, nie wiedząc, jak dobra jest czekolada, albo jakie to
uczucie, kiedy lody rozpływają się na języku. Tak więc zjadłam na śniadanie bułeczkę
wypełnioną czekoladą, oblizałam palce z lukru i dopiłam kawę, nim zdecydowałam
się poszukać sobie zajęcia.
Biblioteka w zamku ojca była dla
mnie pewnego rodzaju kryjówką, tam zaszywałam się, gdy świat mnie przytłaczał,
tam uczyłam się nowego życia. O świecie poza jeziorem nie wiedziałam niemal
nic, a książki okazały się bardzo przydatne. Dowiedziałam się, jak robić zakupy
przez internet, jak gotować, jak umawiać się na randki, jak sadzić kwiaty,
jakie owoce zbierać. Dlatego też biblioteka jawiła mi się jako drugie, po
jeziorze, najbezpieczniejsze miejsce.
Pchnęłam dwuskrzydłowe drzwi i
znalazłam się w małym raju. Z każdej strony piętrzyły się regały wypchane
książkami. Znałam ich układ co do jednej, poświęciłam sporo czasu, by je
ułożyć. Bez trudu znalazłam interesującą mnie książkę i usiadłam z nią przy
stoliku.
- Ciekawa?
Podniosłam wzrok, słysząc znajomy
głos i posłałam Varysowi uśmiech.
Podszedł bliżej, gdy poklepałam
miejsce obok siebie. Dopiero, gdy znalazł się blisko, uświadomiłam sobie, jak bardzo
brakowało mi go w ostatnich dniach. Musiałam wykorzystać każdą chwilę, jaką
mógł mi dać, bo, niestety, nie było ich wiele. Tak więc namówiłam go na wspólne
czytanie. Romeo i Julia. Na role.
Po cichu przyznam, że Varys byłby
doskonałym aktorem... gdyby nie krztusił się śmiechem.
Poranek z demonem strachu zesłał na
mnie spokój. Dawno tyle się nie śmiałam, nie żartowałam, nie byłam tak...
zrelaksowana. Czas spędzony z Varysem znacznie różnił się od tego z Dorianem.
Nie czułam presji, nie musiałam się starać, ani przejmować tym, co mówię lub
robię. Wiedziałam, że mnie zrozumie, zaakceptuje, podzieli moje poczucie
humoru. Nie przejmowałam się, że mam na sobie rozciągnięty sweter, a moje włosy
są nieco rozczochrane. Dorian natomiast... przyciągał mnie w jakiś dziwny
sposób, ale w jego obecności nigdy nie czułam się spokojnie. Działał na każdy
nerw mojego ciała, nawet gdy stał w stosownej odległości i tylko na mnie
patrzył. Był niekończącym się wyzwaniem. Będąc z nim, czasem nie rozumiałam
samej siebie, doznawałam uczuć, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Nie
byłam pewna, czy mi się to podoba.
Rozważałam właśnie wszystkie plusy i
minusy, gdy Dorian zszedł na obiad. Wszystko, co działo się później, było
bajką. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że zrobi mi taki prezent. Ogród
wyglądał dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Wszystko, o czym wspomniałam
Dorianowi, znalazło w nim swoje miejsce. Nawet więcej. Ten maleńki wodospad
otoczony moimi ulubionymi kwiatami. Różane alejki. Dawniej sądziłam, że by
zrobić dla kogoś coś takiego, trzeba go kochać. Jednak byłam tu, nie do końca z
własnej woli, z mężczyzną, który przywiązał mnie do siebie groźbą, a następnie
postanowił uwieść i... nie czułam się z tym źle. Wiedziałam, że mnie nie
pokocha, słyszałam, że jego rasa nie jest do tego zdolna, jednak nie dawał mi
tego odczuć. Troszczył się o mnie, na swój własny sposób, ale to robił. Chronił
mnie i dbał, bym dobrze czuła się w jego towarzystwie. To mi wystarczało. I
musiało wystarczyć. Poza tym... lubiłam go.
Myślałam o tym, gdy zostawił mnie w
jeziorze. O nas, tym co nas łączyło, bo bez wątpienia było coś takiego. I z
całą pewnością mogłam stwierdzić, że chodziło o coś więcej niż obietnica, do
której złożenia mnie zmusił. Im więcej o nim wiedziałam, tym częściej myślałam
o nim z uśmiechem. Z jakiegoś dziwnego powodu, czułam się przy nim bezpiecznie,
wierzyłam w jego zapewnienia, że przy nim nic mi nie grozi. Wiedziałam to. Po
prostu.
Uśmiechnęłam się, pakując do koszyka
świeże winogrona i orzechy, i odwróciłam się, szukając kieliszków. Za bardzo
się ekscytowałam. Przecież to nic takiego. Pierwsza randka nie jest powodem do
stresu. Przecież byliśmy blisko już wcześniej, po prostu nie nazywałam tego
randką... Odetchnęłam głęboko, by się uspokoić. To nic takiego. Zjemy razem,
potem on zmieni się w smoka...
Pora spojrzeć prawdzie w oczy. Nie
piknik mnie przerażał. Nie bliskość Doriana (no, może trochę), ale fakt, że na
moich oczach stanie się wielką, ziejącą ogniem bestią. Ale przecież to nadal
będzie on... prawda? Ten sam mężczyzna, który stworzył dla mnie piękny ogród,
który mnie chronił i całował. Spłoniłam się na samo wspomnienie dotyku jego
ust. Dużych dłoni przyciskających mnie do silnego, męskiego ciała. I zapachu...
Stop. Ogarnij się, Sheilo.
- Gotowa? - usłyszałam, kiedy
zamknęłam kosz piknikowy. Odwróciłam się i posłałam Dorianowi nieśmiały
uśmiech, mając nadzieję, że nie dostrzegł, jak zażenowana czuję się w tej
chwili. Przytaknęłam i pozwoliłam, by zabrał nas w wybrane przez siebie
miejsce.
Polana była ogromna i usiana żółtymi
oraz niebieskimi kwiatami. Otaczały ją wysokie drzewa o grubych pniach i
rozłożystych gałęziach. Z oddali słyszałam szum wody w niewielkim strumieniu.
- Ładnie tu – przyznałam, kiedy
postawił kosz na ziemi. Pochyliłam się i wyjęłam z niego gruby, miękki koc. Co
prawda mogłabym siedzieć na trawie, jednak chciałam, by wszystko wyszło jak
należy. Rozłożyłam koc i usiedliśmy na nim, nagle Dorian znalazł się bardzo
blisko i wizja jego jako smoka przestała być największym problemem.
- Owszem – przyznał, nawet nie
próbując zachować pozorów. Patrzył prosto na mnie. Zaczęłam się zastanawiać,
czy biała sukienka, którą miałam na sobie, nie jest aby zbyt cienka. Nie
odsłaniała zbyt wiele? Poprawiłam materiał.
- Jak znalazłeś to miejsce? -
zagadnęłam, próbując ściągnąć jego myśli na bezpieczny tor. Moje własne
również.
- Przejrzałem kilka książek z mapami
i wybrałem miejsca niezamieszkane przez ludzi. Tam gdzie nie ma człowieka, jest
przyroda – odparł, wciąż mi się przyglądając.
Mój puls przyspieszył. Chciałam
kontynuować temat, ale trudno było się na nim skupić. Chrząknęłam.
- To niestety prawda. - Aleś ty
wygadana, zganiłam samą siebie w myślach i zaczęłam wypakowywać jedzenie z
koszyka.
- Pomogę ci. - Przysunął się bliżej,
zaglądając do koszyka. Znieruchomiałam, kiedy otarł się o moje ramię. Jeśli
spróbowałby przesunąć się jeszcze bliżej, wylądowałby na mnie.
- Głodny?
- Trochę, a ty, pisklątko? - Sięgnął
po pojemnik z kanapkami i postawił na kocu. Wyjęłam talerze i wyłożyłam na
niego kawałki kurczaka z rożna oraz pojemnik z sałatką. Kiedy mój wzrok padł na
butelkę wina, pomyślałam, że zabranie go było bardzo złym pomysłem.
- Tak samo. - Uśmiechnęłam się.
- Wszystko wygląda bardzo smakowicie
– stwierdził, wyciągając owoce i zerkając na mnie co chwila. Przełknęłam ślinę.
- Cieszy mnie to, starałam się... -
bąknęłam, nie wiedząc, czy na pewno wciąż mówimy o tym samym.
- Wiem. - Pocałował mnie lekko w
usta i rozejrzał po kocu. - To... od czego zaczynamy?
Wyjęłam butelkę wina i podałam mu
ją.
- Czyń honory – zachęciłam,
wyciągając kieliszki. Otworzył wino i wlał je najpierw do mojego kieliszka,
podał mi, a dopiero potem napełnił swój. Usiadłam wygodniej i posłałam mu
uśmiech, nim upiłam mały łyk.
- Na co masz ochotę?
- Może najpierw kanapki? - zaproponował.
- Z czym są? - Również upił łyk wina.
- Zależy na co trafisz. Ser,
warzywa, wędliny, wszystko naraz... - Podsunęłam mu talerz z kanapkami. Sięgnął
po jedną i spróbował.
- Pyszna. Sama je
robiłaś?
Skinęłam głową. Wszystko
przygotowałam sama, obiecałam, że będę się starać i zamierzałam dotrzymać
słowa.
- Cieszę się, że ci smakuje –
odpowiedziałam po prostu. Zgodnie z prawdą.
- Bardzo. - W kilku kęsach dokończył
kanapkę i sięgnął po następną. - Jesteś wspaniała, moje pisklątko. - Pocałował
mnie w policzek. Uśmiechnęłam się zadowolona. Widział moje starania i doceniał
je. Sięgnęłam po sałatkę i nałożyłam sobie trochę.
- Opowiesz mi więcej o byciu
smokiem?
- A co byś chciała wiedzieć, Sheilo?
- Dokończył kolejną kanapkę.
Wszystko. Chcę wiedzieć o tobie
wszystko, ale taka odpowiedź nie zabrzmiałaby dobrze. Odgarnęłam włosy,
chroniąc je przed podmuchami wiatru.
- Czego mam się spodziewać?
- Jako smok jestem duży. Ogromny.
Nie mówimy, ale potrafimy przesyłać myśli i je odbierać. Uwielbiam latać. Zieję
ogniem... - Zerknął na mnie.
- Będę słyszała twoje myśli? -
upewniłam się. Entuzjazm jaki z niego emanował, wygnał ze mnie ostatnie
wątpliwości. To nadal będzie Dorian.
- Tak. Jeśli ci je prześlę. Nie
będzie z tym problemu. - Sięgnął po kurczaka.
- Brzmi... ekscytująco. - Wybrałam
sobie skrzydełko i ugryzłam kawałek. Tak, bo było ekscytujące. Jak wszystko, co
dotyczyło Doriana.
Podoba ci się, przyznaj to, głupia
nimfo, zganiłam się w myślach.
- Lubię postać smoka – dodał Dorian,
jedząc kurczaka i popijając winem.
- Jakie to uczucie? Coś się w tobie
zmienia, poza wyglądem? - dociekałam.
- Hm. - Zamyślił się na chwilę z
kieliszkiem w ręku. - Widzę świat troszkę inaczej, żywiej, emocje też są
silniejsze. Jeśli długo jestem smokiem, są nawet zbyt silne i łatwo mnie
wyprowadzić z równowagi. Ale musiałbym być w tej postaci dłużej niż godzinę,
może więcej.
- Wyprowadzić z równowagi? -
powtórzyłam niepewnie, słysząc dzwonek ostrzegawczy rozlegający się w mojej
głowie.
- Ty nie musisz się bać – zapewnił
mnie Dorian. - Ciebie w żadnej postaci bym nie skrzywdził, moje pisklątko.
- Bo... jestem twoja?
- Tak. Smoki często wpadają w gniew.
Myślę, że łączy się to jakoś z tym, w jaki sposób nasza rasa została smokami.
Stało się to jeszcze długo przed moimi narodzinami, nawet przed moim ojcem. O
szczegóły możesz zapytać Genie, całymi dniami lubiła czytać tę historię. -
Uśmiechnął się lekko.
To znaczyło, że nie byli tacy od
zawsze? Zastanowiłam się nad tym przez chwilę. Podobała mi się natomiast
pewność w jego głowie, gdy mówił, że mnie nie skrzywdzi. Dzięki niej i ja
mogłam być pewna.
- Pewnie to zrobię – przyznałam,
kończąc jeść skrzydełko, po czym upiłam łyk wina. Uniosłam głowę, słysząc śpiew
ptaków. Miejsce naprawdę było idealne.
Dorian dopił wino i sięgnął po
winogrona. Zjadł kilka, zerkając na mnie co chwilę.
- Chciałabyś wiedzieć
coś jeszcze, Sheilo?
Zebrałam się na odwagę i przysunęłam
do niego. Jak to mówią: raz nimfie śmierć.
- Wszystko, co chcesz mi powiedzieć.
Jako małżeństwo... przyszłe małżeństwo, nie powinniśmy mieć tajemnic.
Objął mnie ramieniem i spojrzał mi w
oczy.
- Wolałbym ci pokazać.
Może po mojej przemianie będziesz miała kolejne pytania?
Zamrugałam, nagle tracąc wątek.
Pokazać? Tajemnice? Smoka? Zmarszczyłam brwi.
- No... dobrze. W takim razie jestem
gotowa.
Chyba.
Uśmiechnął się, wstał i wyciągnął
dłoń w moją stronę.
- W takim razie do
dzieła.
Przyjęłam jego dłoń i podniosłam się
z jego pomocą. Splotłam palce z jego palcami. Podeszliśmy bliżej strumienia.
Rozejrzał się.
- Tu chyba będzie
dobrze. Na pewno jesteś gotowa, Sheilo? - Spojrzał na mnie uważnie.
Czy to pytanie powinno mnie
zaniepokoić? Oderwałam wzrok od maleńkich rybek pluskających się w strumieniu i
spojrzałam w oczy Doriana.
- Bardziej gotowa nie będę.
- Mam nadzieję, że nie przestraszysz
się wielkiego smoka. - Pochylił się i pocałował mnie w usta. Powoli i czule.
Nie smoka, który tak całuje,
przemknęło mi przez myśl. Wtuliłam się w jego ramiona, nie przerywając
pieszczoty. Gdyby ktoś jeszcze kilka dni temu powiedział mi, że nasze relacje
tak się ułożą, pomyślałabym, że upadł na głowę. Jednak były prawdziwe. Dorian i
ja. Razem.
Dotknęłam jego policzka, natomiast
on objął mnie ramionami, jakby chciał odgrodzić przed całym światem, zatrzymać
tylko dla siebie. Nie narzekałam. Całował mnie czule i powoli, jedną ręką
trzymając mnie w pasie, drugą masował delikatnie mój kark. Nad wyraz przyjemne
uczucie. Nawet nie marzyłam, że jego dotyk będzie wywoływał we mnie... to
wszystko. To ciepło rozchodzące się po całym ciele, fajerwerki w moim umyśle i
szalone trzepotanie serca. Co on ze mną robił?
Przyciągnął mnie jeszcze bliżej
siebie, tak, że czułam wyraźnie jego ciało, ciepło od niego bijące i
niespodziewanie przyjemną bliskość. Jego dłoń przesuwała się po moich plecach,
a pocałunek stawał się coraz bardziej intensywny. Odniosłam wrażenie, jakbym
stała się nagle malutka, otaczał mnie zewsząd i brał w posiadanie całą. Ukłucie
paniki kazało mi zacisnąć palce na jego ramionach i przerwać pocałunek.
Odetchnął i spojrzał mi w oczy.
Uśmiechnął się.
- Zaczynamy, moje
pisklątko?
To jeszcze nie zaczęliśmy? Zerknęłam
ma moje dłonie wciąż zaciśnięte na jego ramionach.
- A... to było mało...? - zająknęłam
się.
- Miałem na myśli przemianę, ale
jeśli chcesz to przełożyć... - Zerknął na moje usta.
- Och. - Głupia, głupia, głupia
nimfa! Po co ja się odzywałam? - Nie... Chcę zobaczyć, jak zmieniasz się w
smoka. - Odsunęłam się o krok.
- Dobrze. - Pogłaskał mnie po
policzku i cofnął się o kilkanaście kroków. Wciąż się uśmiechał. A ja wciąż
byłam czerwona jak burak.
- Jak bardzo urośniesz? -
zagadnęłam, byle nie myśleć o swojej wpadce.
Zerknął w górę.
-
Dość wysoko. - Cofnął się jeszcze o krok. - Teraz będzie w porządku. - Spojrzał
na mnie. - Ponieważ nie chcę zniszczyć ubrania, jak wolisz – żebym je po prostu
zdjął, czy by zasłoniła mnie mgła na początku przemiany?
Zdjął ubranie? Czyli... został nago?
Tu, przy mnie? Na moich oczach? Nie sądziłam, że to możliwe, ale moje policzki
stały się jeszcze gorętsze.
- Proponujesz striptiz? - wysiliłam
się na żart. Jego pytanie nie mogło być przecież poważne. Nie mogło, prawda?
Parsknął śmiechem, ale zaraz
spoważniał.
-
Proponuję mgłę. Nie zmieniam się w ubraniu, Sheilo. Ale jak zacznie się
przemiana, będziesz widziała głównie smoka.
- Nie jestem pewna, czy byłabym
gotowa na takie widoki – odparłam szczerze, nim ugryzłam się w język. Trzeba
było po prostu wybrać mgłę.
Pokręcił głową z poważną miną, ale w
oczach miał rozbawione błyski.
- A
więc mgła.
W
tym momencie pojawiła się delikatna, ciemnoczerwona mgiełka. Otoczyła Doriana,
robiąc się coraz gęstsza, aż w końcu widziałam tylko jego twarz. Twarz, która
nagle zaczęła się zmieniać. Rozpoczęło się od złotego błysku w jego oczach,
następnie kości zaczęły się wydłużać, rysy zmieniać. Przełknęłam ślinę. To
musiało bardzo boleć.
Kiedy mgła opadła, dostrzegłam
powiększające się ciało Doriana, ale... nie wyglądał już jak Dorian. Zamiast
rąk, miał łapy, które przez cały czas się przekształcały, wydłużały, a
paznokcie stały się długimi szponami. Kolor skóry przybrał barwę ciemnej
czerwieni. Dopiero, gdy zobaczyłam, jak mieni się w słońcu, zrozumiałam, że to
łuski. Ciągle rósł. Barki się rozszerzały, stały bardziej kanciaste, szyja
wydłużyła się i chyba nawet dostrzegłam ogon. I, niech mnie boginka ma w
opiece, nadal rósł. Kiedy myślałam, że to koniec, rozłożył wielkie skrzydła,
uniósł głowę i wydał z siebie przerażający, ogłuszający ryk.
Niepewnie zrobiłam krok w jego
stronę. Spojrzał na mnie jarzącymi się na żółto oczami. Czułam się przy nim
taka maleńka. Byłam maleńka.
I
jak? - usłyszałam w swojej głowie jego głos.
Mówił do mnie. Wewnątrz mojego
umysłu. Niesamowite.
- Myślałam, że będziesz większy –
odpowiedziałam, starając się brzmieć poważnie.
Wtedy
sięgnąłbym chmur i niebo rozpadłoby się na kawałki, stwierdził.
Niebo by się rozpadło, aha. Męskie
ego nie zna granic. Pochylił głowę w moją stronę. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam
ciepłej łuski zdobiącej jego ciało. Dotykam smoka, przeszło mi przez myśl.
- Jesteś piękny – przyznałam cicho.
Cieszę
się, że cię nie wystraszyłem, moje pisklątko. - Przysunął pysk w moją
stronę. - Jaka jest moja skóra w dotyku?
- Ciepła. Trochę chropowata, ale
miła.
Przysunął głowę jeszcze bliżej.
Lubię
twój dotyk, Sheilo, jest przyjemny.
Uśmiechnęłam się i pogłaskałam go po
wielkim pysku.
- Taki powinien być.
Wciągnął powoli powietrze.
Ślicznie
pachniesz.
Roześmiałam się i przytuliłam twarz
do jego pyska. Wolałam nie zastanawiać się, jak wyglądałoby to z boku.
- Mam nadzieję, że nie jak coś
smacznego?
Jak
coś pięknego. Przymknął na chwilę oczy, potem znów je otworzył. Miały
naprawdę niesamowity kolor. Chciałabyś
polecieć na moim grzbiecie? Pokazałbym ci, jak niesamowicie wygląda świat z
góry...
Latać wśród chmur. Z Dorianem.
Smokiem. Przygryzłam wargę. Mogłoby być ciekawie. Skinęłam głową.
- Czemu nie?
W odpowiedzi położył się powoli na
ziemi, rozłożył skrzydła i zerknął na mnie.
Wsiądź
między skrzydłami, wygodnie, ja zabezpieczę cię, żebyś nie spadła.
- Nie będę ci przeszkadzała? -
upewniłam się. Nie chciałam być ciężarem ani odpowiadać za jego niewygodę.
Niedawno się przemienił, a to przecież sprawiało mu ból. Odruchowo pogłaskałam
go po szyi.
Oczywiście,
że nie, moje pisklątko. Śmiało.
Przyjrzałam mu się uważnie,
rozważając, jak niby mam na nim usiąść. Był ogromny. Sama sytuacja wydała mi
się naprawdę zabawna. Sheila, dziewica dosiadająca smoka. Omal się nie
roześmiałam.
Dasz
radę wspiąć się po skrzydle?
Przyjrzałam mu się jeszcze raz.
Leżał teraz płasko przy ziemi. Deptać jego skrzydła? I co jeszcze?
- Nie chcę sprawić ci bólu... -
Podeszłam do jego boku. - Dam sobie radę. - Podciągnęłam się powoli i wdrapałam
na jego grzbiet.
Musiałabyś
mnie naprawdę mocno pociągnąć za skrzydło, żebym poczuł ból... Uniósł je
lekko w górę. Usiądź tak, żeby ci było
wygodnie.
Spróbowałam, co wcale nie było
łatwe. Nie przypominał kanapy.
- Gotowa.
Z jego boków podniosły się łuski,
większe od pozostałych i bardziej spiczaste, zabezpieczając moje nogi przed
osunięciem się z grzbietu. Przełknęłam ślinę. Nie chciałabym się na nie
nadziać. Przede mną podniosły się kolejne, nieco większe i szersze, kształtem
przypominające kołnierz, za mną też coś zaszeleściło.
Trzymaj
się, Sheilo.
Chwyciłam się go mocno, a wiatr
rozwiał mi włosy. Rozłożył skrzydła szeroko i wstał powoli. Poruszył
skrzydłami, ruszając do przodu.
- To będzie coś – mruknęłam.
Przyspieszył, a jego skrzydła
poruszały się coraz szybciej. Kiedy zaczął unosić się w górę, chwyciłam się
jeszcze mocniej i pochyliłam, chroniąc twarz przed wiatrem. Leciał coraz wyżej,
z każdym ruchem skrzydeł oddalając się od bezpiecznej ziemi.
Świat z góry był wręcz nie do
opisania. Wszystko wydawało mi się takie małe i... nie dotyczące mnie samej.
Jakbym nagle należała do nieba. Ja i mój smok. Uśmiechnęłam się, przesuwając
dłonią po ciepłych łuskach.
- Nie dziwię ci się, że lubisz
latanie – odezwałam się, wciąż spoglądając w dół. Drzewa i strumień tworzyły
pewnego rodzaju wzór, który z góry wyglądał niesamowicie.
Nigdy
nie byłaś w powietrzu, prawda? Choć jako nefilim powinnaś posiadać skrzydła...-
usłyszałam w swojej głowie jego głos.
- Mam skrzydła. Rzecz w tym, że
jestem raczej wodnym stworzeniem, nimfy nie powinny latać – wyjaśniłam cicho.
Nimfy
może nie, ale ty nie jesteś tylko nimfą, Sheilo. Pokażesz mi je kiedyś?
Zerknęłam na niego. Powinnam pokazać
mu moje skrzydła? Musiałabym się częściowo odsłonić i... to wydawało mi się w
jakiś sposób intymne. Może dlatego, że skrzydła były tą wewnętrzną częścią
mnie, o której istnieniu wiedziałam tylko ja. Bo nie powinnam ich mieć, nie
jako nimfa. Jednak miałam skrzydła. Były moim dziedzictwem. Tym, co sprawiało,
że byłam kompletna. Jeśli Dorian i ja mieliśmy się pobrać, jeśli chciałam być
wierna zasadzie zero tajemnic – powinien je zobaczyć. Może mu się nie spodobają
i każe mi odejść, bo nie będę już w jego typie? Chciałam tego?
-
Tak, pokażę.
Jaki
mają kolor?, zapytał, unosząc się nieco wyżej. Lecieliśmy nad oceanem, a w
oddali przed nami wyłaniała się powoli jakaś wyspa.
- Są... szare. Mają dwie tonacje, na
górze szarość wydaje się zabarwiona zielenią, potem powoli przechodzi w
zabarwienie błękitne. Jak woda – wyjaśniłam, zaciekawiona nowym obiektem na
horyzoncie.
Muszą
być piękne.
Poczułam ciepło w okolicy serca. Nie
przeszkadzało mu, że mam skrzydła. Mało tego, sprawiał wrażenie zadowolonego z
mojego opisu. Chciałam zobaczyć jego oczy, gdy naprawdę pokażę mu skrzydła.
Chciałam wiedzieć, co w nich zobaczę.
Wyspa była coraz bliżej. Dostrzegłam
maleńkie punkciki, po chwili dojrzałam, że byli to ludzie. Gromadziło się ich
coraz więcej, wszyscy wpatrywali się w niebo. Dotarliśmy do zamieszkanych
terenów, niedobrze, bardzo niedobrze. Poczułam ukłucie paniki.
- Dorianie, musimy zawracać...
Czemu?
Chyba nie myślisz, że ci ludzie mogliby nam zagrozić? - Zwolnił nieco lot,
ale nadal kierował się w stronę wyspy.
Spokojnie, Sheilo, musisz mu to
wyjaśnić. W jego czasach nie było takich problemów, każdy wiedział, że smoki
istniały. Wyjaśnię mu i zawróci.
- My możemy im zagrozić. Jeśli
dowiedzą się o tobie, będą przerażeni. Teraz pewnie wydaje im się, że to jakiś
samolot... zawróć – wytłumaczyłam łagodnie.
Będą
przerażeni, kiedy mnie zobaczą? Bardzo przerażeni? Myślałem, że ludzie już nie
wierzą w smoki. - Zerknął na wyspę, ale zatrzymał się w powietrzu. - Jeśli chcesz, możemy zawrócić -
stwierdził w końcu.
- Dziękuję – odetchnęłam z ulgą. - I
owszem, nie wierzą, ale trudno nie wierzyć w coś, co stoi przed tobą. -
Pogłaskałam lekko pokrytą łuską skórę. - Też kiedyś nie wierzyłam w smoki.
Nie
rozumiem, czemu mam ukrywać swoje istnienie przed ludźmi, stwierdził
Dorian, zawracając. To przecież kłamstwo,
że smoki nie istnieją i że inne nadprzyrodzone rzeczy istnieją jedynie w
bajkach... Kiedyś ludzie znali prawdę i tak było najlepiej.
- Tak jest łatwiej. Oni mają spokój,
my mamy spokój. Czasem lepiej nie wiedzieć, co czai się w mroku. Albo, że jeśli
złapie się odpowiednią rybkę, to ona spełni życzenie.
Słyszałam wiele historii o czasach,
gdy ludzie wiedzieli. Tacy jak Dorian i mój ojciec przerażali, a przerażeni
ludzie są zdolni do naprawdę złych rzeczy. Podobnie jak wtedy, gdy czegoś
pragną. Małej złotej rybki lub... nimfy. Pokręciłam głową. Tak było lepiej.
Od
jak dawna ludzie nie wierzą w nadprzyrodzone rzeczy?
Zawrócił, a ja zastanowiłam się
dobrze, nim odpowiedziałam. Powinnam liczyć te pojedyncze jednostki, którym
wydawało się, że widzą wróżki? Albo tych, który przywoływali demony?
- Nie wiem. Wydaje mi się, że
wszystko ucichło jakieś sto lat po wojnie, wtedy ludzie zaczęli zapominać. Są
też tacy, którzy wierzą nadal, ale to rzadkość. Często uważa się ich za
szalonych.
A
ludzie wciąż się modlą do aniołów? Czy w nie także już nie wierzą?
- Modlą się. Do aniołów, do Boga...
do bogów, których sami stworzyli. Coraz mniej wierzy. Pamiętają natomiast o
istnieniu diabła.
No
pięknie, diabła każdy zna i wierzy, a smoki to bajki - usłyszałam jego
niezadowolony głos.
Nie udało mi się powstrzymać
chichotu. Dorian czuł się urażony, że o nim nie pamiętano. Jego biedne urażone
ego najwyraźniej potrzebowało pocieszenia. Pochyliłam się i poklepałam go
delikatnie po karku.
- Ale o tobie piszą historie, mój
smoku. Całe opowieści, grube tomiszcza, epopeje, legendy... Ludzie kochają
smoki, diabła niekoniecznie. - Pogłaskałam jego ciepłą skórę. - I wiesz, jeśli
to coś znaczy... to ja w ciebie wierzę.
Trudno
nie wierzyć, skoro lecisz na moim grzbiecie, pisklątko - stwierdził
rozbawionym głosem. Co piszą o smokach?
Pokręciłam głową, ale zaraz się
zreflektowałam. Nie mógł tego zobaczyć.
- Nie mówię o wierze w smoki,
Dorianie. Wierzę w ciebie. - Oparłam się o niego wygodniej. Niebo zdążyło
pociemnieć, niebawem miał zapaść zmierzch. - Piszą, że smoki są potężne i
wspaniałe. Szlachetne. I lubią błyskotki. I dziewice. Na surowo. - Przytuliłam
policzek do jego ciepłego ciała. - Ale wiesz? Nikt jeszcze nie wpadł na pomysł
dziewicy ujeżdżającej smoka.
Usłyszałam w swojej głowie śmiech
Doriana.
Więc
będę pierwszym smokiem, którego ujeździła dziewica?
Zachichotałam. Zdecydowanie był
pierwszym. I ostatnim, zważywszy, że on i Genevieve zamykali ród Panów.
- Możesz się tym pochwalić.
Komu?
Lecieliśmy teraz nad jakąś rzeką,
otoczoną przez gęste lasy. Sprawiała wrażenie błękitnej, ruchliwej ścieżki.
Wciągnęłam w płuca zapach wody. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko deszczu.
- Komu tylko zechcesz – odparłam
dobrodusznie. - Gdzie jesteśmy?
W pobliżu naszej polanki, tylko lecimy inną drogą. Chcesz
zobaczyć, jak zieję ogniem?, zapytał, skręcając lekko w lewo. Rozejrzałam
się. Wszędzie były drzewa, wysokie, uginające się pod zielonymi liśćmi drzewa.
Takie miejsce nie potrzebowało dużego ognia do pożaru, nie wspominając o
ognistym oddechu smoka.
- Innym razem, w innym miejscu. Tu
jest za dużo drzew – wyjaśniłam mu swoje obawy.
W
takim razie nad wodą? Ominął las pod nami i znaleźliśmy się nad rzeką.
Skoro tak nalegał...
- Niech będzie – ustąpiłam, mając
nadzieję, że to bezpieczne.
Dorian zatrzymał się w powietrzu,
lekko zakołysał i nagle z jego paszczy buchnął ogień, mieniąc się wszystkimi
odcieniami czerwieni i pomarańczy. Odetchnęłam głęboko, podziwiając to
niecodzienne zjawisko. Ogień Doriana nie przypominał ogniska palonego w lesie
ani nawet pożaru. Nie wyglądał jak płomień świecy. Był... magiczny. Nierealny
na swój sposób i piękny, układał się w spirale i wzory, sięgając hen daleko. Z
moich ust wyrwało się ciche, pełne zachwytu westchnienie.
Kiedy ogień wygasł, Dorian poleciał
dalej nad lasem.
Nie
wystraszyłem cię za bardzo, pisklątko? - usłyszałam pytanie w swojej
głowie.
Uśmiechnęłam się i dotknęłam jego
skóry. Lubiłam go dotykać.
- Nie. Jestem zachwycona.
To
dobrze, stwierdził zadowolony. Po chwili ujrzałam w oddali pod nami naszą
polankę. Nasza, to tak dziwnie brzmiało. Dziwnie i przyjemnie zarazem. Dorian
obniżył lot, zbliżając się ku niej, a ja czułam się niemal zawiedziona. Podróż
na smoku spodobała mi się o wiele bardziej, niż mogłam przypuszczać. Mało tego,
czas spędzony z Dorianem podobał mi się bardziej, niż byłam gotowa przyznać.
Coraz mocniej czułam łączącą nas więź, wzajemną przynależność.
Zatoczył koło, szukając dogodnego
miejsca do lądowania. Żałowałam, że lada chwila nasza bliskość się skończy.
Przytrzymałam się go mocno, kiedy opadł na ziemię. Zaskoczyło mnie, że zrobił
to tak cicho, pomimo swych gabarytów. Poklepałam go lekko po karku i zsunęłam
się po jego boku, aż dotknęłam stopami trawy. Spojrzał na mnie, przysuwając
nieco głowę w moją stronę.
Jak
się podobało?
- Było niesamowicie. Świat z góry
wygląda zupełnie inaczej – przyznałam. - Poza tym niezły z ciebie kaloryferek –
zaśmiałam się, dotykając jego pyska.
Niezły...
co? - zdziwił się mój smok. Zachichotałam.
- To znaczy, że jesteś bardzo
ciepły.
Ach,
o to chodzi. - Spojrzał na mnie. - W
końcu jestem ognistym smokiem.
- Tak, to prawda – przyznałam. -
Pięknym smokiem.
Pogłaskałam go z czułością, która
zaskoczyła mnie samą. Stał przez chwilę nieruchomo, pozwalając mi na tę
pieszczotę.
Szkoda,
że już tak późno - odezwał się w końcu. - Chyba pora wracać, prawda?
- Spójrz na to z innej strony –
zagadnęłam. - Usiądziemy przy filiżance pysznej kawy i będzie miło.
Masz
rację. - Cofnął się kilka kroków. - W
takim razie pora na przemianę.
Skinęłam głową i odwróciłam się,
pamiętając o jego kłopocie z ubraniem.
Możesz
się przyglądać, zapewniam, że mgła pojawi się w odpowiednim momencie -
usłyszałam rozbawiony głos Doriana. Mnie wcale nie było do śmiechu.
- Nie chcę cię krępować – odparłam,
nie odwracając się.
Roześmiał się, a potem zaległa
cisza. Słyszałam jedynie szum i czasem trzask, z pewnością było to skutkiem
zmieniającego się ciała. Dźwięk łamiących się kości. Skrzywiłam się. Nie
potrafiłam nawet wyobrazić sobie, jak wielki czuł wtedy ból. Miałam ochotę
odwrócić się i go dotknąć, przynieść mu ukojenie, choć nie miałam pojęcia, jak
to zrobić. Stałam więc i nasłuchiwałam.
Dźwięk dobiegał do mnie coraz
słabszym natężeniem, aż w końcu nastała cisza, przerywana jedynie odgłosami
otaczającej nas przyrody.
- Sheilo?
Odwróciłam się, napotykając jego
oczy. Wydawał się zmęczony, ale zadowolony. Podeszłam do niego, nie czekając
ani chwili.
- Jak się czujesz?
- Świetnie. - Uśmiechnął się,
obejmując mnie w pasie. - Wracamy?
Przytaknęłam, cmoknąwszy go w
policzek.
- Tylko spakuję nasze rzeczy.
Odwrócił głowę i pocałował mnie
lekko w usta.
-
Pomogę. - Sięgnął po kosz. Zebraliśmy wszystko i umieściliśmy w koszyku. Kiedy
upewniłam się, że nic nie zostało, Dorian objął mnie ramieniem, a ja
przylgnęłam do niego z zadowoleniem. Drzewa przede mną rozmyły się i już w
następnej chwili zobaczyłam kominek i miękką kanapę w jednym z mniejszych
salonów.
- To się nazywa ekspresowa podróż –
pochwaliłam.
- Choć nie tak ekscytująca, jak na
grzbiecie smoka, prawda? - Uśmiechnął się.
Pomyślałam o naszej małej wycieczce
i wrażeniach, jakich mi dostarczyła, a potem o jego ramionach, którymi wciąż
mnie obejmował. Nie, obie opcje były bardzo ekscytujące.
- Ta też ma swoje zalety –
przyznałam z lekkim rumieńcem. Pocałował mnie najpierw w jeden policzek, potem
w drugi.
- Wspominałaś coś o
filiżance kawy? Lub czekolady?
Roześmiałam się i odebrałam mu kosz
piknikowy. Skoro mój łasuch wolał czekoladę, niech zatem będzie.
- Zaraz zrobię.
- Pójdę z tobą, a potem możemy wypić
ją w altance, co ty na to? - zaproponował. Zgodziłam się z wielką chęcią.
Chciałam zobaczyć te niezwykłe kwiaty rozkwitające tylko nocą i poczuć ich
zapach. Ruszyliśmy do kuchni, gdzie zostawiliśmy koszyk natychmiast odebrany
przez służbę. Oczywiście nie pozwolono mi zrobić czekolady, nie w obecności
Doriana, tak więc musieliśmy poczekać, aż ją przygotowano. Wzięłam dwa parujące
kubki i odwróciłam się do mojego narzeczonego. Podałam mu jeden i razem
wyszliśmy z zamku, mijając różaną alejkę. Zatrzymaliśmy się dopiero w altance,
nastrojowo oświetlonej i owianej słodkim zapachem. Zajęliśmy miejsca na ławce.
Dorian upił łyk czekolady. Zajrzałam do swojego kubka, nabierając na palce
trochę bitej śmietany. Zlizałam ją i zerknęłam na towarzysza.
- Dziękuję. To był wspaniały dzień.
Wpatrywał się przez chwilę w moje
usta, po czym zamrugał i skinął głową.
- Dla mnie także,
widziałaś mnie w postaci smoka i nie byłaś ani trochę przerażona.
- Myślałeś, że ucieknę z krzykiem? -
zapytałam rozbawiona. Bać się, phi! Kogo, mojego przyszłego męża? Wolne żarty.
- Raczej, że wyczuję strach. - Upił
łyk czekolady. - Ale go nie poczułem. - Wyciągnął dłoń i dotknął mojego
policzka. - Ty nie powinnaś się mnie bać. Nigdy.
Przykryłam jego dłoń swoją i
posłałam mu uśmiech, po czym ucałowałam wnętrze jego dłoni.
- Nie boję się. Ufam ci, nieważne
czy masz ogon i łuski, czy wyglądasz jak teraz. To ciągle ty. Mój narzeczony.
Pochylił się i pocałował mnie czule.
- Może
teraz ty pokażesz mi swoje skrzydła? - zapytał.
Podstępny smok. Najpierw mnie
rozmiękczył, a potem zapytał, pewien, że nie odmówię. Najgorszy był fakt, że
miał rację, nie chciałam odmawiać. Odstawiłam kubek z czekoladą na ławce i
wstałam. Odwróciłam się i odeszłam kilka kroków, nie pamiętałam, jak duże będą
skrzydła. Odgarnęłam włosy na ramię i bez słowa rozpięłam zamek sukienki,
pozwalając, by lekko się zsunęła i odsłoniła moje plecy. Przytrzymałam materiał
przy piersiach, nie chcąc pokazać zbyt wiele i wzięłam głęboki wdech. Zamknęłam
oczy, przyzywając cząsteczki wody obecne w pobliżu. Te zaczęły się skupiać,
tworząc drobne krople, przylegające do mojego ciała. Kropla przyciągała kroplę,
przyspieszając cały proces, by już po chwili woda uformowała się w kształt
skrzydeł. Dopiero wtedy stały się jednością z moim ciałem, przybierając formę
mięśni, ścięgien i wreszcie piór. Zerknęłam przez ramię. Dorian wstał,
przyglądając się moim skrzydłom, przeszedł z mojej prawej strony i zatrzymał
się po lewej. Wciąż nie spuszczał z nich oczu.
- Są
niesamowite. Bardzo piękne. Kształtem przypominają anielskie, ale kolor piór...
Idealnie do ciebie pasuje.
Podobały mu się. Radość zalała mnie
od wewnątrz. Naprawdę mu się podobały, widziałam to w jego oczach. Zachwyt i coś
jeszcze. Poczułam przyjemne mrowienie w brzuchu. I niżej. Zarumieniłam się,
odwracając wzrok.
- Tata mówi, że to przez geny nimfy,
że są u mnie dominujące, stąd ta barwa i sposób, w jaki je przywołuję.
- Dobrze, że nie są białe, ten kolor
o wiele bardziej mi się podoba. - Wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał moje
pióra. Zadrżałam, czując jego dotyk. Był przyjemny i niesamowicie... intymny.
Jak sekretna pieszczota. Zarumieniłam się jeszcze bardziej.
Przysunął się do mnie, wciąż
dotykając moich skrzydeł. Pocałował mnie w ramię.
- Moja śliczna nimfa.
Wstrzymałam oddech, podczas gdy moje
serce zaczęło bić jak szalone. Ten dotyk, jego oddech. O boginko.
- Cieszę się, że ci się podobają –
odezwałam się zachrypniętym głosem.
- Bardzo podobają. - Jego usta
wędrowały po mojej szyi, dłonie wciąż muskały skrzydła.
Zamknęłam oczy, bojąc się, że świat
zacznie wirować. Poddałam się jego pieszczocie bez słowa. Jego dotyk nie
przypominał niewinnej fascynacji. Udowodnił mi to, przyciągając mnie do siebie
i całując w usta. Tym razem pocałunek był intensywniejszy, a jego dłonie wciąż
dotykały moich ramion, skrzydeł, pleców, talii... miałam wrażenie, że są
wszędzie...
Słodka boginko...
Mocniej chwyciłam materiał sukienki,
nim zsunęła się na ziemię. W najśmielszych snach nie sądziłam, że widok moich
skrzydeł tak na niego podziała. Ach, no tak, to pewnie dlatego, że nie miewałam
takich snów.
Dorian przesunął usta na moje drugie
ramię, nie przestając mnie dotykać. Jego pocałunki miały w sobie coraz więcej
pasji, a mnie robiło się coraz goręcej. Potrzebowałam zimnego prysznica, już.
- Dorian... - odezwałam się, a w
każdym razie miałam nadzieję, że udało mi się wydobyć z siebie głos.
- Hm? - mruknął, całując mnie po
szyi.
Cóż, pełna współpraca. Chrząknęłam.
- Nie poniosło cię trochę...?
- Mnie? - Podniósł głowę i spojrzał
mi w oczy. Odetchnął raz, potem drugi. - Tylko się całowaliśmy, moje śliczne
pisklątko...
- Tylko? - Uniosłam brew. Ciekawe
podejście.
- Takie pieszczoty to chyba nic
złego. - Puścił mnie nagle. Zbyt nagle.
- Nie, ale to dużo dla na wpół
ubranej nimfy. Jesteś na mnie zły?
- Nie, Sheilo. - Pokręcił głową. -
Jeśli to za szybko, zwolnimy. - Spojrzał na mnie, od dołu do góry. Znów
poczułam gorąco. Sposób w jaki na mnie patrzył, krępował mnie, ale też
rozpalał. Spuściłam wzrok.
- Patrzysz na mnie jak głodny wilk
na owieczkę...
- Raczej jak smok na dziewicę. -
Uśmiechnął się i sięgnął po swój kubek z czekoladą, po czym wypił od razu cały
napój.
- Bardzo śmieszne – mruknęłam.
Skrzydła na powrót przybrały strukturę wody i chwilę potem została z nich
jedynie kałuża. - Pomożesz? - zapytałam, odwracając się do Doriana plecami.
- Bardzo ciekawy sposób na ukrycie
skrzydeł, moje pisklątko. - Poczułam pocałunek na łopatce, po czym Dorian
zasunął zamek w mojej sukience.
- Mogłabym je odparować lub
przenieść do jeziorka, ale woda nie ginie. Same wrócą tam, gdzie ich miejsce.
Odetchnęłam, czując mrowienie w
miejscach, gdzie dotknęły mnie jego usta. I tam, gdzie moje ciało chciało je
poczuć. Przedziwne, krępujące uczucie. Objął mnie w pasie i podał mi mój kubek.
- Nie dopiłaś czekolady, moje
pisklątko.
Posłusznie upiłam łyk i posłałam mu
uśmiech. Czekolada była pyszna i aromatyczna, a roztopiona bita śmietana
dodawała jej gęstości. Upiłam jeszcze łyk i oblizałam usta. Wpatrywał się we
mnie przez chwilę.
- Uroczo wyglądałaś ze śmietanką na ustach – stwierdził.
I nadal wpatrywał się we mnie tym
głodnym wzrokiem. Z głodem, który nazwał kiedyś pożądaniem. Nie wykonał żadnego
gestu, a jednak czułam jego dotyk wyraźniej niż dotychczas. Ciepło jego dłoni
wnikało w moje ciało nawet przez materiał sukienki, która nagle wydała mi się
zbyt cienka. Uniosłam kubek do ust, ale powstrzymałam się, widząc spojrzenie
Doriana. Czyżby to przemiana w smoka wyostrzyła jego pragnienie? Uczyniła
bardziej pierwotnym, a teraz on... zogniskował je na mnie. Przełknęłam ślinę.
- Jeszcze odrobinę zostało –
powiedział cicho, pochylił się i końcem języka dotknął kącika moich ust.
Ojej. Tylko ta myśl kotłowała się w
mojej głowie. Ojej, ojej, ojej. Owszem, całował mnie wiele razy, ale to...
Chrząknęłam i cofnęłam się o krok.
- Przytłaczasz mnie...
- Ja? Ciebie? - Jego wzrok zatrzymał
się na moich oczach, wyraźnie starając się nie schodzić niżej.
Cóż, to chociaż jakaś współpraca. W
niczym mi nie pomogła, ale się starał. Gdyby nie fakt, że on również silnie na
mnie działał, nie byłoby problemu. Gdyby.
- Trochę tego dużo, jak na etap, na
którym się znajdujemy – wyjaśniłam.
- Boisz się, że zajdziemy za daleko?
- zapytał.
Szczerość, powiedziałam sobie.
Wymagałam jej od niego, nie mogłam pomijać jej we własnym zachowaniu. Skinęłam
więc głową.
- Nie ufam sobie, gdy jesteś tak
blisko. Czuję rzeczy, do których nie sądziłam, że jestem zdolna. Których nie
rozumiem.
Uśmiechnął się szeroko i dotknął
delikatnie mojego policzka.
- To
wspaniale, Sheilo. Pomyśl, jakim udanym będziemy małżeństwem, jak dobrze nam
będzie razem, skoro oboje to czujemy.
- Pragnienie nie jest gwarancją
udanego małżeństwa. Jeśli ludzie mają być razem do końca życia, musi być między
nimi coś więcej. Poza tym... Ja nie wiem, co czuję. Wiem, że to coś nowego.
- Nowego, bo nigdy wcześniej nikogo
nie pragnęłaś, Sheilo. - Sięgnął po moją dłoń i splótł swoje palce z moimi. - I
podoba mi się to, co widzę w twoich pięknych oczach.
- A mnie to przeraża. - Spojrzałam
na nasze dłonie. Kiedy to wszystko tak się rozwinęło? Kiedy jego bliskość
zaczęła być dla mnie tak istotna? Uniosłam wzrok i napotkałam jego spojrzenie.
Rozpalone jak moje ciało.
- Czego się boisz, moje pisklątko?
Ciebie. Siebie. Wszystkiego, czego
nie rozumiem. Tego, co zaczynam czuć.
- Po prostu wracajmy już do środka.
Robi się chłodno.
- Dobrze. - W jego dłoni pojawił się
płaszczyk, którym mnie okrył, następnie objął mnie w pasie i ruszyliśmy alejką
w stronę zamku.
Właśnie takie drobne gesty
sprawiały, że stawał się dla mnie ważny. To jak o mnie dbał, jaki potrafił być
ciepły. Nie naciskał, nawet gdy bardzo tego chciał, to mnie pozostawiał
decyzję. Dzięki temu czułam, że jestem ważna. Że to coś więcej niż pożądanie.
Miałam nadzieję, że tak pozostanie nawet, gdy dostanie już, czego chce. Że będę
równie ważna, kiedy mu się oddam. Zakochiwałam się w nim, nie było ku temu
wątpliwości. Nie wiedziałam natomiast, co miałabym począć, gdyby stracił
zainteresowanie.
Objęłam się ramionami, ale nie
cofnął dłoni. Ani gdy szliśmy, ani gdy otwierał mi drzwi do zamku. Odprowadził
mnie pod drzwi mojej sypialni i tam się zatrzymaliśmy.
- Dziękuję za mile spędzony dzień.
- I wzajemnie, moje pisklątko. -
Pocałował mnie powoli, delikatnie.
Odwzajemniłam pieszczotę, ale nie
pozwoliłam, by przerodziła się w coś więcej. Nie tego wieczoru. Wyszeptałam
ciche dobranoc i umknęłam do sypialni. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie,
nagle dziwnie zmęczona. Dzień, który miałam za sobą, był długi i pełen wrażeń.
Zamknęłam oczy, uśmiechając się do siebie. O tak, zakochiwałam się w nim i było
to przyjemne uczucie. Jakbym nagle odnalazła jakąś zagubioną część mnie.
Uśmiechnęłam się szerzej, opadając na łóżko. Wtuliłam się w poduszkę, z ust
wyrwało mi się ciche westchnienie. Zakochałam się.
I nimfa nam się zakochała. Nawet pomimo bycia przytłoczoną przez Doriana, a może właśnie dlatego... choć na pewno przeważył lot na smoku.^^ Okazuje się, że i Sheila ma skrzydła, ciekawe kiedy ich użyje i sama gdzieś poleci.;)
OdpowiedzUsuńSheila woli pływać niż latać. ;) A sam lot na smoku to chyba trochę mało, by się z tego powodu zakochać, nie sądzisz?;)
UsuńSam w sobie tak, ale jest to jednak raczej intymne, pełne bliskości przeżycie, które łącznie z wcześniejszymi uczuciami i emocjami doprowadziło Sheilę do wieńczącego rozdział stwierdzenia.;)
UsuńSmok to jego drugie ja, nie sądzę, by uznawał to za intymne, ale byle komu nie pozwoliłby na sobie latać, no i zaufał jej, pozwalając, by była przy przemianie.
UsuńNo dla mnie to jest właśnie coś intymnego.;)
UsuńNo dobra, niech będzie. xD
UsuńLubię, gdy się ze mną zgadzasz.^^
Usuńdziekuje , Sheila naprawde go podziwia, całkiem zawrócił jej w głowiem jaet wobec niej taki troskliwy, delikatny, jak nie Dorian. jak widac spodobała mu sie jej reakcja na jego smoka , zero strachu, jesli dalej bedzie j atak traktował to tpo małżeństwo bedzie udane:)
OdpowiedzUsuńPodziwia to mocne słowo, a on jednak znalazł jej za skórę na początku znajomości, ale zdecydowanie jest oczarowana jego obecną "wersją".
UsuńZaskoczyło mnie to, że Sheila ma skrzydła :) I zadziwiające jak odmienne zachowanie prezentuje Dorian, gdy czytamy z jego punktu widzenia, a gdy czytamy z punktu widzenia Sheili. Takie różnice, że szok :)
OdpowiedzUsuńSheila jest córką anioła, jak to tak bez skrzydeł?:)
UsuńDorian bardzo się stara, by Sheila miała taki punkt widzenia, co oczy nie widzą... ;)
Fajnie, że jesteś. :)
To racja, bo jest Nefilim, ale jakoś tyle czasu nie było o tym ani słowa i jakoś tak przyjęłam, że po prostu jest jednie nimfą :)
UsuńMyślę, że w którymś momencie Sheila zawędruje tam, gdzie nie powinna i zobaczy też coś czego nie powinna ;) Bo jednak szczerą prawdą jest, że kłamstwo ma krókie nogi :)
Ja też się cieszę i żałuję, że tak długo nie byłam :)
Sheila jest jednak córką upadłego anioła, więc te skrzydła nie były wcale takie pewne.^^
UsuńCechy nimfy są u niej decydujące, tak byłoby też z inną mieszanką genów. Geny anioła są zawsze słabsze, co pomaga im ukrywać, kim są. ;) Ale skrzydła są zawsze. Stąd też anielski sztylet, który wybrał Sheilę jako nowego właściciela po zamachu na Doriana.
UsuńAzz nie ma skrzydeł, bo mu odcięli. Ma blizny. Ale to jie wpływa na Sheilę.
Kto wie, gdzie Sheilę zaprowadzi ciekawość. ;)
Grunt, że wróciłaś.:)
Jak widać, znasz anielską genetykę lepiej ode mnie, przekonałaś mnie zatem.;xD
UsuńWiesz, w fikcji literackiej jest właśnie tak, że twórca koncepcji wie o niej najwięcej. xD
UsuńBardzo dziękuję za rozdział i info. Ciąg dalszy sielanki, a ja cały czas czekam kiedy Dorian pokaże swoją prawdziwą twarz.
OdpowiedzUsuńZnaczy się wredną? Na razie bardzo się stara, by Sheila tego nie doświadczyła.
Usuńczytajac ten rozdzial nie moge sie nadziwic zmianie ich relacji jesli porownamy to co bylo na poczatku jak sie poznali a to jak zachowuja sie wzgledem siebie teraz... tylko ze Sheila robi wszystko szczerze a co do Doriana to mam watpliwosci... dziekuje bardzo:)
OdpowiedzUsuńOwszem, ich wzajemne relacje ostatnio bardzo się zmieniły;)
UsuńDorian ma konkretny cel;p A Sheila jest szczera z natury:)
Cóż za metamorfoza. Przyznam, że dzięki temu lepiej się czyta. Czarne tło i białe litery działały na mnie nieco psychodelicznie. Rozdział jak zwykle wciągający. I czy to sprawiedliwe, że niektórzy rodzą się nimfą i jeszcze mogą polatać na smoku, a niektórzy są tylko nędznymi śmiertelnikami? I Sheila ma skrzydła! Nigdy bym nie pomyślała, że jest uskrzydlona. Nie mogę się przekonać do Doriana, który jest miły i czuły. Cały czas mam wrażenie, że zaraz stanie się coś złego. I pewnie Pan Smok najchętniej zaciągnął by nimfę do swego łoża, a nie zabawiał w pikniki. Dziękuję za nowy fragment. Pozdrawiam Agnieszka :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że niesprawiedliwe, kto by nie chciał być nimfą i latać na smoku?:D
UsuńPan Smok na pewno by tak wolał, ale musi to być również decyzja Sheili:P
Wspaniały smok. Cudnie zachował się biorąc nimfę na wycieczkę podniebną. Pozdrawiam cieplutko. Beata;0
OdpowiedzUsuń